|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Nowe ruchy religijne » Świadkowie Jehowy
Świadkowie Jehowy sektą według sądu francuskiego [2] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Należy jednak zwrócić uwagę, że dla ŚJ ten wyrok nie
jest bynajmniej uspokajający. Trybunał nie uznał bowiem, że sąd francuski
naruszył w połączeniu z art. 14 także art. 6 § 1 Konwencji, który mówi o wolności
uzewnętrzniania indywidualnie lub wspólnie z innymi swego wyznania lub
przekonań przez nauczanie. Trybunał zarzucił sądowi apelacyjnemu, że jego
opinia o szkodliwości zasad wychowawczych w związku ŚJ oparta na ogólnych
spostrzeżeniach dotyczących tego związku, a nie w odniesieniu do konkretnej
sytuacji. Nie dostarczono więc, według Trybunału, bezpośrednich dowodów, że
religia matki ma rzeczywisty wpływ na wychowanie dzieci lub codzienne życie.
Ponadto sąd apelacyjny nie przeprowadził wymaganego w takich sytuacjach
wywiadu społecznego, który mógłby dostarczyć konkretnych informacji o wpływie
wyznawanych przez matkę zasad na wychowanie dzieci. Wynika z tego wniosek: sąd
nie mógł więc stwierdzić z jaką konsekwencją zasady ŚJ znajdowały realne
zastosowanie w tej rodzinie, a na podstawie abstrakcyjnej analizy doktryny ŚJ
nie można z cała pewnością orzec, że była ona stosowana z całą
konsekwencją i w jakim zakresie. Były jednak opinie samych dzieci. Być może
więc Trybunał postąpił nazbyt ostrożnie, w każdym jednak razie linia
rozumowania jest bardzo interesująca i nie zamyka bynajmniej pola do przyszłego
rozstrzygnięcia podobnej sprawy na korzyść przyznania dzieci rodzicowi niebędącemu
Świadkiem: sądy krajowe muszą jednak dokładniej zbadać sprawę i zgromadzić
więcej konkretnych dowodów na rzecz tezy, że pozostawienie dziecka na
wychowanie osobie wyznającej jehowityzm jest rozwiązaniem szkodliwym dla
rozwoju dziecka. Takie zasady pedagogiczne jak doktrynalna nietolerancja dla
innych religii, niechęć do spraw obywatelskich, zakazy uczestniczenia w „diabelskich" rozrywkach właściwych młodym ludziom, zakaz czytania
„diabelskiej" literatury, konieczność angażowania się w prozelityzm czy
wreszcie zakaz przetaczania krwi nawet w razie śmiertelnego zagrożenia -
są niewątpliwie szkodliwe w procesie wychowawczym dziecka.
Krytyka nie jest nietolerancją
Jest oczywiste, że rozrost ŚJ jest społecznie
niekorzystny: jeśli większość zostałaby Świadkami Jehowy, kto zajmowałby
się sprawami publicznymi, kto kontrolowałby w procesie demokratycznym „państwo-diabła"?
Już teraz zbliża się w Polsce do niebezpiecznej granicy za którą jest już
tylko upadek demokracji. W takiej sytuacji należy uczyć dzieci i młodzież
odpowiedzialności obywatelskiej a nie krzewić opinie o diabłach i innych
demonach od których trzeba się trzymać z daleka. Jeśli „kultura luzu"
zostałaby w tym rozkładowym dziele wsparta przez bardzo silną religię — może
to być niebezpieczne.
W naszym przypadku sposoby rosyjskie przeciwdziałania temu
są nie do przyjęcia. Delegalizacja nie jest żadnym rozwiązaniem problemu:
przygasza go, ale w środkach nieproporcjonalnych do celu. Rejestracja dużych
ruchów społecznych, które mogą być uznane za szkodliwe społecznie, ale nie
opierają swej działalności na czynach sprzecznych z prawem, jest mimo
wszystko pożądana, gdyż oznacza objęcie jakąś kontrolą publiczną tych
ruchów. Adekwatny jest jedynie taki sposób oddziaływania i przeciwdziałania,
który polega na słownej perswazji, edukacji, informowaniu. Rezerwujemy
sobie więc prawo krytyki tychże zasad religijnych. Pisanie o tym i uzasadnianie tego prawa jest niezbędne, gdyż krytyka pewnych związków
religijnych, a raczej ich zasad, jako szkodliwych społecznie, może rodzić
zarzut nietolerancji i prób dyskryminacji na tle religijnym, co zresztą — mówi
się — nie da się pogodzić z deklarowanym przywiązaniem do idei tolerancji
religijnej i rozwoju różnorodności religijnej. Krytyka taka jest jednak
przejawem czegoś zgoła innego niż nietolerancja.
Jeśli ktoś chce być członkiem krwawego kultu to próbujemy
przeciwdziałać temu, bezpośrednio dlatego, że jest to sprzeczne z prawem, a de
facto dlatego, że jest to szkodliwe społecznie. Nie można wychodzić z założenia,
że jedynie to co jest penalizowane za pomocą ustaw karnych jest szkodliwe społecznie,
bo wiadomo, że prawo karne penalizuje jedynie część czynów szkodliwych społecznie
(założenie penalizacji jako ultima ratio) a nie wszystkie. I to nie
jest wyraz nietolerancji religijnej, tylko chronienia większego dobra. Jeśli
ja uważam, że rozrost niektórych związków wyznaniowych jest szkodliwy społecznie,
to jeśli nie jest to taka szkodliwość społeczna, która jest objęta
penalizacją, pozostaje mi jedynie inny środek reakcji na nią: słowo,
krytyka. Z tego korzystam. I to też nie jest wyrazem nietolerancji.
Mogę wyjść od stwierdzenia, że przyjęcie bądź nie
przez Kowalskiego jakiegoś błędnego lub nawet szkodliwego dla niego mniemania
jest jego indywidualnym prawem i bierze za to odpowiedzialność, a przecież
nie żyjemy w systemie totalitarnym, aby wytyczać sposób myślenia jednostek.
Ale jeśli tym błędnym mniemaniem będzie trwonienie przezeń pieniędzy na
hazardzie w nadziei na szybki zysk albo zakup akcji upadającej spółki, to
faktycznie tak jest — to sprawa Kowalskiego i jego problem. Są jednak takie błędne
mniemania, które pośrednio oddziaływają na moją sytuację i jestem
zainteresowany w krytykowaniu takich mniemań Kowalskiego. Odwołajmy się do
analogii. Otóż nie uważam, że w imię swobody przekonań politycznych i całego
szeregu skonkretyzowanych konstytucyjnie i ustawowo praw i wolności
politycznych ja winienem być tolerancyjny dla tych głupców, którzy wierzą,
że Lepper ich zbawi od biedy i wywrze pomstę na domniemanych sprawcach owej
biedy. Walczę więc słownie z tymi mniemaniami, gdyż jestem przekonany, że
mogą one mieć dalekosiężne konsekwencje dla mnie i ludzi, których lubię i cenię. Podobnie z przekonaniami Kowalskiego, że zbawi go Jehowa lub Allah. Sądzę,
że jego przekonania jeśli zostaną nazbyt rozpowszechnione mogą mieć przykre
konsekwencje także dla mnie i moich znajomych, więc krytykuję to przekonanie.
Jeśli więc moja krytyka pewnych decyzji w zakresie wierzeń religijnych ma być
wyrazem zaprzeczenia idei wolności religijnej, to tak samo moja krytyka
naiwnych wyborców Leppera powinna być uznana za przejaw zaprzeczania idei praw i wolności politycznych. A że tak nie jest nie trzeba chyba szeroko wywodzić.
Zalegalizowany związek może być sektą
Na jakiej podstawie sąd uznał, że ŚJ działają „jak
sekta" i jak to się ma do kontrargumentu, że przecież „są zalegalizowaną
religią"? Otóż są to dwie różne kwestie. Pojęcie sekty nie opiera się
tutaj li tylko na kryterium formalnym, tj. fakty rejestracji lub ustawowej
regulacji, czy ilościowym, tj. ilości wyznawców. Wyznanie to może być
kwalifikowane jako sekta na podstawie kryterium materialnego. Na tę kwalifikację
mogą wpływać m.in. izolacjonizm członków od życia społecznego poza grupą,
antagonistyczne nastawienie wobec 'obcych', sposób i zakres oddziaływania na
członków i zakres wpływu grupy na ich życie, agresywny lub nachalny
prozelityzm, głoszenie skrajnych i apokaliptycznych nauk i in.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moje poglądy mogą być
kontrowersyjne, przede wszystkim dlatego, że nie spełniają wymogów political
corectness. Niestety, nigdy nie miałem ambicji, aby w tych wymogach się
mieścić.
1 2
« Świadkowie Jehowy (Publikacja: 06-10-2004 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3665 |
|