|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Krucjaty i gnębienie
Miotły i sabaty, czyli rzecz o czarostwie [1] Autor tekstu: Maciej Myślimir
Na podstawie książki Marvina Harrisa Krowy,
świnie, wojny i czarownice
Okres od XV do XVII stulecia zapisał się na
kartach historii krwią milionów pomordowanych niewinnych ludzi. Przeważnie
kobiet, choć nie tylko. Przyjmuje się, że w samej Europie skazano i spalono
na stosie za rzekome używanie „czarów" oraz paktowanie z diabłem i latanie na sabaty, 500 tys. osób. Były to najcięższe oskarżenia, jednak nie
bez znaczenia pozostają również bardziej prozaiczne przyczyny oskarżeń,
jak: zabicie krowy sąsiada, spowodowanie gradobicia, czy zniszczenie plonów... W
tytule poruszanego przeze mnie zagadnienia, nieprzypadkowo pojawia się obok
sabatu, najzwyklejsza w świecie miotła. Jest ona dość istotnym elementem
naszych rozważań, ściśle związanym z oskarżeniami o współudział w rzekomych szatańskich orgiach. Aby jednak przejść do sedna, pokrótce
zobrazuję proceder oskarżenia i przesłuchania..
Tak
więc, jak już na wstępie napisałem, zaczynem owej śmiercionośnej perpetuum mobile, mogło być oskarżenie o spowodowanie śmierci bydła,
zniszczenie plonów, czy chorobę któregoś z członków rodziny. Niemałą rolę
odgrywała tutaj również często niechęć, czy wręcz wrogie nastawienie do sąsiada.
Następstwem było zaciągnięcie przed sąd świecki, który tego rodzaju
sprawy kierował w ręce sądu kościelnego, od którego wyroków często umywał
ręce. Przyszłe ofiary czekał dość oczywisty i łatwy do przewidzenia los,
jednak nie zawsze zachodziła konieczność tortur. Niekiedy wystarczyło
postraszenie poprzez pokazanie narzędzi tortur i opis ich użycia lub też
zwyczajna groźba wzięcia na męki, a oskarżona osoba sama z miejsca się
przyznawała do swych rzekomych niecnych praktyk...
Zaznaczyć
tu trzeba, że obławy na czarownice swe historie datują dopiero od XV wieku.
Do tego zagadnienia wrócę jednak później… Póki co, pragnę przytoczyć
wspomnianą przez Harrisa w jego książce historię, udokumentowaną przez
historyka czarów europejskich Charlesa Henry’ego Lea. Mianowicie w roku 1601 w Offenburgu — mieście współczesnych Niemiec, doszło do oskarżeń o czary. Dwie kobiety wzięto na męki. W rezultacie po serii okrutnych tortur -
jak to zwykle bywało — przyznały, że są czarownicami. Najprawdopodobniej,
tylko po to, aby uniknąć dalszych cierpień. Nie było im to jednak pisane,
ponieważ przyznanie się do winy skutkowało falą następnych męczarni. W ich
rezultacie te i wiele im podobnych „czarownic" miało „zdradzić" — i to najczęściej robiło — pozostałych ludzi, którzy zaprzedali duszę diabłu.
Kiedy powołane przed oblicze Inkwizycji wspomniane kobiety poddano
„naciskom", czy to w obawie przed bólem, czy z innych powodów, podały
jako współwinną Elizę Gwinner — żonę piekarza. Ta przesłuchiwana w październiku
1601 roku, stanowczo zaprzeczyła, jakoby kiedykolwiek cokolwiek miała wspólnego z czarami. Ponieważ wbrew naleganiom przesłuchujących, by skróciła swe męki i się przyznała, stanowczo zaprzeczała, zdecydowano ją do tego „nakłonić". W tym miejscu pozwolę sobie zacytować Harrisa: "Związano jej ręce z tyłu i podciągnięto na sznurze przywiązanym do nadgarstków — nazywa się to strappado.
Zaczęła krzyczeć, obiecała przyznać się i błagała, aby spuszczono ją na
ziemię. Kiedy ją spuszczono, powiedziała tylko: 'Ojcze odpuść im,
albowiem nie wiedzą co czynią'. Znów
zastosowano torturę, ale osiągnięto tylko tyle, że straciła przytomność.
Odesłano ją do więzienia i powtórnie męczono 7 listopada przez trzykrotne
podciąganie na strappado — z coraz większymi ciężarami
przymocowanymi do ciała". Za trzecim razem jęła krzyczeć, że dłużej
tego nie wytrzyma. Spuszczono ją i wyznała, że cieszyła się „miłością
demona". Przesłuchujący nie byli zadowoleni, chcieli usłyszeć więcej. Znów
ją podciągnięto przy użyciu największych ciężarów, nawołując do
powiedzenia prawdy. Kiedy ją spuszczono, Elza stwierdziła że „przyznając
się kłamała, aby uwolnić się od cierpień" i że „naprawdę jest
niewinna". Tymczasem sędziowie aresztowali córkę Elzy, Agatę. Umieścili ją w celi i tak długo bili, aż wyznała, że obie z matką były czarownicami i że powodowały nieurodzaj, aby podnieść cenę chleba. Kiedy skonfrontowano
Elzę i Agatę, córka odwołała zeznania, które obwiniały matkę. Ale jak
tylko Agata została sama z oprawcami, potwierdziła swoje wyznanie i prosiła,
aby jej więcej nie konfrontowano z matką."
Po tego rodzaju wydobyciu na światło dzienne
rzekomych dowodów, sędziowie częstokroć prowadzili dalsze tortury w celu
ujawnienia „kręgu niewiernych", co pociągało za sobą makabryczne skutki.
Tak powstała narastająca stopniowo psychoza
społeczna, której lustrzane odbicie znajdujemy sześć wieków później w hitlerowskich Niemczech i dążeniu za wszelką cenę do utrzymania czystości
krwi „aryjskiej" Bez względu na różnice, w obu przypadkach — i religijnym i politycznym, charakterystyczne bowiem jest ortodoksyjne wręcz dążenie
do utrzymania czystości. I nie ma znaczenia, czy mowa jest o zachowaniu czystości
religijnej, czy też świeckiej. Wróćmy jednak do głównego tematu...
Aby wydobyć zeznania z domniemanych bezbożnych „sług szatana",
Inkwizycja często używała całej gamy najwymyślniejszych tortur. Oprócz
wspomnianego już podciągania na linach (strappado), stosowano również
przyrząd do miażdżenia kciuków, krzesła z rozgrzewanymi od spodu ostrymi
kolcami, buty kolczaste, przypiekanie rozpalonym żelazem, wyrywanie ciała
rozpalonymi szczypcami, wydłubywanie oczu, wyrywanie ścięgien ze stawów, łopatek z pleców, chłostanie biczem, bicie prętami, parzenie siarką, polewanie wrzącym
olejem i przypalanie ogniem… To oczywiście nie wszystkie metody śledczych
Inkwizycji. Znalazłoby się pewnie jeszcze wiele innych. Towarzyszyły im również
bezkrwawe zabiegi, jak morzenie głodem, czy pozbawianie snu. Tego rodzaju przesłuchań
nie powstydziłyby się z pewnością współczesne wywiady, terroryści, czy
nawet policja.
Wobec
takich faktów, nie dziwi stwierdzenie, że przesłuchujący znanymi nam dobrze
metodami, starali się zdobyć potwierdzenie, że — cytując Harrisa -
„Taka to a taka z własnej i — o ironio! — nieprzymuszonej woli potwierdziła
przyznanie się do winy, złożone podczas tortur." Naturalnie owa „własna i nieprzymuszona wola" podlegała „dobrowolnemu" wyborowi dawanemu umęczonej
ofierze przez kata, który twierdził, że gdy ofiara odwoła zeznania, poprawi
on swoją robotę...
To tyle, jeśli chodzi o sam proces dochodzenia
„prawdy". Warto w tym miejscu się zastanowić nad kwestią, dlaczego -
choć istota czarostwa znana jest na całym świecie — w samej Europie, jak
nigdzie indziej na świecie, starano się dowieść powiązań czarownicy z innymi „niewiernymi", czy też istnienia jakiegoś „szatańskiego kręgu".
Sprawa ta okazuje się banalnie prosta, a motywy, jakimi kierowali się „boży"
śledczy oraz nakręcana przez nich machina strachu, jawią się tutaj w dość
oczywistym świetle. Wspominałam już o sąsiedzkiej zawiści i wzajemnym
rzucaniu na siebie oskarżeń. Następstwem tego był zwykle łatwy zysk,
ponieważ współpraca z Kościołem w ściganiu „sług Szatana", była
nagradzana częstokroć bardzo hojnie. Istniała nawet możliwość osobistej
konfiskaty majątku domniemanej czarownicy. W ten oto sposób wojna ideologiczna — jak to zwykle się dzieje — stawała się źródłem dochodów.. Ciekawy
jest fakt, że paranie się magią nie było od samego początku karane przez Kościół,
jakkolwiek było uważane przez bożych dostojników za przestępstwo. Przed
rokiem 1000 nikt, kogo oskarżono w Europie o bratanie się z diabłem, nie był
torturowany, ani nie został stracony. Oskarżano się jedynie nawzajem o charakterystyczną w gruncie rzeczy dla całej ludzkości, szczególną zdolność
czynienia zła. Dopiero po roku 1480 zaczęto stosować tortury w celu
identyfikacji innych czarownic. Do tego czasu Kościół utrzymywał, że loty
czarownic na sabaty, to złudzenie wywoływane przez diabła. Dopiero pięć
wieków później opinia ta uległa zmianie. Można się w tym dopatrywać
hipokryzji, jednak wywołane to było najprawdopodobniej zmianą polityki Kościoła i wiążącą się z nią zmianą osoby papieża. Tak więc uznano, ze ludzie,
którzy twierdzą, że loty czarownic są tylko iluzją, sami zawarli pakt z diabłem. Wcześniejsza opinia związana była z kościelnym dokumentem znanym,
jako Canon Episcopi, który głosił co następuje: "Umysł niewierzący
myśli, że takie rzeczy zdarzają się nie
duchem, lecz ciałem". Zgodnie z tym twierdzeniem to diabeł wmawiał
ludziom, że potrafią latać, podczas gdy naprawdę nigdy nic takiego nie miało
mieć miejsca. Co za tym idzie, nikogo myślącego, że umie latać, nie karano
za przestępstwo. Dopiero później nastąpiła zmiana i zaczęto karać za myśli.
Dlaczego? Powodów było wiele, ale tak naprawdę podstawowym jest walka Kościoła z istniejącymi w całej Europie ruchami heretyckimi, często chrześcijańskimi,
których istnienie zagrażało monopolowi Rzymu w kwestii egzekwowania dziesięcin
oraz udzielania sakramentów. Zaprzeczało to także wizerunkowi Kościoła,
jako jedynego i niepodzielnego zwierzchnika władzy nadanej przez samego Boga.
Dziwić może fakt mieszania spraw herezji z oskarżeniami o czarostwo. Spróbujmy
zatem rzucić na tę sprawę nieco światła.
W
XIII wieku na terenie południowej Francji, wyrosła chrześcijańska sekta
Albigensów, zwanych także Katarami. Mieli oni własny kler i zbierali się pod
protektoratem dysydenckich odłamów szlachty francuskiej. Tak więc pragnąc
zachować wyłączne wpływy w południowej Francji, papież zmuszony był usunąć
przeciwników. Zwołał więc krucjatę przeciwko heretykom. Ostatecznie Katarów
wytępiono, jednak nie rozwiązywało to nijak sprawy, bo na miejsce jednej
sekty pojawiało się kilka innych. I tak Albigensów zastąpili Waldensi.
Kościół
pragnąc zlikwidować wywrotowców, powołał do życia specjalny urząd
paramilitarny, jakim była Święta Inkwizycja, mająca zajmować się tępieniem
odstępców od wiary. Ścigani przez Inkwizycję heretycy, utworzyli zatem
podziemie i zaczęli spotykać się tajnie w ściśle określonym gronie osób.
Konspiracja znacznie utrudniała ściganie inkwizytorom, toteż nie mogąc sobie
poradzić z niewiernymi, wystosowali oni prośbę do papieża o zezwolenie na
stosowanie tortur, by łatwiej przymusić heretyków do wyjawienia ich kryjówki i zdradzenia swych współwinnych towarzyszy. I dostali je od papieża
Aleksandra IV. Cóż jednak z czarownicami? Podczas, gdy heretycy przeżywali kaźnie w izbach tortur, czarownice wciąż chronił wspomniany już wcześniej przeze
mnie Canon Episcopi.
Koronnym
argumentem było latanie czarownic na sabaty, które swą obrzędowością miały
przypominać potajemne zebrania sekt heretyckich, z tą jednak różnicą, iż
te pierwsze rzekomo napawały jeszcze większym obrzydzeniem. Traf chciał, że
na kartach historii, te dwie sprawy zbiegły się ze sobą, przyczyniając się do
powstania niewyobrażalnej machiny okrucieństwa i śmierci. Inkwizytorzy tak długo
naciskali na Rzym w sprawie czarownic, aż w końcu w roku 1484 papież
Innocenty VIII wydał bullę, na mocy której Inkwizycja dostała prawo do
stosowania wszelkich możliwych środków, celem wytępienia czarownic na
terenie całych Niemiec. Swój zasadniczy wkład w to przyzwolenie na wszelkie
okrucieństwo, wnieśli inkwizytorzy Heinrich Institoris i Jakub Sprenger, którzy
wsławili się wspólnym napisaniem Młota na czarownice — Maleus
maleficarum — książki, rezultatem której były miliony dokonywanych
morderstw w imię „obrony" wiary chrześcijańskiej w kolejnych stuleciach.
Straszliwe żniwo, jakie spowodowała ta pozycja, porównywalne jest z tym,
jakiego dopuścił się hitleryzm w XX wieku po opublikowaniu i rozpowszechnieniu Mein Kampf Adolfa Hitlera...
1 2 Dalej..
« Krucjaty i gnębienie (Publikacja: 04-03-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5291 |
|