|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Dylematy współczesnej cywilizacji [2] Autor tekstu: Jacek Nowicki
A także przez ich poczucie wspólnoty z innymi ludźmi, o innym dziedzictwie kulturowym, i szacunek dla ich odmienności. A być może i uznanie wyższości ich hierarchii
wartości w niektórych sprawach.
Jest
to droga daleka zwłaszcza dla tych, którzy wyrośli w systemie wartości nastawionym na
ustawiczną walkę konkurencyjną, na ekspansję i eliminację innych oraz zdobywanie dla siebie
(i swoich) pozycji dominującej. Świadomość
nie tylko istnienia, ale i bliskości granic ekspansji ludzkiej, wyznaczonych przez
wytrzymałość środowiska planety oznacza, że trwałość i ciągłość
rozwoju cywilizacji wymaga nie tylko stałej kontroli, ale i przyjęcia
przez społeczności ludzkie i jednostki zasady
maksymalnego wykorzystania tych zasobów, jakie są do ich dyspozycji, zasady
"maximum efektu przy minimum nakładu" — obowiązującej zresztą i w całej
przyrodzie. Prowadzi to do wstrzemięźliwości w kreowaniu nowych
potrzeb. Trawestując regułę Ockhama można powiedzieć: "desideria
non sunt multiplicanda praeter necessitatem".
Każe to zakwestionować (lub tylko
bliżej wyjaśnić) proponowaną
przez Autora Medytacji definicję przyszłego człowieka jako "homo ludens". Kultura
nie „pracy", ale „zajęć" może zapewne kierować
aktywność ludzką na teren studiów czy działań twórczych wszelkiego
rodzaju — nieuchronnie
autotelicznych, czyli bezinteresownych,
stanowiących cel sam w sobie. Lecz przecież mamy już dziś przed oczami również i inną interpretację tego samego hasła, w postaci przebudowywania
całego świata w wielki „Disneyland",
obszar zabaw i rozrywek, gdzie wszystko jest możliwe, włącznie z dowolną „rzeczywistością wirtualną". Jest to swojego rodzaju ucieczka w rozrywkę, usprawiedliwienie postawy
bierności i zagapienia się. Zapełnianie zbędnego
(dla siebie) czasu, nasuwające złośliwe myśli o zbędności tego, który taki proceder uprawia.
Problem w tym, że dopóki powszechnie akceptowane hierarchie wartości opierać się będą
na motywach egoistycznych, tak długo, jak jednostka będzie widziała swoje cele jedynie
we własnych przyjemnościach albo korzyściach, łatwiejsza będzie właśnie ucieczka w rozrywkę — choćby najgłupszą. O powszechności takich postaw świadczyć się zdają
programy telewizji, które w dalszym ciągu zresztą je skutecznie propagują. Zamiast Homo
ludens pojawić
się może raczej Homo Demens — człowiek skretyniały.
Warto
zauważyć, że takiej ucieczki nie należy
się spodziewać wśród tych, którzy potrafią
znaleźć własne cele w służbie nauki, w sztuce czy w działalności społecznej. A również w realizowaniu
nakazów wynikających z poczucia odpowiedzialności za sprawy leżące
poza sferą własnych interesów. Można tu
przytoczyć jako przykład przekazywane przez cały XIX wiek w Polsce „tradycje inteligenckie" od Mickiewicza do Żeromskiego, każące
konstruować cele i postawy osobiste w odniesieniu do dobra zbiorowego.
Warunkiem
sensowności opartej na poczuciu odpowiedzialności za świat jest prawdziwość
obrazu tego świata, jego niezafałszowanie. Stąd kolejna pretensja do Autora: nie
można twierdzić, że systemy poznawcze — empiryczny i religijny — „nie przecinają się". Przecież
gołym okiem widać, że zawierają one bardzo znaczne obszary, na których
dochodzi do starć — co najmniej od czasów
Galileusza bardzo spektakularnych -
właśnie w opisie świata. Chyba że, by dokonać niedopuszczalnej
moim zdaniem redukcji systemów opartych na wierze, przez sprowadzenie ich treści do jakiegoś
bardzo ogólnego stwierdzenia, na przykład, że jest jakiś rozumny porządek w świecie, a zatem musi za tym stać jakaś świadomość, która ów porządek stworzyła. Tak ogólne
stwierdzenie istotnie z empirią się nie kłóci,
pozostaje „obok" wszelkich dowodów, ponieważ
jest wyrazem przeczuć czy nadziei. Daleko
jednak stąd do rzeczywistych, a nie zredukowanych, pełnych treści którejkolwiek z występujących
dziś w świecie religii. W religii katolickiej
obowiązujący dla wyznawcy obraz świata
zawiera się w opublikowanym w 1992 r. Katechizmie, zawierającym
treści znacznie bogatsze i bardziej szczegółowe, a równocześnie
całkowicie sprzeczne z doświadczeniem naukowym wszelkiego rodzaju.
Jeszcze
gorzej dzieje się w samej sferze etyki, która — w wersji trzech religii śródziemnomorskich,
gdzie fundamentem jest pojęcie grzechu,
czyli złamania nakazu bożego — nosi charakter
nieuchronnie heteronomiczny, używając określenia
Autora. Oznacza to dalej otwarcie drugiego
pola konfliktów — między sumieniem jednostki, a interpretacją nakazów religijnych przez jedynie uprawnionego kapłana. I tu historia dostarcza bardzo wielu
przykładów tragicznych następstw,
zwłaszcza tam, gdzie religie
poszukiwały wsparcia od władzy świeckiej.
Osobiście
podejrzewam, że jedyny obszar rzeczywiście
względnie bezkonfliktowy to obrzędowa
strona religii. Najsilniej zresztą, jak się wydaje, wiążąca
wiernych w Polsce, gdzie o dogmatach się w ogóle nie mówi.
(Mimo że i tu niepokój może wzbudzać uznawanie za centralny symbol tych obrzędów -
widoku torturowanego w wymyślny sposób człowieka,
oraz to, że najważniejszym obrzędem jest akt spożywania „ciała i krwi"
ludzkiej. Tyle, że nikt już tego nie dostrzega).
Dlatego
wydaje mi się, że nie można zakładać, iż „prawdy religijne" działają w innym obszarze,
rozmijają się wichrowato z empirią, i mozolnym poszukiwaniem prawd
naukowych.
Tym bardziej, że stanowią one ważny element w kulturze nie tylko chrześcijańskiej,
ale każdej, co zwłaszcza jest widoczne na
przykładzie islamu, w którym rozdzielenie wiary, obyczaju,
polityki, organizacji społeczeństwa jest trudne do przeprowadzenia — jeżeli w ogóle możliwe.
Piszę o tym tylko dlatego, że od paru lat doświadczam
właśnie skutków konfliktu wywołanego próbami narzucenia światopoglądu
opartego na katechizmie katolickim całemu społeczeństwu.
Bez tego nie interesowałbym się chyba tą problematyką w ogóle.
Na
zakończenie jeszcze jedna uwaga. W tekście Adama Schaffa, zawierającym w znacznej części
Jego rozliczanie się z przeszłością polityczną lewicy i ruchu socjalistycznego, co
chwila spotyka się takie określenia, jak Nowy Socjalizm
czy Nowa Lewica. Towarzyszy temu zastrzeżenie, że oba te pojęcia mają w istocie nowy sens,
niosą nowe treści. Dodać do tego wypada, że w społecznym, najpowszechniejszym
odbiorze sens takich pojęć jak „socjalizm" czy „lewica"
stał się już zupełnie niejasny — tymi słowami
operuje się raczej jako hasłami w połajankach
politycznych, niż jako określeniami niosącymi wspólne dla
dyskutantów znaczenie. Sądzę, że w tej sytuacji warto byłoby zastanowić się nad próbą określenia meritum
treści zawartych współcześnie w tych terminach bez odwoływania się do samych, wywodzących się z tradycji
słów. Nie wiem, czy taka ucieczka w przód jest w ogóle możliwa, ale sądzę, że prędzej czy później będzie
nieunikniona — jeżeli sama idea czy raczej to, w co musi się ona
nieuchronnie zamienić, ma liczyć na
szerszą akceptację.
*
„Res Humana" nr 3/1998.
1 2
« Społeczeństwo (Publikacja: 13-01-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5198 |
|