|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Krucjaty i gnębienie
Procesy o czary w dawnej Legnicy [1] Autor tekstu: Rosemarie Mańkowska
Gromadząc materiały do pracy na temat przestępczości wśród kobiet w dawnej Legnicy w świetle akt sądowych, zachowanych w miejscowym Archiwum Państwowym, trafiłam również na
procesy o czary. Zagadnienie to nie spotkało się dotychczas z zainteresowaniem historyków.
Tymczasem wyniki poszukiwań archiwalnych rzucić mogą na przykładzie Legnicy wiele
nowego światła na całość zagadnienia w skali śląskiej. Dlatego też uważałam
za pożyteczne tutaj je zasygnalizować. Nakłoniła mnie do tego również lektura książki
Bohdana Baranowskiego o procesach czarownic w Polsce
[ 1 ], a zwłaszcza następujące stwierdzenie: „osobnym zagadnieniem: mogą być procesy
czarownic na obecnych Ziemiach Zachodnich. Tereny te, a szczególnie Śląsk, uchodziły za
miejsca nadzwyczaj ożywionej "walki z diabłem". Przesadne mogą być wiadomości autorów
niemieckich, że na samym Śląsku spalono około 30.000 czarownic. Przypuszczać jednak można,
że liczba 15.000 do 20.000 ofiar (razem z samosądami) ponurego zabobonu na obecnych Ziemiach Zachodnich nie będzie zbyt wysoka".
[ 2 ] Otóż wobec powyższego, chociaż nawet tylko szacunkowego stwierdzenia ilości ofiar, bardzo
znamienny jest fakt, że acta criminalia miasta Legnicy, jednego z najludniejszych przecież
miast na
Śląsku, z lat 1540-1732 notują jedynie dwa wyraźne procesy o czary oraz jedną połowicznie z czarami związaną sprawę o znieważenie miejsca kaźni
[ 3 ]. Ponadto w aktach sądowych
znajdujemy tylko trzy wzmianki o przesłuchaniach delikwentek podejrzanych o czary, które to
przesłuchania dalszych następstw nie miały, oraz dwie sprawy o wróżenie
[ 4 ].
Można by przypuszczać, że poza sądami miejskimi sądy kościelne mogły również wydać szereg
wyroków w procesach o czary. Stałoby to jednak w sprzeczności z wyraźnym stwierdzeniem w wyżej powołanym dziele Baranowskiego, że od połowy XVI w. sprawy
tego rodzaju wyszły spod kompetencji sądów kościelnych i podlegały sądownictwu miejskiemu
[ 5 ].
Pierwszy proces figuruje w aktach sądów legnickich dopiero w 1615 r. Wcześniejsze
przebadane akta nie notują takowych przez okrągłe 75
lat. Pierwszy ten proces niejakiego Kolbego, o interesującym choć dosyć szablonowym
przebiegu, rozpoczął się od ujęcia złoczyńcy wraz ze wspólnikiem Krzysztofem
Schmidtem. Obaj oskarżeni byli o szereg poważnych przestępstw, jak morderstwa rabunkowe,
podpalenia, świętokradztwo. W toku śledztwa, po zastosowaniu tortur, Kolbe zeznał, że do
podpalenia wsi Rogoźnicy w powiecie Jaworskim nakłoniła go mieszkanka tejże miejscowości
niejaka Sommer, wdowa, która pragnęła w ten sposób zemścić się na mieszkańcach za zniewagę
wyrządzoną zwłokom zmarłego męża
[ 6 ]. Mąż tej kobiety mianowicie zmarł przed trzema
laty z opinią czarownika. Rzekomo powracał do wsi po śmierci jako upiór, nękając i strasząc
ludzi. Wobec tego szczątki jego zostały przez mieszkańców Rogoźnicy wykopane, przeniesione
na miejsce kaźni i tam spalone. W przekonaniu wieśniaków miało to raz na zawsze położyć kres
„straszeniu". Według zeznania Kolbego żądna zemsty wdowa Sommer miała wręczyć jego
żonie 5 talarów jako wynagrodzenie za podpalenie wsi.
Na podstawie tych zeznań przesłuchano następnie żonę Kolbego. Z początku wszystkiemu
przeczyła. Po
zastosowaniu tortur i po konfrontacji z mężem przyznała się jednak do pośrednictwa w sprawie
podpalenia. Ponieważ wspólnik Kolbego oskarżył go o czary, zeznając jakoby Kolbe miał mu opowiadać, że potrafi „z drzewa mleko wydoić",
podjęto tę sprawę w następnym przesłuchaniu.
[ 7 ] Kolbe, który z całym cynizmem przyznał się do
potwornych morderstw, zaklinał się, że oskarżenie o czary jest niesłuszne.
Następnie przesłuchano żonę Kolbego i wdowę Sommer, gdyż były poszlaki, że obie trudniły
się „czarami"
[ 8 ]. Sommer zeznała, że owszem umiała czarować,
ale nauczyła ją tego żona Kolbego, z którą dwa razy nocą wylatywała przez okno na sabat.
Pytana, kogo tam jeszcze widziała i co się tam działo, zeznała, że nie rozpoznała
nikogo, ponieważ było bardzo ciemno. Wyraźnie natomiast słyszała żonę Kolbego kilkakrotnie
wołającą kobietę nazwiskiem Kirch-Stentzelin i może z całą pewnością powiedzieć, iż ostatnia
była na sabacie i jest czarownicą.
Na sabacie czarownice wadzić się miały między sobą o to, która z nich dzięki czarom ma
najpiękniejsze bydło. W czasie kłótni Kolbe uderzyła nawet wdowę Sommer, nie zważając na to,
że przecież sama ją namówiła i zabrała ze sobą na sabat.
Na pytanie o maść czarodziejską, niezbędną do owej napowietrznej jazdy, oskarżona
zeznała, że posiadała ją żona Kolbego jako główna czarownica. Dodała jednak z pewnego
rodzaju dumą, że po Kolbe najważniejszą czarownicą była ona sama. Dalej twierdziła, że
widziała, jak Kolbe zaczarowała nocą przez okno dziecko kowala wiejskiego, które zmarło z tego powodu po kilku tygodniach. Zeznała również, iż Kolbe i Kirch-Stentzelin przed
kilku laty rozsypały proszek na podwórku niejakiego Fabiana Schubartha w tym celu, aby miał
szkodę w oborze i ze swoją żoną nie mógł mieć zdrowego potomstwa. Przyznała się również do
bliskich stosunków z diabłem.
Teraz z kolei postawiono przed sądem Kirch-Stentzelin, tak poważnie obciążoną przez
Sommer. Jej zeznania nie wniosły wiele
nowego. Przyznała się także do udziału w sabacie, stosunków seksualnych z szatanem i do
bójek z innymi czarownicami. Obdarzona jednak widocznie bujniejszą wyobraźnią, niż dwie
pozostałe
oskarżone, okrasiła swe zeznania szczegółami. W jej wersji spotkania czarownic miały odbywać
się sześć razy do roku, w największe święta kościelne, na rozstajnych drogach. Potwierdziła
zeznania oskarżonej Sommer o bójkach czarownic, dodając, że zwycięzczyni otrzymywała od
„mistrza" pieniądze i „dobre słowo".
Zapytana o znaczenie białych plam, stwierdzonych na plecach wszystkich trzech oskarżonych,
zeznała, iż w ten właśnie sposób znaczył szatan czarownice. Chwaliła się także, że posiadła tajemnicę
sporządzania maści czarodziejskiej, lecz na żądanie sądu, by podała składniki, nie potrafiła
ich wskazać, gdyż „niektórych ingrediencji dostarczył jej szatan". Przyznała się,
że rozsypała szkodliwy czarodziejski proszek w obejściu Schubartha i zakopała przed progiem
jego domu przedmioty o magicznym działaniu, ponieważ Schubarth był skąpy i niechętnie udzielał biednym wsparcia. Na
wezwanie sądu podała jednak skwapliwie sposób odczynienia
tych czarów. Następnie wymieniła jeszcze trzy kobiety, rzekome współuczestniczki sabatów
czarownic.
Nastąpiło ostatnie przesłuchanie. Wszyscy oskarżeni łącznie z Kolbem przyznali się do
zarzucanych im praktyk czarodziejskich. Wdowa Sommer dorzuciła jeszcze kilka szczegółów
obciążających Kolbego zeznając, że przygrywał on czarownicom na skrzypcach, gdy tańczyły na
sabatach z szatanem. Poza tym twierdziła, iż Kolbe potrafi zamienić się w kota i że widziała
go w tej postaci wtedy, gdy spalono szczątki jej męża. Kolbe nie tylko potwierdził
prawdziwość tych zeznań, lecz z dumą zapewniał, że jego żona tańczyła z szatanem
zawsze w pierwszej parze. Wszyscy oskarżeni podali też nazwiska dalszych „czarownic",
zaklinając się na
życie i śmierć, że mówią czystą prawdę.
Chciałabym tu zwrócić uwagę na straszliwy prymityw tych zeznań. Mimo że jedynie coraz to
nowe
samooskarżenia mogły odsunąć choć na chwilę okrutne męczarnie, nawet potworny lęk przed
torturami nie potrafił tym biednym kobietom podsunąć żadnych innych tematów niż te, wokół
których krążyła ich uboga wyobraźnia w życiu codziennym: obora, choroba, płodność i ewentualnie przeżycia seksualne, choć i te dalekie
są od wszelkiej perwersji, albowiem wszystkie trzy przyznając się do stosunków
łączących je z „mistrzem" wyraźnie zaznaczyły, że zostały przez niego do nich zmuszone.
Kirch-Stentzelin, która najobszerniej rozwodziła się na ten temat, twierdziła, że doznała
więcej bólu niż rozkoszy.
Wyrok sądu z dnia 31 lipca 1615 r. skazał Kolbego na łamanie kołem i spalenie żywcem,
trzy zaś kobiety na
spalenie. [ 9 ]
Przed egzekucją w dniu 1 sierpnia przesłuchano jeszcze raz skazańców, zaklinając ich na
Boga, by nie gubili dusz niewinnych,
"ponieważ zbliża się już godzina, w której mają być prowadzeni na śmierć".
Wszyscy odwołali zeznania obciążające inne osoby. Kolbe przyznał się jedynie do cudzołóstwa z jedną z poprzednio pomówionych o czary i zeznania tego nie odwołał. Wspólniczka tego
czynu, tzw. "Czarna
Truda" została za to wyświecona z miasta, co wyraźnie odnotowane jest w aktach
sądowych. Brak w nich natomiast jakiejkolwiek wzmianki o dalszym ściganiu osób pomówionych o czary, co świadczy niewątpliwie o tym, że odwołanie oskarżenia przez skazańców w obliczu
śmierci wystarczyło, by uwolnić podejrzanych od sądowej odpowiedzialności.
Drugi proces, w 1644 r., nie miał już tak ponurego zakończenia [ 10 ]. Wdowa Anna
Vogel, zatrudniona jako niańka, została Oskarżona o czary na skutek donosu niejakiej Barbary
Körbe, służącej, która zeznała, że rozchorowała się ciężko od uroku rzuconego na nią przez
obwinioną. Według zeznań służącej przebieg wydarzeń przedstawiał się następująco: wstała
rano i zaglądnęła do obory, ponieważ zdawało jej się, że krowy są niespokojne. W mroku
panującym w oborze majaczyło coś jakby postać ludzka, w zielonej
spódnicy z czarnym obrąbkiem, takiej, jaką nosiła właśnie Anna Vogel. Przerażona zapytała:
„co ty tu robisz?". Wtedy to „coś" zaczęło się śmiać, zawołało: „skąd ty .… się tu
wzięłaś?" i rzuciło w nią stołeczkiem używanym przy dojeniu krów. Zdjęta strachem zdołała
tylko krzyknąć: „Jezu pomóż!" — co słyszeli ludzie i mogą poświadczyć. Potem wybiegła z obory, a w południe rozchorowała się ciężko.
Anna Vogel podała w przesłuchaniu, że jest wdową od 16 lat i od tego czasu służyła zawsze
wiernie i uczciwie, co można sprawdzić u jej dawnych pracodawców, których nazwiska
wymieniła. Znamienna jest wzmianka w protokole przesłuchania, że oskarżona „wycierała sobie
oczy, lecz nie widać było łez", co, jak wierzono, było jednym ze znamion czarownicy.
Pracodawczyni Barbary Körbe zeznała, że spała jeszcze, gdy nagle obudził ją krzyk: „Jezu
pomóż!" Poznała głos swojej służącej i zapytała, co się stało. Barbara odpowiedziała, że
Anna Vogel rzuciła w nią stołeczkiem do dojenia. O godzinie 12 służąca dostała tak silnego
napadu dreszczy, że domownicy myśleli, iż grozi jej śmierć. Na pytanie sądu, co może
powiedzieć o oskarżonej, odpowiedziała, że ją zna i nigdy nic złego o niej nie
słyszała.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] B. B a r a n o w s ki, Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII w.,
Łódź 1952. [ 3 ] Acta Criminalia m. Legnicy, sygn. A 161, A 159, A 174. [ 4 ] Acta Crim. m. Legnicy, sygn. A 156, A 159, A 167. [ 5 ] Baranowski, op. cit., s. 75. [ 6 ] A 159, przesłuchanie z 17 lipca 1615 r. [ 7 ] A 159, przesłuchanie z 27 lipca 1615 r. [ 8 ] A 159, przesłuchanie z 28 lipca 1615 r. « Krucjaty i gnębienie (Publikacja: 13-03-2005 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4004 |
|