|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Filozofia religii
Wiara a religia [1] Autor tekstu: Stanisław Obirek
Dla Shoshi
W powszechnym
odczuciu wiara dość często bywa utożsamiana z religią, a człowiek wierzący
równie często bywa kojarzony z taką czy inną religią. Takie postępowanie
nie jest to zapewne pozbawione racji, istnieje jednak poważnie uzasadnione
podejrzenie, iż nie do końca wyczerpuje ono istotę wiary i religii. Uzmysłowiłem
to sobie, gdy przed kilku laty zająłem się dialogiem międzyreligijnym i ekumenicznym. Zwłaszcza jednak tym pierwszym, gdyż dialog ekumeniczny wydaje mi
się sprawą zamkniętą, w tym sensie, iż już sam fakt przyznawania się do
wiary w Jezusa Chrystusa jest tak niesłychany i w swej racjonalnej absurdalności
wyjątkowy, iż nie ma potrzeby się zastanawiać nad różnicami w pojmowaniu
tego samego skandalu — wejścia Boga w historię i przybranie przez niego
ludzkiego kształtu. Inaczej mówiąc ekumenizm jest dla mnie rodzinną rozmową a nie dialogiem wymagającym dalszych uściśleń.
Inaczej, choć nie do
końca, do czego wrócę pod koniec moich rozważań, rzecz przedstawia się z dialogiem międzyreligijnym. Tutaj różnice pomiędzy wyznawcami poszczególnych
religii są tak znaczne, iż ustalenie jakiegoś wspólnego stanowiska wymaga
poważnego namysłu i równie poważnej weryfikacji pojęć używanych w tym
dialogu. Jest jeszcze jedna sprawa, o której trzeba wspomnieć. Chodzi
mianowicie o ludzi niewierzących, dla których moje inklinacje religijne są
widziane z sympatią, ale też z pewnym niedowierzaniem, że też coś takiego
jak dialog (czy spór) między religiami ma sens. Dla nich już samo istnienie
religii jest problematyczne. Podobnie zresztą dla wielu ludzi wierzących
ateizm jawi się jako zjawisko niezrozumiałe i wymagające szczególnych
uzasadnień. Przyznam od razu, że właśnie sceptycyzm moich niewierzących
przyjaciół zachęca mnie do dalszych dookreśleń wymienionych w tytule pojęć
wiary i religii.
Samotność człowieka wiary
Obserwatorowi
wielości religii postrzeganych poprzez rzesze ich wyznawców i zwerbalizowanych, czy to w formie przekazywanych z pokolenia na pokolenie zapisów,
czy określonych zachowań rytualnych, systemów wierzeń niepomiernie trudno
dostrzec ich początek, zwykle zasadnie łączony z Założycielem bądź
wydarzeniem daną religię fundującym. Wszak pouczającym jest rzut oka na te,
zwykle niepozorne i przez kroniki odnotowujące „ważne wydarzenia" dla
swych czasów, rzadko zauważane zjawiska. To wierni uczniowie i entuzjaści
przydają im właściwego splendoru i „decydującego o losach ludzkości" ciężaru.
Nierzadko ów entuzjazm nielicznych bywa z upływem lat wspomagany przez, nie
tylko na podziwie dla spójności czy atrakcyjności systemu religijnego, system
polityczny dla którego dana religia okazuje się wielce wymiernym sprzymierzeńcem w niekoniecznie religijnych zamierzeniach. Klasycznym przykładem jest rzymski
cesarz Konstantyn, który najpierw zaczął tolerować chrześcijaństwo przez
swych zwolenników zwalczane jako źródło niepokojów społecznych a następnie
uznane jako jedyna religia państwowa. O tym wszak sami wyznawcy niechętnie
wspominają. Owszem, podobne uwagi historyków bywają lekceważone bądź wręcz
odrzucane jako obrazoburcze i pozbawione znaczenia. Prawdziwe „rozumienie"
bywa rezerwowane dla wtajemniczonych wyznawców.
Tymczasem
„założyciel" zwykle bywał SAM, jeśli już to zadowalał się
towarzystwem Boga samego. Owa samotność przed Bogiem wielkich postaci z historii religii, lub jak je nazywał William James, geniuszy religijnych, jest
jednym z najbardziej poruszających aspektów poszczególnych systemów
religijnych, który znowu bywa przemilczany bądź lekceważony. Zasadniczo miarą
wartości i siły danej religii jest „ilość" czy to wyznawców czy ośrodków
kultu. Najlepiej gdy liczne świątynie bywają nawiedzane przez jak
najliczniejsze rzesze wiernych. Dość szybko samotność założyciela bywa
zastępowana przez „wspólnotę wiernych", im liczniejszą tym głośniej
domagającą się uznania własnych praw. Nie trzeba dodawać, iż owa
uprzywilejowana pozycja grupy dominującej prowadzi do marginalizacji, a nawet
dyskryminacji tych, którzy jej poglądów nie podzielają. Dla symetrii trzeba
od razu dodać, iż podobne tendencje można zaobserwować również pośród
niewierzących, którzy stając się grupą dominującą zwykle odmawiają praw
wierzącym, a nawet ich prześladują, jak to się działo w XX-wiecznych
systemach totalitarnych.
Tak było z Buddą,
który z sobie tylko wiadomych powodów porzucił rodzinę i dostatni książęcy
dwór, by w samotności, przez długie lata rozmyślać nad sensem życia. Tak było,
wcześniej nieco z ojcem wiary aż trzech religii Abrahamem, który nie tylko
rodzinne strony porzucił, ale i syna umiłowanego gotów był Bogu ofiarować własnoręcznie
zamierzając go zamordować. To trudna, a nawet okrutna wiedza, z którą przez
lata zmagał się wielki duński filozof, ojciec wielu innych niespokojnych umysłów
Soeren Kierkegaard. Nie w smak mi są zachwyty Duńczyka nad wiarą patriarchy,
porażają mnie resztki tych dziwacznych przekonań Abrahama, który gotów był
składać daninę ze swego syna, nie pomny na jego odczucia ani uczucia Sary,
swej żony i matki Izaaka. A jednak to z tego absurdu i z tych zmagań z ciemną
stroną religijnych przekonań Abrahama czerpią do dzisiaj trzy wielkie systemy
monoteistyczne judaizmu, chrześcijaństwa i islamu.
A Jezus — założyciel
chrześcijaństwa, który sam chrześcijaninem nie będąc całą duszą, ciałem i umysłem oddany był Bogu objawionemu w Biblii Hebrajskiej. Owszem spierał się
ze współwyznawcami, ale był to spór w rodzinie, to Żydzi najlepiej go
rozumieli, gdyż Jezus posługiwał się ich językiem i nigdy religijnych
kategorii judaizmu nie opuścił. Nie mnie osądzać, czy dobrze się stało, iż
jeden z asymilowanych w kulturze hellenistycznej Żydów, znany dziś jako św.
Paweł, właśnie Grekom wolał prawdę o Jezusie Chrystusie głosić.
Czy jedynym powodem był spór z mniej wykształconym św. Piotrem niezdolnym
porzucić kulturowych i religijnych kategorii własnej wiary, czy też, jak uczy
tego chrześcijańska teologia, była to decyzja opatrznościowa — realizacja
zamysłu planu Bożego. Nie wiem, ale za wielkim myślicielem żydowskim XX
wieku Abrahamem Joshua Heschlem (on myślał o judaizmie rabinicznym) powiem:
inaczej potoczyłyby się dzieje Jezusowej religii, gdyby nie Ateny i nie Rzym
stały się ośrodkami jej rozwoju, ale Benarez.
A Mohamed? Kto kazał
mu poświęcać noce i miesiące na wpatrywanie się w gwieździste niebo
zamiast cieszyć się szczęśliwym i intratnym ożenkiem? Skłonny jestem
wierzyć, wraz z wyznawcami wielkiego proroka, że to sam anioł Gabriel szeptał
mu do ucha tajemne prawdy pozwalające zobaczyć ułomności zastanych religii
zarówno judaizmu jak i chrześcijaństwa. Stąd zapewne tak głęboko wpisany w świętą księgę islamu „Koranie" szacunek dla wyznawców religii opartej
na innych Księdze, ale połączone z poczuciem wyższości, iż to właśnie
wiara w Allacha pomaga przezwyciężyć bałwochwalcze naleciałości zarówno
judaizmu jak i chrześcijaństwa.
Samotność wiary nie
była tylko udziałem nielicznych geniuszy religijnych. Na tę wąską, krętą i rzadko rozświetlaną promykami światła ścieżkę wkraczali mistycy. Ten
rodzaj doświadczenia jest wspólny wszystkim religiom. Mistyków zna hinduizm,
buddyzm i inne religie Dalekiego Wschodu, oni łączą również trzy wielkie
religie monoteistyczne — judaizm, chrześcijaństwo i islam. To oni właśnie
sprawiają, że podzielone religie w błyskach intuicji mistyków zdają się być
jednym, jak to genialnie i prosto powiedział jeden z nich: „istnieje tylko
jedna religia w różnorodności rytów" (Mikołaj z Kuzy). To właśnie ich
doświadczenia pozwalają przeczuć wyznawcom wszystkich religii, iż tak
naprawdę, jak to wyraził autor czwartej Ewangelii „Jest światłość
prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi" (J 1,
9). A więc sam fakt urodzin jest łaską, jest darem który winien być przyjęty
jako taki bez dodatkowych dystynkcji religijnych czy światopoglądowych.
Historia zna takie momenty człowieczej wspólnoty. Są one rzadkie, zwykle związane
ze szczególnym nasileniem zła — prześladowani zapominają o różnicach,
łączy ich pragnienie ocalenia życia bądź ludzkiej godności. W okresach
stabilizacji różnice stają się ważniejsze, a nawet decydujące. Poza
okresem XX-wiecznych totalitaryzmów, a zwłaszcza programowo ateistycznego
komunizmu i niemieckiego nazizmu, usiłującego wymordować w imię oszalałej
ideologii cały naród żydowski, to religie troszczą się o zdefiniowanie różnic.
Tak więc, niezależnie od tego jak paradoksalnie to może zabrzmieć, na
przeszkodzie doświadczeniu jedności rodzaju ludzkiego stoi sama religia.
Doświadczenie tego
paradoksu (religia jako przeszkoda w realizacji intuicji wiary) nie jest tylko
udziałem wspomnianych geniuszy religijnych. Bywają chwile, gdy każdy wierzący
zmaga się z „ciemną nocą wiary", o której tak przejmująco pisał w XVI-wiecznej Hiszpanii św. Jan od Krzyża. Powiem więcej, owo samodzielne i dojrzałe przedzieranie się ku światłu jest istotą wiary uwolnionej od
zinstytucjonalizowanej religii, a więc religii nie szukającej wsparcia w strukturach, ale znajdującej swoje źródło w czystym doświadczeniu wewnętrznym.
Religie w stanie oskarżenia
Przed laty Abraham
Joshua Heschel napisał zastanawiające słowa, które później wielokrotnie
powtarzał: „Zwykło obwiniać się naukę i antyreligijną filozofię za
upadek religii we współczesnym społeczeństwie. Znacznie uczciwiej byłoby
obciążenie samej religii za jej klęski. Religia upadła nie dlatego, że
została odrzucona, ale dlatego iż straciła znaczenie i stała się mętna i mdła i zaczęła być postrzegana jako źródło zniewolenia". Dalej wyliczał
powody dla których to się stało: „Kiedy miejsce wiary zajmuje wyznanie,
miejsce pobożności — dyscyplina, a miłości — przyzwyczajenie; kiedy ze
względu na miniony splendor lekceważy się obecny kryzys; wiara z żywego źródła
zmienia się w klejnot rodowy; religia zaczyna przemawiać w imię autorytetu, a nie w imię współczucia — wówczas jej przesłanie staje się niezrozumiałe".
Przyznam, że ta diagnoza żydowskiego myśliciela przemawia do mnie z wyjątkową siłą. Mniemam, iż odnajdują się w niej wyznawcy wielu religii,
którzy dla swych współwyznawców stali się problemem. Jak niegdyś prorocy
dla religii starożytnego Izraela. Czyż to nie właśnie w ich przesłaniu
Heschel nie odnalazł diagnozy pozwalającej mu z taką przenikliwością oceniać
czasy w jakich przyszło mu żyć? Albo inaczej, czyż to nie dzisiejsi
fundamentaliści różnych religii uzurpujący sobie prawo do określania
prawdziwości danej religii stali się przyczyną rosnących polaryzacji? Pisała o tym przejmująco Karen Armstrong w książce poświęconej właśnie ożywającym w ostatnich latach fundamentalizmom w różnych religiach. Czyż to nie oni właśnie
nie potwierdzają zasadności, jakże błędnej w swych niebezpiecznych
uproszczeniach tezie Samuela Huntingtona o zderzeniu cywilizacji (a więc również i religii)?
1 2 3 Dalej..
« Filozofia religii (Publikacja: 23-09-2006 )
Stanisław ObirekUr. 1956 r. Jeden z najbardziej znanych jezuitów polskich, znany m.in. ze swego zaangażowania w dialog międzyreligijny i z niewierzącymi. Studiował filologię polską, filozofię i teologię na uczelniach Krakowa, Neapolu i Rzymu. W 1997 roku habilitował się na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1976 roku wstąpił do zakonu jezuitów; w 1983 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Był profesorem w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie. Pełnił tam także funkcje kierownika Katedry Historii i Filozofii Kultury oraz prorektora. Przez cztery lata był rektorem Kolegium Jezuitów w Krakowie. Był także wieloletnim redaktorem naczelnym "Życia Duchowego" oraz twórcą oraz dyrektorem Centrum Kultury i Dialogu. Jest autorem książki "Co nas łączy? Dialog z niewierzącymi" (2002). Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym i możliwościami przezwyciężenia konfliktów cywilizacyjnych i kulturowych. We wrześniu 2005 roku opuścił zakon jezuitów. Obecnie jest wykładowcą Uniwersytetu Łódzkiego. Więcej informacji o autorze Liczba tekstów na portalu: 14 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Karol Wojtyła – Jan Paweł II | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5038 |
|