|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Ludzie, cytaty Zapominanie jest częścią naszego życia. Rozmowa z György'em Konrádem [1] Autor tekstu: Dirk Verhofstadt
Tłumaczenie: Ilona Vijn-Boska
György Konrád urodził się w 1933 roku w rodzinie żydowskiej w Berettyóújfalu na Węgrzech. Jego debiut powieściowy
Gość miał miejsce w 1969 roku. Powieść ta odniosła duży sukces, co
pozwoliło mu poświęcić się całkowicie pracy literackiej. Ostatnio napisaną
przez niego książką jest Smutek kogutów. Główną postacią jest
„Kalligaro",
pod którą autor ukrywa sam siebie. Powieść ta nie ma chronologicznego porządku i jest traktatem filozoficznym o sensie i nonsensie życia autora, o zdarzeniach w jego kraju i o tych, których kochał. Książka jest lirycznym, czasem nawet
melancholicznym tekstem, w którym stary mistrz daje wyraz swojej empatii i świadomości
relatywności życia. Odwiedziłem Konrada w jego podmiejskim domu we wsi
Hegymagas. Najpierw zaprowadził mnie na wzgórze obok starego budynku ze
wspaniałym widokiem na uroczy Balaton. Długie minuty stał zapatrzony w imponującą panoramę, pagórkowaty krajobraz i wodę, której kolor zmieniał
się ustawicznie. Potem usiedliśmy na werandzie jego daczy z widokiem na ogród
pełen kwiatów i zaczęliśmy rozmowę o życiu, śmierci i jego najdroższych
wspomnieniach. Dirk Verhofstadt: Główną postacią w pana książce jest Kalligaro, podczas gdy wiadomo, że to o pana chodzi.
Dlaczego pisał pan w tej formie?
György Konrad: Niezbyt ciekawie jest pisać o sobie. Tylko ja i ja. Ta książka nie jest prawdziwą
autobiografią. To jest dyskusja o moim życiu z punktu widzenia osób trzecich.
Granica między rzeczywistością a wspomnieniem jest bardzo wąska. Myślę, że
to nie jest możliwe, aby właściwie rozróżnić rzeczywistość od fantazji.
Dlatego też używam fikcyjnego imienia „Kalligaro". Ale tak naprawdę to
nie jest ono takie fikcyjne. To imię zobaczyłem na kamieniu betonowym.
Prawdopodobnie należało do kogoś z początku XX wieku, który ten beton
produkował.
Czytając pana książkę odniosłem
wrażenie, że żegna się pan z życiem. Czy tak jest?
Napisałem tą książkę, kiedy skończyłem
siedemdziesiąt lat. Była to dla mnie pewna granica. Postanowiłem wtedy zakończyć
moją akademicką działalność i pozostać w osamotnieniu. Możesz to nazwać
opóźnionym kryzysem wieku średniego, pewien rodzaj infantylizmu. Potem kończyłem
siedemdziesiąt jeden, siedemdziesiąt dwa i stało się śmiesznym to ciągłe
żegnanie z życiem. Teraz żyję z dnia na dzień i piszę próbując sam
siebie przewyższyć.
Pisze pan, że chciałby pan umrzeć
niepostrzeżenie nie zakłócając innym ich spokoju. Jest pan zwolennikiem
samotności?
Oczywiście. Nie lubię nawet zapraszać
ludzi na moje urodziny. Moje sześćdziesiąte i siedemdziesiąte były
zorganizowane przez innych. Ja najlepiej się czuję, kiedy wokół mnie nie ma
wielu osób. Nawet cmentarze są według mnie przepełnione, dlatego chcę być
spalony, tak jak kiedyś moi przyjaciele ze szkoły podstawowej. Potem chcę,
aby mój popiół został rozsypany na kawałku kupionej przez ze mnie ziemi na wzgórzu z widokiem na Balaton.
"Nasze niedociągnięcia i błędy są zapisywane w wielkiej księdze życia", tak
pan pisze. A dalej: „Nie jest ateistą i ma uczucie, że istnieje Bóg immanentny". Co myśli pan o wierze i religiach?
Nie wierzę w jednego, wszechpotężnego
Boga, bo wszystko wokół nas jest Bogiem samym w sobie. Nawet słowa są boskie.
Religii nie lubię, bo nie są one dla mnie wystarczająco doskonałe. Są one za
bardzo związane z władzą i majątkiem, są te materialistyczne, te przeciętne i za bardzo ludzkie. Nie biorę tu jeszcze pod uwagę kapłanów, którzy
wyznaczają linię graniczną między ludźmi i każdy odruch empatii próbują
poskramiać. Również oni są za bardzo pospolici.
Jeżeli wszystko jest tak przeciętne,
to co może jeszcze zadbać o transcendencję?
Literatura światowa, ponieważ ona
zawiera, charakteryzuje, przypatruje się i wyśmiewa się z religii. Znasz
opowiadanie o kalifie Omarze, który podpalił bibliotekę w Aleksandrii przez
co niezliczone rolki książek zostały zniszczone? To się ciągle powtarza od
nowa w historii. Boje się, że znowu pojawią się nowi fanatycy, którzy
zaczną palić książki. Fanatyzm religijny, obok faszyzmu i komunizmu jest
trzecią formą totalitarną, gdzie tylko pojedyncze książki traktowane są
jako źródło mądrości. To prowadzi do krwawych katastrof.
Co pan sądzi o o szkołach, do których
dzieci chodzą ze względu na religię wyznawaną przez rodziców?
To nie jest dobre dla dzieci, że uczą
się tylko jednej religii. W miejsce tego powinny być lekcje filozofii, aby
dzieci poznawały różne poglądy na życie. Uważam, że miejsce religii jest w bibliotece. Kiedy byłem mały, miałem własnego nauczyciela religii, bo nie
chciałem chodzić do szkoły Talmudu. On rozumiał, że małe dzieci lubią,
jak im się czyta baśnie. Czytał mi opowiadania z Biblii, ponieważ według
niego zawierała ona tego rodzaju baśnie. Od mojego dziadka dostałem Biblię z dedykacją: „Nie wierz we wszystko, co tu przeczytasz. Masz tylko o tym rozważać".
Na początku książki pisze pan, że pana życie było normalne do 1943 roku, bo
pana klasowi koledzy jeszcze żyli.
Te dzieci zostały zagazowane przez nazistów w 1944 roku. Czy pana życie od
tego momentu stało się nie do zniesienia?
Nie, to nie tak. Również później moje życie było znośne. To, że przeżyłem
było przypadkowe. Kiedy zatrzymano mojego ojca, matka zdecydowała wyjechać z naszego rodzinnego miasta Berettyóújfalu do Budapesztu. To uratowało mi życie,
ponieważ dzień później wszyscy Żydzi z Berettyóújfalu zostali
deportowani. Nie tylko moi koledzy z klasy, ale także pięć moich kuzynek i kuzynów, trzy siostry mojego ojca i dwie mojej matki zginęli w Auschwitz i Mauthausen. Wujek ze strony matki został zastrzelony przez węgierskich faszystów.
Ja miałem szczęście i dlatego nie wolno mi mówić, że moje życie stało się
nieznośne.
Pisze pan, że najbardziej odważną awanturą dwudziestowiecznej inteligencji był
radykalny etatyzm z wszechwładnym państwem. Czy może pan to wyjaśnić?
Dziewiętnasty wiek był okresem
konserwatywnym z klasycznymi dynastiami takimi jak Habsburgowie, Romanowie,
Hohenzollernowie a w Wielkiej Brytanii czasem wiktoriańskim. Dwudziesty wiek
stał się okresem radykalnej inteligencji. Żadnych bogatych ze szlacheckim
pochodzeniem ludzi takich jak Otto von Bismarck, lecz ludzie, którzy przyszli z dołu tak jak
Lenin, Stalin, Mussolini i Hitler. Wszyscy mało znani ludzie, którzy nagle
stali się światowymi przywódcami. Równocześnie rozpowszechnienie poglądu
Friedricha Nietzsche, że Bóg jest martwy i walka o byt na wzór Marksa i Darwina. To wszystko sformowało punkt zwrotny trwający od 1914 do 1989 roku.
Nawet wojna na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych była tego pozostałością. W Zachodniej Europie ten straszny wiek zakończył się utworzeniem Unii
Europejskiej. Przy tym jednostka stała się punktem centralnym, a nie jak
dawniej państwo.
Jednakże wielu filozofów i pisarzy było
gorącymi obrońcami radykalnego etatyzmu. Tak jak na przykład Jean-Paul Sartre.
Tym co on twierdził byłem przerażony.
Bronił Rewolucji Kulturalnej w Chinach, gdzie niezliczeni inteligenci znikali w obozach koncentracyjnych. Przy tym zgadzał się, że niektórzy ludzie
potrzebują resocjalizacji. Nie mogę zrozumieć, że potrafił coś tak głupiego
powiedzieć. Zresztą nie tylko on. Doświadczyłem wielokrotnie w moim życiu,
że wielu moich dobrze wychowanych, mądrych, inteligentnych kolegów, wspaniałych
erudytów zaczynało zachowywać się jak chorągiewka na wietrze. Przestawali
widzieć wykroczenia władzy i zapominali, że inni ludzie cierpią. Ale dla
tych, którzy najpierw uwierzyli w głoszone ideologie a potem się na nich
zawiedli, nie mam współczucia. Ten kto daje się wprowadzać w błąd, jest głupcem.
Do dzisiaj zresztą ciągle spotykam na swojej drodze to zaślepienie. W latach
dziewięćdziesiątych byłem na kongresie PEN [ 1 ] Prowadziłem tam rozmowę z dwiema pięknymi, czarnoskórymi
kobietami. Jedna z nich była pisarką. Kiedy się jej spytałem, dlaczego
ludzie z plemienia Hutu zamordowali tylu Tutsi, odpowiedziała mi po chwili
zastanowienia się: „Bo to byli Tutsi".
Mieszka pan w zacisznym zakątku.
Napisał pan: „Zacofanie tego obszaru jest jego kosztownym skarbem. Dlaczego
mamy powtarzać błędy Zachodu?" Z drugiej strony wypowiada się pan zadziwiająco
pozytywnie o mieście. Czy nie jest to sprzecznością?
Oczywiście, że nie. Kocham zarówno wieś,
jak i miasto. Wielu Niemców kupuje w tej okolicy dom, bo są oczarowani tą
okolicą. Pierwsze co robią, to się ogradzają i wylewają beton w ogrodzie,
aby jak najbliżej domu zaparkować auto. Mnie natomiast w Hegymagas każdy zna i zawsze wszędzie jestem mile widziany. Tutaj nie pojawi się nikt, kto będzie
miał złe zamiary. Z drugiej strony kocham anonimowość miasta. Podczas
okupacji i dyktatury miasto było miejscem, gdzie mogłem znaleźć kryjówkę i opiekunów. Mając jedenaście lat schroniłem się w Budapeszcie i tam łatwo
było mi się ukryć lub uciec dalej w razie zagrożenia. Podczas
komunistycznego okresu miasto było również bardziej atrakcyjne, bo tam łatwiej
było mi ukrywać moje manuskrypty i ich kopie przed policją.
Po powstaniu w 1956 roku wielu pana
przyjaciół wyjechało na stałe z Węgier. Dlaczego pan pozostał w swoim
kraju?
Ponieważ chcę pisać zawsze przy tym
samym stole lub przynajmniej w miarę stabilnym. Obawiałem się, że gdzie
indziej już takiego nie znajdę. Nie chciałem być od innych zależny i gdzie
indziej prosić o obywatelstwo. Nigdy nie można było mnie nawrócić, przekonać,
ujarzmić, kupić i przeformować na towarzyskiego człowieka. Właściwie
jestem jak kot, który przywiązuje się do jednego miejsca. A tak naprawdę to
byłem za leniwy, aby się zdecydować na tułaczkę.
Co pan sądzi o nacjonalizmie i pojęciu
nacja?
Bardzo lubię niektórych ludzi, ale nie
nacje. Nie podobają mi się abstrakcyjne pojęcia takie jak państwo czy naród. W każdym kraju i narodzie są dobrzy i źli ludzie. Mogę tylko kochać tego,
komu mogę patrzeć prosto w oczy.
W swojej książce pisze pan: „Pisarz
jest badaczem i dlatego przeciwieństwem wojownika". Czy może pan to wytłumaczyć?
To co pisarza nakłania do pisania, to
jest ciekawość a nie chęć „zyskiwania" ludzi. Zawód pisarza jest całkowicie
odmienny od zawodu sportowca, człowieka interesu, polityka czy wojskowego.
Oni używają takiej terminologii jak walczyć, zwyciężać i przegrywać. Dla
pisarza te słowa są nieistotne.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] PEN jest niepolityczną,
niezależną organizacją, która wspiera pisarzy, którzy ze względu na swoją
działalność są prześladowani, więzieni lub zatrzymani bez jakiekolwiek
procesu. « Ludzie, cytaty (Publikacja: 16-01-2007 )
Dirk VerhofstadtUr. 1955. Belgijski teoretyk liberalizmu (zwolennik J. Rawlsa), brat belgijskiego premiera, Guy'a Verhofstadta. Jego książka "Het menselijk liberalisme" inspiruje europejskich polityków z partii liberalnych. Broni liberalizmu przed atakami antyglobalistów. Jego najnowsza książka to "Obrona indywidualności". We wrześniu 2007 r. stowarzyszenie 'Wolna Myśl' (De Vrije Gedachte) przyznało mu tytuł "Wolnomyśliciela Roku". Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 15 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Polska plama na aureoli Piusa XII | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5211 |
|