|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Filozofia religii
Wiara a religia [2] Autor tekstu: Stanisław Obirek
Na te, wcale nie
retoryczne pytania, obserwacja dzisiejszego świata każe odpowiedzieć twierdząco.
Ale tak nie musi być. Tak przez stulenia nie było. Wystarczy wspomnieć pełne
twórczego oddziaływania na siebie trzech religii monoteistycznych -
judaizmu, chrześcijaństwa i islamu w Afryce Północnej i na Półwyspie
Pirenejskim, czy równie inspirująca współobecność różnych religii na Półwyspie
Indyjskim. Przykłady można mnożyć. Nie brak ich i współcześnie. Dialog międzyreligijny
nie jest tylko postulatem, jest rzeczywistością, która dzieje się na naszych
oczach. Jest to rzeczywistość jednak przez przywódców religijnych
marginalizowana, lekceważona, a nawet zwalczana. I tych przykładów jest
sporo.
Nie muszę dodawać,
iż każda próba zredukowania religii do przekazu katechizmowego wpisuje się właśnie w owo fatalne dziedzictwo redukujące religię do infantylnych formuł, których
wyznawcy winni się nauczyć i zapamiętać. Krytyczne myślenie przy tak pojętym
przekazie tradycji religijnej jest nie tylko zbędne, ale wręcz niepożądane,
może bowiem prowokować pytania, na które zwięzłe formuły nie przewidziały
odpowiedzi. Listę takich „obowiązujących przekonań" łatwo sporządzić
czytając różnego rodzaju kompendia wiary. Do takiego dziedzictwa należy
zaliczyć również katechizmy obecne w chrześcijaństwie od XVI-wiecznego rozłamu.
Sama idea była zapewne szlachetna — dostarczyć swoistego elementarza
religijnego, który pozwalał na orientację w ogólnym zamęcie. Nie uwalnia
jednakże ten nobliwy zamysł od zgubnych konsekwencji — nie to, co łączy
jest ważne, ale decyduje różnica. Warto więc pamiętać, iż były pisane
nie tylko z myślą o „wyznawcach", ale i o „heretykach", którzy byli
wykluczeni z obszaru zbawienia wyznaczonego przez „prawowierny katechizm".
Najnowszy Katechizm Kościoła katolickiego w niczym nie odbiega od
swoich wcześniejszych wcieleń. Uroszczenie posiadania Prawdy przeziera z każdej
stronicy tego kompendium. Wątpliwość i znaki zapytania nie są potrzebne. Sam
fakt, iż podstawowe sformułowania dogmatyczne są uwikłane w system
filozoficzny, który dla większości wyznawców jest nieczytelny, nie stanowi
dla ich autorów najmniejszego problemu. Przedłużenie jego żywotności w tzw.
lekcjach religii czy w przeróżnych formach katechez tylko potwierdza
pierworodny grzech tego rodzaju przekaźników religijnych przekonań — całkowity
niemal rozdźwięk opanowanych pamięciowo formuł z codziennym doświadczeniem
egzystencjalnym.
Dyskusja teologów
chrześcijańskich stanowi godną podziwu próbę przezwyciężenia języka
katechizmowego. Najwybitniejsi reprezentanci tego nowego, nie-katechizmowego myślenia
to Karl Rahner, próbujący odczytać tradycję teologiczną w języku współczesnej
humanistyki. Niemniej jednak to właśnie on jest autorem niezbyt fortunnego
wyrażenia „chrześcijanie anonimowi", które zawiera w sobie poczucie wyższości
(nawet jeśli inni robią coś dobrego, to tylko dlatego, że czynią to jako
„nieświadomi chrześcijańskich inspiracji"). Jego intuicje twórczo rozwinął
Jacques Dupuis dopominając się w swoich ostatnich książkach teologicznego
„równouprawnienia" innych religii. Szczególnie interesująco brzmi
propozycja Raimundo Pannikara, który zaproponował zmianę pojęcia dialogu
interreligijnego na dialog intrareligijny wskazując na wzajemne oddziaływanie
na siebie religii i na proces przekształcenia jakiemu uczestniczący w tym
dialogu ulegają. Dotyczy to również chrześcijaństwa. W tym samym nurcie
mieszczą się intuicje Johna Hicka. W moim jednak przekonaniu cała ta
teologiczna debata jest znowu „sporem rodzinnym" w pewnym sensie podobnym do
wspomnianego na początku moich rozważań dialogu ekumenicznego.
Prawdziwy problem
pojawia się, gdy do dialogu przystępują z jednej strony ludzie wierzący a z
drugiej niewierzący. To zderzenie tych dwóch, głęboko zakorzenionych w historii ludzkości intuicji określi jej przyszłość. To co jako ludzie mamy
wspólnego, zarówno wierzący jak i niewierzący, to zdolność do podejmowania
wolnej decyzji, która określa jakość naszego człowieczeństwa. Dlatego w ostatnim punkcie mego namysłu chciałbym się zatrzymać nad problemem wolności.
Wolność wierzącego i niewierzącego
Próbując zgłębić, a przynajmniej zbliżyć się do tajemnicy wolności człowieka wierzącego, a za takiego się uważam, nie mogę nie myśleć o sposobach przeżywania tej
samej tajemnicy przez człowieka niewierzącego. Oczywiście nie mam dostępu do
świadomości drugiego człowieka, mogę jedynie przeczuwać, iż sposoby przeżywania
wolności przez kogoś, kto nie został obdarzony łaską wiary, są radykalnie
odmienne. Wszak nie jestem skazany na całkowitą niewiedzę. Mam niejaki przystęp
do wolności drugiego (zarówno wierzącego jak i niewierzącego) obserwując i doświadczając skutków jego wolności, czyli konkretnych zachowań i konkretnych decyzji. Próbowałem się nad tym zastanawiać razem z innymi w książce
Co nas łączy? Dialog z niewierzącymi, dla której bezpośrednim
impulsem była książka opublikowana kilka lat wcześniej we Włoszech W co
wierzy ten, kto nie wierzy? przez Umberto Eco i Carlo Maria Martiniego..
Własną wolność
wywodzę z wiary w Boga osobowego, a zwłaszcza Jego szczególne objawienie w Jezusie Chrystusie, którego obecności doświadczam w moim życiu w różnych
formach i przejawach, które teologia chrześcijańska tradycyjnie nazywa
natchnieniami Ducha Świętego, nie zagłębiając się w to, co to określenie
tak naprawdę znaczy. Jest dla mnie rzeczą istotną doświadczanie tej obecności
jako wyzwalającej, a nie ograniczającej. Przywołam tutaj łacińskie adagium
przypisywane (niesłusznie zresztą) św. Ignacemu Loyoli założycielowi zakonu
jezuitów.
Owo powiedzenie fascynowało
swego czasu romantycznego poetę niemieckiego Hoelderlina. Oto ono: Non
coercere maximo, contineri tamen a minimo divinum est, które w dość
swobodnym tłumaczeniu można oddać jako: Nie dać się ograniczyć przez to,
co największe, zmieścić się jednak w tym, co najmniejsze, to rzecz boska".
Traktuję ten łaciński
zwrot jako swoistą mantrę rzucającą światło na meandry mojej wolności i sposoby jej przeżywania tu i teraz. Można w tym się dopatrywać tropionego
kiedyś przez przewrażliwionych moralistów sytuacjonizmu — dostosowuję się
do zmiennych okoliczności i reaguję w zależności od równie zmiennych bodźców.
Gdzie miejsce więc na wierność absolutnej i niezmiennej prawdzie? Otóż
szkopuł polega na tym, iż w istnienie takiej absolutnej i niezmiennej prawdy
nie wierzę. Jedynym kryterium w poszukiwaniu Prawdy jest twarz drugiego. To
drugi człowiek, zwłaszcza słaby i prześladowany, mówi mi, czy w moich
poszukiwaniach jestem na właściwej drodze. To twarz ukochanej osoby mówi mi,
czy jestem wierny deklarowanej miłości czy też poświęcam ją doraźnym
korzyściom z miłością niemającym wiele wspólnego. Więcej nawet, podobną
wiarę w istnienie absolutnej prawdy uznaję za niebezpieczną ułudę prowadzącą w sposób nieunikniony do konfliktów i napięć, zwłaszcza natury religijnej. A w konsekwencji do deptania godności drugiego człowieka tylko dlatego, że
nie podziela moich przekonań, czy przekonań mojej grupy.
Historia w sposób nader naoczny dostarcza dowodów takiego obrotu spraw.
Inaczej mówiąc,
postrzegam swoje życie jako dynamiczny projekt, w którego realizacji wielce
pomocnym jest bliźni stojący na mojej życiowej drodze. Tak się składa, iż
od kilku lat spotykam coraz więcej bliźnich, dla których moje religijne
przekonania są zagadkowe albo wręcz niepojęte. Dla nich bowiem natura ludzka,
niezależnie od obecnych w niej ciemnych stron, jest wystarczająco czytelna bez
transcendentnych odniesień. A nawet więcej, dla wielu z nich, odwoływanie się
do Boga jest powodem zamazywania międzyludzkich relacji. Nawet jeśli tak
radykalny pogląd jest mi obcy to jest on dla mnie źródłem twórczego
niepokoju.
Zapewne nic w tym
dziwnego. Zawsze byli ludzie religijni i zawsze istnieli tacy, dla których
religijne odniesienie było zbędne. Problem więc nie w ustaleniu, kto ma rację, a kto jest w błędzie, ale w skutkach odmiennych od siebie przekonań. To
prawda, iż akurat miniony XX wiek dostarczył dowodów namacalnych, do czego
prowadzi absolutyzacja człowieka: zarówno faszyzm jak i komunizm ludzie wierzący
chętnie postrzegają jako diabelskie owoce odejścia od Boga. Szkopuł w tym, iż
zarówno faszyzm jak i w komunizm wielu wierzących i przekonanych chrześcijan
było uwikłanych. Zwłaszcza faszyzm, który wielu wierzącym, w tym również
wielu hierarchom kościelnym jawił się jako antidotum na bezbożny komunizm.
Aptekarskiej miary nie sposób tu zastosować. Archiwa skrywają zaskakujące i,
co tu ukrywać, zawstydzające dane dla wielu Kościołów, a nie tylko wyznawców
innych religii (tak chętnie zwykło się wspominać Żydów przy okazji
komunizmu, zapominając, iż główną rolę w nim odegrali jednak chrześcijanie,
nawet jeśli ich określić wygodnym mianem byłych… Jest przy tym rzeczą
zastanawiającą, iż komunistów pochodzenia żydowskiego zwykło się pamiętać
jako Żydów, a nie jako byłych...). Książka Andrzeja Grajewskiego Kompleks
Judasza zasługuje na uważną lekturę tych wszystkich, którzy domagają
się energicznego rozliczenia ze zbrodniczej przeszłości byłych komunistów.
Księża, a nawet biskupi mają równie intrygującą kartę w swej
komunistycznej przeszłości. Chcę być dobrze zrozumiany, nie zamazuję różnicy
pomiędzy katem i ofiarą, chcę tylko wskazać na konieczność indywidualnego
spojrzenia na przeszłość i na potrzebę unikania wygodnej zasady zbiorowej
odpowiedzialności tak często pojawiającej się w naszych
'rozliczeniowych' debatach. Nie wspominając już o bratnich duchownych z Kościoła
prawosławnego, jakże aktywnie obecnego we wprowadzaniu nowego systemu władzy w krajach do niedawna komunistycznych. Nie chodzi tu tylko o Rosję, ale i Rumunię, Ukrainę, Litwę czy Białoruś. Chiny ze swoją „rewolucją
kulturalną" wniosły tutaj nową kartę. Wielce pouczającą jest „Czarna
księga komunizmu", która powinna być lekturą obowiązkową, dla
wszystkich, których zachwycał wiek XX ze swymi, w samej rzeczy przyprawiającymi o zawrót głowy osiągnięciami technologicznymi. A co powiedzieć o krajach
Ameryki Łacińskiej, w której duchowni katoliccy nie wahali się popierać
prawicowych rządów zbrodniczych tylko dlatego, że były jakoby
antykomunistyczne, choć nie za bardzo było wiadomo, co to tak naprawdę znaczyło. A nie wszyscy zdeklarowani komuniści zbrodniarzami byli. Owszem wielu z nich płaciło
życiem za swe przekonania i za obronę praw prześladowanych. Wielce pouczającym
jest stosunek Kościoła katolickiego do teologii wyzwolenia, inkryminowanej
tylko dlatego, iż odwoływała się do narzędzi analitycznych wypracowanych na
gruncie filozofii marksistowskiej. „Czarna księga faszyzmu" czeka jeszcze
na swego autora, wszak faszyzm niemieckich nazistów to tylko jedno z jego
imienia, tak jak komunizm miał on wiele twarzy...
1 2 3 Dalej..
« Filozofia religii (Publikacja: 23-09-2006 )
Stanisław ObirekUr. 1956 r. Jeden z najbardziej znanych jezuitów polskich, znany m.in. ze swego zaangażowania w dialog międzyreligijny i z niewierzącymi. Studiował filologię polską, filozofię i teologię na uczelniach Krakowa, Neapolu i Rzymu. W 1997 roku habilitował się na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1976 roku wstąpił do zakonu jezuitów; w 1983 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Był profesorem w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie. Pełnił tam także funkcje kierownika Katedry Historii i Filozofii Kultury oraz prorektora. Przez cztery lata był rektorem Kolegium Jezuitów w Krakowie. Był także wieloletnim redaktorem naczelnym "Życia Duchowego" oraz twórcą oraz dyrektorem Centrum Kultury i Dialogu. Jest autorem książki "Co nas łączy? Dialog z niewierzącymi" (2002). Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym i możliwościami przezwyciężenia konfliktów cywilizacyjnych i kulturowych. We wrześniu 2005 roku opuścił zakon jezuitów. Obecnie jest wykładowcą Uniwersytetu Łódzkiego. Więcej informacji o autorze Liczba tekstów na portalu: 14 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Karol Wojtyła – Jan Paweł II | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5038 |
|