|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Dwa listy do Andrzeja Koraszewskiego [1] Autor tekstu: Józef Kuśmierek
W
końcu lat osiemdziesiątych korespondowałem z Józefem Kuśmierkiem , dziennikarzem, który nie lubił pisać przy biurku i który przez lata błagał działaczy polskiej antykomunistycznej opozycji, żeby
zechciała zainteresować się rzeczywistością. Być może toczące się dziś
debaty polityczne warto uzupełnić głosem z przeszłości. Pierwszy z publikowanych tu listów datowany był 1 marca 1989, drugi list jest z 5 czerwca
1989. [AK]
*
„Wszyscy tutaj
onanizują się "okrągłym stołem". Propaganda rządowa wykreśliła z programów nawet muzykę ludową, cały czas antenowy poświęcony jest różnym
stołom, które się mnożą jak grzyby po deszczu. Publicyści mają swój
festiwal bełkotu. Niestety w tym narodowym onanizmie dzielnie sekunduje BBC.
Panie
Andrzeju! Stało się to, co stać się musiało. Pięćdziesięciu dziewięciu
zadufków zasiadło do stołu w kompletnej niewiedzy o sytuacji w kraju — i tak
przygotowani — szukają dla tego kraju ratunku. Rozczulający był apel strony
społecznej, by rząd teraz, zaraz, tu przy stole, przedstawił wyczerpujący
raport o stanie Polski.
Boże,
jeszcze to i do tego jeszcze raz. Ileż ja gardła zdarłem błagając Wałęsę i struktury „Solidarności", by w pierwszym rzędzie, jeszcze przed
rejestracją, przystąpić do sporządzania raportów o stanie miejsca pracy,
wydziału, wsi, fabryki, branży, aż do zbiorczego raportu czterech dziedzin:
rolnictwo, transport, energetyka plus górnictwo, ponadto służba zdrowia i szkolnictwo. Przede wszystkim same prace przy sporządzaniu takiego raportu
wniosłyby trochę rozsądku, trochę liczb i faktów do tego
dewocyjno-narodowego odpustu, jakim był Sierpień 80. Jak długo można się
zachwycać folklorem. Przy sporządzaniu raportów potrzebni byli inżynierowie i to nie ci, którzy w ramach hobby zajmują się „białymi plamami".
Ten konkretny sojusz inżynierów i robotników przełamałby te
antyinteligenckie barykady, za którymi schroniła się klasa robotnicza w Sierpniu. Byłby to sojusz na czasie i bardzo owocny. Na miejscu, w zakładzie,
każdy aktywista „Solidarności" rutynowo nienawidził inżyniera,
traktując go jako człowieka dyrekcji, a więc reżymu. Taki raport sporządził
rząd premiera Pińkowskiego, a kolejną, uładzoną wersję przedstawił rząd
premiera Jaruzelskiego. Oczywiście „Solidarność" odrzuciła ten
dokument, jako zakłamany od A do Z i w tym miejscu miała stuprocentową rację,
ale… własnego raportu nie miała. Raport rządowy został zdyskredytowany
„na wyczucie".
Teraz,
tym bubkom przy okrągłym stole wydaje się, że to „ostatnia
chwila", znów się okazuje, że strona społeczna jest pełna dobrych chęci i kompletnej ignorancji o stanie kraju. Gdyby znali tę sytuację przestaliby ględzić o „ostatniej chwili", bo ta niepostrzeżenie minęła w roku 1980. Ciągle
infantylnie mówi się o „kryzysie", a kryzys miał miejsce w roku
1976 i po tym roku to jest pogłębiająca się katastrofa i jej liczne skutki.
Panie
Andrzeju! Z tego co piszę może Pan odnieść wrażenie, że jestem
zacieklejszym wrogiem „Solidarności" niż Urban. Nie, nie jestem jej
wrogiem, ale przede wszystkim chcę być sojusznikiem ludzi myślących i działających.
Samo „myślenie" już nie wystarcza. Rozszyfrował mnie Pan dobrze,
pisząc: „Nic tak nie irytuje, jak ewidentna irracjonalność swoich."
Irracjonalność!
Przed 25 laty zajmowałem się górnictwem, a raczej jego wycinkiem, to jest
podsadzką i technologią jej stosowania, nawet dostałem nagrodę min. Nauki i Techniki. Od 25 lat nie napisałem słowa na temat górnictwa. Na dole, w kopalni ostatni raz byłem w r.1980 i to też przypadkowo. Teraz, nagle, w trzecim tygodniu obrad przy okrągłych stolikach, Zespół Górniczy
„Solidarności" przywołuje mnie jako wybitnego specjalistę i prosi,
bym ich wyciągnął z opresji, bo oni nie wiedzą czego żądać od władzy.
Mam się z nimi spotkać za dwie godziny. Przyjąłem tę propozycję, bo chcę
ich zwyczajnie zwymyślać i odesłać do wszystkich piorunów. Jak to, dorośli
ludzie, uważający siebie za przywódców, siadają do stołu, by rozstrzygać
kwestie tak ważne i do tego „w ostatniej chwili" teraz, w ten sposób
„kompletują" pakiet propozycji? I ci ludzie nie przywieźli ze sobą, z Katowic, supersprawnego intelektualnie i technicznie zespołu, który by im na
bieżąco podpowiadał. I tak niestety jest ze wszystkimi zespołami. Zespołem
rolniczym zawładnęli ci, którzy już raz rozłożyli Fundację Kościelną i to rozłożyli ją totalnie.
Panie
Andrzeju! Ostatnie siedemset dni spędziłem na wsi i w gminach. Wiedziałem, że
szykuje się katastrofa, wielka zapaść, ale sam nie myślałem, iż nastąpi
to tak szybko i tak totalnie. Chłopi wybijają już maciory, wybijają prosięta.
Rząd proponuje wolny rynek mięsem wiedząc, że tego mięsa nie ma. Nie ma i nie będzie. Nigdy nie przywiązywałem specjalnej uwagi do dziedziny, która
nazywa się psychologią społeczną (lubię liczby), ale tym razem mamy do
czynienia z ewidentnym psychologicznym załamaniem się chłopa w jego motywacji
do dalszej pracy. No bo jakże. Robotnik tupnął nogą w maju i dostał
ekwiwalent pieniężny stanowiący równowartość jednej czwartej 120
kilogramowej świni. Tupnął nogą we wrześniu i dostał dodatkowo
dalszą jedną drugą świni. Miesięcznie!!! Teraz w Ostrowcu tupnęli w lutym i dostali ekwiwalent na całą świnię wagi 120 kilogramów. Jakże to!
Wystarczy trochę pohałasować i dostaje się do łapy pieniąchy wystarczające
na zakup dwunastu świń rocznie. Ja wiem, że jest inflacja, że wzrosły
koszty utrzymania, ale wzrosły także koszty utrzymania tej świni. W co ma
tupać chłop, by Pan Bóg zesłał mu dwanaście świń rocznie, już
wypasionych, już gotowych do sprzedaży, aby dorównać robotnikowi w jego
wykrzyczanych zdobyczach socjalnych. Na pewno nie będzie tupać w ziemię, a w
niebo za wysoko. Postanowił więc kopnąć maciorę i niech się dzieje co
chce. Mieliśmy w zeszłym roku ekstra 1.300 tysięcy świeżutkich ugorów.
Zmniejszamy i tak nikłą produkcję traktorów o jedną trzecią — wiadomo,
kryzys! Ile milionów hektarów ugorów przybędzie w roku gospodarczym 1989/90?
(...) Z takiego chaosu nigdy nie rodziła się demokracja. W takich
nastrojach pluralizm nie ma szans, chociaż traktujemy go jak magiczne zaklęcie.
Świat i tak potoczy się dalej.
Oczekując
na Pańskie listy, łączę wyrazy przyjaźni
Józef
Kuśmierek
P.S. Na pewno dotrze do
Was burza, jaką wywołałem artykułem o konieczności likwidacji stoczni w Polsce, oczywiście uzasadniając to inaczej niż Rakowski. Niestety, stosujemy
wszyscy wobec siebie leninowską zasadę — kto nie z nami, ten przeciw nam. Uważam,
że trzeba więcej będzie poświęcić niż stocznie."
*
List z piątego czerwca
1989:
„Te
44 dni przez Polskę od Suwałk poprzez Wałbrzych, Świdnicę, Słupsk i Gdańsk
dało mi w kość. Planowałem pisanie listu do Pana natychmiast po wylądowaniu,
nawet przed oddaniem głosu w pierwszych "wolnych wyborach", niestety,
musiałem poczekać 24 godziny. Zabrakło sił.
Mam
co pisać. Naładowany jestem faktami, spostrzeżeniami, refleksjami. Jak tu
zredagować tekst, gdzie wszystkie niepokoje o przyszłość — a jest się czym
niepokoić — muszą się łączyć z cholernie krytyczną oceną przeszłości.
Jak
Pan zdążył zauważyć „chwila bieżąca" interesuje mnie tylko o tyle, na ile pozwala pisać o „następnym etapie". Dla mnie to, co będzie
jest zawsze ważniejsze od tego co było. A tu krzyczeć trzeba , że wszystkie
zagrożenia i niepowodzenia, które są dopiero przed nami, mają swój rodowód w przeszłości. Idąc do przodu w zasadzie cofamy się, bo musimy odrabiać,
odwoływać, czy odszczekiwać błędy przeszłości. Zajęcie bardzo niemiłe
toteż każdy chciałby go uniknąć lub odłożyć na później.
Drogi
Panie Andrzeju, nie jestem w stanie zrelacjonować Panu tego, co widziałem w Polsce przez te 44 dni, bo sam nie wiem jak na to patrzeć i jak to oceniać.
Cyrk wyborczy, czy przebudzenie narodu? Kolejne oszustwo władzy, demonstracja
naiwności społecznej, wreszcie twarde „tak", ale inaczej. Niestety
nikt nie wie jak to „inaczej" ma wyglądać.
Panu,
siedzącemu od lat w Londynie muszę wyjaśnić termin „pyszni" i okoliczności jego narodzin. Jak Panu wiadomo, po krótkiej kwarantannie w Białołęce
latem 82, skierowano mnie do obozu w Darłówku. Dla reportera to był dar
niebios. Darłówek był obozem dla wybranych. W tym Darłówku jedno piętro
jednego z pawilonów nazywano piętrem „pysznych". Krótki pobyt w areszcie nauczył mnie jak wielką wagę trzeba przywiązywać do różnych więziennych
przezwisk, haseł i całej tej „krzywki" ludzi odizolowanych. Więzień
określa więźnia jednym przezwiskiem tak trafnie, że psycholog czy socjolog
zmarnowałby na to cały rozdział. Coś musiało w tym być, że setka ludzi
tego określonego piętra została określona „pysznymi".
Nie orientując się w układach i mając niewyparzoną gębę przy pierwszej okazji zwróciłem się do mieszkańców
tego piętra „hej, wy, pyszni". Boże jak oni się oburzyli, jak się
obrazili. Nie obraza była tu najważniejsza. Współżyjąc z innymi w obozie
byli tak odizolowani, że nawet nie wiedzieli, że pod takim przezwiskiem
egzystują. Tak ich ochrzcił cały obóz i w potocznej mowie między sobą
przezwisko „pyszni" kursowało i było przez wszystkich zrozumiałe. Cóż
za samoizolacja w odizolowanym miejscu! Patrząc
na to co się dzieje widzę, że takich „pysznych" namnożyło się u nas w kraju co niemiara. To przezwisko z Darłówka jest dalej prawidłowe — oni w dalszym ciągu są pyszni i odizolowani, z tym, że dziś to już nie komuch
ich izoluje, nie warunki konspiracji… to ich cecha charakteru. Mówię cały
czas o doradcach i ekspertach „Solidarności", a w chwili bieżącej o grupce ludzi skupionej w tak zwanym Komitecie Obywatelskim Lecha.
Refleksje,
refleksje, refleksje Panie Andrzeju. W naszej zwichrowanej społeczności samoczynnie
działa taki dziwny mechanizm — najpierw zbiera się dwóch, trzech ludzi
zatroskanych losem „biednej Ojczyzny" (to z Prusa). Jeśli zachowali
choć trochę życiowej energii, postanawiają coś
zrobić. Tworzą więc komitet, grupę inicjatywną lub coś w tym rodzaju.
Względnie szybko dobierają wśród znajomych grupę ludzi podobnie myślących,
podobnie zatroskanych i o zbliżonym statusie społecznym. Taka grupa nie
przekracza nigdy 20-50 osób i jeśli udaje się taką partię rozszerzyć do
100 osób, to ta dwudziestka pozostaje decydującym jądrem. Dla uatrakcyjnienia
swojej działalności dobierają ludzi o znanych nazwiskach, którzy zawodowo
nie mają nic wspólnego z meritum ich zatroskania i działalnością tej grupy,
ale są dobrą reklamą. Nie chciałbym obrazić tych kilku wielkich postaci
aktorskich, naprawdę wielkich na scenie, naprawdę wiele znaczących w życiu
kulturalnym, ale nie mających pojęcia o… wolnym obrocie mięsem czy mlekiem.
Znam tych ludzi, cenię tych ludzi, zachwycam się nimi, ale na Boga, niech się
nie biorą za doradzanie Wałęsie jak robić politykę. Poniosło mnie,
przepraszam.
1 2 Dalej..
« Społeczeństwo (Publikacja: 05-03-2005 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3977 |
|