|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Niepokojący smutek amerykańskiego marine [1] Autor tekstu: Caden O. Reless
Kierownictwo Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych mogło na początku lipca
bieżącego roku odetchnąć z pewną ulgą. W czerwcu 2010 r. po raz pierwszy od
długiego czasu odnotowano w Korpusie Piechoty Morskiej (United States Marine
Corps, Marines, dalej: USMC)
spadek liczby podejmowanych przez żołnierzy prób samobójczych, w tym również
tych ze skutkiem śmiertelnym.[1] Być może optymizm jest przedwczesny;
mimo to wagę najnowszych danych statystycznych trudno przecenić,
pamiętając choćby o tym, że zapobieganie samobójstwom w armii od
dłuższego czasu jest jednym z priorytetowych zadań, a problem znajduje się w centrum zainteresowania wpływowych mediów i wielu opiniotwórczych środowisk. Sprawa w wymiarze społeczno-politycznym jest bardzo delikatna, tym bardziej że Stany
Zjednoczone prowadzą aktualnie dwie bardzo kosztowne i coraz mniej popularne w kraju wojny, a przynajmniej w przypadku Afganistanu, wobec obserwowanego
zaostrzenia sytuacji, utrzymanie ilości wojsk na dotychczasowym poziomie lub
nawet jej zwiększenie wydaje się, jak na razie, nieuniknione.
Mimo
odnotowanej w czerwcu poprawy trzeba brać pod uwagę, że jeszcze w maju bieżącego
roku nasilenie zjawiska samobójstw wśród żołnierzy służby czynnej i weteranów
wcale nie napawało optymizmem, wobec czego wydawało się, że uruchomione liczne
programy doradztwa i wsparcia psychologicznego nie do końca zdają egzamin. Taki
stan rzeczy nieuchronnie stwarzał presję wywieraną ze strony mediów i opinii
publicznej tak na Departament
Obrony, jak i na samego prezydenta Obamę, który — jak wielu mu dotąd wypomina — w sprawie redukcji zaangażowania militarnego w Afganistanie i Iraku zdążył
złożyć w trakcie swojej kampanii wyborczej wiele, jak się okazało
nierealistycznych i rozpalających nadmierne nadzieje obietnic. W debatę nad
nośnym medialnie problemem zaangażowane są również środowiska weteranów
wojennych i ich rodzin, zwłaszcza że problem PTSD (zespół stresu pourazowego) i innych zaburzeń zdrowotnych, występujących u wielu zdemobilizowanych żołnierzy i weteranów, co najmniej od czasów zakończenia tzw. I wojny w Zatoce Perskiej
przestał być w Stanach Zjednoczonych wstydliwie przemilczanym tematem tabu.
Cierpienie w milczeniu nie jest już przez weteranów i ich rodziny traktowane jak
nieodłączny element żołnierskiego etosu i coraz powszechniejsza jest świadomość
prawa do odpowiedniej opieki ze strony państwa w związku z poniesionym
uszczerbkiem na zdrowiu — tak w wymiarze fizycznym, jak psychicznym i społecznym. Ze specjalnych zasiłków korzysta w tej chwili 70.000 weteranów wojny w Iraku i Afganistanie dotkniętych między innymi problemem PTSD, z ogólnej
liczby ok. 400.000 wszystkich osób do tego uprawnionych.
W
wymiarze politycznym sprawa ta „nie opłaca się" zresztą nikomu, być może poza
bardziej „gołębim" i pacyfistycznie nastawionym skrzydłem partii demokratycznej, i to nie tylko dlatego, że roszczenia byłych żołnierzy obciążają napięty budżet
federalny (monstrualny deficyt w czerwcu 2010, czyli zaledwie po ośmiu
miesiącach amerykańskiego roku budżetowego, ponownie przekroczył bilion
dolarów). Poparcie dla wojny w Afganistanie systematycznie spada. Dla demokratów z głównego nurtu i tych przechylonych bardziej na prawo stanowi to z pewnością
niełatwy orzech do zgryzienia wobec narastającego rozczarowania elektoratu,
który nie kryje frustracji z powodu niespełnionych obietnic szybkiego
sprowadzenia amerykańskich żołnierzy z powrotem do domu.[2] Dla
republikanów i ich tradycyjnie „jastrzębiego", nacjonalistyczno-religijnego
zaplecza, ale i w ogóle dla całej amerykańskiej opinii publicznej, wzrastająca
liczba samobójstw wśród żołnierzy oznacza z kolei konieczność ponownej rewizji
dehumanizującego stereotypu nieugiętego marine, który z męstwem potrafi
znosić wszelkie trudy żołnierskiego losu niezależnie od sytuacji i własnego
życiowego położenia. Co więcej, należy przypuszczać, że im szybciej ten mit
rozpadnie się na dobre, tym lepiej dla samych żołnierzy, zmagających się często z jego nadmierną presją i żyjących pod jego toksycznym urokiem.
Tymczasem
problem samobójstw w siłach zbrojnych Stanów Zjednoczonych przybiera rozmiary
bezprecedensowe na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. W pierwszym
półroczu bieżącego roku samobójstwo popełniło 22 żołnierzy Korpusu Piechoty
Morskiej, czyli znacznie więcej niż średnio w podobnym okresie w czasie trwania
wojny w Wietnamie, kiedy liczebność sił zbrojnych była dwa razy większa.
Ujawniona liczba podjętych nieudanych zamachów samobójczych w pierwszym półroczu
2010 przekroczyła setkę. Amerykańskie media, i te lokalne, i te o zasięgu
ogólnokrajowym, ponownie zawrzały od spekulacji.
Dramatyzm
sytuacji w pełni ukazują dane statystyczne zgromadzone przez Program
Zapobiegania Samobójstwom Korpusu Piechoty Morskiej (Marine Corps Suicide
Prevention Program, dalej: MCSPP) przedstawione na wykresach 1 i 2. [3] [4]
Wykres 1
ukazuje istotny wzrost liczby samobójstw w USMC zarówno w stosunku do średniej
wieloletniej, jak i w stosunku do średniej liczby samobójstw wśród cywilów. Jest
to tym bardziej wymowne, że przez ostatnie lata średnia liczba samobójstw na 100
tys. w USMC utrzymywała się znacznie poniżej średniej dla cywilów. Wyraźny trend
wzrostowy obserwuje się od roku 2008 i utrzymuje się on w ciągu ostatnich dwóch
lat. Średnia ilość samobójstw wśród żołnierzy USMC jest obecnie znacznie wyższa
nie tylko w stosunku do ilości samobójstw wśród cywilów, ale jest również
istotnie wyższa niż wieloletnia średnia dla samych żołnierzy USMC.
Odnotowywany wzrost bezwzględnej liczby samobójstw w USMC z uwzględnieniem
historii służby zobrazowany został na wykresie 2. Poprzez I-T oznaczono liczbę
samobójstw popełnionych w trakcie służby na terytorium działań wojennych (in-theater
suicides); skrót P-D odnosi się do samobójstw dokonywanych przez żołnierzy w okresie urlopowania i weteranów (post-deployment hitory), którzy brali
choć raz w życiu bezpośredni udział w działaniach wojennych; natomiast skrót N-D
(non-deployment history) oznacza tych żołnierzy USMC, którzy nie brali
bezpośredniego udziału w działaniach zbrojnych.
Z
przedstawionych danych wynika, że problem samobójstwa dotyka w największym
stopniu żołnierzy urlopowanych i weteranów, czyli te osoby, które brały udział w działaniach wojennych i ponoszą związane z tym koszty psychiczne. Paradoksalnie,
najwięcej samobójstw żołnierze popełniają nie w okresie związanym z wysokim
poziomem stresu, za jaki można by uznać czas spędzony na obszarze prowadzonych
operacji militarnych, lecz właśnie w okresie urlopowania (zazwyczaj po roku
służby żołnierzowi przysługuje ok. 15 miesięcy odpoczynku). Jest to typowe w przebiegu PTSD, gdy objawy narastają stopniowo lub ujawniają się w pełni dopiero
po pewnym czasie (nawet po kilku miesiącach). Natomiast wszyscy czterej
żołnierze ujęci w wykazie za rok 2010 w grupie in-theater suicides (I-T)
odebrali sobie życie w trakcie pobytu w Afganistanie.
Dla
lepszego uwidocznienia tej tendencji dane w wielkościach bezwzględnych zostały
ujęte procentowo. Wykres 3 przedstawia procent samobójstw dokonanych przez
żołnierzy o określonej historii służby w stosunku do całkowitej ilości
samobójstw w USMC w danym roku, przy czym dane za rok bieżący obejmują okres od
stycznia do czerwca włącznie. Wyraźnie widać, że począwszy od 2003
systematycznie rośnie ilość samobójstw dokonywanych przez żołnierzy z grupy
określanej jako post-deployment history (P-D).
Dane
przedstawione na wykresie 4 dają z kolei wyobrażenie o liczbie podejmowanych prób
samobójczych i samobójstw dokonanych na tle średniej liczby prób samobójczych w USMC w okresie od początku roku 2001 do końca pierwszego półrocza roku
bieżącego. Również z tego wykresu można odczytać bardzo szybki wzrost liczby
podejmowanych prób samobójczych, która w latach 2008 i 2009 była niemal
dwukrotnie wyższa niż na początku dekady. Podobny, choć na szczęście nie tak
dynamiczny wzrost odnotowano jeśli chodzi o liczbę samobójstw dokonanych.
Zwraca
uwagę, że wśród osób popełniających samobójstwo dominują mężczyźni. W całym roku
2009 i w pierwszym półroczu 2010 nie odnotowano ani jednego samobójstwa wśród
żołnierzy USMC płci żeńskiej. W tym samym okresie z powodu samobójstwa straciło
życie 74 mężczyzn. Co najbardziej tragiczne, dominują wśród nich osoby z najmłodszej grupy wiekowej 18-24 lata (46 przypadków w analogicznym okresie), o najmniejszym doświadczeniu i najkrótszym okresie służby. W analizowanej grupie
występuje niewielka przewaga osób niepozostających w stałych związkach (single)
nad osobami pozostającymi w związkach małżeńskich, ale liczba ofiar w obu
przypadkach jest zbliżona. Przyczyną śmierci jest najczęściej użycie broni
palnej lub powieszenie, rzadziej samookaleczenia, uduszenie, sporadycznie
przedawkowanie leków, rzucenie się pod pociąg i in. Wśród samobójców wyraźnie
dominują mężczyźni rasy białej, znacznie rzadziej osoby hiszpańskojęzyczne,
Afroamerykanie i Indianie.
W
porównaniu z rokiem ubiegłym i okresem od stycznia do maja 2010 w czerwcu
bieżącego roku odnotowano znaczący spadek liczby prób samobójczych (9
przypadków) i samobójstw dokonanych (1). Trudno jednak w tym momencie
przewidywać, czy tragiczny trend wzrostowy z ostatnich kilku lat uda się w końcu
odwrócić.
Siły
zbrojne wdrażają wprawdzie liczne programy ukierunkowane na profilaktykę i psychoedukację, a o problemie mówią wprost nawet najwyżsi rangą dowódcy, ale -
jak zwracają uwagę analitycy — równie duży problem, jak stres związany z przedłużającą się wojną, stanowią stereotypy krążące zarówno w społeczeństwie,
jak wśród samych żołnierzy i ich dowódców.
Ci, zwłaszcza młodsi stażem, często ukrywają własne trudności w przystosowaniu emocjonalnym i próbują poradzić sobie ze stresem na własną rękę.
Do najczęściej obserwowanych wśród młodych żołnierzy symptomów przedsamobójczych
należą zaburzenia snu, nadużywanie alkoholu i narkotyków, izolowanie się od
rodziny i dotychczasowych przyjaciół. Charakterystyczne jest zubożenie
repertuaru reakcji emocjonalnych, spłycenie uczuciowości, zamknięcie w sobie. Są
to skutki PTSD, czyli syndromu stresu pourazowego, zespołu zaburzeń lękowych,
rozwijającego się u osób, które doświadczyły bardzo trudnych, wstrząsających,
brutalnych wydarzeń. Umysł chorego pozostaje sparaliżowany natłokiem
makabrycznych wspomnień, przerażających myśli i koszmarnych snów. Nawet
przypadkowe słowa, przedmioty czy sytuacje mogą uruchamiać całe ciągi
halucynacji, snów na jawie, napadów lęku i paniki, co przekracza zdolności
radzenia sobie przeciętnie wrażliwego (czy też odpornego) człowieka. Osoba
cierpiąca na PTSD często sama nie rozumie swoich doznań i nie potrafi sobie z nimi poradzić.[5] To samo dotyczy rodziny chorego. Nakładają się na to
problemy z przystosowaniem do trybu zwykłego cywilnego życia, w którym nabyte
skrypty zachowań i nawykowe reakcje żołnierza stają się nieadekwatne dla
otoczenia. [6]
1 2 Dalej..
« Społeczeństwo (Publikacja: 24-07-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4910 |
|