|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Prawo » Prawo wyznaniowe
Wolność religijna w państwie demokratycznym. Problemy i rozwiązania Autor tekstu: Jacques Robert
Tłumaczenie: Regina Żarczyńska
Fakt,
iż Republika Francuska nie wyróżnia ustawowo żadnego wyznania nie znaczy bynajmniej,
że państwo ignoruje istnienie religii, kościołów czy ruchów wyznaniowych. Znaczy to jedynie,
że państwo definitywnie odeszło od tzw.
systemu „religii uznawanych". Republika chciała
znieść wszelkie różnice miedzy dawnymi
wyznaniami uznawanymi (wyznaniem katolickim,
dwoma głównymi kościołami protestanckimi,
wyznaniem mojżeszowym) a innymi.
Stawia je ona odtąd na jednej płaszczyźnie. „Nieuznawanie" nie znaczy, że państwo
nie pragnie utrzymywać
dobrych stosunków z poszczególnymi kościołami.
Nieuznawanie nie jest postawą wrogości czy braku zaufania. Zakłada
ono jedynie, że fakt religijny, w przeciwieństwie
do rozwiązań konkordatowych, przestaje
być faktem publicznym. Nieuniknioną konsekwencją
jest to, że Republika nie może już
wypłacać żadnemu wyznaniu pensji ani subwencji. Konsekwencje
zniesienia publicznej służby Kościoła
były pierwotnie liczne: skasowanie Ministerstwa Wyznań, jego budżetu i poborów przeznaczonych dla hierarchii,
zaprzestanie ingerencji państwa w sferę organizacyjną wyznań, zwłaszcza jeśli chodzi o mianowanie
dostojników kościelnych. Zresztą odkąd kościoły nie wykonują misji służby publicznej
nie ma już „publicznej" organizacji wyznań, a zatem i prawa „instytucjonalnego" nadzoru
nad jej realizacją ze strony władzy publicznej.
Bezwyznaniowość
państwa bezwzględnie zrównuje
obywateli moralnie wobec państwa, ponieważ
nie zamierza ono wyznawać żadnej wiary w imieniu narodu. Nie ma więc
miejsca dla obywateli „drugiej
kategorii" ze względu na ich
przekonania religijne. Wola państwa niezajmowania się tym, co dotyczy
światopoglądu ludzi, to gwarancja
wolności dla różnych wyznań religijnych.
„Obojętne"
państwo nie musi zastanawiać się, czym
jest religia, albowiem z zasady nie wyznaje żadnej z nich. Czyż zasada wolności religijnej
nie wyklucza zresztą możliwości przeprowadzenia
jakiegokolwiek rozróżnienia między wyznaniami w zależności od tego, czy
wyznanie jest praktykowane przez sektę, czy przez tradycyjne kościoły? Tutaj odnajdujemy główne konsekwencje
praktyczne wolności religijnej, tzn.
zasadę równości i zasadę niedyskryminacji wyznań. Tak więc zasada
niedyskryminacji pociąga za sobą pozytywny stosunek państwa: w imię
samej wolności religijnej powinno ono chronić wyznania mniejszościowe. Stwierdzenie,
że Republika gwarantuje wolność sumienia
znaczy w rzeczywistości nie tylko to, że państwo zobowiązuje się
samo szanować tę wolność, ale że zobowiązuje się przeciwdziałać jej
pogwałceniu przez kogokolwiek. Zasada wolności sumienia jest zresztą sankcjonowana prawnie i za jej
naruszenie grozi odpowiedzialność karna.
Neutralne i laickie państwo nie może w najmniejszym
stopniu dyskryminować takiego czy innego
ruchu religijnego ani popierać takiej czy innej propagandy, która mogłaby
szkodzić jednemu z nich, oczywiście o ile przestrzegają
one w życiu społecznym reguł porządku publicznego.
Rada
Państwa wskazuje bardzo jasno, że zasada
laickości szkolnictwa publicznego jest tylko jednym z aspektów ogólnej
zasady laickości i neutralności państwa
oraz zakłada poszanowanie wolności
sumienia uczniów, tj. zakaz
wszelkiej dyskryminacji w dostępie do szkolnictwa, która by bazowała na
przekonaniach czy wierze religijnej uczniów. Przyznanie
uczniom takiej wolności daje im prawo wyrażania i manifestowania wiary religijnej na terenie placówek edukacyjnych, przy
poszanowaniu pluralizmu i wolności
innych; ale nie zezwala im na noszenie znaków przynależności
religijnej, które, z samej swojej natury, z powodu
warunków, w jakich będą noszone indywidualnie lub zbiorowo czy też
ze względu na ich ostentacyjny lub
rewindykacyjny charakter, stanowiłyby akt nacisku, prowokacji, prozelityzmu
czy propagandy, który naruszałby godność
lub wolność ucznia albo innych członków społeczności szkolnej, stanowiłby
zagrożenie dla ich zdrowia lub
bezpieczeństwa, zakłócałyby
przebieg nauczania i rolę edukacyjną
nauczycieli czy wreszcie porządek w placówce szkolnej lub normalne
funkcjonowanie służby publicznej.
Obecnie
podkreśla się często przemiany wolności religijnej, spowodowane rozprzestrzenianiem
się nowych ruchów, których młodość i oryginalność fascynują i zarazem
niepokoją. Przede wszystkim, czy trzeba
zakwalifikować te ruchy jako
„religijne", aby umożliwić im korzystanie ze statusu przyznawanego religiom objawionym?
Czy należy posuwać się do tego, by
pomagać im więcej i nawet wynagradzać im
gorsze położenie, w jakim znajdują się z powodu
tego, że powstały niedawno? I czy to ostatnie
rozumowanie nie może odnosić się również
do religii dużo starszych, jeśli liczba ich
wiernych szybko rośnie na terytorium określonych krajów?
W
niektórych krajach, nienawykłych do wielości ugrupowań religijnych typowej dla społeczeństw
anglosaskich, wyraz sekta ma znaczenie pejoratywne. Tak zarysowała się teoria
prawna sekty. Sekta ma różnić się od religii i nie może korzystać z ochrony, jaką dokumenty
krajowe i międzynarodowe przyznają wyraźnie jedynie religiom. Należałoby
jeszcze określić kryteria
sekty, które zaproponowano.
Przede
wszystkim mała liczba zwolenników.
Można by tu łatwo wytknąć sprzeczność, jaka pojawia się przy przyjęciu
takiego kryterium w epoce, w której głosi się poszanowanie mniejszości
jako moralną zasadę narodową i międzynarodową.
Ale nawet przyjmując za punkt wyjścia
wewnętrzne pojęcie religii, można zauważyć, że są takie wyznania, których
status religijny nie jest lub nie jest już dłużej kwestionowany, a które zgodnie z wymogami teologii wolą być religiami wyznawców, a nie tłumów.
Trzeba się zresztą spodziewać, że na zwykłym obszarze faktów posługiwanie się kryterium ilościowym
nastręczy wielu kłopotów. Wspólnota,
liczbowo niewielka w jakimś kraju, jest często odgałęzieniem grupy
znacznie liczniejszej, rozproszonej w różnych krajach.
Sądzi
się następnie, że takim kryterium jest ekscentryczność. Gdybyśmy chcieli je zdefiniować
odwołując się do rozumu, to musielibyśmy się zgodzić, że nie ma religii, której
nie można by było nazwać sektą, ponieważ, z samej natury
wiary religijnej, religia — przynajmniej w pewnych swych aspektach — jest
irracjonalna i mistyczna.
Tertulian, jeden z ojców Kościoła, napisał:
Credo quia absurdum. A paryski sąd apelacyjny, który miał rozpatrzyć, w związku z artykułem 901 kodeksu cywilnego, przypadek
spirytualizmu, ogłosił: „Wszelkie wierzenia
religijne są zasadniczo godne szacunku, pod warunkiem,
że są szczere i w dobrej wierze, i nie należy do sędziów cywilnych,
zresztą bez względu na osobiste opinie i wierzenia, ich wyszydzanie,
krytykowanie czy potępianie" (postanowienie z 4.12.1912 r.).
Prawdopodobnie
jednak kryterium nowości sekty,
dlatego że jest nieprecyzyjne, odgrywa największą
rolę, ponieważ łatwo jest je zweryfikować i może również dlatego, że czas jest weryfikatorem, z którym prawo jest
dobrze obeznane. W gruncie rzeczy sekta byłaby religią
„rodzącą się". Ale jest to równoznaczne z nieprzywiązywaniem wagi do zjawisk analizowanych w naukach o religii, takich jak dysydentyzm,
schizma, herezja, reforma, które świadczą o możliwości nowych wyznań, pojawiających się co chwila. Jeśli
stawia się przed doświadczeniem
religijnym barierę, zabraniając
poszukiwaniom teologicznym jakiejkolwiek kreatywności, świadczy to przede wszystkim o pominięciu jednej z zasadniczych form wolności
sumienia.
Jest
prawdą, że zarzut nowości bywa czasem
przenoszony z historii w geografię i staje się
czymś w rodzaju zarzutu „zagraniczności". Ale jest to argument
niedopuszczalny. W istocie można by go wysunąć przeciw niejednej z istniejących
religii i w skrajnym przypadku przeciw
całemu chrześcijaństwu. Jest on zakazany
prawnie dzięki zasadzie swobodnego przepływu
informacji, wpisanej dziś do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka,
która uznaje wolność każdej osoby do
przekazywania idei bez względu na granice. Pojęcie sekty — jak widać — jest trudne do sprecyzowania. Czyż nie jest
zresztą tak samo z religią? Czy już dziś wiadomo dokładnie, czym
naprawdę jest religia? Można by
powiedzieć, że religię definiuje się przez dwa elementy: jeden obiektywny, drugi
subiektywny.
Element
obiektywny, to
istnienie jakiejś wspólnoty.
Wspólnota nie jest prostym zbiorem indywiduów;
jest to grupa „spójna", „byt moralny".
Religia jest zjawiskiem kolektywnym, ale niekoniecznie jest zjawiskiem
masowym. Są Kościoły, które chcą być
narodowe, inne uważają się za
mniejszościowe a nawet mikro-mniejszościowe. Nasze prawo pozytywne bardzo mądrze
postanowiło nie włączać statystyki wyznaniowej do swoich norm.
Charakterystyczny jest artykuł 19
ustawy z 1905 r. Mówiąc o założeniu związku
wyznaniowego zupełnie nie zajmuje się on
liczbą — większą czy mniejszą — wiernych, związanych z danym wyznaniem.
Element
subiektywny, to
wiara; jej ośrodkiem jest indywidualne sumienie. Religię tworzy jednak wzajemność sumień, a nie sumienie
solidarne, i oba elementy, obiektywny i subiektywny, są w niej nierozłącznie związane. Aby
grupie nadać świadomość niezbędna jest wiara.
Ale po to, aby wiara mogła wyjść na zewnątrz tak, by prawo mogło ją
dostrzec, potrzebna jest jakaś grupa,
choćby najmniejsza.
Grupa
czerpie swą spójność ze wspólnej wiary, komunii duchowej ogółu wierzących. Ale
jak scharakteryzować wierzenie religijne?
Można
próbować je uchwycić przez zachowania, w których się przejawia: praktyki i przestrzeganie
przepisów religijnych, obrządki, liturgie,
sakramenty. Faktem jest, że zachowania
te wykazują często pewną oryginalność, która sygnalizuje
istnienie jakiejś religii. Niemniej jednak nie jest to argument decydujący. Mimo
wszystko istnieją gminy, które organizują
chrzest cywilny, a sąd przysięgłych ma też swój rytuał. Gesty są
pustymi formami: jedynie wiara, która je ożywia, może w nie tchnąć znaczenie
religijne. Trzeba zatem powrócić do tego,
co jest jądrem pytania: do przedmiotu wiary.
Nie jest wiarą jakiekolwiek przekonanie: partia
polityczna, szkoła filozoficzna nie tworzą religii. Istotą religii jest
odwołanie się do bóstwa lub
przynajmniej do mocy nadprzyrodzonej, do transcendencji, absolutu, sacrum.
Mimo
to nie wszystkie przypadki są jednoznaczne. Na przykład może istnieć pewna strefa pośrednia
między zwróceniem się do tego, co nadprzyrodzone — religią, a spekulacją
metafizyczną, która jest jedynie
filozofią. Ale wiara w Boga odsłania zazwyczaj jakąś religię, mimo że nie stawia się żadnego wymogu co do zewnętrznego wyobrażenia tego
Boga.
Jakby
nie było żaden ruch religijny nie może stać ponad prawem. Każdy kościół, stowarzyszenie
czy sekta musi odpowiadać za swoje czyny. Prawo francuskie nie przewiduje, aby mogły
pozostać bez sankcji podlegające karze działania
tych wszystkich, którzy w służbie przesadnego prozelityzmu
naruszyliby — celowo bądź nieumyślnie — przepisy prawa.
Wykroczenia
karne są dokładnie kwalifikowane:
oszustwo, nadużycie zaufania, przemoc i zniewaga czynna, bezprawne uwięzienie, nieudzielenie pomocy osobie w niebezpieczeństwie, obraza dobrych obyczajów,
nielegalne wykonywanie zawodu
lekarza, uprowadzenie i uwiedzenie osoby niepełnoletniej itd.
Niezależnie
od ścigania karnego administracja
może bądź unieważnić istnienie stowarzyszenia, którego działalność
jest sprzeczna z prawem lub dobrymi
obyczajami, bądź orzec rozwiązanie
administracyjne, z powołaniem się na
zarządzenie z 2.10.1943 r., dopuszczające
rozwiązanie ugrupowań i stowarzyszeń, „których działalność
jest sprzeczna z wolnością sumienia i wolnością wyznania".
Administracja
może również powołać się na dokument z 10.6.1936 r., zmodyfikowany w 1972 r., odnoszący się do grup zmilitaryzowanych i milicji prywatnych.
Czy chodzi o religie dawne czy nowe, państwo oczywiście nie może tolerować najmniejszych
naruszeń porządku i prawa.
Dodajmy,
że w sferze prewencji prywatnej nie zabrania się nikomu, a zwłaszcza rodzinom, ostrzegać
dzieci i bliskich, najbardziej zagrożonych,
przed wszelkimi pokusami i złem społecznym. Rodzice mieli zawsze całkowitą
swobodę ochraniania swego
potomstwa przed złymi znajomościami,
deprawacją, zepsuciem obyczajów itd. Trudno jednak zaprzeczyć, że
pojęcie porządku publicznego może być różnie interpretowane.
Współcześnie
porządek publiczny i społeczny
nie stapia się już z porządkiem moralnym i religijnym. Państwo laickie od
1905 r. szanuje i ochrania wszystkie
wyznania. Ale nie można zapominać,
że myśl judeochrześcijańska ukształtowała
mentalność zachodnią i że pewne
wyznania znamy lepiej niż inne, które mogą nas szokować swym ezoteryzmem, ostentacyjnym
przyłączaniem się do wierzeń i obrządków obcych naszej kulturze.
Czy
nie ma zatem ryzyka dyskryminacji wynikającej stąd, że dawne i nowe wyznania nie wywierają takiego samego wpływu na naszą
kulturę narodową i nie zajmują takiego samego miejsca we wspólnym dziedzictwie?
Jeżeli
prawo publiczne nie może ignorować takiej „specyfiki religijnej", to z drugiej strony znajomość
różnic między wyznaniami nie może prowadzać do dyskryminacji żadnego z nich. Państwo
francuskie ze swego ducha i tradycji musi bronić tej zasady.
A
przecież można dziś zapytać: czy nie rozgrywa się przed naszymi oczami coś w rodzaju "dyskryminacji
a rebours", która w jakiś sposób,
na mocy swoistej nagrody faworyzuje nowe wyznania dlatego, że w przeszłości
albo były one nieznane albo niewiele o nie
dbano?
*
„Res Humana" nr 3/1998.
« Prawo wyznaniowe (Publikacja: 04-03-2007 )
Jacques Robert Honorowy przewodniczący Uniwersytetu Pantheos-Assas w Paryżu, członek Rady Konstytucyjnej we Francji, członek Komitetu Honorowego Międzynarodowego Stowarzyszenia na rzecz Obrony Wolności Religijnej w Bernie. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5286 |
|