|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Kicz mieszka w lodówce Autor tekstu: Ewelina Mędrala
Podobno to co nienazwane nie istnieje. Analogicznie to, co nie da się
zamknąć w żadnej definicji także istnieć nie powinno. Gdyby rzeczywiście
tak było, to moglibyśmy powiedzieć, iż nie ma czegoś takiego jak kicz,
bowiem do dnia dzisiejszego nie udało się ukuć takiej jego definicji, która
jednocześnie ogarnęłaby złożoność pojęcia i zadowoliła swą treścią
wszystkich żywo nim zainteresowanych. Nie sposób jednak nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że
kicz istnieje, żyje i ma się coraz lepiej. Mnoży się i dzieli, zatacza coraz
szersze kręgi, niepostrzeżenie wkrada się w każdy aspekt kultury i sztuki,
wszędzie go pełno… Czy to dobrze, czy źle? Zdania na ten temat są jak
zwykle mocno podzielone. Jedno jest pewne — wszystko, co dawkowane jest w ilościach
racjonalnych, krzywdy nie wyrządza. Jak jest z kiczem? Czy łykamy te kolorowe
tabletki świadomie czy też nie? Czy ich wielkość stopniowo nie wzrasta? Czy
pozwalamy zatracić się w nałogu?
Pojęcie kiczu najczęściej wiąże się z tzw. kulturą masową, kulturą
epoki industrialnej. Uznaje się, iż to właśnie w dobie modernizacji, kicz
rozwinął swe skrzydła i zaczął miłościwie panować. Jego rozwój związany
jest przede wszystkim z popularyzacją środków masowego przekazu, z ciągle
rosnącym tempem życia, a także z wytworzeniem się nowej jakości, nowej
kultury, która miejsce swe znalazła pomiędzy tzw. kulturą wysoką i niską.
Czym w takim razie jest kicz? W języku potocznym synonimem kiczu stały
się takie pojęcia jak — tandeta, parodia, badziewie, gniot, falsyfikat i wiele innych. Jest to, w dzisiejszych czasach, nie li tylko pojęcie, zjawisko,
jest to także sposób życia tzw. kiczmanów, kiczarzy, którzy hołdują owej
modzie. Kicz spłaszcza rzeczywistość, wynaturza ją, wyjaławia.
Bazuje na powielaniu stereotypów, posługuje się szablonem, matrycą, którą
ktoś kiedyś już wykorzystał, i co ważne, odniósł sukces, czyli najprościej
rzecz ujmując — powiela na ogromną, globalną skalę sprawdzone schematy. Na całym
świecie w zastraszającym tempie powstają ogromne fabryki kiczu trudniące się
jedynie seryjną produkcją, które jak na razie finansowo świetnie na tym
interesie wychodzą.
Warunkiem istnienia kiczu jest oczywiście dostęp do wyższej tradycji
kulturalnej, którą to da się przetwarzać i odpowiednio urabiać na własną
modłę. Ponieważ jednak nic nie bierze się z niczego, należy się zastanowić,
skąd tak naprawdę wzięła się ta tradycja? Czyż nie jest ona także pewnym
przetworzeniem, czyż nie została stworzona w oparciu o coś? O coś, co stanowiło
wobec niej wartość nadrzędną? Przecież nie spadła z nieba… W takim
razie, czy owa wyższa tradycja kulturalna nie jest także jakimś swoistym
kiczem, jakimś jego rodzajem?
Zawsze istniał i nadal
istnieć będzie dychotomiczny podział — na kulturę przez duże K oraz
kulturę niższą. Kiedyś podział ten był niemalże namacalny, dziś, kiedy oświata
stała się powszechnie dostępna, analfabetyzm został wyrugowany niczym czarna
ospa, prawo dla wszystkich jest jednakowe, wszyscy mamy identyczny dostęp do
wszelkich nowinek technicznych itp., granica ta gdzieś się rozmyła, niby jest,
ale mało kto ją dostrzega. Obie kultury żyją nadal obok siebie, nie są one
już jednak autonomicznymi sferami, bowiem na każdą z nich silnie oddziałuje
kultura masowa, wyciska na nich swe piętno.
Zwykło się uważać, iż wszystko było w porządku dopóki chłop
siedział na wsi, uprawiał ziemię, zajmował się rękodzielnictwem i nie w głowie
był mu wielki świat, nauki oraz obcowanie z burżuazyjną kulturą. Gdy tylko
pozwolono opuścić mu swe dotychczasowe siedlisko, gdy stworzono ku temu
odpowiednie warunki, gdy rozpoczęto procesy industrializacji i urbanizacji cała
dotychczasowa równowaga kulturowa, kolokwialnie mówiąc, wzięła w łeb. Adaptacja do
nowych warunków życia okazała się mniej bolesna niż przypuszczano, a to między
innymi dlatego, iż niemalże równolegle z masowym przybyciem ludzi ze wsi do
miast nastała era kultury popularnej. Stanowiła ona odpowiedź na niezbyt wygórowane
potrzeby zwykłego człowieka, który nie tylko rekrutował się z warstwy uważanej
dotąd za najniższą, ale także spośród mieszczaństwa, czy nawet ludzi
zaliczanych do tzw. elity.
Za ojca kultury popularnej, masowej, uważa się już Guttenberga. Oczywiście
początkowo drukowana literatura była towarem niezwykle ekskluzywnym, dostępnym
jedynie bogaczom, najczęściej snobom, którzy bardziej kolekcjonowali niż
czytali, jednak z czasem teksty drukowane weszły to powszechnego obiegu i stały
się dostępne niemalże dla każdego. Nie wszystkich jednak interesowała górnolotna
twórczość, z tej prostej przyczyny, że nie była zrozumiała dla wielu
odbiorców. Dlatego masowo zaczęto wydawać tzw. pisma kramarczne, brukowe,
skromne objętościowo broszurki, których treści zawierały przepowiednie, wróżby,
horoskopy czy prymitywnie zrobione komiksy. Popyt na tego rodzaju wydawnictwa był
ogromny. Te spośród jarmarcznych tekstów, które cieszyły się największym
„wzięciem" zostały zebrane i opublikowane przez Janusza Dunina w pozycji
„Papierowy bandyta". Prezentowany w książce kicz doby XIX wieku stał się
swoistą podwaliną do powstania współczesnych tabloidów, prasy plotkarskiej,
które podobnymi rewelacjami, z niesłabnącą intensywnością karmią społeczeństwo. Z kolei za kolebkę kultury masowej zwykło się uważać Stany
Zjednoczone. Do dziś wielu przyznaje, że to, co najlepsze przyszło właśnie z „Ameryki" — hollywoodzkie produkcje, fast food,
kult młodości, sławy i piękna, wielkie gwiazdy różnego formatu. Czym tak naprawdę imponuje nam USA? Kraj niemalże bez
historii, pozbawiony rdzennej, prawdziwej kultury, wyrosły na europejskich
tradycjach, legitymuje się jednak czymś co przyciąga większość jak magnes.
Trudno dociec, co najbardziej elektryzuje ludzi w tym kraju blichtru i światowej
potęgi. Może właśnie ta przeogromna moc, lightowy styl życia, superprodukcje filmowe bazujące na najnowocześniejszych dokonaniach techniki?
Rzadko komu, podczas wygłaszania peanów na temat USA, przyjdzie do głowy
refleksja, iż kraj ów kiczem stoi, kicz czci i jemu hołduje oraz co najważniejsze — przekazuje go dalej jak najcenniejsze dziedzictwo kulturowe. A jak sprawa kiczu wygląda w Polsce? W końcu także u nas króluje
kultura masowa i ma się całkiem dobrze… Ciężko stwierdzić od czego
się to wszystko w kraju zaczęło,
można byłoby się długo nad tym spierać. Czesław Miłosz wydając w 1958 r.
na emigracji zbiór esejów różnego autorstwa pt. „Kultura masowa" wiedział
jedno — komunizm nie jest w stanie powstrzymać procesów, które wówczas miały
miejsce w Stanach Zjednoczonych, nie jest zdolny do stworzenia wystarczająco
mocnej cywilizacji, takiej, której udałoby się powstrzymać szaloną lawinę
kultury popularnej, która zalewała kolejne kraje. Wiedział, iż nadejdzie
taki moment, w którym i Polacy będą mogli zapoznać się z tą publikacją i co najważniejsze, nie z pozycji biernego obserwatora a czynnego uczestnika owej
kultury. Jak widzimy nie mylił się.
Oczywiście nie można zakładać, iż kicz powstał wraz z narodzeniem
się kultury masowej. Istniał wcześniej, dosyć mocno zakorzeniony chociażby w wyżej wspomnianym komunizmie i jest on niezwykle ciekawy, warto jednak skupić
się na współczesnym, aktualnym kiczu. Najczęściej kicz kojarzy nam się ze złym smakiem,
brakiem gustu. I tak, kiczowate są krasnale ogrodowe i inne podobne im akcesoria o charakterze pseudozdobniczym, sztuczne kwiaty, które swego czasu zawładnęły
sercami ludzi dbających o piękny wystrój swojego najbliższego otoczenia -
piękne i zarazem praktycznie niezniszczalne. Obrazy przedstawiające zachód słońca
czy jelenie na rykowisku. Muzyka disco-polo. Można by jeszcze długo wymieniać rzeczy, zjawiska, produkcje, które
ewidentnie niemalże każdemu z nas kojarzą się z kiczem. Prawdopodobnie
skupilibyśmy się na tym, co jednoznacznie utożsamiamy z kiczem, co nie może
być niczym innym. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach
wszystko właściwie uznawane jest za kicz. Kultura masowa, to taka kultura — erzac, która
nastawiona jest tylko i wyłącznie na zysk, nie dając nic odbiorcy otrzymuje
od niego to, co dla niej najcenniejsze — pieniądze. Szukając coraz nowszych
rynków zbytu, zaczyna wytwarzać coraz prymitywniejsze towary, opatrzone
nadmierną ornamentyką, która ma zatuszować wszelkie niedostatki. Ciągle
upraszczając i tak już nieskomplikowane formy, tworzy kolejne odmiany kiczu.
Kicz ten rzadko bezpośrednio kole w oczy jak ludowe makatki czy grube na
centymetr złote kolie na szyjach dzianych dorobkowiczów,
jest czasem nawet tak zakonspirowany, iż ciężko go dostrzec. Nie mamy wątpliwości, że
filmy takie jak „Robocop" czy „Terminator"
są przykładami produkcji niskich lotów i zarazem kiczowatych, które nie mają
kompletnie żadnego przesłania, jedynie mogą nam przedstawić jak będzie wyglądał
ewentualny atak cyborgów czy innych hybryd techniki na zwykłych śmiertelników.
Czy jednak bylibyśmy skłonni przypiąć łatkę kiczu filmom chociażby sławnego
Almodovara? Tak wielu z nas utożsamia jego dorobek z dobrym, ba, najlepszym
kinem… A jednak. Reżyser ten niemalże każdy swój film opiera na
szablonie melodramatu, melodramatu z główną rolą matki. Almodovar nie kryje
swojej fascynacji tym gatunkiem, doskonale zdaje sobie sprawę, iż jest
swoistym kiczarzem. Jest świadom, że w większości swych superhitów posłużył
się zapożyczonymi chwytami, trikami, które w połączeniu z jego rzeczywistym
geniuszem przyniosły mu sławę i pieniądze, czyli to, co najważniejsze w erze
konsumpcjonizmu. Kultury masowej nikt nie jest w stanie powstrzymać. Nikt nie jest w stanie zatrzymać kiczu, który niepostrzeżenie
wkrada się w życie każdego z nas. Doszło do tego, iż otwieramy lodówkę, i widzimy GO tam, za nic ma chłód a i czasem skromność zawartości. Siedzi.
Walka z nim to potyczki z wiatrakami, bo nic nie da nawet heroiczne pozbycie się
lodówki, bo wtedy poczeka aż kupimy nową. Jesteśmy skazani na wspólne życie,
czy się nam to podoba czy nie. Należy wierzyć, że kultura
popularna nie zidiocieje do końca, chociaż wszystko na to wskazuje. Kicz to
sztuka strawiona, lecz dla coraz większej liczby żołądków źle zmielona,
papka o nieodpowiedniej konsystencji. Często się po niej niesmacznie odbija.
Jeśli przyczyną owego odbicia jest niesmak i przeświadczenie o jawnym
naigrywaniu się z naszego intelektu, to jest to zdrowa reakcja. Jeśli jednak
zapadamy na chroniczną czkawkę, to jest to objaw choroby. Zjadamy wtedy, w zależności od intensywności przypadłości odpowiednio bądź łyżeczkę bądź
wiadro cukru i na jakiś czas mamy spokój. Do następnego ataku. Nie staramy się
zlikwidować objawów i czynnie z nimi walczyć, lecz idziemy po najprostszej linii oporu, powielamy schematy znane i sprawdzone w dziedzinie pseudolecznictwa.
Nie staramy się usunąć przyczyn, lecz jedynie skutki. Współcześnie wszystko jest
kiczem, ja jestem kiczarą, ten artykuł jest kiczowaty… Na razie mamy do
czynienia z pewną hierarchicznością kiczu, w myśl której możemy powiedzieć,
że zespół Ich Troje jest bardziej kiczowaty niż Lady Punk, ale mniej od kapel
przygrywających na weselach. Obecnie niemalże wszystko polega na wybieraniu tzw.
mniejszego zła, bo jeżeli założymy, iż wszystko zostało już przetworzone
to należy szukać tego, co najmniej zmodyfikowane, a to nie lada sztuka.
Stajemy się coraz bardziej wygodni, zabiegani i zaczynamy powoli konsumować to,
co nam się podsuwa, to do czego dostęp jest najłatwiejszy. Nie ma dobrego i złego kiczu, najwyżej występują jego
niebezpieczne i mało szkodliwe odmiany. Jesteśmy skazani na obcowanie z obiema
tymi formami. To czy się na nie uodpornimy, czy zaczniemy nimi żyć zależy wyłącznie
od nas. Dopóki będzie się nam niesmacznie odbijać, będzie wszystko w porządku,
gdy jednak zapadniemy na czkawkę, będziemy musieli zdecydować, czy wybieramy
cukrowe placebo czy też szukamy innych środków na tę dolegliwość.
« Kultura (Publikacja: 08-08-2005 Ostatnia zmiana: 14-02-2006)
Ewelina Mędrala Studentka etnologii. Studiuje dwie specjalizacje - antropologiczną i folklorystyczną w filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Zainteresowania: m.in folklor, sztuka ludowa i nieprofesjonalna, kontestacja i subkultury, architektura ludowa, socjologia, kultura popularna, semiotyka kultury, ludyzm, ludyczność. Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Reality show, direct shock i co dalej? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4311 |
|