|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Kłamstwa nasze powszednie Autor tekstu: Maciej Psyk
Wiemy, że nas osaczają. Sączą się z ust polityków „przeciwnych głodnym
dzieciom", „broniących życia"
biskupów. Najczęściej — rzeczników prasowych. Przywykliśmy do ich
istnienia. Próbujemy tylko je rozszyfrować, bo rozszyfrowane przestają nam
zagrażać. To kłamstwa nasze powszednie, zadomowione w Polsce w życiu
publicznym i nie tylko. Przyjrzyjmy się im, aby stały się niegroźne.
Nie
ma w Polsce, niestety, klimatu do
sceptycznego i krytycznego myślenia. Jako dziecko pamiętam znakomity magazyn
popularno-naukowy „Sonda", który lubiłem oglądać, mimo że nie wszystko
rozumiałem. Obecnie zamiast „Sondy" mamy sondowanie ile osób szlag trafi
po obejrzeniu wiadomości o sabacie egzorcystów na Jasnej Górze. A przecież tak wychowywane dzieci są oduczane
naturalnych odruchów i reakcji czyli zdrowego rozsądku! Zaś "gdy
rozum śpi, budzą się upiory"… Ten mały przegląd to zaledwie
wierzchołek góry lodowej.
1)
"spadek wzrostu bezrobocia" — jeden z pierwszych tworów wymyślonych
przez rządy prawicowe na początku lat 90-tych o działaniu zbliżonym do
morfiny. Czyż nie lepiej powiedzieć "nastąpił spadek wzrostu bezrobocia" zamiast "nadal, dzień w dzień, zamykane są w Polsce kolejne zakłady pracy a bezrobocie osiągnęło poziom dramatu narodowego"? No pewnie, że lepiej.
Policzmy! Załóżmy, że na początku transformacji tracę straciło 100 tysięcy
osób miesięcznie. Po roku mamy 1,2 mln bezrobotnych. Gdyby nie „spadek
wzrostu bezrobocia" po 3 latach bezrobocie osiągnęłoby 3,6 mln, po 5 — 6
mln a po 10 — 12 mln. W narodzie niespełna 40-o milionowym… Jest to więc
odkrycie na miarę ekonomicznego Nobla. Co ciekawe, rząd nigdy się nie
pochwalił „wzrostem wzrostu" czegoś.
2)
"naród wybrał" — bardzo popularny wytrych, który praktycznie
zamyka dyskusję na temat wyborów (nawet poważnym naukowcom, niechcącym
narazić się obrońcom poprawności politycznej). "Naród
wybrał, sprawa zamknięta". Widocznie to
najlepsze, co mogło się zdarzyć. Przecież naród się nie myli. Tymczasem
nie myli się, ale często daje zwodzić. Badaniem trików i technik, używanych
przez polityków podczas kampanii wyborczych zajmują się: psychologia społeczna,
socjotechnika, marketing, public relations. Profesjonalny doradca polityka czyli
"spin doctor", jest w stanie
wprowadzić do parlamentu nawet zwykłą miernotę. Dla wyborców programy i „deklaracje programowe" mają minimalne znaczenie. Ładni i wyżsi zawsze
wypierają brzydkich i niższych (choć, jak to w Polsce, nie jest to regułą).
Ci z fotką z Nim tych bez tej bezcennej fotki. A panowie podpisujący się na
ulotkach "żonaty, troje dzieci, syn
Waldemar studiuje geografię" całą resztę bez tak wspaniałych atutów.
Kto nie wierzy niech poszuka na ulotce jakiegoś „jawnego singla".
3)
"demokratyczny ustrój RP" — by być wiernym
etymologii państwo można uznać za w pełni demokratyczne, jeśli partie
polityczne nie są preferowane przez system wyborczy w stosunku do innych
komitetów wyborczych. Tymczasem nie było i nie ma w Sejmie kandydatów spoza
partii politycznych (z wyjątkiem „ustawowych" dwóch Niemców) choć w każdych
wyborach parlamentarnych startują ich tysiące. Haczykiem jest próg wyborczy,
który eliminuje jednostki wybitne na rzecz ścibolenia promili przez setki
towarzyszy Szmaciaków. Idealnie demokratyczny system wyborczy wyglądałby następująco:
nie ma okręgów wyborczych, wszyscy kandydaci w kraju uszeregowani są
alfabetycznie i tylko informacyjnie podaje się jaki komitet ich wystawił (np.
Maria Szyszkowska — nr 5835, Polska Partia Pracy). Do Sejmu wchodziłoby 460
osób z największą liczbą głosów. Wszyscy prowadziliby kampanię w całym
kraju i mieli równe szanse; nie byłoby „spadochroniarzy" ani „lokomotyw
wyborczych". Co więcej — kandydatów na jedno miejsce nie byłoby 28, jak
obecnie, ale 4-5, bo „dopychacze" mający za zadanie nazbierać kilkaset głosów
po prostu by nie startowali. Cały tak wybrany parlament automatycznie stałby
się uosobieniem elity, bo z elit by się składał. Czy taki prosty i uczciwy
system wyborczy (pomijając względy techniczne) mógłby zostać przyjęty
przez nasz parlament? Zapewne nie zgodziłby się na to… demokratyczny ustrój
RP.
4)
"Jan Paweł II — Największy Moralny Autorytet Świata" -
frazes z determinacją godną lepszej sprawy powtarzany do znudzenia przez
wszystkich urzędników, od wójta Zapiecek Górnych do prezydenta Kwaśniewskiego.
Nie chodzi tu o negowanie tej opinii — nie można temu bowiem przypisać ani
prawdy ani fałszu, bo nie jest to forma zdaniowa lecz emocjonalny panegiryk.
Polskie elity przegapiły jednak myśl Lwa Tołstoja: "Wiara w autorytety powoduje, że błędy autorytetów przyjmowane są za
wzorce". Dla osób, którym myśl ta jest bliska, sama instytucja
autorytetu jest podejrzana, potencjalnie szkodliwa a w najlepszym razie -
nieznacząca. Braku autorytetów nie uznają oni za coś godnego potępienia,
ale naśladowania. Jak ujęła to prof. Barbara Stanosz: "Jeśli
upada instytucja autorytetu moralnego, to dobrze, bo to podejrzana instytucja,
zwalniająca od samodzielnego myślenia, a przy tym — w odróżnieniu od
autorytetu naukowego — niekontrolowana". Tym samym budowniczowie
kultu jednostki w Polsce znaleźli się w nad wyraz dwuznacznej sytuacji, bo
wspomniany frazes znaczy tyle, co: "Oto
człowiek, który ma być dla was ołtarzem waszego rozsądku, samodzielności i wolności".
Mało zachęcające, prawda?
5)
"reforma służby zdrowia" — coś, o czym wkrótce będzie się mówić,
że nie wiadomo co to jest, bo częściej widziano Yeti. Reform mamy całe zatrzęsienie
(prawdopodobnie od szesnastu lat nie schodzimy poniżej setki), ale ta „służby
zdrowia" jest najpopularniejsza. Codziennie, od kilkunastu lat, wszyscy
kolejni ministrowie ją reformują. Gwałcąc przy tym język polski. Bo jeśli
coś się reformuje szesnaście lat, to znaczy, że żadnej reformy nie ma i nie
wiadomo nawet czy jakaś była. To tak, jakby powiedzieć, że USA „reformują
się od ponad 200 lat". Nie mówcie o tym premierowi Marcinkiewiczowi, bo
biedak właśnie "wprowadza potrzebne
reformy".
6)
"zaciskanie pasa" — inaczej masochizm finansowy. Jednocześnie
nakaz moralny dla Polaków na wszystkie wieki wieków. Niemiecki Instytut
Ochrony Podatnika, który bada i ujawnia przypadki marnotrawstwa publicznych
pieniędzy szacuje, że urzędnicy niemieccy co roku marnują miliardy euro z podatków na bezsensowne projekty, które można było wykonać znacznie taniej
lub okazały się zgoła niepotrzebne. Łącznie urasta to do sporego odsetka
PKB, rokrocznie traconego. Jeśli tak mają się sprawy w Niemczech, to co
dopiero w Polsce? Oprócz „zwykłego" marnotrawstwa należałoby do tego
dodać straty spowodowane przez korupcję, nepotyzm i ustawione przetargi. Poza
tym zaciskanie pasa ma to do siebie, że dotyka nie tych, których powinno. W Polsce empirycznie stwierdzono, że znacznie łatwiej „oszczędzać"
zabierając studentom kilka procent zniżki na PKP niż klerowi 'sponsoring'
emerytur. Cóż począć? Trzeba „zacisnąć
pasa", bo zgaśnie Słońce i ciemności spowiją ziemię — jak wytłumaczyliby to kapłani egipscy.
W
języku polskim nie zadomowiło się niestety rozróżnienie między „oszczędzaniem" a rozsądnym gospodarzeniem. „Oszczędzać" znaczy tyle, co "używać
mniej niż potrzeba z powodu niedoboru". Rząd może np. nakazać oszczędzanie
wody w czasie suszy. Drugie znaczenie najlepiej oddaje słowo „roztropność",
choć nie ma znaczenia ekonomicznego. Właściwy sens oddaje tu zaprzeczenie -
„brak marnotrawstwa". To ogromna różnica. Ludzie roztropni rzadko kiedy
muszą oszczędzać. I odwrotnie — marnotrawcy prawie nigdy nie oszczędzają,
ponieważ twierdzą, że "nie mają z czego". Ludzie roztropni wiedzą, że znacznie lepiej wydać więcej na
przedmioty energooszczędne ponieważ taki wydatek po pewnym czasie się zwraca.
Póki jednak państwo nie będzie miało motywacji ekonomicznej do takiej
roztropności w środku zimy pośród grubego śniegu będziemy widzieli
szerokie na dwa metry pasy trawy nad rurami ciepłowniczymi, które marnotrawią
połowę energii. To znak, że znów musimy „zacisnąć pasa".
7)
"niebezpieczne sekty" — temat stary jak wakacje, bo wtedy ma się
najlepiej. Czy nowe ruchy religijne mogą być niebezpieczne? Oczywiście, że
tak. I bywają. Co więcej — niebezpieczne mogą być nawet wielkie religie.
Wszystko używane w nadmiarze albo niezgodnie z instrukcją obsługi może być
niebezpieczne. Hinduizm na przykład, poprzez pojęcie karmy, doprowadził do
sytuacji w której teologicznie usprawiedliwiony jest brak wszelkiej pomocy
potrzebującym (skoro cierpią, to znaczy, że zasłużyli na to w poprzednich
wcieleniach). Islam zaś, który powstał w kulturze skrajnie patriarchalnej nie
zmienił się pod tym względem i nadal może prowadzić do podporządkowania
kobiet oraz usprawiedliwiać przemoc wobec nich. Czy z tych powodów można ich
jednak zakazywać a choćby ograniczać ich działalność? Otóż nie, jeżeli
nie robi się tego samego za podobnie niebezpieczne skutki wobec religii dominującej. W przeciwnym wypadku nie jest to troska o nadużycia wolności religijnej
(jak twierdzą tropiciele sekt), ale dyskryminacja w czystej formie. Ta zaś
oferuje — obsesje i problemy seksualne, strach przed piekłem zamiast moralności,
ekspresowe czyszczenie sumienia w konfesjonale czy dyskryminację kobiet,
rozwodników i homoseksualistów. Jest to najbardziej ewidentne, gdy przeciwko
sektom występują dominikanie, główna siła zbrodni Świętej
Inkwizycji. Państwo Polskie oczywiście wciąż
dotuje ich działalność przeciwko konkurencji (czym dla nich są owe sekty).
8)
"Wielce Szanowny Pan Poseł" — nie tyle jest to kłamstwo, co
sposób manipulacji. Oczywiście, każdemu posłowi należy się szacunek „na
kredyt". Problem zaczyna się wtedy, gdy niektórzy z nich (głównie
„pierwszaki") legitymacją poselską wymachują z braku większych dokonań a w skrajnym przypadku traktują ją jako glejt na prowadzenie po pijanemu.
Ludzie, którzy osiągnęli samorealizację nie potrzebują zewnętrznych oznak
swojej pozycji. Chowanie się pod autorytetem Sejmu świadczy więc o pośle jak
najgorzej. Poza tym oznaki dostojeństwa, takie jak całowanie po rękach czy
prawo „pierwszej nocy" cechują społeczności niedemokratyczne a nigdy -
demokratyczne. Tym gorzej dla demokracji jeśli upowszechnią się choćby w szczątkowej formie.
9)
"dziecko poczęte" — mówiąc ironicznie, znaczy to tyle co
„moralność komunistyczna". Bardziej zaś poważnie — nie jest to opis
rzeczywistości, ale pułapka na ideologicznych oponentów. Jeśli uzna się
istnienie "dzieci poczętych" to, w następnym kroku, trzeba się opowiedzieć albo za ich "obroną"
albo "zabijaniem". Ot, i cała
sztuczka z dziedziny erystyki. Można ją zdemaskować tak oto: wszystkie dzieci w Polsce mają numer PESEL. Jeśli więc istnieją „dzieci poczęte" to
znaczy, że są dyskryminowane z powodu wieku („ujemnego"). Kto używa pojęcia
„dzieci poczęte" musi się więc opowiedzieć za przyznaniem im PESEL-a. Jeśli
tego nie zrobi — to znaczy, że „dzieci poczęte" nie istnieją.
10)
genotyp zygoty a religia — zanim coś się wyprodukuje, trzeba to
przetestować. Gdyby tę regułę wzięli sobie do serca niektórzy biskupi i „obrońcy życia" (patrz: Kłamstwo nr 9) pewnie ugryźli by się w język
zamiast mówić, że zygota jest człowiekiem,
bo posiada genotyp. Jest to oczywiście wybiórcze używanie zdobyczy nauki
do obrony religijnego zakazu aborcji. Nieskuteczne z dwóch powodów — po
pierwsze, ta sama nauka twierdzi całe mnóstwo rzeczy sprzecznych z doktryną
katolicką — np., że rozwody, onanizm i seks przedmałżeński są czymś
normalnym z czym nie należy walczyć. Jeśli „obrońca życia" nie chce
popaść w sprzeczność musi je zaakceptować ponieważ powołując się na
argument spoza religii przestał być przez nią „chroniony" (a tego, oczywiście,
nie zrobi, bo przestałby być katolikiem). Po drugie, co bodaj ważniejsze — jest to ateizacja nauki Kościoła, co dla obrońców jego nauki
jest grzechem najcięższym z możliwych. Z ortodoksyjnego religijnie punktu
widzenia aborcja nie jest grzechem póki w ciało nie wstąpi dusza (i tylko
wtedy aborcja skazuje animowany płód na piekło z powodu braku chrztu, co jest
bezpośrednim problemem teologicznym). Tymczasem wielki teolog katolicki Tomasz z Akwinu twierdził, że w początkowym stadium (do 40-go dnia w przypadku chłopców i 80-go w przypadku dziewczynek) płód nie ma duszy, więc
aborcja nie jest ani zabójstwem ani problemem teologicznym. Naukę tę
zaakceptował Sobór Wiedeński w 1312 roku. Kłamstwo nr 10 jest więc nie
tylko łatwe do rozszyfrowania (powód pierwszy), ale jest też herezją a kto
tak mówi przedkłada naukę nad stulecia tradycji chrześcijańskiej. Każdy
rozsądny katolik wycofa się więc z tego argumentu jeśli mu to uświadomić.
11)
pogrzeby płodów jako "szacunek
dla życia" — kłamstwo wyjątkowo podłe i cyniczne a jednocześnie
jawne (jako element maniactwa antyaborcyjnego). Ma oznaczać, że księża mają
więcej szacunku dla życia niż humaniści. To tak, jakby humaniści
spreparowali Biblię na swoją modłę i drukowali ją milionami, rozdając na
ulicach. Oczywiście to, że nauka katolicka prowadzi do śmierci głodowej
niemowląt w Afryce, psychoz, nerwic, rozwodów, że zmusza do wyrzeczenia się
człowieczeństwa jako źródła grzechu — o tym chwilowo musimy zapomnieć.
Jeśli ktoś tak mówi można odwołać się do poczucia wstydu, ale szanse, że
poskutkuje są raczej mizerne.
12)
nienaturalność homoseksualizmu — kolejny mit typu „pies czyli
kot"; „Nienaturalne" — czyli niewystępujące w naturze. Tymczasem
badacze odkryli, że homoseksualizm występuje także wśród zwierząt. Choć
trzeba przyznać, że tylko nieochrzczonych. Ale i to nie jest clou
odpowiedzi na ten zarzut — wszak mówią to księża, którzy robią coś jak
najbardziej "nienaturalnego", czyli żyją w celibacie. Celibat jest przyczyną
pedofilii (ponieważ kontakty z kobietami są surowo zakazane) a także poważnych
problemów psychicznych. Kościół nie ma więc w ogóle moralnego prawa
wysuwać takiego argumentu.
« Felietony i eseje (Publikacja: 05-12-2005 )
Maciej Psyk Publicysta, dziennikarz. Z urodzenia słupszczanin. Ukończył politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Od 2005 mieszka w Wielkiej Brytanii. Członek-założyciel Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz członek British Humanist Association. Współpracuje z National Secular Society. Liczba tekstów na portalu: 91 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 2 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Monachomachia po łotewsku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4512 |
|