Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.416.954 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 697 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Człowiek rozsądny dostosowuje się do świata. Człowiek nierozsądny usiłuje dostosować świat do siebie. Dlatego wielki postęp dokonuje się dzięki ludziom nierozsądnym.
« Ludzie, cytaty  
Spotkanie z Profesorem Andrzejem Nowickim [2]
Autor tekstu: M. Agnosiewicz i A. Nowicki, Andrzej Rusław Nowicki

Kiedy, po tych pierwszych decyzjach podjętych w wieku 13 lat, dotyczących odejścia od religii i rozbudzenia zainteresowań religioznawczo-filozoficznych, pojawił się pierwszy zarys własnego światopoglądu?

Już w roku 1935, kiedy miałem 16 lat, właściwie fundamenty mojego światopoglądu były ustalone. Zamiast religii miałem kult wielkich twórców kultury, który buduję i rozwijam do dzisiejszego dnia. Drugi fundament to ta absolutna wolność sumienia. Trzeci fundament, który wówczas też się wyraźnie zarysował, to moja utopia społeczna, w której wszyscy ludzie są twórcami kultury. Nie ma klas społecznych, nie ma innego zróżnicowania ludzi poza jednym i zasadniczym: jedni są przede wszystkim myślicielami, drudzy przede wszystkim malarzami, inni przede wszystkim muzykami, jeszcze inni — poetami. Dlaczego pozostaję przy tych czterech kategoriach? Dlatego, że jest wyraźna podstawa podziału. Mianowicie, sztuka słowa, czyli poezja, literatura piękna, dramat, teatr. Drugie, sztuka dźwięku, to jest muzyka. Trzecie, sztuka barw, kształtu, to jest malarstwo, rzeźba, architektura. Jak powstają nowe sztuki to są zwykle związane z jedną z tych dziedzin.

Kto jednak będzie pracował, kto będzie wytwarzał środki do życia? Zanosiło się już na to wtedy, jeszcze przed rewolucją elektroniczną, że właściwie maszyny mogą wszystko przejąć, a ludzie będą tylko pilnować tych maszyn, w związku z tym, ci wszyscy ludzie, którzy pracują, nie są potrzebni gospodarce. Można więc albo bardzo radykalnie skrócić godziny pracy dla każdego, albo wprowadzić jakąś rotację, albo znajdą się ochotnicy, np. jeśli ma to być wytwarzanie dóbr materialnych, ale przy pomocy komputera, to będą tacy pracoholicy, którzy z własnej woli będą siedzieć dwanaście godzin przy komputerze.

Wspominał Pan o albumie z wielkimi twórcami kultury, jako o tym co współkształtowało Pański światopogląd. A książki?

Wrócę więc do 1932 roku, bo to jest bardzo ważna rzecz. Nasz polonista powiedział wówczas: Ważne jest nie tylko kształcenie, ale i samokształcenie, a drogą samokształcenia jest czytanie książek. Aby wam to ułatwić, wprowadzam obowiązek prowadzenia dziennika lektury. Dzienniki lektury będą co miesiąc sprawdzane. W brulionie, który będzie dziennikiem lektury, obowiązkowo trzeba wpisać trzy książki przeczytane w ciągu miesiąca. O jednej z tych książek trzeba coś napisać, coś w rodzaju własnej recenzji z tej książki. Sprawa generalnie nie powiodła się. O dzienniku lektury moi koledzy przypominali sobie dopiero na dzień przed sprawdzaniem. Wówczas pytali mnie: — Jakie książki mam wpisać? — Jakie przeczytałeś.Ale nic nie czytałem. Ja musiałem mówić każdemu co przeczytał, i co ma napisać o jednej książce. Jak się kończył rok szkolny to większość moich kolegów wyrzucała te dzienniki jako głupi wymysł profesora. Ilu je prowadziło na czterdziestu? Na pewno prowadził Kazimierz Koźniewski, potem jak przyszedł Kazimierz Dębnicki, Jerzy Korkozowicz, może zebrałoby się z dziesięciu, którzy pisali te dzienniki.

Mnie natomiast to się tak bardzo podobało, a ponieważ czytałem bardzo dużo, to wpisywałem już od pierwszego miesiąca tego obowiązku 10-15 książek miesięcznie. Poza tym, dlaczego miałem pisać uwagi o jednej tylko książce, kiedy chciało mi się napisać o wielu? Prowadziłem ten dziennik nie na dzień przed sprawdzaniem, tylko przez cały miesiąc, a potem prowadziłem ten dziennik także wtedy, gdy już miałem maturę, gdy już nikt tego nie sprawdzał. Przerwałem prowadzenie, gdy zorientowałem się, że jak będzie rewizja i jak przyjdą hitlerowcy do mojego mieszkania to zdziwią się dlaczego ja noszę inne nazwisko, a na dziennikach lektury jest inne. Nie zdecydowałem się, aby z dzienników lektury zedrzeć moje nazwisko. To było zbyt cenne. Doszedłem wobec tego w 1942 roku do 3 tysięcy wpisanych pozycji.

Tak mi się szczęśliwie udało w życiu, że prawie zawsze to co robiłem, robiłem z wewnętrznej potrzeby. Pomijam szkołę, dlatego że szkoła organizowana jest nieracjonalnie. Nasz organizm funkcjonuje prawidłowo, mózg pracuje prawidłowo, dokonuje selekcji wiadomości. Tymczasem szkoła wprowadza zamieszanie do tego, bo nie pozwala aby ten, który dojrzał do tego, mógł samodzielnie wybierać, tylko narzuca mu program. Ja uznałem, że co najmniej połowa programu to jest strata czasu.

Czy wówczas zaczęła się kształtować Pana filozofia kultury?

Dlaczego trudno na to odpowiedzieć? Jeśli dziś odkrywam jakąś nową myśl, której zdawało mi się, że u mnie nie było, to zwykle odnajduję ją u siebie w latach 30. Tyle że jeśli znajduję w swoich zeszytach z tamtych lat taką myśl, to jest tak, że wprawdzie ja to napisałem, ale nie rozumiałem tego tak, jak to dziś rozumiem. Kiedy na pewno zostałem filozofem kultury? Na pewno we Wrocławiu. Na pewno w pierwszej połowie lat 60. W latach 1963-64 było dla mnie jasne, że przede wszystkim będę zajmował się filozofią kultury i chociaż we Wrocławiu miałem katedrę Historii Filozofii, to od 1963 do 1973 przy tej katedrze utworzyłem Ośrodek Studiów nad Filozofią Kultury Włoskiego Odrodzenia.

Kiedy na Uniwersytecie Wrocławskim, zwłaszcza w 1968 r., potworzyły się gangi moczarowców [ 6 ], odkryły taką technikę jak sterroryzować całe środowisko. Jeden zostawał wyznaczony przez Partię kierownikiem instytutu, inni obejmowali egzekutywę partyjną i wtedy dwie najwyższe władze w obrębie instytutu to był dyrektor instytutu i sekretarz organizacji partyjnej. Oni między sobą ustalali całą politykę kadrową i politykę rozwoju poszczególnych katedr. To było nie do zniesienia. Dlaczego?

Trzeba zacząć od wyjaśnienia generalnej sprawy. Opozycja w Polsce popełniła w Polsce w 1968 r. pewien błąd. Mianowicie, mówiła o „dyktaturze ciemniaków", dając do zrozumienia, że tym najważniejszym ciemniakiem jest Gomułka. To spowodowało, że Gomułka, który nigdy nie przepadał za inteligencją, dostał wprost chorobliwej nienawiści do inteligencji, odebrał nam wszystkim katedry, pozbawił Uniwersytety autonomii. Dzisiaj mówi się o tym, że pozbawił paru profesorów katedry, co nie było w dziejach Polski żadną nowością, bo sanacja też pozbawiała profesorów katedry, np. prof. Stanisława Kota. Odwołano go jako przeciwnika rządzących pułkowników.

Kim był prof. Kot?

Był wybitnym historykiem reformacji, a także faktycznym przywódcą PSL, Mikołajczyk był narzędziem w jego rękach. Kot był w czasie wojny w rządzie Sikorskiego ambasadorem Polski w Związku Radzieckim, a po wojnie został ambasadorem w Rzymie, ja zaś przy ambasadorze Kocie byłem jego attaché do spraw kulturalnych i prasowych, więc poznałem Kota bardzo dobrze. Wiele godzin przespacerowaliśmy razem nad Tybrem, rozmawialiśmy o wszystkim, bardzo wiele mi opowiadał o całym swoim życiu, o sprawach politycznych, zarówno przed pierwszą wojną światową, w okresie międzywojennym, w okresie wojny oraz o kulisach w pierwszych latach Polski Ludowej.

No więc już przed wojną pozbawiano profesorów katedry. Mówi się dzisiaj tylko o tej wielkiej krzywdzie jaką zrobiono Kołakowskiemu, że odebrano mu katedrę, ale Gomułka zrobił przecież coś o wiele gorszego, bo odebrał nam wszystkim katedry. Nienawiść do Kołakowskiego i do paru innych inteligentów, np. Słonimskiego, była tak wielka, że powiedział: Znosimy wszystkie przywileje, przede wszystkim te feudalne przywileje uniwersytetu. Nie ma tak, że kiedy robotnik pracuje osiem godzin dziennie, to profesor sobie przychodzi na godzinę wykładu i wychodzi. Profesorowie też mają pracować osiem godzin dziennie. Przychodzić rano, podpisywać listę obecności, a następnie trzeba kontrolować czy siedzą i czymś się zajmują. Uniwersytet musi pracować jak fabryka. Te dotychczasowe władze uniwersyteckie oparte o tytuły naukowe, a przecież nie tytuł naukowy jest ważny a to czy ktoś się nadaje do kierowania, a więc dyrektorami instytutu będą osoby mianowane. Nie muszą być profesorami, aby rządzić profesorami, nie muszą być docentami, nie muszą mieć stopni doktorskich, może być magister, ale jeżeli jest partyjny, dobry, to on będzie kierował instytutem. I to wprowadzono. Nawet nazwa „katedra" zaczęła przeszkadzać i zmieniono: nie tam jakaś obca „katedra", ale „zakład". Będzie więc „instytut" i „zakład".

Zatem Gomułka, który miał ogromne zasługi w latach 1956-62, powinien wtedy umrzeć, no i byłby może jednym z największych Polaków. Przecież zdarzyła się rzecz zupełnie niesłychana: komunista w tajnym głosowaniu dostaje prawie 99%. Zakonnice na niego głosują, cały naród głosował za Gomułką. A potem sam to wszystko zmarnował, pokazując następcom swoim jak marnować kapitał zaufania, który otrzymali. Wszyscy, którzy rządzili w ostatnich 15 latach okazali się wiernymi uczniami Gomułki. I jaka różnica między Kwaśniewskim czy Wałęsą? Obaj pracowali nad tym, żeby zmarnować swoją popularność w kraju.

Jak te „reformy" Gomułki wpłynęły na pracę Profesora?

Nie mogłem dłużej pracować we Wrocławiu. Człowiek, który został nagle moim zwierzchnikiem nie był szanowanym przeze mnie autorytetem naukowym. Jedyną jego kwalifikacją do objęcia tego urzędu było to, że był bratem rektora uniwersytetu. Takie bezprawie było po 1968 roku. Na studentów przyszli z psami. Na wiecu w 1968 r. przemawiała zresztą moja córka, wygłaszała bojowe, opozycyjne przemówienia i niewiele brakowało, aby puszczono na nią psy, tylko mój asystent szarpnął ją za rękę i wyciągnął z sali.

Wobec tego zacząłem szukać pracy gdzie indziej. Przeniosłem się do Lublina, do UMCSu. Pierwsza rozmowa z prof. Cackowskim była o tym, jak będzie się nazywała moja katedra. Na kierownika katedry historii nowożytnej kształcił się rodowity Lublinianin Czarnecki, więc nie wypadało mu jej zabierać. Ale ja mówię: Ja chcę mieć katedrę filozofii kultury. — A to cudowne rozwiązanie, nie było żadnych przeszkód, abym ją objął.

Od kiedy można powiedzieć, że zaczęła się moja filozofia kultury. To jest udokumentowane w mojej najważniejszej pracy. W książce Spotkania w rzeczach przedstawiam w rozwinięty sposób mój system filozofii kultury. Książka jest oparta na takiej zasadzie, że najważniejsze prace z filozofii teoretycznej reprodukuję w porządku chronologicznym napisania, a następnie rozpoczynam dialog z opublikowaną przez siebie pracą. Więc ja z 1988 roku dyskutuję z tym co napisał pracę w 1966 r. „O formach obecności człowieka w kulturze" — to jest właściwie już mój program, podobnie jak w dwóch innych ówczesnych pracach: „Ateistyczna perspektywa nieśmiertelności" i „Ateistyczna filozofia kultury" [ 7 ]. Zresztą to jest zabawne, że ta praca ukazała się w miesięczniku katolickim „Życie i Myśl".


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Filozof Nowicki
Kocham to, co jeszcze nie istnieje... Rozmowa z Profesorem Andrzejem Nowickim

 Zobacz komentarze (3)..   


 Przypisy:
[ 6 ] Tzw. „partyzanci" (Moczar każde niemal zdanie zaczynał od: „Ja, jako były partyzant…") czyli „twardogłowi" i kombatanci Armii Ludowej, zwolennicy Mieczysława Moczara (były dowódca Armii Ludowej, pełnił później funkcje szefa UB, następnie ministra spraw wewnętrznych, sekretarza KC PZPR, członka Biura Politycznego i prezesa ZBoWiDu). Rywalizowali z obozem Gomułki. Prowadzili nagonkę na Żydów, sprzeciwiali się destalinizacji po 1956 r.
[ 7 ] "Ateistyczna perspektywa nieśmiertelności", Euhemer 1967, nr 1-2 (56-57), s. 45-51; „O formach obecności człowieka w kulturze", Euhemer 1968, nr 1 (67), s. 5-10; „Ateistyczna filozofia kultury", Życie i Myśl, nr 3 (165) z marca 1968, s. 15-19.

« Ludzie, cytaty   (Publikacja: 15-10-2004 Ostatnia zmiana: 23-10-2004)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Andrzej Rusław Nowicki
Ur. 1919. Filozof kultury, historyk filozofii i ateizmu, italianista, religioznawca, twórca ergantropijno-inkontrologicznego systemu „filozofii spotkań w rzeczach". Profesor emerytowany, związany dawniej z UW, UWr i UMCS. Współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Założyciel i redaktor naczelny pisma "Euhemer". Następnie związany z wolnomularstwem (w latach 1997-2001 był Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polski, obecnie Honorowy Wielki Mistrz). Jego prace obejmują ponad 1200 pozycji, w tym w języku polskim przeszło 1000, włoskim 142, reszta w 10 innych językach. Napisał ok. 50 książek. Specjalizacje: filozofia Bruna, Vaniniego i Trentowskiego; Witwicki oraz Łyszczyński. Zainteresowania: sny, Chiny, muzyka, portrety.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 52  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: W chiński akwen... Wolność w Hongloumeng
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3680 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365