|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Państwo wyznaniowe
Bóg, partia, ojczyzna - religijna rewolucja demokratów Autor tekstu: Dariusz Bruncz
Zielonoświątkowcy, baptyści, rzymskokatolicy, metodyści i wielu
chrześcijan różnych wyznań zwiera szeregi w walce na rzecz Partii
Demokratycznej podczas zbliżających się wyborów do Senatu. Ofensywa
obliczona jest również na odebranie władzy republikanom w Białym Domu, czego
nie udało się zrobić podczas wyborów prezydenckich w 2004 r. Stało się to
głównie dzięki mocnemu poparciu środowisk chrześcijańskich dla George’a
W. Busha. Teraz stratedzy demokratów kierują partię w prawą stronę i podkreślają
rolę religii w życiu społeczeństwa. Pomagają im w tym publicyści i wielu
duchownych. W stanach z tzw. pasa biblijnego Partia Demokratyczna kojarzona była z permisywizmem moralnym, przyzwoleniem na aborcję i małżeństwa jednopłciowe.
Odium liberalnej lewicy uniemożliwiało demokratom zwycięstwa wyborcze, z czego zręcznie korzystała Partia Republikańska, odwołująca się do
tradycyjnych symboli patriotycznych i wartości religijnych. Demokraci oskarżani o brak patriotyzmu, agnostycyzm pod płaszczykiem liberalnego chrześcijaństwa,
czy nawet o ateizm znajdowali się wciąż w religijnej defensywie. W świadomości społecznej republikanom udało się zdobyć monopol na
religię oraz wartości chrześcijańskie. Sztab wyborczy senatora Johna
Kerry’ego musiał nieustannie odpowiadać na zarzuty religijnej prawicy oraz
zajmować stanowisko wobec kolejnych oświadczeń konserwatywnych hierarchów
rzymskokatolickich, którzy zapowiadali, że nie pozwolą na udzielanie Eucharystii
demokratycznemu kandydatowi na prezydenta, gdyż jego polityka jest
sprzeczna z katolicką nauką społeczną. Demokraci w pośpiechu lepili religijny front we własnych szeregach, mnożyli
spotkania z religijnymi przedstawicielami, chodzili na nabożeństwa i stworzyli
nawet platformę wewnątrz partii o nazwie „Ludzie Wiary", dając
niejako broń do ręki republikanom, że oto chrześcijanie są mniejszością u demokratów i muszą nawet zakładać specjalne organizacje, aby nie utopić
się w morzu lewicowych idei. Dodatkowo, całość stwarzała wrażenie
nieustannej prowizorki, braku koordynacji działań na płaszczyźnie
religijnej. Nie bez powodu powyborcze komentarze były dla demokratów jasnym
przesłaniem: get religion! Dziś wszystko wygląda zupełnie inaczej i wszystko wskazuje na to, że może
być jeszcze lepiej. Nowa generacja aktywistów, strategów i skrybów -
niektórzy demokraci, a niektórzy nie — pomagają partii zbudować kontakty w społecznościach religijnych, mówić otwarcie o duchowych podróżach, oraz
formułować tezy polityczne używając moralnej terminologii — czytamy w analizie Religion News Service (RNS). O tym, że republikańska większość w parlamencie jest zagrożona wie już
cała Ameryka. Sprawa wydaje się być już przesądzona, a niektórzy mówią
nawet o samo spełniającym się proroctwie. Republikanie tracą zwolenników
nie tylko z
powodu afer seksualnych i fiaska polityki gospodarczej obecnej
administracji. Nieskalani brzemieniem odpowiedzialności za wojnę w Iraku
demokraci, wolni w ostatnim czasie od afer obyczajowych oraz przypominający
Amerykanom o sukcesach polityki Billa Clintona demokraci coraz częściej
przypominają republikanów. Szczególnie w południowych stanach trudno odróżnić
retorykę demokratycznego i republikańskiego kandydata. Oczywiście, również
zmęczenie materiałem odgrywa istotną rolę — Amerykanie, co pokazują
dobitnie sondaże przedwyborcze, znudzeni są jedynowładztwem Partii Republikańskiej w Białym Domu i na Kapitolu. Chcemy zmienić partyjną kulturę, zmienić sposób myślenia i mówienia
kandydatów o religii oraz wartościach moralnych — powiedziała RNS Mara
Vanderslice, jedna z głównych strategów religijnych demokratów, bliska współpracowniczka
gubernatora Howarda Deana z Vermont, kontrkandydata senatora Kerry’ego do
nominacji Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich w 2004 r. Dziś Dean
jest prezesem Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (Democratic National
Committee — DNC). Republikanie są świadomi zagrożenia ze strony demokratów. Partia
Republikańska nie dlatego zdobywała głosy ludzi wiary, ponieważ zaczęła
wysuwać do wyborów ewangelikalnych lub uczyć ich, jak cytować Biblię.
Republikanie otrzymali te głosy wtedy, gdy stali się pro-life -
przekonuje Ralph Reed, były szef Koalicji Chrześcijańskiej,
religijnej przybudówki republikanów. Demokraci wyciągnęli wnioski z klęski
wyborczej i coraz częściej mówią o ochronie życia nienarodzonego i to nie
tylko dlatego, aby odebrać wyborców konkurentom, ale również dlatego, że
coraz bardziej oczekuje demokratyczny elektorat. Na rzecz demokratów działa wielu teologów z doktoratami, byłych lub wciąż
aktywnych duchownych oraz rzesze specjalistów od politycznego PR. Jednym z nich
jest dr Shaun Casey, wykładowca w metodystycznym Wesley
Theological Seminary w Waszyngtonie, były pastor konserwatywnej denominacji
Churches of Christ. Casey jeździ po kraju i przekonuje demokratycznych polityków, aby zwrócili
się ku sprawom religijnym. Odwiedzajcie społeczności religijne,
rozmawiajcie z ich liderami, starajcie się przekonać swoich partyjnych kolegów
do wartości moralnych — powiedział Casey podczas jednego z ostatnich
spotkań demokratów na Kapitolu. Cesey twierdzi, że żadna partia nie
odzwierciedla jego wizji Ewangelii, jednakże nie zmienia to faktu, że teolog
nie odmawia demokratom pomocy. Jego felietony ukazują się na stronie Faithful
Democrats (FD), która jest wirtualną platformą dla wierzących demokratów.
Dyskutujemy, debatujemy, działamy. Nie wierzymy, że dobrzy chrześcijanie
powinni być demokratami, ani że jedna religia ma monopol na wiarę. Nie będziemy
również przepraszać za to, że nasza tożsamość jako demokratów znajduje
się w wierze chrześcijańskiej — głosi deklaracja FD. Religijną frakcję w Partii Demokratycznej wzmacnia trio, składające się z członków Izby Reprezentantów: James E. Clyburn, wywodzący się z tradycji
ewangelikalnej, Rosa DeLaura, gorliwa katoliczka, oraz baptysta Dawid Price,
nazywany przed media dyżurnym teologiem na Kapitolu. Cała trójka koordynuje
działalność House
Democratic Faith Working Group, parlamentarnej grupy wierzących demokratów,
która spotyka się z zarówno z przedstawicielami rzymskokatolickiego
episkopatu oraz liderami ewangelikalnych mega-Kościołów. Na początku roku
DeLauro udało się nakłonić 55 katolickich demokratów do podpisania wspólnej
deklaracji o zasadach etycznych (Catholic
Statement on Principles), który w myśl teologii św. Tomasza z Akwinu
uznaje autorytet Kościoła, przy jednoczesnym zachowaniu prymatu sumienia. W demokratycznych środowiskach znana jest również zielonoświątkowa
pastor Leah Daughtry z The House of the Lord
Church, będącego połączeniem ewangelikalnej i anglikańskiej pobożności.
Daughtry należy do rodziny, która od pięciu pokoleń zajmuje się
kaznodziejstwem. 42-letnia pastor jest członkiem zarządu komitetu wyborczego
demokratów i, jak donoszą media, nieustannie naciska Howarda Deana na większe
zaangażowanie demokratów w sprawy Kościołów. Demokraci nie mogą zacząć
odwiedzać „czarnych zborów" na dwa tygodnie przed wyborami. To musi
być systematyczna praca. Nie chcę, aby politycy przychodzili i cytowali Pismo.
Każdy to może robić. Oni mają nim żyć — podkreśla ks. Daughtry. Ogromną, jeśli nie największą, nadzieją demokratów jest
Barack
Obama, czarnoskóry senator z Illionois, nazywany „Błogosławionym" (obama w języku suahili znaczy „błogosławiony"). Senator należy do
liberalnego, ewangelicko-reformowanego Zjednoczonego
Kościoła Chrystusa i od dłuższego czasu organizuje pozaszkolne imprezy
we współpracy z duchownymi różnych wyznań, a nawet spotkania z parafialnymi
kołami pań. Obama pochodzi z Kenii, ojciec był agnostykiem, ojczym
indonezyjskim muzułmaninem, a matka ateistką. Obserwatorzy podkreślają, że
Obama dopiero uczy się religijnego języka, choć w wielkiej polityce czuje się
jak ryba w wodzie. Wielu ma nadzieję, że będzie walczył z Hillary Clinton o nominację Partii Demokratycznej do wyścigu o fotel w Białym Domu. W zeszłym roku senator Obama wygłosił słynne przemówienie, w którym
skarcił członków partii, domagających się, aby przekonania religijne
zostawiać za drzwiami. Jeśli będziemy ignorować dyskusje o tym,
co to znaczy być dobry chrześcijaninem, muzułmaninem lub żydem; jeśli będziemy
mówić o religii tylko w negatywnym sensie lub jak nie powinna być
praktykowana, a nie o jej pozytywach — o tym, co mówi nam o naszych zobowiązaniach
wobec innych; jeśli z lękiem będziemy unikać spotkań w kościołach i religijnych mediach, ponieważ zakładamy, że nie jesteśmy w nich mile
widziani, to wówczas inni wypełnią tę próżnię, ci z najbardziej
wyspiarskimi poglądami na wiarę, ci, którzy cynicznie wysługują się religią,
aby usprawiedliwić partyzanckie okopy — powiedział senator. Przemówienie
to zgodnie okrzyknięto religijnym programem demokratów, które jeszcze przez długi
czas będzie cytowane.
Tekst był publikowany także w serwisie Ekumenizm.pl
« Państwo wyznaniowe (Publikacja: 02-11-2006 )
Dariusz Bruncz Ur. 1979. Członek Parafii Ewangelicko-Augsburskiej św. Mateusza w Łodzi, absolwent kulturoznawstwa na Uniwersytecie Europejski Viadrina we Frankfurcie nad Odra, stypendysta Evangelisches Studienwerk Villigst oraz Niemieckiego Komitetu Światowej Federacji Luterańskiej, doktorant Instytutu Germanistyki UW, członek redakcji serwisu Ekumenizm.pl. Strona www autora
| Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5097 |
|