|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Dylematy współczesnej cywilizacji [1] Autor tekstu: Jacek Nowicki
W związku z Medytacjami Adama Schaffa
Jeszcze
jedna książka o polityce, która jest w stosunku do trwających sporów i hałaśliwych polemik „gdzie
indziej". Mimo wagi poruszanych w niej problemów nie spodziewam się, żeby wzbudziła szerszą dyskusję.
Raczej się obawiam, że będą to słowa, jak sto lat temu pisał
Adolf Loss: Ins Leere gesprochen — mówione w pustkę. Bez
wielkich szans na to, aby współcześni ludzie polityki wyprowadzili z nich jakieś praktyczne wskazówki w bieżącym działaniu. Więc
chociaż jej problematyka odnosi się do
spraw, w których moje przygotowanie merytoryczne
nie jest wystarczające (moje zainteresowanie
dla spraw przyszłych kierunków rozwoju
społecznego wynika z zaniepokojenia aktualnymi procesami w dziedzinie
gospodarki przestrzennej, urbanistyki,
architektury, a tym samym kultury, a więc spraw pochodnych w stosunku
do treści Medytacji) — chciałbym tę pustkę choćby na małym
odcinku zapełnić zastrzeżeniami i obawami w stosunku do tez Autora.
Adama
Schaffa Medytacje koncentrują się wokół problematyki społecznej
powiązanej z wielką transformacją cywilizacji, wynikającą z procesów automatyzacji i komputeryzacji wszelkiej
produkcji i usług, wynikającego stąd strukturalnego
bezrobocia, konieczności odmiennego
podziału globalnego produktu i opanowania
problemu zróżnicowania poziomu życia i różnorodności kulturowej wielu społeczności
świata. Wśród tez Autora powtarza się zwłaszcza jedna — ta która
mówi o spodziewanej obfitości produkcji i usług, wywołanej automatyzacją, i stanowiącej czynnik amortyzujący
ewentualne trudności w przekształceniach. Tak śmiało przedstawiona teza budzi jednak zastrzeżenia.
Kiedy
ćwierć wieku temu publikowano głośne Granice wzrostu, nie poświęcono w tej pracy
miejsca problemom automatyzacji i komputeryzacji
ze zrozumiałych względów — po prostu
dlatego, że wówczas problem ten nie był tak widoczny. Autorzy
skoncentrowali się na problemie tych granic rozwoju, które wyznacza
odporność środowiska planety na podnoszenie poziomu produkcji, towarzyszące
mu rosnące zanieczyszczenie
wszelkimi odpadami, na wzrost liczby ludności, eksploatację nieodnawialnych
surowców i ograniczenie produkcji żywności. Zestawienie skutków i ekstrapolacja przebiegających procesów rozwojowych — z reguły o wykładniczym charakterze — prowadziły do wniosku, że jeśli
wykryte trendy rozwojowe nie będą odwrócone lub przynajmniej zahamowane,
to w połowie przyszłego stulecia musi nastąpić katastrofa całej
gospodarki globu, a także jego równowagi
ekologicznej, a co za tym idzie całej cywilizacji.
W
tym samym czasie E.F. Schumacher w swojej książce Małe jest piękne pisał,
że 31 proc. ludności świata
użytkuje 87 proc. produkowanej energii, pozostawiając reszcie mieszkańców planety 13 proc. Proste przeliczenie wskazuje,
że zrównanie poziomu życia wszystkich
mieszkańców ziemi wymagałoby w tej sytuacji
prawie sześć razy większej produkcji albo sześciokrotnego obniżenia
standardu konsumpcji mieszkańców krajów bogatych. Już przy tym zaawansowaniu omawianych w Granicach
wzrostu procesów, które występowały 25 lat
temu, wariant pierwszy był nie do przyjęcia ze względu na obciążenie środowiska, a wariant drugi ze względu na
opór społeczny ze strony krajów
bogatych, to znaczy tych, których głos w organizowaniu gospodarki waży najwięcej.
To samo dotyczy wszelkich wariantów pośrednich, nawet, jeżeli abstrahować od wzajemnych
zależności miedzy problemem rozdziału dóbr, a ujawniającymi się
konfliktami międzykulturowymi. A przecież wszelkie raporty, w tym Raport Rady Klubu Rzymskiego z 1991 r. wskazują,
że od tego czasu następuje zarówno
dalsza polaryzacja poziomu życia ludności świata, jak i dalszy
wykładniczy wzrost we
wszystkich analizowanych w Granicach wzrostu procesach.
Autor zresztą fakt ten potwierdza, i odwołuje się do danych z „Human Development Report" wedle
których 33 proc. mieszkańców świata
osiąga dochód dzienny poniżej l $. Znaczyć to musi, ze napięcia
stale rosną, a ich amortyzowanie wymagałoby z biegiem czasu coraz większej produkcji, a co za tym idzie, większego obciążenia środowiska.
Wynikać
się stąd zdaje istotny wniosek — ten mianowicie, że nawet zupełnie „bezludna", całkowicie
zautomatyzowana produkcja napotka na
granicę w postaci wytrzymałości środowiska planety. Obfitość dóbr nie
zmniejszy dewastacji środowiska, kryzysu demograficznego
(wzrost liczby mieszkańców ziemi może nawet
zostać przyspieszony, wobec łatwiejszego
utrzymania), energetycznego, żywnościowego, klimatycznego itp., itd. Zmiany w rozdziale dóbr mogą
następować dopiero jako proces wtórny w stosunku do pojawiania się zjawisk
kryzysu. Co w dalszym ciągu oznacza wcześniejszą
perspektywę konfliktów „Północy" i „Południa", starć
kulturowych i konfrontacji, a w konsekwencji — katastrofy
cywilizacyjnej, bo taka konfrontacja przy
obecnym poziomie techniki oznaczać
musi albo eksterminację znacznej
liczby mieszkańców „Południa", albo zniszczenie krajów „Północy", a najprawdopodobniej jedno i drugie. Zwłaszcza że ludzie już dziś
dysponują nadmiarem środków mszczących, do których dostęp z czasem staje się coraz łatwiejszy
(historia zna przykłady takich regresów — choćby z okresu po upadku starożytnego
Rzymu w VI wieku).
Jest
już sprawą dalszą, czy i w jakiej mierze
byłaby to katastrofa „tylko" cywilizacji, czy zarazem
katastrofa ekologiczna, godząca w gatunek
ludzki, a być może i w inne gatunki. Peter Ward, paleontolog amerykański
przewiduje w swojej książce Koniec
ewolucji raczej to drugie, czyli kolejny okres „Wielkiego wymierania",
takiego, które już parę razy w historii
ziemi się zdarzyło. Odpowiedź jednak na pytanie „Jak się ułożą
stosunki do końca świata" należy już do innego tematu, i kogo innego, nie nas może
ewentualnie zainteresować. Może raczej błonkoskrzydłe.
Trudno
bawić się w przewidywania. Jedno wszakże wydaje się pewne: bez
gruntownej rewizji akceptowanych dziś
powszechnie hierarchii wartości,
leżących u podstaw „kultury
białego człowieka", katastrofy uniknąć się nie da. Czy
taka rewizja jest dziś możliwa czy
nie, to problem dalszy, warto jednak się zastanowić na czym powinna by
polegać.
We
współczesnej cywilizacji widoczne są dwa systemy wartości. Pierwszy z nich, historycznie
starszy, uznaje za główną cnotę posłuszeństwo wobec autorytetu Boga lub Władcy i przyjmowanie bez dyskusji zarówno tego obrazu świata jaki ów autorytet przedstawia,
jak i obowiązującego systemu ocen. Wykorzystywany w przeszłości przez wszelkie
autokratyczne władze, odżył w XX wieku w państwach totalitarnych, w których
źródłem władzy miało być posłannictwo wyższej rasy czy narodu albo „prawa
rozwoju historii". Od pięciuset lat jednak ten system
wartości jest w odwrocie — zastępuje go system stawiający na pierwszym miejscu wśród
celów działania osiąganie osobistego sukcesu życiowego. Pozycję naczelną uzyskuje
swoboda wyboru celów i dróg ich osiągania przez sprawną i ekspansywną jednostkę,
wygrywającą w konkurencji z innymi. Znakiem
sukcesu jest prestiż, władza, a przede
wszystkim pieniądze.
Oba
te systemy mają charakter antropocentryczny: świat zewnętrzny, natura, występują w nich jako strefa podporządkowana ekspansji cywilizacji
człowieka.
Z
chwilą jednak ujawnienia się granic ekspansji wyznaczonych przez warunki równowagi
ekologicznej czy społecznej, i zagrożenia, jakie może wywołać jej naruszenie, pojawić się musi — i na pierwszym miejscu nowy motyw postępowania — motyw
odpowiedzialności za przyszłość świata. Odpowiedzialności podejmowanej
pod przymusem, wobec faktu, że człowiek uruchomił już dziś takie siły, których nie kontrolowany spontaniczny rozwój
zagraża jego (i nie tylko jego) istnieniu. Oznacza to akceptację etyki opartej na takim motywie
zarówno przez jednostki, jak i zbiorowości ludzkie, akceptację równie powszechną,
jak dziś akceptacja etyki opartej na zasadzie posłuszeństwa autorytetowi czy na dążeniu do
osobistego sukcesu. Taka etyka stanowi temat książki Hansa Jonasa Zasada
odpowiedzialności.
Nowa
sytuacja sprawia, że człowiek wystąpić musi nie tylko jako — idąc za myślą Autora Medytacji — autocreator, lecz również jako strażnik
równowagi ekologicznej i społecznej oraz podmiot, kontrolujący procesy
rozwojowe w skali globu, z niezbędnym wyprzedzeniem w czasie. Przyjęcie takiej roli, mimo ewidentnego braku przygotowania
do niej całego systemu współczesnej cywilizacji, jest nieuniknione, jeżeli
ta cywilizacja ma przetrwać.
Wynika
stąd kilka dalszych istotnych wniosków.
Pierwszy z nich to umiejętność i zdolność
do samoograniczenia (nieodłączna we wszelkiej samokontroli), której nauczyć
się musi zarówno jednostka, jak i tworzone przez nią organizacje. Dalej — priorytet dobra ogólnego w stosunku do
jednostkowego, i celów społecznych o charakterze strategicznym nad doraźnymi i partykularnymi. Niestety oznacza to
konieczność wypracowania zupełnie nowych mechanizmów kontroli społecznej. Obecne mechanizmy demokracji przedstawicielskiej bowiem nie tylko zawężają horyzont wybranych władz do jednej
kadencji, ale i poddają je doraźnym
interesom grup wyborców. Tymczasem zarówno skala i zasięg, jak i czas w jakim
ujawniać się mogą skutki przebiegających już dziś procesów
wykraczają daleko poza takie horyzonty.
Wyznacza
to nowe miejsce dla wiedzy o świecie i nauki. Podobno Churchill był autorem
sformułowania, że specjalista, ekspert powinien być przy polityku "on the tap, but not on
the top" — na skinienie, ale nie w pozycji wyższej od niego. Obecne perspektywy rozwoju
cywilizacji zdają się wskazywać, że instrumentalne
traktowanie wiedzy i nauki przez polityków nie ma przed sobą długiego
życia. Że wybór celów rozwoju i dróg ich osiągania będzie
musiał w coraz większym stopniu zależeć nawet nie tyle od wiedzy specjalistycznej w jednej dziedzinie, ile od wiedzy ogólnej o bardzo szerokim zakresie, umożliwiającej
porównywanie i hierarchizowanie wagi
wniosków płynących z postępów wiedzy, i z informacji, dotyczących
rozmaitych, niekiedy odległych od siebie dziedzin. To zaś z kolei wymaga zarówno ustawicznych badań,
monitoringu, oraz nie mniej stałego i rzetelnego informowania opinii publicznej o rezultatach tych badań, dotyczących perspektyw dalszego rozwoju cywilizacji i kultury.
Doprawdy,
nie mam pojęcia jakby można do takich zmian w postawach i celach doprowadzić,
zwłaszcza w czasie tak krótkim, jak ten który wyznacza obecna sytuacja światowa, czyli
kilku dziesiątków lat. Ale droga do nich zdaje
się nieuchronnie prowadzić poprzez świadomość
ludzi najbliższych pokoleń, poprzez ich zdolność
rozumowania, to znaczy również zdolność do modyfikacji ich własnych
poglądów i postaw w miarę zapoznawania się
ze zmieniającą się sytuacją.
1 2 Dalej..
« Społeczeństwo (Publikacja: 13-01-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5198 |
|