|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Dotyk rzeczywistości
Kosztowna dusza Autor tekstu: Wojciech Terlecki
Matką wszystkich religii i ich chlebem powszednim jest
strach istoty ludzkiej przed śmiercią. Niemożność wyobrażenia sobie
definitywnego końca egzystencji, karmi złudzenia, ubrane w religijne szaty.
Słusznie nazywa się to wiarą, bo nie trzeba ślepo wierzyć by nie dostrzec
ewidentnych dowodów śmiertelności. Dzięki sprawnemu układowi nerwowemu Homo
mógł sobie nadać ksywę Sapiens i z tego powodu zadecydował, że zasadniczo
różni się od innych istot na ziemi. Patrząc jak zdychają zwierzęta stwierdził,
że on umiera, odchodzi. Uznanie wyższości człowieka, który tak samo robi kupę,
rozmnaża się i choruje jak większość ssaków spowodowało, że czynności te stawały
się wstydliwe, nie pasowały do wyidealizowanego obrazu istoty na wpół duchowej.
Kara za mikroba
Szczytem egocentryzmu było przeświadczenie, że choroby
ludzi i zwierząt spowodowane są przez człowieka, że to kara za jego grzechy lub
urok rzucony przez sąsiada.
2000 lat temu nudzący się pastuszek postanawia użyć
najatrakcyjniejszej przedstawicielki swojego stada owieczek. Na noc wraca do juty, czy
innego szałasu i idzie spokojnie spać. Po przebudzeniu stwierdza bolesne
owrzodzenie narządu lub w innym przypadku delikatną wysypkę. Cały dzień
przepełnia go niepokój, że właśnie otrzymał karę za grzech, jakiego się
dopuścił. I zapewne uzna, że to wina uwodzicielskiego zwierzęcia, które
niezwłocznie przyobieca bóstwu, jako ofiarę. Dzisiaj wiemy, że w wyniku obtarcia
naskórka z powodu pewnej niekompatybilności i braku współpracy ze strony
rogacizny, do rany wniknęły mikroorganizmy. Można przypuszczać, że owrzodzenie
spowodowały bakterie, a wysypkę przypisywalibyśmy wirusom.
W kulturze judeochrześcijańskiej najsilniej rozwinęło się
przekonanie, że choroba jest karą za grzechy. Pozwoliło to na inkasowanie datków
za przebłaganie bóstwa, by cofnąło zesłaną przypadłość. W kulturze wschodu winę za
stan chorobowy przypisywano nierównowadze energii, Ying i Yang przepływających
przez ciało. Zadaniem starożytnego, dobrze opłacanego, chińskiego lekarza było
utrzymywanie równowagi przepływu tych sił. Jeżeli pacjent zachorował — lekarz
musiał szybko znaleźć uzasadnienie tego stanu, niezależne od jego
dotychczasowych wysiłków. W innym przypadku znaczyłoby to, że zawiódł, a to
mogło wiązać się z nieprzyjemnymi konsekwencjami, przy których zwolnienie z pracy to najmniej dotkliwa ewentualność.
Maszyna na turbodoładowaniu
Żyjemy w takim dualizmie do dziś — z jednej
twarda rzeczywistość, z drugiej bajkowe wyobrażenia. W pewnej chwili, każda
ciągle jeszcze młoda dziewczyna po zerknięciu w zwierciadełko, rezygnuje z oczekiwania
na księcia z bajki i wybiera, może nie pięknego i bogatego, ale dostępnego i zainteresowanego nią chłopaka. Wystarczy także spojrzeć w lustro, by pozbyć się
płonnych nadziei na życie wieczne. Na górze widzimy głowę, na dole system
podtrzymywania pracy umysłu plus niewielkie dodatki służące rozrodowi. W głowie
ma swoją lokalizację większość zmysłów: wzrok, smak, powonienie — inne zmysły
jak dotyk i
propriocepcja
rozmieszczone są na całym ciele. Sedno głowy to oczywiście mózg. Wyłączając
narządy rozrodcze, wszystko poniżej głowy służy jednemu celowi podtrzymaniu
przy życiu mózgu, który ma za zdanie zapewnić przetrwanie reszcie organizmu.
Alfred Russel Wallace brytyjski biolog
(The Man Who
Wasn't Darwin), miał na tę kwestię swoje określenie twierdząc: „Powstał
instrument przerastający potrzeby jego właściciela".
Żarłoczność mózgu jest przeogromna. Aż 30% krwi zasila ten
układ. Nawet, kiedy intensywnie ćwiczymy fizycznie, skutki wzmożonej pracy
mięśni odczuwają wszystkie inne organy tylko nie on. Umysł musi dostać swoje.
Dodatkowo jeszcze spalając energię 10-krotnie szybciej niż pozostałe organy.
Te niepozorne 2% masy naszego ciała zużywa około 25%
glukozy i 20% tlenu. Biofizyk z Uniwersytetu w Yale prof. Robert G. Shulman
twierdzi podobno, że 99% z dostarczonej mózgowi energii wykorzystywana jest na
podtrzymanie naszej świadomości. Tylko 1 procent pochłaniają potrzeby bytowe
oraz procesy zapamiętywania, odbierania i analizowania bodźców zmysłowych. Nie
dotarłem do informacji jak on, badając metabolizm in vivo za pomocą obrazowania
rezonansem magnetycznym, to policzył. Bez względu na rzeczywiste proporcje i tak znaczna
część energii dostarczanej organizmowi jest wykorzystywana przez mózg,
generujący naszą osobowość, pamięć i świadomość. To, że czujemy się
indywidualnymi osobami, z własnym bagażem doświadczeń i emocji, okazuje się
bardzo kosztownym procesem. Przeliczmy to zatem na walutę. Przyjmijmy, że, osoba
aktywna zawodowo i ruchowo potrzebuje do życia dziennie 2500 kcal. Załóżmy na potrzeby
naszej zabawy, że proporcje zużycia glukozy jako nośnika energii przez
mózg, są równe proporcji wyrażonej w kcal. Daje to nam 625 kcal na głowę. Z tego
tylko 6,25 kcal na inne funkcje poza obsługą świadomości. Wydaje się mało, ale
odpowiada to około minucie szybkiego marszu dorosłego, ważącego 80 kg mężczyzny. 625 kcal
to w przybliżeniu energia zawarta w 4 pączkach. 4x1,5zł= 6 zł. Czyli za 6 zł
dziennie myślimy, wzruszamy się, pamiętamy, gramy w szachy itd. Oczywiście to
cena minimalna zależna od miejsca gdzie się stołujemy. Użyjmy bardziej
uniwersalnego wskaźnika. Ekonomiści do przeliczania wartości walut przyjęli
standard hamburgera (the
hamburger standard.
price of Big Mac in various countries). W Polsce za 8,60 zł otrzymujemy
395 kcal. W tym przypadku możemy cieszyć się naszą osobowością za 13,76 zł.
Rachunek sir!
Wobec powyższego rodzi się pytanie: Kto zapłaci i w jaki
sposób za życie wieczne? Jaka energia i jaki proces jest w stanie podtrzymać
naszą osobowość po obumarciu 98% masy podtrzymującej funkcje 2%, czyli mózgu?
Skąd się tą energię weźmie? Moje monetarystyczne podejście do ekonomii nie daje
nadziei na przetrwanie istnienia świadomości po śmierci. Oczywiście, są różne teorie
ekonomiczne. Keynesiści i inni socjaliści przekonują, że w pewnych
okolicznościach można się najeść za darmo.
Odżywianie mózgu jest dość kosztowne, ale na szczęście nas
stać. Wykarmienie najbardziej z zaawansowanych ewolucyjnie mózgów wymaga
spożywania pokarmów wysokokalorycznych. W takim przypadku dostarczona energia
nie jest obciążona dużymi kosztami trawienia. Optymalna dla rozwoju inteligencji
wydaje się, więc być dieta mięsna, zawierająca najwięcej energii na gram masy w porównaniu z pokarmami pochodzenia roślinnego. Pomijam tu odżywianie czystym
cukrem w kostkach lub w postaci miodu. Dlatego też inteligencja nie jest domeną
roślinożerców, lecz spożywających wysoko energetyczne pokarmy mięsożerców. Co pozwala snuć pewne przypuszczenia, w jaki sposób
wyewoluował nasz mózg i jaki typ pokarmu spożywali nasi praprzodkowie. Sorry
wegetarianie!
Krucha osobowość
Nie można zapominać, że nasza osobowość i stan naszej
świadomości nie są niczym stałym. Zmieniają się z wiekiem, pod wpływem chorób i urazów. W połowie lat 30. ubiegłego wieku dr Walter J. Freeman odnalazł, jego
zdaniem panaceum na choroby psychiczne. Miał nim być zabieg lobotomii,
polegający na odcięciu płatów czołowych od międzymózgowia. Niestety skutki
uboczne przewyższały terapeutyczne korzyści. Wiązały się przede wszystkim z utratą poczucia własnego ja, czasami utratą pamięci. Pacjenci poddani lobotomii
stawali się apatyczni, tępi i pozbawieni własnej woli. Dlatego też rozważano tą
metodę jako alternatywę dla kary śmierci. I tak jednak 60% nieszczęśników w wyniku
tego zabiegu umierało.
Straszny obraz rozpadu osobowości daje choroba
Alzheimera. Mózg można również zaburzyć i wyłączyć chemicznie. To bardzo ciekawe i inspirujące doświadczenie, niekoniecznie związane z nadmiernym spożyciem
alkoholu lub narkotyków.
Ciekawym doświadczeniem życiowym jest przeżycie
operacji chirurgicznej przy znieczuleniu ogólnym. W jednej chwili rozmawiamy z lekarzami a za moment gaśnie światło. Potem nic się nie pamięta — w zasadzie się
nie istnieje. Dopiero anestezjolog kolejną dawką leku przywraca świadomość.
Narzuca się porównanie tego stanu do nieistnienia, jakiego zapewne
doświadczymy(?) po śmierci.
Obserwując piękno i harmonię przyrody, ciesząc się zwykłym
ludzkim życiem, trudno jest zrozumieć, jak można tak mocno hołubić w sobie
złudzenie nieśmiertelności. Trzeba twardo odwrócić się od faktów i zastąpić je
bajkowymi wizjami. Pogodzenie się z faktami i rzeczywistością, przynosi ulgę. Do
nawet bardzo wierzącej osoby muszą docierać sygnały ze świata, świadczące o jej
płonnych nadziejach na happy end. To musi wzbudzać negatywne emocje, rozterki i w konsekwencji panikę. Poza tym, stawiając się na miejscu gorliwego katolika,
nie chciałbym, odchodząc na „tamten świat", zastanawiać się czy marszczenie
freda, z którego wstyd było się wyspowiadać, nie przeważy mojego losu na szali
sądu ostatecznego.
« Dotyk rzeczywistości (Publikacja: 08-08-2010 Ostatnia zmiana: 09-08-2010)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 509 |
|