Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.153 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Niewielki jest wybór wśród zgniłych jabłek.
 Nauka » Historia nauki

Obraz nauki polskiej w latach 1989-1991 [2]
Autor tekstu:

Ostatecznie postanowiono, że od 1991 roku nauka będzie w całości finansowana z budżetu. Podział środków przeprowadzany miał być przez ciało wybierane społecznie, przez uczonych, przewodniczyć mu natomiast będzie premier. Miała to być Rada Nauki, która dzieliłaby środki przede wszystkim na dwie grupy: na nauki podstawowe i nauki stosowane. Każdy z tych działów posiadałby swoje komisje, które dzieliłyby finanse pomiędzy poszczególne dyscypliny. Czynnik rządowy miał mieć wpływ na podział funduszy pomiędzy nauki podstawowe i stosowane oraz mógłby integrować w podział na poszczególne dyscypliny. Nie miałby jednak żadnego wpływu na rozstrzygnięcia dotyczące konkretnych badań. Duży nacisk kładziono na konieczność stwierdzenia, co nauką jest, a co nauką nie jest.

Do najważniejszych tez nowej koncepcji organizacji i finansowania badań naukowych należało: dostosowanie systemu finansowania do przeprowadzanych w kraju reform społeczno-gospodarczych, zerwanie z dotychczasowymi praktykami wtłaczania postępu naukowo-technicznego do przedsiębiorstw, wprowadzenie do finansowania badań zasady konkurencji, wydatne zwiększenie wpływu środowiska naukowego na kształtowanie polityki naukowej i naukowo-technicznej państwa oraz przezwyciężenie resortowego podziału nauki w Polsce. Wszystko to stało się podłożem i głównymi założeniami ustawy o powołaniu Komitetu Badań Naukowych z dnia 12 stycznia 1991 roku.

Według twórców KBN większość postawionych celów udało się zrealizować. Przede wszystkim naukowcy uzyskali bezpośrednią możliwość decydowania o finansowaniu badań naukowych. Wprawdzie komitet podlegał Radzie Ministrów i sygnatariuszem był minister, jednak cały proces opiniotwórczy oraz decyzyjny należał do naukowców wybranych na członków komitetu. Według założeń przydział funduszy miał być ściśle związany z jakością proponowanych badań. Wprowadzony również system oceny jakości placówek naukowych, co pozwoliło na wyeliminowanie części tak zwanych tworów pseudonaukowych. Do dzisiaj nie udało się natomiast zlikwidować do końca podziału nauki na piony.

2. Rozmowa z Bogdanem Misiem

rzecznikiem prasowym Komitetu do spraw Nauki i Postępu Technicznego w latach 1988 — 1990

Bogdan Miś: O nauce polskiej okresu PRL możemy mówić od roku 1949. Wcześniej panował bowiem ogólny powojenny bałagan, a te instytucje, które działały, działały zazwyczaj na przedwojennych zasadach. Natomiast w 1949 roku Polska przyjęła radziecki system zarządzania nauką. Nie był to zresztą system całkiem głupi, ponieważ dość dobrze się sprawdzał. Nauka podzielona została na trzy piony: pierwszy dotyczył czysto naukowych badań i podlegał powołanej później Państwowej Akademii Nauk. Sekretarz generalny PAN miał uprawnienia ministra. Drugi pion obejmował placówki szkolnictwa wyższego. Dotyczył zarówno badań prowadzonych na uczelniach, jak i działalności dydaktycznej. Trzeci pion dotyczył instytutów przemysłowych, jak na przykład Instytut Mechaniki Precyzyjnej i inne, które pracowały bezpośrednio na rzecz przemysłu. Właściwie każda gałąź przemysłu miała wtedy swoje placówki badawcze i rozwojowe. I tym właśnie trzecim pionem zajmował się Komitet do spraw Nauki i Postępu Technicznego. Przewodniczący również miał rangę ministra. Wielokrotnie zmieniała się nazwa tego organu, jednak nie służyło to zupełnie niczemu, oprócz tego, że zmieniały się pieczątki. Od 1984 roku Komitet ten powoli zaczął się zajmować nie tylko trzecim pionem lecz finansami całej nauki. Zaczęto wtedy myśleć o utworzeniu systemu grantów. Wcześniej nauka finansowana była odgórnie i całościowo z budżetu. W tym okresie zaczęto się zastanawiać czy nie lepiej płacić tylko za konkretne, uzasadnione projekty badawcze. Wynikiem tych tendencji było potem utworzenie KBN, który w całości przejął sprawy finansowania nauki. W wyniku tego na znaczeniu straciła Państwowa Akademia Nauk, ponieważ również badania jej podlegające finansowane były w systemie grantów. Nie dotyczyło to natomiast nauki akademickiej, w której co prawda również wprowadzono system grantów, jednak pod zwierzchnictwem Ministerstwa Edukacji. Ciekawostką jest, że KBN został rozwiązany przez rząd Olszewskiego i natychmiast przywrócony przez rząd Suchockiej.

— Czy według pana system grantów jest dobrym rozwiązaniem?

Bogdan Miś: System ten opiera się na tym, że sami uczeni w specjalnie powołanych komisjach decydują o rozdziale pieniędzy na badania. Sami uznają co jest ważne, a co ważne nie jest. Nie jest to jednak moim zdaniem system idealny, z bardzo prostej przyczyny. A mianowicie takiej, że w dzisiejszych czasach matematyk zajmujący się na przykład typologią nie rozumie matematyka zajmującego się analizą, a co dopiero fizyka czy politologa itd. Ponieważ nauka jest straszliwie podzielona, to i tak nadal wszystko odbywa się, że tak powiem, na wiarę, jest to w dużej mierze uznaniowe. Można sprawdzić w archiwach KBN na co przeznaczane były granty. A w dużej mierze przeznaczane były nie na to, co potrzeba. Jak na przykład zobaczyłem, że na badania nad rakiem pewien profesor dostaje trzydzieści tysięcy złotych, podczas gdy jednocześnie na badania pod tytułem „badanie religijności północnych powiatów Warmii i Mazur" przeznacza się trzysta tysięcy złotych, no to po prostu można się powiesić. Jeżeli badania nad tak powszechną i niebezpieczną chorobą, jaką jest rak, traktuje się gorzej niż badania socjo-teologiczne, to znaczy, że cały ten system podziału pieniędzy jest zwykłym zawracaniem głowy od początku do końca. Tak naprawdę żaden system nie jest idealny. System radziecki był szalenie biurokratyczny. Wykształciła się warstwa urzędników naukowych, którzy zarządzali nauką, a sterowani byli oczywiście z komitetu partyjnego. Było to bardzo niedobre, ponieważ nauka musi być autonomiczna. Z drugiej strony uczeni często nie za bardzo znają się na zarządzaniu, bo nie muszą. Są od tego, aby odkrywać prawa nauki. W związku z tym warstwa urzędnicza w nauce jest niezbędna, z tym, że w systemie totalitarnym ta warstwa zwyrodniała i zaczęła zarządzać, podczas gdy powinna usługiwać. W naszym kraju jest to jednak niebywale trudna sprawa, ponieważ warstwa urzędnicza zawsze chce zacząć rządzić.

— Czy w takim razie władza PRL sprzyjała polskiej nauce?

Bogdan Miś: Oczywiście, że tak. Wbrew niektórym opiniom nauka nie była wtedy tępiona, lecz wręcz hołubiona. To było poniekąd zjawisko typu psychologicznego, szczególnie na początku, ponieważ na początku komuniści to byli bardzo prości ludzie, często bez żadnego wykształcenia. Oni mieli potworne kompleksy do świata nauki i kultury, w związku z tym artyści, pisarze i naukowcy wynoszeni byli na świecznik. Oczywiście ten stan rzeczy również się zmieniał. Generalnie jednak sytuacja nauki i kultury od strony finansowej w stosunku do dzisiejszej była nieporównywalna. Dziś nakłady na naukę wynoszą 0,35% PKB, podczas kiedy zgodnie ze Strategią Lizbońską przyjętą przez Unię Europejską a mającą na celu dogonić w rozwoju Stany Zjednoczone, powinno wynosić minimum 3,5% PKB. W Polsce są one dziesięciokrotnie niższe. Tak więc o czym my tu mówimy. Czy organ sterujący będzie się nazywać Komitetem Badań Naukowych czy też inaczej, nie ma to żadnego znaczenia, jeżeli nie będzie miał pieniędzy do podziału. Sytuacja, w której profesor wyższej uczelni zarabia wielokrotnie mniej niż byle wójt, jest rzeczą chorą i nienormalną. Ale to się wiąże bezpośrednio z tym 0,35% PKB, a zmiana tego stanu rzeczy wymagałaby rewolucji finansowej. Kiedyś pewnie taką rewolucję trzeba będzie przeprowadzić, jednak opory będą straszne. Przecież wtedy mniej pieniędzy będzie dla urzędników, no to który urzędnik się na to zgodzi?

— Czy te większe niż obecnie nakłady w okresie poprzedniego ustroju, były przez polskich naukowców dobrze wykorzystywane?

Bogdan Miś: Tego nie da się jednoznacznie zmierzyć. Jeżeli wziąć pod uwagę liczbę publikacji naukowych, to bez wątpienia były wykorzystywane, ponieważ tych publikacji było dużo więcej niż obecnie. Myślę, że ranga nauki zdecydowanie zmalała po transformacji. Tej polskiej nauki, która jest w kraju. Bo oczywiście istnieje odłam polskiej nauki poza granicami — głównie w Stanach Zjednoczonych, w których jest wielu wybitnych polskich naukowców. Czy jednak jest to dorobek nauki polskiej? Pan premier Marcinkiewicz pewnie natychmiast by się przyznał i podpisał pod ich sukcesami. W moim przekonaniu jednak, jest to po prostu nauka amerykańska.

— Nauka w okresie PRL była jednak przecież często wykorzystywana do działań propagandowych.

Bogdan Miś: Oczywiście. Zainteresowaniem władzy zawsze cieszyły się badania bezpośrednio związane z praktyką. Dochodziło do sytuacji często wręcz patologicznych. Do takich na przykład należała sensacja wywołana „turbinką Kowalskiego". Był to taki mały wiatraczek, który montowało się w gaźniku samochodu i który miał zmniejszyć zużycie paliwa o 15%. Oczywiście nic nie obniżał, a co więcej przyczyniał się do większego zużycia ponieważ sam zużywał dodatkową energię. Prasa jednak narobiła tak niesłychanego rozgłosu wokół tego wiekopomnego wynalazku, że jego twórcy przyznano dotację z urzędu, choć była to rzecz kompletnie bez sensu. Było to typowe zagranie pod publiczkę, niestety nie odosobnione. To było typowo polskie. My jesteśmy społeczeństwem bardzo źle wykształconym, a w tamtych czasach było jeszcze gorzej. W związku z tym, jeżeli coś mówi profesor, to choćby opowiadał największe bzdury, traktowane to było jako niepodważalna prawda. To potwierdza tylko tezę, że nauka nie może być sterowana przez urzędników. Z tym, że oddanie jej całkowicie w ręce środowiska naukowego również jest trochę niebezpieczne, ponieważ naukowcy bywają ludźmi oderwanymi od rzeczywistości. Dlatego jeżeli dziś o podziale finansów decydują zespoły wielogałęziowe, to mam duże wątpliwości czy opinie przez nie wydawane są faktycznie w pełni właściwe i słuszne. Potrzebna jest wykształcona kadra zarządzająca nauką. Powstanie takiej kadry nie leży jednak w interesie ani urzędników, ani też różnych przedstawicieli świata nauki, ponieważ musieliby oni uzasadniać przed taką kadrą celowość swoich badań.

- Czy grono naukowe miało duży wpływ na przemiany w 1989 roku?

Bogdan Miś: Oczywiście, że tak. Było to tak zwane środowisko inteligencko-solidarnościowe. Ludzie nauki mieli coraz większą ochotę na samodecydowanie o sobie. Nie można jednak zapominać, że wewnątrz tego środowiska występowały antagonizmy pomiędzy przedstawicielami instytutów przemysłowych, a przedstawicielami środowisk akademickich. Naukowcy przemysłowi uważali, że uważa się ich za gorszych, podczas gdy to właśnie ich wynalazki są praktyczne i przynoszą dochody. Tych, którzy zajmowali się na przykład badaniem nad liczbami zespolonymi uważali za mniej pożytecznych, a tym samym mniej zasługujących na fundusze. Z innej strony, choć jest to tylko moje subiektywne zdanie, aczkolwiek poparte obserwacjami, zawsze w okrasach różnego rodzaju zawirowań pojawia się grupa ludzi, która szybciej niż inni orientuje się, że można coś załatwić dla siebie i swoich. Tak było na przykład w środowisku naukowym w okresie marca 1968, kiedy doprowadzono do wyjazdu dużej części polskich naukowców, ze względu na ich żydowskie pochodzenie. Zaraz pojawiła się grupa cwaniaczków, tak zwanych docentów marcowych, którzy zaczęli w tym momencie robić kariery. Myślę, że podobna grupa ludzi zaczęła również robić kariery w okresie przemian w roku 1989. Zawsze w takich okresach pojawiają się cwaniacy, którzy spełniają pewne minimum formalnych wymagań i wietrzą w tym własny interes. Była to również okazja do zmiany pokoleniowej, co samo w sobie jest zjawiskiem pozytywnym, jeżeli tylko ci młodzi są godnymi następcami starszych. Ja uważam jednak, że prawdziwy naukowiec ma w nosie karierę, politykę i zaszczyty i tacy również byli.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Przyrodoznawstwo na biblijnych bezdrożach
Korzenie nauki


« Historia nauki   (Publikacja: 19-03-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Przemysław Łucyan
Ur 1982 w Warszawie. Ukończył dziennikarstwo, obecnie student politologii. Oprócz Racjonalisty współpracował oraz współpracuje z kilkoma tytułami prasowymi oraz portalami internetowymi.

 Liczba tekstów na portalu: 12  Pokaż inne teksty autora
 Poprzedni tekst autora: Podgrzewany prezydent
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5309 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365