|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
Dogville Autor tekstu: Andrzej Bajguz
W
mieście gdzie drzwi, których nie ma, otwierają się na oścież i trzaskają z hukiem, a brak ścian w domach obnaża zbliżający się absurd… Oto
Dogville — miasteczko amerykańskie z lat 30-tych ubiegłego stulecia, w którym
wszystko zdaje się być normalne. Pozornie. W mieście tym nikt nikogo nie
obdarowuje prezentami.
Główna
bohaterka — Grace, przybywa do Dogville przypadkiem. Ucieka bowiem przed
gangsterami. Mieszkańcy miasteczka, pomimo wielu wątpliwości, przyjmują do
siebie zbiega. Grace pragnie być akceptowaną i lubianą. Proponuje więc, że
będzie pomagać przy pracach w Dogville. Początkowo nikt nie przyjmuje jej
pomocy, ale okazuje się, że „jest wiele rzeczy do zrobienia, których nie
trzeba robić". Wkrótce mieszkańcy zaczynają oczekiwać od niej czegoś więcej i więcej...
A
może powinna ona na wstępie zwrócić uwagę, że tło Dogville jest czarne,
że główna ulica miasta nosi wymowną nazwę — Wiązów — jak z koszmarów z udziałem Freddiego Krugera?
Duński
reżyser filmu, Lars von Trier, niegdyś jeden ze współtwórców nowatorskiego
manifestu Dogma 95, ponownie sięgnął po coś nowego i niepopularnego. Film
został nakręcony w jednym miejscu — w wielkiej hali dźwiękowej pod
Sztokholmem. W scenerii quasi-teatralnej tych „dziewięciu rozdziałów i prologu", wszystko jest surrealistycznym „na niby": są jedynie umowne
linie: tu jest budynek, tu jest ulica, kopalnia, drzewo etc. Widz akceptuje te
warunki i nawet, gdy dokonuje się scena gwałtu w jednym z domów, wie, że
mieszkańcy Dogville tego nie zobaczą. Pomimo tego, że przecież ścian nie
ma. Bez zbędnych efektów, bez technologicznych popisów von Trier koncentruje
uwagę na psychologicznych relacjach między bohaterami. Pokazuje dramat
kobiety, ale też tego nieszczęsnego, autarkicznego, zamkniętego miasteczka.
Na
uwagę zasługuje rola Nicole Kidman, która jest filmową Grace. Znakomicie
pokazała kobietę owianą tajemnicą, będącą ofiarą, a potem katem. Zresztą
Kidman już wielokrotnie udowadniała, że potrafi doskonale wcielić się w dowolną postać. Tom (Paul Bettany) niezrealizowany
poeta, idealista, pragnie uchronić miasto przed złem, ostatecznie sam się
przyczynia się do tego zła i sprowadza wydarzenia z rozdziału dziewiątego.
To nie po raz pierwszy zabawa w utopię okazywała się antyutopią. Pozostali
aktorzy grają oszczędnie, ale sugestywnie. Głos narratora wszechwiedzącego, i może boga równocześnie?, który nie potrafił poradzić sobie ze swymi
wiernymi, skazuje siebie, jedynie, na ową wszechwiedzę? Nie jest on w stanie
zapobiec nadchodzącej porażce. Czyżby deistyczny bóg, który stworzył, ale nie ma
wpływu na świat?
Grace
jest ofiarą, nazwałbym to — ultra-chrześcijaństwa, które w wypaczonej
wersji, nakazuje „nadstawić drugi policzek", nawet wtedy, gdy ten pierwszy
jest już zropiały od ran. Grace poświęca swój policzek, a przy okazji swą
godność, ciało i całą siebie. Wybacza gwałt, niegodziwość, hipokryzję. W pewnym sensie sakralizuje to wszystko poprzez swą rolę ofiary. Jednak
gdy w ostatnim rozdziale, mówiąc eufemistycznie, „podnosi głos", gdy jej
godność się o nią upomina, widz odczuwa ulgę i takiego zakończenia
oczekuje. Skoro tak, to czy von Trier nie zadrwił z widza? Czy reagując w ów
zaplanowany przez filmowca sposób jesteśmy dobrymi chrześcijanami?
Kwestią
różnicującą Grace od jej poprzedniczek w filmach Larsa von Triera: Przełamując
fale, Idioci oraz Tańcząc w ciemnościach
jest właśnie scena finałowa Dogville. Dotychczas bohaterkami były
kobiety, które miały silnie zinternalizowane nakazy i zakazy społeczeństwa,
kultury czy religii. Do tego stopnia, że nie potrafiły wykroczyć poza sztywne
ramy zasad otoczenia. O Grace zaś w pewnym momencie upomina się jej godność,
poczucie niesprawiedliwej krzywdy i potrzeba odpowiedzi. Czy ona nada więc
charakterystyczny rys następnym bohaterkom von Triera? Czy w przyszłości będzie
kobieta wamp?
Film
kończy się ukazaniem serii czarno-białych zdjęć z twarzami prawdziwych,
zwykłych ludzi ze Stanów Zjednoczonych. Wymowne. Dogville bowiem jest również
satyrą na amerykańską małomiasteczkowość — z jej hipokryzją, pozornym
szczęściem oraz ukrytymi kompleksami i wypaczeniami.
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 26-06-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4871 |
|