|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Doktryna, wierzenia, nauczanie
Benedykt XVI: Deus Caritas Est Autor tekstu: Dionizy Tanalski
Pierwsza encyklika nowego Papieża
Pierwsza encyklika papieża Benedykta XVI, O miłości chrześcijańskiej
(25.12.2005), skierowana jest nie do „wszystkich ludzi dobrej
woli", jak adresowali większość swoich encyklik poprzednicy: Jan XXIII i Jan Paweł II, lecz do duchownych wszystkich szczebli i wszystkich wiernych świeckich.
Taki adres jest umocowany długowieczną tradycją papieskich wypowiedzi — i może nie wynika z jakiejś szczególnej intencji papieża. Może jednak Benedykt
XVI chciał właśnie wiernym zwrócić uwagę na szczególne znaczenie miłości w najszerszym znaczeniu tego słowa? W każdym razie ci wierni katoliccy
politycy, których pasją jest walka, i ci, którzy mają w sobie „samo dobro"
(jak deklaruje, na przykład, kochający ludzi katolik Jarosław Kaczyński),
mają tu bogaty materiał do przemyśleń. Ideę bowiem encykliki dobitnie
podkreślił papież we wprowadzeniu: „Jest to przesłanie bardzo aktualne i mające konkretne znaczenie w świecie, w którym z imieniem Bożym łączy się
czasami zemsta czy nawet obowiązek nienawiści i przemocy. Dlatego w pierwszej mojej Encyklice pragnę mówić o miłości, którą Bóg nas napełnia i którą mamy przekazywać innym — stąd dwie części tego listu, głęboko ze
sobą związane". W pierwszej części papież „spekulatywnie" (jak
sam to określa) precyzuje niektóre istotne dane na temat miłości, jaką Bóg
darmo ofiarowuje człowiekowi; w drugiej bardziej konkretnie mówi o nakazie miłości bliźniego w życiu osobistym i społecznym.
Benedykt XVI przywołuje cztery pojęcia na określenie miłości: eros,
philia, agape i caritas. "Eros" — w nim przedchrześcijańscy Grecy
upatrywali przede wszystkim erotyczne upojenie, rozumiane często jako
„boskie szaleństwo", związane też z kultami płodności i „świętym"
nierządem, chrześcijaństwo zaś starało się go pomijać lub opatrywać
przekleństwem. „Philia" — oznacza miłość przyjaźni, podjętą i pogłębioną,
jak powiada papież, przez chrześcijaństwo. „Agape" — miłość oparta
na wierze i przez nią kształtowana. „Caritas" — miłość wyrażająca
się w pomocy wszystkim potrzebującym: głodnym, nagim, chorym, więźniom itd.
Ideą naczelną encykliki jest powiązanie ze sobą w życiu człowieka
tych wszystkich czterech rodzajów miłości ze wskazaniem wszakże na „agape" i „caritas", jako wartości najwyższe, uszlachetniające dwa pozostałe
rodzaje. Zresztą „eros" w zbliżeniu z drugą osobą coraz bardziej
szuka także i jej szczęścia i pragnie „być dla" niej. W ten sposób
eros stapia się z „agape" i miłość staje się jednością „Ja" z „Ty" (papież swobodnie posługuje się w swojej pierwszej encyklice
językiem filozofów „spotkania" i „dialogu"). Inaczej eros straciłby
swoją naturę. To ważne pouczenie: w naturze „erosa" jest dawanie
siebie drugiej osobie, czyli naśladowanie miłości Boga do ludzi, bowiem
„Bóg
miłuje, i ta jego miłość może być określona bez wątpienia jako eros,
która jednak jest równocześnie
agape" (p. 9). Zatem, po wiekach potępiania
erosa przez chrześcijaństwo, głowa Kościoła Rzymskokatolickiego nadaje mu
rangę wartości wywiedzionej z Boga samego.
Nietrudno
się domyślić, jakie znaczenie ta wykładnia miłości erotycznej ma dla tych
wszystkich wiernych, których dotąd pouczano, że miłość erotyczna podobna
jest do zwierzęcego seksu i może służyć wyłącznie do prokreacji.
Benedykt XVI, pisząc o miłości erotycznej, nie zajmuje się wyliczanymi
zwyczajowo przy tej okazji różnymi nakazami i zakazami, nie traktuje jej jak
tabu. Jeśli wierni zapoznają się z tą encykliką, to zapewne wielu z nich pozbędzie
się strachu przed karą za swoje życie erotyczne (nie mylić z seksualną
prostytucją, którą papież oczywiście potępia), owej stresującej
psychozy prowadzącej często do chorobowych zaburzeń i stałego poczucia
winy. Inaczej zapewne także przedstawi się wiernym problem erotycznej czystości,
kapłanom zaś problem celibatu… Nowej interpretacji „erosa" i w ogóle
miłości muszą także nauczyć się spowiednicy i katecheci.
Benedykt XVI ma zresztą już przetartą drogę przez swego
poprzednika, Jana Pawła II. W roku 1968 arcybiskup kardynał Karol Wojtyła
opublikował książkę Miłość i odpowiedzialność. Studium etyczne, w
której problem miłości omawia w konwencji personalistycznej. Partnerzy
seksualni nie mogą traktować siebie jako przedmiot użycia — pisze autor. Człowiek
zawsze jest podmiotem, także w sferze cielesnej. „Jest to główny problem
etyki małżeńskiej, a w szerszym ujęciu — etyki seksualnej. Jeśli się tego
problemu nie uchwyci, wówczas nie sposób zrozumieć całej nauki Ewangelii
na temat moralności seksualnej oraz tych wszystkich reguł postępowania, jakie w tej dziedzinie głosi Kościół [...] Współżycie małżeńskie
wypływa i winno wypływać z wzajemnej miłości oblubieńczej, z oddania się osoby X osobie Y. Jest ono potrzebne miłości, a nie tylko
prokreacji" [ 1 ].
Karol
Wojtyła pisał tę książkę czterdzieści lat temu w kraju zdominowanym przez
katolicyzm typu (umownie mówiąc) kardynała Stefana Wyszyńskiego: kobieta — „matka-Polka", „rodzicielka", „strażniczka domowego ogniska",
odrzucająca obcisłe bluzeczki, głębsze dekolty, krótkie rękawki i krótkie
spódniczki; mężczyzna — ojciec rodziny powracający do domu po
dniu ciężkiej pracy, witany przez kochającą żonę, czekającą z gotowym
posiłkiem, i liczną dziatwę głaskaną spracowaną ojcowską dłonią po płowych
główkach… Na tym tle książka Wojtyły (w której rehabilitował też
nagość ludzkiego ciała) była ewenementem starannie pomijanym przez prawomyślnych
katolików, zresztą mało znana jest i do dziś. Czyniła wszakże wyłom w teologicznych i etycznych fundamentach katolicyzmu. Benedykt XVI ma, w porównaniu z owymi okolicznościami, sytuację znacznie łatwiejszą. Rośnie
przyspieszenie historyczne i w ciągu owych czterdziestu lat wiele się zmieniło w mentalności ludzi, ponadto kultura moralna europejskiego Zachodu jest bardziej
świecka i bardziej zróżnicowana niż ówczesna kultura w Polsce. Dlatego,
być może, Benedykt XVI nie trzyma się kurczowo wykładni małżeńskiej
erotyki, lecz mówi o erotyce w ogóle. Miłość obejmuje erotyczne oddanie
się sobie dwojga osób tak, jak oddaniem się jest miłość człowieka do Boga i Boga do człowieka — mistyczne i realne (Chrystus-Bóg oddający się na krzyżu z miłości do ludzi za ich grzechy), obejmuje miłość-przyjaźń (philia),
obejmuje agape i obejmuje caritas.
Caritas
jest praktycznym zwieńczeniem miłości. Nie chodzi bowiem o deklaracje, choćby
najpiękniej brzmiące. Sam religijny kult miłości jest pusty, gdy nie wyraża
się w działalności charytatywnej. Eucharystyczna komunia, „która nie
przekłada się na miłość konkretnie praktykowaną, jest sama w sobie
fragmentaryczna" — poucza papież (p. 14). Dopełnić ją trzeba praktyczną
pomocą tym wszystkim, którzy jej potrzebują do życia „godnego".
Dopiero wtedy miłość jest pełna.
Benedykt
XVI wymienia trzy nieodłączne cechy charytatywności: ma być bezinteresowna,
wolna od prozelityzmu (misji narzucającej nawracanie na katolicyzm), niezależna
od partii i ideologii, udzielana w bezpośredniej konieczności, bez
czekania na polepszenie się społecznych warunków życia ludzi. I tu, co już
jest tradycją katolickich nauczycieli, papież znajduje okazję do krytyki
marksizmu, który swoją „teorią zubożenia" uzasadnia, rzekomo,
strategię zwalczania charytatywności. "W ten sposób (tak papież
referuje marksistowską krytykę
charytatywności — DT) jest hamowany potencjał rewolucyjny, a więc blokuje
się przemiany ku lepszemu światu. Dlatego też caritas jest
kontestowana i atakowana jako system zachowawczy. W rzeczywistości jest to
filozofia nieludzka. Człowiek, który żyje teraz, jest poświęcany
molochowi przyszłości — przyszłości, której realne nadejście jest
co najmniej wątpliwe" (p. 31).
Łatwo
jest krytykować marksizm, gdy milcząco celuje się w którąś z jego
historycznych wersji, a nie w Marksowski oryginał. Lecz o tym
papież nie informuje. Po prostu: „marksizm" i już! Papieski zarzut
trafia w pewnym stopniu w wersję ideologii obecną w propagandzie „realnego
socjalizmu", lecz tenże socjalizm zarazem nie lekceważył przecież
realnego dobrobytu ludzi żyjących „teraz". Ów „moloch przyszłości"
nie wykluczał przecież pomocy socjalnej (czyli działalności charytatywnej).
Przeciwnie, była ona przez „państwo opiekuńcze" bardzo rozbudowana
(mimo surowego nawet politycznego terroru). A że siermiężna, niestety,
gospodarka „realnego socjalizmu" nie osiągnęła zamierzonego poziomu,
nie zwyciężyła w konkurencji z rynkową gospodarką kapitalizmu, nie udźwignęła
owych socjalnych nakładów i w rezultacie upadła — to inna sprawa, nie przesądzająca
kształtu ustrojowej przyszłości. Marks natomiast nie przeciwstawiał sobie
obu naturalnych stron ludzkiego życia: teraźniejszości i przyszłości. Walka o poprawę warunków życia ludzi żyjących „teraz" była zarazem, w jego strategii, organicznie sprzężona z działaniem na rzecz przyszłego
socjalizmu (komunizmu) i żadnej sprzeczności tu nie było.
Ale
obecnie marksizm jest wygodnym chłopcem do bicia.
Jest to
odwieczny problem: jak pomagać ludziom potrzebującym? Czy dać im przysłowiową
rybę, czy przysłowiowa wędkę? Ostatni papieże (Jan XXIII, Paweł VI i Jan
Paweł II) wyraźnie skłaniali się ku „wędce", papież Benedykt XVI
zaś pisze o „rybie". W kontekście całej encykliki jednak nacisk na
charytatywne praktykowanie miłości jest logiczny i etycznie doniosły. W konsekwencji uderza bowiem w tradycyjną deklaratywność chrześcijaństwa głoszącego
ustami posiadaczy katedr, pałaców i limuzyn umiłowanie ubogich, którym z tytułu ich ubóstwa właśnie obiecuje
zbawienie.
Soteriologiczna i ideologiczna (tak! — choć teologowie i duchowni katoliccy deklaratywnie od
wszelkiej ideologii się odcinają) wymowa encykliki jest więc jasna: chrześcijańska
miłość nie zbawi ludzi bez caritas. (A przy okazji spostponowano marksizm,
choć nijak się to ma do nauki dla chrześcijan w encyklice tkwiącej).
Obok
doktrynalno-teoretycznej analizy problemu miłości Benedykt XVI w swojej
pierwszej encyklice wypowiada się też socjoideologicznie. Miłość bowiem
realizuje się też w postaci sprawiedliwości społecznej. I tu nuta samokrytyki:
„Należy przyznać, że przedstawiciele Kościoła bardzo powoli przyjmowali
do świadomości, że problem sprawiedliwej struktury społeczeństwa jawił
się w nowy sposób". Jednak, powiada papież: „Nie brak było pionierów"
(p.
27). I przypomina dziewiętnastowieczny katolicyzm społeczny oraz encykliki
papieży poświęcone problematyce społecznej — od Leona XIII do Jana Pawła
II, sam zaś definiuje posługę charytatywną i sprawiedliwość następująco":
-
„Sprawiedliwy
porządek społeczeństwa i państwa jest centralnym zadaniem polityki. Państwo,
które nie kierowałoby się sprawiedliwością, zredukowałoby się do
wielkiej bandy złodziei, jak powiedział kiedyś Augustyn. Sfery tego, co
należy do Cezara, a co do Boga, są rozdzielone i autonomiczne, lecz państwo i Kościół muszą ze sobą współpracować we właściwy sobie sposób. Kościół
nie może i nie powinien podejmować walki politycznej, aby realizować jak
najbardziej sprawiedliwe społeczeństwo. Nie może i nie powinien stawiać się
na miejscu państwa. Nie może też jednak i nie powinien pozostawać na
marginesie w walce o sprawiedliwość".
-
"Miłość — caritas — zawsze będzie konieczna, również w najbardziej sprawiedliwej społeczności [...] Choć specyficzne wyrazy
kościelnej caritas nie mogą mieszać się z działalnością państwa,
pozostaje prawdą że powinna ona ożywiać całą egzystencję wiernych świeckich, a więc także ich aktywność polityczną traktowaną jako miłość społeczną".
(p. 28).
Amen.
Dziennikarze i publicyści najchętniej szukają we współczesnej myśli papieskiej bądź
rewelacji w sprawach etyki osobistej ludzi, a zwłaszcza etyki
seksualnej; bądź, rozczarowani, wypominają tradycyjny konserwatyzm tej myśli.
Tak jest też i teraz. Nauka społeczna papieży mało kogo obchodzi — a przecież jest wyraźna i dla katolickich tropicieli zła bardzo pouczająca.
Oby!
*
„Res Humana" nr 3-4/2006.
Przypisy: [ 1 ] K. Wojtyła,
Miłość i odpowiedzialność; Studium etyczne. Kraków 1968, s.
16-17 i 178. « Doktryna, wierzenia, nauczanie (Publikacja: 10-10-2006 )
Dionizy TanalskiProfesor, filozof i religioznawca. Był redaktorem naczelnym "Studiów Filozoficznych PAN", współpracuje z Res Humaną. Związany z Uniwersytetem Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, obecnie jest wykładowcą Wyższej Szkoły Pedagogicznej TWP w Olsztynie. Autor m.in.: "Katolicyzm: Problemy filozofii człowieka" (1977), "Bóg, człowiek i polityka: człowiek w teorii Jana Pawła II (1986), "Dialektyka sacrum i profanum" (1995), "Fundamentalizm i postchrześcijaństwo. Ideologie katolickiego sacrum" (1998), "Ideotwórcze funkcje pracy: przyczynek do filozofii społecznej (2002) Liczba tekstów na portalu: 7 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Czy świat bez religii? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5055 |
|