|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Społeczeństwo informacyjne
Nieświęte internetowe ploteczki [1] Autor tekstu: Mirosław Kropidłowski
Był początek czerwca. Właśnie przeglądałem moją elektroniczną
skrzynkę pocztową, gdy wzrok mój padł na e-mail z załącznikiem, który
został wysłany przez mojego kolegę, Brazylijczyka, robiącego jakąś
podoktorancką specjalizację w Anglii. Z ciekawością otwarłem załącznik i aż
poczułem przebiegające mi po plecach ciarki, kiedy wzrok mój padł na tekst
oznajmujący znalezienie na Półwyspie Arabskim szkieletu
ludzkiego olbrzyma i na potwierdzające to znalezisko zdjęcia. Zaraz zacząłem
szukać podobnej informacji po różnych portalach w internecie, ale nic, nikt
niczego podobnego nie pisał. Byłem zaskoczony. Przetłumaczyłem szybko tekst i posłałem go, wraz ze zdjęciami, do księdza Adama w Polsce, osoby
duchownej, więc poinformowanej. Odpowiedź nadeszła szybko: „To z pewnością
jakiś fotomontaż, bowiem inaczej światowa prasa by już wrzała". Trochę
rozczarowany musiałem zgodzić się z jego logiką. Minęło kilka dni, kiedy
nagle, przeglądając wiadomości podawane przez poważną katolicką PIME,
wzrok mój ponownie padł na znane mi już fotografie szkieletu olbrzyma i na
jeszcze bardziej obszerniejszy, sensacyjny tekst, który zarazem informował o ukrywaniu tego ważnego znaleziska przez wojsko Arabii Saudyjskiej. Napisałem
ponownie do kolegi, ten do innego, specjalisty w informatyce i… wreszcie
dowiedzieliśmy się całej prawdy o fotomontażu i jego przyczynie.
Tymczasem
jednak nie minęło jeszcze zbyt wiele czasu od tamtego wydarzenia, kiedy pewne
zaprzyjaźnione małżeństwo, w tym inny szanowany doktor z pewnego federalnego
uniwersytetu Brazylii, napisało nam, że jeden z najbardziej popularnych napojów
gazowanych w kraju ma bardzo niebezpieczny składnik, który może spowodować
pojawienie się groźnej choroby, a sama wiadomość jest na sto procent pewna,
bowiem lekarze i naukowcy już mówią o wielu znanych im przypadkach
zachorowania. Moja żona natychmiast pobiegła do lodówki i cała zawartość
dwulitrowej butelki została wylana do zlewozmywarki. Sam, chociaż zazwyczaj
jestem sceptykiem, nie wiedziałem jednak, czy w otrzymanej wiadomości
nie ma przynajmniej części prawdy. Miałem właśnie wyjść na zakupy do dużego
sklepu i kiedy tam wchodziłem, ujrzałem pracowników, jak wypełniali lodówki
butelkami i puszkami „zabójczego" płynu. Tego już mi była za wiele. Po
powrocie do domu usiadłem przy internecie i zacząłem poszukiwać odpowiednich
informacji, a że dotychczasowe sensacje zawsze przychodziły od moich przyjaciół,
bardzo pobożnych protestantów, to zainteresowałem się zwłaszcza podobnymi
przypadkami właśnie w tego typu pobożnych środowiskach. W ten sposób odkryłem
ciekawy świat niezbyt świętej, internetowej plotki.
Pojawienie się internetu przyniosło wiele wspaniałych, użytecznych możliwości,
ale również nowego rodzaju problemy. Jednym z nich jest szybkie
rozpowszechnianie się przez internet „prawdziwych" kłamstw, inaczej „hoaxes". Jakikolwiek pomysł lub głupota wymyślona przez
czyjąś głowę w krótkim czasie może zostać rozpowszechniona po całym świecie.
Najlepszym tego przykładem może być wspomniany już „szkielet wielkoluda
znaleziony na pustyni Półwyspu Arabskiego". Mieszkając w Brazylii otrzymałem
wiadomość z Anglii, posłałem ją do Polski, inni sprawdzali ją w innych
krajach. Tymczasem sam wizerunek z artykułem miał pojawić się najpierw w „The
New Nation", gazecie z Bangladeszu, a że potwierdzały one wierzenia tych, którzy w swoim życiu kierują się prawdami z Biblii lub Koranu, to resztę możemy już
sobie wyobrazić, jak to gorliwie najbardziej pobożni chrześcijanie, z katolicką PIME i z wieloma protestanckimi stronami i pismami na czele, szybko
rozpowszechnili po świecie kłamstwo jako najszczerszą prawdę. Sam wizerunek
tej domniemanej postaci pochodził z humorystycznego konkursu fotomontażu z 2002 r., w którym
obok znalezionego szkieletu wielkoluda pokazano również „znalezienie"
resztek śmiertelnych Freda Flintstone, bohatera filmów rysunkowych, czy
„odkrycie" znaku marki „Volkswagena" wewnątrz egipskiej piramidy.
Powodem plotki często jest pobożność wiernych, którzy pragną, np.
jak to było w przypadku szkieletu wielkoluda, udowodnić prawdy zawarte w Biblii
lub z podejrzliwością patrzą na różne nowinki jako na wynalazek szatana mający
na celu oszukanie prawdziwie wiernych Chrystusowi chrześcijan. Jeszcze nie tak
dawno wielu pastorów wspominało w swoich kazaniach, co wierni rozpowszechnili po całym świecie, że zostały nagrane krzyki i jęki wychodzące z głębokości piekieł. W Stanach Zjednoczonych doszło do tego, że jedna z chrześcijańskich stacji radiowych o zasięgu ogólnokrajowym nadała owe
dźwięki „rodem z piekła" w swojej bardzo popularnej audycji. Historia miała
wyglądać mniej więcej tak: grupa rosyjskich badaczy robiąc wiercenia gdzieś
na Syberii miała odkryć, że wnętrze Ziemi jest puste. Za pomocą sondy, którą
spuszczono do środka poprzez wywierconą szczelinę, mieli oni nagrać właśnie
„odgłosy z piekła". Tymczasem wielu z głosicieli, którzy używali w swoich kazaniach i publikacjach tego argumentu, aby nawrócić grzeszników,
musiało nagle przełknąć gorzką
prawdę, że wszystko to
było zwykłą farsą
wywodzącą się z pewnego artykułu z jakiejś chrześcijańskiej gazety z Finlandii. Dowiedziano się również,
że u podstaw wszystkiego miał być wygłup pewnego młodego Norwega, Age
Rendalena, który po prostu chciał udowodnić, jak jest łatwo poprzez wierzących
chrześcijan rozpowszechnić po całym świecie nawet najśmieszniejszy, ale
„pobożny" wymysł.
Inna historia jest dosyć podobna. Chodzi o biblijny opis z Księgo
Jozuego, z jego 10 rozdziału, w którym mowa jest, że Jozue, przywódca Żydów,
widząc, iż jego ludzie zaczynają zwyciężać bitwę poprosił Boga, aby
ten wstrzymał słońce, by poprzez przedłużenie światła dnia odnieść
ostateczne zwycięstwo. W taki oto sposób miało zabraknąć w historii jednego
obrotu ziemi wokół własnej osi, czyli czasu jednej doby. Tymczasem nagle
wybuchła wspaniała wiadomość, że naukowcy z poważnej amerykańskiej
agencji badającej przestrzeń kosmiczną, z NASA, podczas badań dotyczących
pozycji słońca, księżyca i planet w różnych minionych wiekach, mieli odkryć,
iż rzeczywiście w historii otaczającego nas wszechświata brakuje jednego
dnia. Źródłem tej „nowiny" była książka z 1936 r. autorstwa
Harry’ego Rimmera, gdzie autor powołuje się na jeszcze starszą pozycję
wydrukowaną w 1890 r. przez pewnego profesora Uniwersytetu w Yale, USA. W latach sześćdziesiątych XX wieku historia o brakującym dniu w historii była
już powszechnie znana i głoszona. Harold Hill, pisarz i prezes „Curtis
Engine Company" uczył o nim swoich uczniów. Po ukazaniu się wiadomości w pewnej gazecie w Stanie Indiana, w USA, zaczęto ją rozpowszechniać jeszcze
gorliwiej, zwłaszcza w pismach wydawanych przez grupy chrześcijańskie i w najróżniejszych
kazaniach różnych głosicieli. Wielu w to wierzy po dziś dzień. Nawet sam Hill,
chociaż przyznał się, że nie
posiada na to żadnego dowodu, nigdy nie przestał w to wierzyć, mówiąc i pisząc o tym, a nawet poświęcił dowodowi na brak dnia w historii, jako
prawdy potwierdzającej biblijny opis, cały rozdział napisanej przez siebie
książki.
Różne tego rodzaju „pobożne" plotki w kręgach ludzi wierzących
mogą często mieć dosyć poważne konsekwencje. Tak było z plotką mającą
zaalarmować chrześcijan, że wielonarodowa firma „Procter & Gamble"
(P&G), zajmująca się produkcją środków kosmetycznych i higienicznych, ma
pomagać w rozpowszechnianiu po świecie satanizmu. Wiadomość ta miała wyjść
bezpośrednio z ust samego prezesa firmy, który rzekomo w jednym z telewizyjnych
programów w USA stwierdził, że 10 procent zysków jest przeznaczonych na Kościół
Szatana. Miał on również powiedzieć, według głoszonej plotki, że wcale
nie obawia się możliwej reakcji protestantów. Już wkrótce plotka uzyskała
międzynarodowy oddźwięk i w najróżniejszych krajach świata zaczęła się
prawdziwa wyprawa krzyżowa przeciw firmie P&G i produkowanym przez nią
produktom. Dochodziło do tego, że bogobojne matki bały się nawet używać
pieluch tej marki, bowiem mówiono, że w nich znajdował się schowany
wizerunek Bestii. Oczywiście prezes firmy nigdy nie wypowiedział
zarzucanych mu słów, co potwierdziło pięciu różnych, wspomnianych w plotce
jako źródła, telewizyjnych dziennikarzy.
Podobne satanistyczne zarzuty wierni niektórych chrześcijańskich Kościołów
zaczęli robić nawet sieci McDonalda. Według nich w znaku tej firmy, w żółtej
literze "M", można wyraźnie dojrzeć trójząb szatana. Doszło do tego,
że część chrześcijańskiej młodzieży zaczęła unikać dożywiania się i spotykania przy stołach McDonalda, a nawet publicznie bojkotować produkty tej
firmy. Na pozór sama firma nie przejęła się tym faktem, przynajmniej nigdy
na ten temat nie wydała żadnego komunikatu, ale sumienia i nastawienie zrażonych
chrześcijan zostały złagodzone dopiero, kiedy na początku tego roku wdowa po
prezesie McDonalda, Rayu,
Joan Kroc, ofiarowała 1,5 miliarda dolarów protestanckiemu Kościołowi Armia
Zbawienia, który zajmuje się głoszeniem Ewangelii i wspomaganiem najbiedniejszych.
Inne ataki przeprowadzono przeciw niektórym
popularnym filmom, w tym również rysunkowym. Jeden z tych ataków został
wymierzony przeciw „Disney Corporation", którą to firmę oskarżono o rozpowszechnianie pornografii i okultyzmu. Wszystko zaczęło się w 1997 r.,
kiedy potężna Konwencja Baptystów z Południa Stanów Zjednoczonych
zaproponowała kolektywny bojkot wszystkiego: publikacji, filmów, parków
tematycznych, itd., należących do tej wielkiej korporacji. Konwencja Baptystów
reprezentowała 20 milionów wiernych, więc oddźwięk podjętej przez nią
decyzji był wielki. Powodem oskarżenia miało być pozwolenie dane przez „Disney
Corporation" homoseksualistom z Florydy na świętowanie „Gay day" w znajdującym się w tym stanie „Disney World". Użyto tam wizerunków Myszki
Mickey i Kaczora Donalda insynuując, że jakoby obydwie te postacie miały ze
sobą jakiś nieupubliczniony nigdy związek… Na reakcję nie trzeba było długo
czekać. Takie organizacje jak „Zrzeszenie Amerykańskich Rodzin", „Większość
Moralna", czy „Koalicja Chrześcijańska" poparte przez liczne Kościoły
zaczęły głosić, aby ich wierni unikali produktów Disneya. Odtąd wielu
wiernych najróżniejszych Kościołów z całego świata z podejrzliwością
spogląda na wszystko, co pochodzi od Disneya. Zwłaszcza internet został użyty
do kampanii antydisnejowskiej. Dla przykładu, film „Król Lew" został
natychmiast oskarżony o rozpowszechnianie spirytyzmu, bowiem była tam scena, w której młody książę Simba rozmawia ze swoim martwym już ojcem. Zaczęto również
głosić, że w filmie pojawia się także zniewieściały lew, a muzyka
pochodzi od ruchu New Age. Czytając wiele z protestanckich stron można
się dowiedzieć, że inny rysunkowy film, „Herkules", prowadzi dzieci do
satanizmu, w „Małej Syrence" bohaterka Ariel jest
namawiana do sprzedania duszy, aby zdobyć serce księcia, a w jednej z wież
zamka dopatrzono się nawet wyprostowanego męskiego prącia. Jeszcze inne
strony
pobożnych chrześcijan powiadają, że amerykańskie dzieci stały się agresywne
po obejrzeniu filmu „Mogli", a jakaś dziewczynka miała zerwać z siebie
ubranie podczas oglądania rysunkowego filmu „Aladyn", w którym jakoby
istniało podświadome posłanie namawiające do uprawiania seksu.
1 2 Dalej..
« Społeczeństwo informacyjne (Publikacja: 23-12-2004 Ostatnia zmiana: 07-03-2005)
Mirosław KropidłowskiUr. 1961. Przez wiele lat był misjonarzem katolickim w Afryce i w Ameryce Łacińskiej, od niedawna jest księdzem prawosławnym Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego - Patriarchatu Kijowskiego w w Brazylii. Współtworzy serwis Ekumenizm.pl. Pracuje jako zastępca dyrektora w biednej szkole publicznej na peryferiach miasta Senhor do Bonfim i pracuje społecznie wśród najuboższych dzieci swojej szkoły i regionu. Jest także inicjatorem Stowarzyszenia Misja Nadzieji i Miłości, do walki z biedą i jej konsekwencjami.Mirosław Kropidłowskli 3 października 2008 roku zmarł w Brazylii na zawał serca. Liczba tekstów na portalu: 19 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Voodoo: Zło, które działa dzięki wierze | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3842 |
|