Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.487.933 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 705 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Nieszczęście jest jedną z najczęstszych sytuacji, w jakich ludzie odwołują się do bogów i przodków.
 Religie i sekty » Religioznawstwo

Król - święty czy przeklęty? [2]
Autor tekstu:

Piramidy. Ale wszak Król rezydował w pałacu. Zgodziliśmy się, że Król był „mniejszym" bogiem. Bóg ma swą siedzibę w Niebie. Zauważmy przy okazji, że Niebo bywa przedstawiane na kształt królewskiego pałacu — te sale pełne złota i klejnotów… Ale i odwrotnie — pałac był odbiciem siedziby Boga. Pałac to jakby miniatura i model świata, a także jego centrum. Miejscem centralnym pałacu z kolei była sala tronowa. Tron pełen królewskich, a zarazem boskich emblematów, jak sfinks, lew, sęp, był centralnym miejscem państwa. To wszak od tego słowa: „tron", inaczej siedzisko, „stolec" wzięła się nazwa „stolica" — serce kraju. Skoro pałac ma tak ważne znaczenie, to powiedzmy wprost, że niełatwo było zbliżyć się doń komukolwiek. Lud nie miał tu wstępu. Tylko dwór oglądał króla — czy dlatego musiał umierać wraz z nim? Pałac był miejscem zakazanym, jak słynne chińskie Zakazane Miasto. To nie lud przychodził do Króla, lecz Król do ludu. Gdy nastawał czas świątKróla wynoszono na tronie — zupełnie tak, jak wynoszono posąg bóstwa w wielkich ceremoniach religijnych. Tron okrywano baldachimem, prastarym symbolem azjatyckim, oznaczającym godność osoby. Dlaczego jednak tak się działo? Otóż Król był nie tylko władcą — był „magiczny", był przedstawicielem sił, które dla zwykłego śmiertelnika mogły być groźne. W zakazie wstępu do pałacu, w zwyczaju nie oglądania królewskiego oblicza, nie wyrażała się bynajmniej królewska pycha, lecz prastary strach — Król ze swą mocą był niebezpieczny, jego wzrok mógł porazić, jego dotyk spowodować chorobę lub śmierć. Król krył się w pałacu dla dobra swych poddanych. Przynajmniej taka wydaje się pierwotna intuicja, potem zagubiona, zmieniona, zapomniana. To może dziwna myśl, aby ją przybliżyć musimy sięgnąć po… Freuda i powiedzieć kilka słów o tabu. Nie czas tu analizować dzieła „Totem i tabu", powiemy tylko o tym, co oświetli nam omawiany problem. Tabu królewskie dotyczyło nie tylko jego osoby(np. gdy wzbraniało Królowi określonych potraw), lecz także kontaktów między nim a poddanymi; i to dwojako: np. dotyk nieupoważnionej osoby mógł być niebezpieczny dla Króla, ale i odwrotnie. Także kontakt ziemi z królewską stopą mógł mieć nieobliczalne skutki — kto wie czy nie stąd wziął się zwyczaj noszenie Króla w lektyce: ziemia mogła skalać jego, ale i on ziemię. A cóż poczęłaby wspólnota z jałową ziemią...

Freud posuwa się do twierdzenia, że ceremoniał dworski, doskonale nam znany, wywodzi się właśnie z archaicznego poczucia tabu! I myśl tę potwierdza przykładem afrykańskiego obyczaju: pewne plemię uważa, że wchodząc do domu Króla można umrzeć, więc by temu zapobiec odkrywa się lewe ramię, a Król dotyka go ręką, i tak niebezpieczeństwo zostaje zażegnane. Sprytne, prawda? Potem taki gest mógł pozostać, choć nikt nie pamiętał już jego znaczenia. I rodził się ceremoniał.

A że Moc bywa dwoista, dotyk Króla mógł nie tylko szkodzić, mógł także leczyć. Wierzono, że Król, gdy dotknie chorego uleczy go, dlatego nieraz tłumy cisnęły się wokół niego, a każdy usiłował musnąć choćby królewską szatę. Jakże długo tkwią w nas takie przeświadczenia — jeszcze francuscy Kapetyngowie objeżdżali kraj „kładąc ręce" na swych chorych poddanych, jeszcze w XVIII w. angielscy królowie mieli przywilej leczenia skrofułów, zwanych z tego tytułu „królewską chorobą"!

Tak, Król był pełen Mocy. I jako taki miał określone obowiązki. W pewien sposób był zakładnikiem swego ludu. Nic dziwnego, że np. w Afryce nie każdy chciał zostać Królem, czasem trzeba było go zdobyć jakby „z łapanki"! Bo skoro to dzięki niemu rodziła ziemia, przez niego mogła nastać susza. Magia typu „podobne przez podobne" działała np. w nakazie odnoszonym do japońskich mikado: władca musiał co dzień siadywać na swym tronie nieruchomo, zachowując kamienną twarz. Po co? Ano, by zachować pokój w królestwie! Niewzruszony spokój Króla miał powodować spokój kraju. Ale zobaczmy jakie to dla Króla niebezpieczne — gdy wróg wtargnął w granice wiadomo było, że to mikado się poruszył. I wtedy wina spadała na niego. To dlatego wierzono, że Król nie może być kaleką. Rzecz nie w tym, że to „nie uchodzi", ale w tym, że kalectwo Króla groziło „kalectwem" kraju.

Ale dość na tym.

Powróćmy do kwestii dwóch kulturowych tradycji, które inaczej sytuują osobę Króla zarówno wobec wspólnoty, jak i Absolutu. Pierwszą tradycją była, jak powiedzieliśmy, prastara tradycja Świętego Króla związanego tysiącem nici z religiami Wielkiej Bogini, a potem przekształcana wraz ze zmianami systemów religijnych i społecznych. Ale wciąż pozostawała ta sama podstawa: absolutnej „sakralności" Króla. Na zachowanych płaskorzeźbach to On dokonywał religijnych obrzędów. Jednym słowem, mamy do czynienia z postacią Króla-Kapłana. Z czasem, np. w Sumerze zaczęto powoływać dwóch władców: jeden nazywał się en i to był nasz Król-Kapłan, drugi lugal i był wybieranym na czas wojny Królem-Wodzem. Z czasem ranga tego ostatniego znacznie wzrosła, a wyodrębniona kasta kapłanów zdjęła z koronowanej głowy kapłańskie obowiązki, choć jeszcze długo ślady religijnych konotacji pozostały w królewskiej tradycji. Jeszcze w Rzymie cesarz był jednocześnie najwyższym kapłanem. Jeszcze później tak bywało, tyle że w mniej wyraźnej formie.

Z kolei wzorzec Króla-Wodza, który był po prostu naczelnikiem wspólnoty, pozbawionym tak wielkiego ciężaru sacrum — to charakterystyczna postać drugiej tradycji królewskiej, przyniesionej przez plemiona Indoeuropejskie. Ciekawe, że w Indiach obie te tradycje były żywotne: jedna pochodziła od Indoaryjskich przybyszów, druga wywodziła się prawdopodobnie jeszcze z czasów wielkiej i starej Cywilizacji Indusu.

Po co o tym mówimy? Dlatego, by skonstatować, że w kulturze, która ukształtowała się w Europie dziedziczymy obydwie te tradycje. To doprawdy fascynujące prześledzić jakie archaiczne dziedzictwo objęliśmy w posiadanie! Wróćmy już z zamierzchłej przeszłości do bliższej — średniowiecznej. Nasza monarchia wykształciła się w krainie Franków. A czy nie od imienia K a r o l a Wielkiego pochodzi nasze określenie najwyższego władcy — K r ó l ? Frankowie wierzyli, że płynie w nich krew boska. Czy to nam czegoś nie przypomina? Wpierw błogosławieństwo Króla pochodziło od bóstw pogańskich, aż do VIII w., gdy odbyła się pierwsza ceremonia wyświęcenia frankońskiego władcy na Króla — teraz dzierżącego władzę z woli Boga Ojca. Oto nastąpił przełom — Król został wpisany w obręb nowej religii: chrześcijaństwa. Władca namaszczany był świętymi olejami, jak królowie izraelscy. Oleje miały napełnić go Mocą. Cały ceremoniał przypominał rytuał religijny, wzorowany był bowiem na akcie otrzymywania sakry przez biskupa. Król tak jak biskup otrzymywał pierścień i pastorał. Wiemy, że w chwili koronacji Król przybierał nowe imię — to także lokuje go po stronie sacrum, bo zmiana imienia to rzecz znamienna dla „ceremonii przejścia", w której adept porzucał stare życie, by rozpocząć nowe; zauważmy, że imię zmieniał też papież i każdy, kto wstępował do klasztoru. Stare echo pobrzmiewa również w sformułowaniu: „Jeden tylko panuje w królestwie niebieskim (...) słuszne jest zatem, aby tylko jeden, Jemu podległy, panował na ziemi". Przyznajmy, że średniowieczna koncepcja Króla jako namiestnika Boga na ziemi przypomina nam omówione wyżej wierzenia. Król nie był, co prawda bogiem jak faraon — nie mógł być, bo zmieniła się idea boga, ale działał w jego imieniu. I tutaj także przenika się nieustannie sfera świętości i świeckości. Widać to na przykładzie gestów. Przed królem przyklękano, padano na twarz - dokładnie takimi samymi gestami wyrażał swe oddanie i cześć adorant bogu. Gesty czy określenia stosowane wobec Króla przejmowano w stosunku do bóstwa, i odwrotnie — te odnoszone do boga użyczano Królowi. Średniowiecze posługiwało się tym samym kluczem. Przykładowo: przywykliśmy modlić się składając ręce, ale przecież wcześniej modlono się wznosząc otwarte dłonie ku niebu. I oto okazuje się, że gest składania rąk pochodzi z ceremoniału królewskiego: tak lennik przysięgał wierność seniorowi: składał ręce i wsuwał je w dłonie swego pana. Ta wymienność gestów wobec Boga z jednej, i Króla z drugiej strony jest bardzo znamienna. Bóg to jakby Najwyższy Senior. Nie na darmo powiada się, że Bóg jest K r ó l e m Niebios.

Idźmy dalej. Powiedzieliśmy, że Król w dawnych czasach był władcą Świata, Panem Czasu. I w średniowieczu spotkamy takie podejście. Powiedzmy tylko, że karolińska korona była ośmiokątna, a to nie jest bez znaczenia: 8 to wszak liczba wieczności; przy tym korona przedstawiać miałaNiebiańskie Jeruzalem — tęsknotę średniowiecza, model krainy doskonałej.

Mówiliśmy też, że królewski majestat oddawały monumentalne budowle. Takimi budowlami w średniowieczu były katedry, w istocie nie tyle związane z klerem, co z Królem właśnie. To on był ich najwcześniejszym fundatorem. Królewskie katedry często wznoszono w bezpośredniej bliskości świeckiej siedziby Króla, zamku, jak na Wawelu czy Hradczanach. Katedra to model świata, podobnie jak kiedyś zikkurat czy piramida. I w tym modelu niebagatelną rolę miał Król. Teraz chyba łatwiej zrozumieć dlaczego namaszczano królów w katedrze i dlaczego tu mają swe krypty, dlaczego tak dużo jest w kościołach królewskich symboli; a z drugiej strony — dlaczego użyto symboliki tronu, by przedstawić panowanie Boga.

Ale i na tym nie koniec. Król był nie tylko namiestnikiem Boga, pozostało w nim też coś"magicznego". Wierzono jak onegdaj, że Król jest w jakiś niewidzialny sposób tożsamy zarówno z siłą sakralną, jak i wspólnotą poddanych. Ludwik IX francuski zwany Świętym wierzył, że jego grzechy „przenoszą" się na wspólnotę i stąd płynęło jego wyrzeczenie się światowych uciech. Idea, że nieobyczajność Króla może mieć katastrofalne skutki przyświeca także opowieściom arturiańskich. Bo kiedy upada Kamelot, zamek będący w istocie mikromodelem świata doskonałego? Gdy jego doskonałość naruszy występna (choć piękna) miłość Lancelota i Ginewry. Tak więc celtyckie wierzenia, że „doskonałość" osoby Króla gwarantuje dobrobyt królestwa dostały się i do obyczajów, i do legend. Słynny Król Rybak, opiekun Świętego Graala nie mógł go zdobyć,był bowiem kaleką. Innym królem kaleką był irlandzki Nuada — gdy stracił rękę w bitwie musiał zrezygnować z tronu. Tu można pokusić się o dygresję. Wiemy, że średniowiecze pełne było okrutnych czynów, oślepianie czy okaleczanie wrogów nie należało do rzadkości. Dlaczego nasz Bolesław Krzywousty oślepił brata? Może pobrzmiewa tu odwieczne prawo: nie trzeba było zabijać konkurenta, ślepy, jako że kaleki i tak nie mógł zostać królem.

Ale i Indoeuropejski model Króla-Wodza wpisuje się w nasze dziedzictwo. Wojownik na bojowym koniu, z mieczem w ręku to częsty wizerunek Króla. Nawet w katedrach spotkamy symbol miecza, może najważniejszy symbol królewski w średniowieczu. Miecz, jak słynny Ekskalibur króla Artura należy do galerii „magicznych przedmiotów" i jest częstym atrybutem w legendach dotyczących prób inicjacyjnych. Bo Król to także Heros — musi dowieść, że zasłużył na to, by być Królem. Tylko Artur zdołał wyjąć miecz tkwiący w skalnej szczelinie — i to byłz n a k. Jednocześnie taki mityczny przedmiot nie tylko potwierdzał władzę, ale wręcz ją dawał, jak w przypadku króla Nimroda, budowniczego wieży Babel, któremu władzę dało odzienie ze skóry… noszone rzekomo przez samego Adama!

Nasze baśnie i legendy pełne są takich „inicjacyjnych" motywów, jak i wielu innych, o których staraliśmy siępowiedzieć w tym krótkim szkicu, idąc tropem odwiecznej, starej jak ludzkość mitologii Króla. Czytajmy baśnie, czytajmy historię i „czytajmy" gotyckie katedry...

Literatura:
1. G. Duby „Czasy katedr", Warszawa 1986.
2. M. Eliade „Traktat o historii religii", Łódź 1993.
3. W. Tyloch, Warszawa 1974


1 2 

 Zobacz także te strony:
Wiara w moc uzdrawiania królów we Francji i Anglii
 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kuros, Kora i Delfy
Wiara w moc uzdrawiania królów we Francji i Anglii

 Dodaj komentarz do strony..   


« Religioznawstwo   (Publikacja: 05-06-2002 Ostatnia zmiana: 03-05-2004)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Joanna Żak-Bucholc
Zajmuje się etnologią i religioznawstem. Publikowała m.in. w: 'ALBO albo Inspiracje Jungowskie'; 'Nie z tej ziemi'; 'Czwarty Wymiar'; 'Tytuł'.

 Liczba tekstów na portalu: 90  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Kilka uwag na marginesie poprawności politycznej oraz innych wkurzających rzeczy
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 399 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365