|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Dotyk rzeczywistości
Pragmatyczny hedonizm [2] Autor tekstu: Maciej Ulita
Smutni ludzie uwięzieni w świecie swoich smutnych poszukiwań mają
drastycznie zmrużone oczy. Andrzej Sapkowski w zbiorze opowiadań pt. 13 Kotów opisuje historię chłopca,
którego całym światem było jego mieszkanie i duży czarny kot. Po pewnym
czasie chłopiec zaczął interpretować świat tylko i wyłącznie na podstawie
zachowań kota — kot siada na parapecie — będzie padał deszcz, kot zwija
się w kłębek — pora iść spać, itd. Wydaje mi się, że ten obecnie
istniejący człowiek poszukujący (homo szperatus) funkcjonuje właśnie w taki
sposób, z tym, że: nasz mózg (świat naszych myśli i wyobrażeń) jest takim
pokojem, a prawa nauki, zasady racjonalnego rozumowania itp. — naszym dużym
czarnym kotem. Przyjęliśmy taki system działania, który zresztą sami sobie
wytworzyliśmy, i z czasem przestaliśmy umieć patrzeć poza nim/nimi. Być może
jest to przejaw zwykłego nieudacznictwa, a może po prostu boimy się
konfrontacji naszej rzeczywistości z „rzeczywistością" poza pokojem?
Boimy się siebie i świata, tylko czego? Że nie poradzimy sobie w zmieniających
się nieustannie warunkach, że nie ogarniemy świata? I co z tego, nie da się
wiedzieć wszystkiego, ani zrobić wszystkiego. W związku z tym trzeba żyć na
max-a — do granic, a w zasadzie, poza nimi. Sami narzucamy sobie ograniczenia, a potem tłumaczymy, że nie da się ich pokonać. Zamykamy się w fantazjach,
marzymy o rzeczach, od których odseparowaliśmy się na własne życzenie.
Prof.
Garbowski pisał, że człowiek rozwijał się do momentu, aż stworzył sobie
mentalne prawa, alternatywne względem naturalnych. Wraz z rozwojem techniki, wygodnictwa i „odkrywaniem" coraz nowszych praw rządzących
światem, człowiek przestał poznawać, a co za tym idzie przestał się
rozwijać. Tym samym rozpoczął powolny, acz nieubłagany proces inwolucji.
Sami doprowadziliśmy do tego, że zamiast żyć tak jak chcemy, żyjemy tak,
jak możemy, a dokładniej, jak pozwalają nam stworzone przez nas samych
zasady. Uwięziliśmy się w świecie norm moralnych, standardów zachowań,
zasad dobrego wychowania i tym podobnych. Trawimy czas na ich wymyślanie i uzasadnianie ich obiektywności, a kiedy już okrzepną w naszej rzeczywistości
zaczynamy na nie narzekać z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku.
Ludzie
nieustannie zmierzają w kierunku obiektywnego świata, tylko po co? Dlaczego
jesteśmy tak bardzo pazerni i to w dodatku na coś, co do istnienia czego nie
ma nawet pewności. W ogóle nie ma pewności, to jakieś bzdurne omamy. Pewność/obiektywizm,
jako jedna z „wielkich prawd" nie ma racji bytu w świecie, który jest z gruntu pragmatyczny. Jedyne, co pozostaje nam zrobić, to stanąć na stanowisku
PRAGMATYCZNEGO HEDONIZMU. i wcale nie chodzi mi o tworzenie nowego systemu,
chciałbym tylko nazwać jakoś to, co mi siedzi w głowie. Mamy obiektywny zawrót
głowy i to niemal w każdej dziedzinie życia. Po co, pytam? Po co nam protezy
świata? Już pisałem/mówiłem o lęku przed rzeczywistością , ale powtarzam
to pytanie, bo nie jestem pewny odpowiedzi.
Funkcjonujemy w świecie rzeczy, które są tylko dlatego, że chcemy, żeby tak było. Życie
jest poza nimi, a my zamiast szukać życia „tworzymy" nowe rzeczy.
Opisujemy je, wymyślamy nowe prawa dzięki którym możemy dalej tworzyć i poszukiwać obiektywnego świata, w którym są rzeczy wymagające dalszego
opisywania i tak w kółko i po co?
Cierpimy
na brak pragmatyzmu i hedonizmu. Jeśli chodzi o wspomniany powyżej pragmatyczny hedonizm, to jego podstawowym założeniem
jest twierdzenie, że wszystko co robimy w życiu należy robić tak, jakby to
był ostatni raz. Uważam, że wszystko jest niepowtarzalne, jak pisał Heraklit — nie da się dwa razy wejść do tej
samej rzeki. Tak jak nie ma dwóch identycznych kropel wody, tak nie ma dwóch
identycznych momentów w czasoprzestrzeni. Jak już mówiłem, mamy ok. 65 lat do efektywnego
wykorzystania. Wszystko co się nam przydarza, niezależnie od tego, czy jesteśmy
jakkolwiek zdeterminowani, czy nie, dzieje się tylko raz. Proponuję każdemu
przeprowadzić pewien eksperyment. Jeśli ktoś pali, niech każdego papierosa
pali tak, jakby był ostatnim. Nie jest to łatwe, ale gwarantuję, że jeśli
zrobi się to z prawdziwym przekonaniem, efekty będą powalające. Papieros
jest tylko marną namiastką, ale proszę pomyśleć o rzeczach bardziej oddziałujących
na zmysły. Jedzenie ulubionej potrawy, picie ulubionego napoju, czy wreszcie
bliskość ukochanej osoby. Wykonywanie nawet najbardziej błahej czynności ze
świadomością jej niepowtarzalności jest przeżyciem co najmniej mistycznym.
Kiedy uda się wprowadzić ten stan w życie, nabiera ono specjalnego sensu, takiego sensu codziennego, którego,
jak mi się zdaje, brak obecnie ludziom. Chodzą smutni spiesząc się
nieustannie nie wiadomo do czego. Pływają w odmętach oczekiwań i trosk życia
codziennego zupełnie bez celu. Można by zaryzykować stwierdzenie, że chodzi
tu o zwykłe przetrwanie — instynkt samozachowawczy, ale jesteśmy przecież
ludźmi, istotami wolnymi od ewolucyjnych wybryków. W większości działamy
przeraźliwie doraźnie, bez oglądu potencjalnych konsekwencji. Kiedyś spierałem
się ze wszystkimi, którzy na takie spory mieli ochotę, że nauka gry w szachy
powinna być obowiązkowa. Odnoszę wrażenie, że żadna inna gra nie uczy tak
doskonale myślenia prezentowanego przeze mnie pragmatycznego hedonizmu. Aby grać w szachy należy myśleć perspektywicznie. Każdą decyzję podejmować po
uprzednim przemyśleniu jej konsekwencji. Co jest w tym najbardziej nęcące, to że nie wyklucza to zachowań spontanicznych. Można grać brawurowo, ale
szansę powodzenia ma się tylko wtedy, gdy poziom podejmowanego ryzyka jest
wprost proporcjonalny do stopnia uzmysłowienia sobie konsekwencji. W moim
przekonaniu przełożenie tego sposobu myślenia na życie codzienne jest bardzo
proste i niemal nie podlega dyskusji.
Zamiast
przyjmować doraźne rozwiązania i żyć z dnia na dzień, można by zaszczepić
„myślenie szachowe" w codzienności. Chociaż chcę głosić pragmatyzm to w tej sytuacji nie chodzi mi nawet o czystą praktykę, a tylko o pewne podejście
do życia i świata. (Pomijam, że taki sposób myślenia przydałby się
zdecydowanie naszym politykom). Zmierzam do tego, że świadome życie polega na
dokonywaniu wyborów konsekwencji. Uważam, że najgorszym, co może spotkać człowieka
jest świadomość obecna na łożu śmierci, że zmarnowaliśmy życie.
Dlaczego ludzie boją się śmierci? Po pierwsze, bo nabito im głowy pierdołami o piekle, niebie, wiecznych karach i nagrodach, wędrówce dusz, bądź też rozmyciu się w nieistnieniu. Po
drugie, ponieważ świadomość nieodwracalności jest dla nas tak przygnębiająca,
że samo jej wyobrażenie powoduje depresję. Po trzecie wreszcie,
najzwyczajniej w świecie boimy się tego, czego nie znamy i zamiast przestać
się nad tym zastanawiać i przeć do przodu blokując tym samym przepływ życia
między palcami grzęźniemy w paraliżującym strachu. W związku z tym,
zamiast cieszyć się tym, co mamy, oglądać tęczę, moknąć na deszczu, głaskać
napotkane psy, wąchać kwiatki i robić inne niezwykle radosne rzeczy, gonimy
za widmami poganiani przez pieczołowicie wyhodowane strachy i demony.
Postaram
się doprecyzować założenia pragmatycznego hedonizmu. Hedonizm — doktryna
etyczna, uznająca przyjemność (rozkosz) za cel i najwyższe dobro człowieka, za główny motyw działania, a uniknięcie
przykrości (bólu) za warunek — nic to odkrywczego, a jednak, kiedy
się nad tym zastanowić w omawianym przeze mnie aspekcie nabiera nowego
znaczenia. Każdy, chyba oprócz ascetów i gorliwych katolików, zgodzi się ze
mną, że cierpieć jest niemiło; oraz że unikanie bólu pochłania sporą
część naszej energii. Nikt nie chce się katować. Nie wolno jednak popadać w skrajności. Wydaje mi się, że w obecnych czasach trzeba do hedonizmu dodać
pragmatyzm, który — koncentruje się zwł. na teorii prawdy, teorii
znaczenia oraz zagadnieniach metodologicznych; pragmatyzm postuluje prakt. sposób
myślenia i działania (działanie, zwł. prakt., jako podstawowa kategoria
filoz.) oraz metody kryt. rozsądku i nauk doświadczalnych; doświadczenie
pojmuje jako proces przystosowawczego współoddziaływania organizmu i rzeczywistości
(aktywizm w teorii poznania); za kryterium prawdy uznaje użyteczność,
uzależniając prawdziwość twierdzeń od ich prakt. skutków.
Wydaje
mi się, że nie jest to takie trudne, ale z drugiej strony, kiedy patrzę na to z jakim wysiłkiem przychodzi ludziom bycie np. miłymi. Jak to strasznie się uśmiechnąć
do kogoś i powiedzieć choćby miłego
dnia. Uwięzieni w świecie konwenansów i norm etycznych mamy wielkie
problemy z okazywaniem pozytywnych uczuć/emocji — bo to nie wypada, a poza
tym na pewno ktoś wykorzysta taką chwilę słabości przeciwko nam. Dlatego
warczymy wszyscy na siebie, a każdy, kto stara się zwyczajnie być miły od
razu jest podejrzany albo o złe zamiary, albo o szaleństwo. Bezpieczniejsza
jest ta druga opcja, bo wariatów, jak wszystkiego, czego nie rozumiemy, się
boimy. Chociaż ludzie coraz częściej eliminują to, co wzbudza w nich lęk,
więc może warto chwilę się zastanowić zanim podejmiemy decyzję o wkroczeniu w świat szaleństwa.
Ja
jednak uważam, że warto zwariować. Jakiż to piękny stan. Możesz robić i mówić,
co tylko chcesz. Kiedy raz zostaniesz wciągnięty na listę szaleńców i dziwaków, nie ma już odwrotu. Łatwo to osiągnąć — wystarczy np. mówić
wszem i wobec, że świat jest piękny, że zamiast brać udział w wyścigu szczurów można podziwiać spadające liście, albo z uśmiechem
moknąć w strugach ciepłego deszczu. Można nie martwić się o jutro i cieszyć
dniem dzisiejszym. Paolo Coelho w książce Weronika
postanawia umrzeć opisał to
znakomicie. Wystarczy być innym niż wskazują konwenanse i konformistyczne uregulowania. Zastanawiam się na czym polega ten fenomen, że
każda inność wzbudza w ludziach taki lęk, że w najlepszym wypadku uciekają z krzykiem. Kiedy jednak uda się im powiedzieć o kimś „wariat" i inni mu
przyklasną natychmiast urasta w siłę — marną siłę grupy, bo taki człowiek
silny jest tylko w grupie innych jemu podobnych. Mimo pewnych niebezpieczeństw
warto być szalonym, czyli po prostu żyć po swojemu, tak jak się lubi i ma
ochotę — a to nic innego niż pragmatyczny hedonizm. Owszem, żeby móc
cieszyć się życiem, trzeba jeść, pić i czasem spać, ale nie warto robić z tego zagadnienia. Po zaspokojeniu zwierzęcych potrzeb można zacząć żyć.
Pragmatyczny hedonizm to afirmacja chciejstwa i siebiesamości. Należy być sobą, nie robić krzywdy innym ludziom, bo po co
zawracać sobie głowę pierdołami, ale być sobą. Przez bycie sobą rozumiem
realizowanie własnych zachcianek. Chociaż brzmi to niedojrzale uważam, że
kryje się w tym głęboki sens. Jestem pewien, że gdyby ludzie więcej uwagi
przykładali do zachcianek, łatwiej odnajdowaliby sens otaczającego ich świata.
Kiedy to by się stało, widziana ich oczami rzeczywistość nabrałaby nowych,
dużo ładniejszych kolorów. Zbliżam się w tym momencie do kolejnej tezy, którą
chciałbym przemycić do smutnej codzienności życiowych biegaczy.
1 2 3 Dalej..
« Dotyk rzeczywistości (Publikacja: 30-01-2007 )
Maciej Ulita Ur. 1980. Uczestnik studiów doktoranckich na kierunku filozofia w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Ukończył Filozoficzno-Historyczne Studia Europeistyczne w UMCS. Jest Wiceprzewodniczącym Samorządu Doktorantów UMCS oraz współpracuje z ANforCEE (Academic Network for Central and East Europe). Jego głównym zainteresowaniem jest PIĘKNO, co jest też tematem jego rozprawy doktorskiej. Zajmuje się myślą Johna Ruskina. Pracuje w Zakładzie Filozofii Kultury. Mieszka w Lublinie. Numer GG: 3935120 | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5244 |
|