Społeczeństwo » Aborcja, edukacja seksualna
Kobiety mają prawo. Rozmowy o aborcji Autor tekstu: Agnieszka Zakrzewicz
Rozmowa z Aleksandrą
Mussolini, prawicową katoliczką, wnuczką Duce A. Z. — Uosabia pani prawicę radykalną, jest pani
konserwatystką i katoliczką. Mimo to, jako jedyna lansowała
pani we włoskim parlamencie politykę kobiecą, dotyczącą palących problemów
społecznych takich jak: aborcja, prokreacja wspomagana, badania
przedporodowe i klonowanie terapeutyczne. Co pani jako włoska prawicowa katoliczka myśli na temat aborcji i dlaczego?
A. M. — Moja pozycja była i zawsze będzie świecka. Te palące kwestie społeczne, z jakich robi się użytek polityczny, dotyczą bezpośrednio kobiety i stawką w tej grze jest jej życie, i zdrowie, a nie przekonania religijne, czy
ideologiczne. Niektóre restrykcje wolności osobistej jednostki proponowane
przez Watykan i wdrażane przez politykę moralistyczną wydają się okrutne.
Na przykład włoska
ustawa o prokreacji wspomaganej, która nakazuje kobiecie wszczepienie do macicy
embriona nawet jeżeli jest to embrion chory. Kobieta zostaje o tym
poinformowana i może usunąć ciążę dopiero w czwartym miesiącu z olbrzymim
ryzykiem dla własnego
życia. To jest pogwałcenie
prawa do zdrowia, jakie każdemu obywatelowi gwarantuje konstytucja.
A. Z. — W przeciwieństwie
do wielu polityków mężczyzn, nawet z lewicy, uważa pani, że kobieta musi
mieć zagwarantowane prawo do aborcji...
A. M. — Jestem głęboko
przekonana, że kobieta musi mieć prawo do aborcji, bo ona jedyna wie, czy może
urodzić i wychować dziecko, czy też nie. Oczywiście trzeba jej stworzyć
takie warunki społeczne,
aby aborcja stała
się wyborem ostatecznym i tylko wtedy, gdy chodzi o zagrożenie jej zdrowia lub
gdy wiadomo, iż dziecko będzie nieuleczalnie
chore. Nigdy nie bałam
się bronić moich przekonań
wewnątrz partii Przymierze Narodowe i w łonie
prawicy. W tych kwestiach sprzymierzyłam
się nawet z lewicą — kobietami walczącymi o wspólne prawa. Prowadziłam batalie razem z Livią Turco — lewicową minister do spraw społecznych.
A. Z.- Dlaczego tak wielu polityków robi z ustawy aborcyjnej
teren walki politycznej i ideologicznej?
A. M. — Usunięcie ciąży jest dla kobiety olbrzymim
dramatem. Wydaje mi się, że mężczyźni politycy w dalszym ciągu nie zdają
sobie z tego sprawy, nie znają fizjologii i psychologii kobiecej. Używają wciąż zakazów moralnych będących gwałtem na kobiecie, aby zdobyć poparcie polityczne, co moim zdaniem w krajach cywilizowanych, gdzie
istnieje nauka i informacja nie jest już dłużej
dopuszczalne.
A. Z. — Co pani myśli o tzw. „becikowym"
lub innych formach dofinansowywania matek, które zdecydują się
rodzić więcej dzieci? To było przecież podstawą ideologii
faszystowskiej...
A. M. — Ja osobiście
jestem przeciwna również dawaniu nagrody pieniężnej kobietom, które zdecydują się nie
usuwać ciąży. Moim zdaniem jest to proceder uwłaczający
godności. Należy zagwarantować
przyszłym matkom taką sytuację społeczną i finansową, aby mogły
one pracować, urodzić spokojnie dziecko oraz wychować je, w czasie jaki same wybiorą za stosowny. Macierzyństwo
jest rzeczą poważną. Dzisiaj, na szczęście nie jest to już tylko i wyłącznie ciężar, jaki
musi wziąć na swoje barki kobieta. Jest to wybór partnerski — kobiety i mężczyzny,
wymagający olbrzymiej odpowiedzialności i dojrzałości.
Tymczasem odnosi się wrażenie, że mężczyźni-politycy są w dalszym ciągu
niedojrzali.
Rozmowa z Emmą
Bonino z włoskiej Partii Radykalnej
(Były komisarz UE,
od lat zajmuje się kwestiami związanymi z przestrzeganiem praw człowieka)
A. Z. — Dlaczego politycy poświęcają tyle uwagi problemowi
aborcji?
E. B. — W wielu krajach problem aborcji był bardzo długo
poza „kalendarzem priorytetów
politycznych", nawet wtedy, gdy stał się palącym problemem społecznym.
Zwykle zajmowały się i zajmują nim tylko grupy i ruchy
występujące w obronie praw człowieka.
Wystarczy jednak, że ta czy inna partia zadecyduje — prawie zawsze kierując się
kalkulacją wyborczą — że temat aborcji dojrzał i może przynieść głosy,
zaczyna się wreszcie o problemie
mówić. A ponieważ temat ma również aspekt etyczny i religijny oraz prowadzi
do konfrontacji między
światopoglądem laickim i przykazaniami religijnymi, raz „wzięty na tapetę"
roznieca namiętności,
polemiki i ekskomuniki. Jeśli chodzi o ochronę wolności osobistej osób płci żeńskiej,
prawo do aborcji jest kwestią najważniejszą.
A. Z. — Aborcja jako źródło
poparcia wyborczego… Czy nie jest również stałym
elementem konfliktu ideologicznego
miedzy lewicą i prawicą?
E. B. — Jedno nie wyklucza drugiego. Problem aborcji albo — bądźmy
precyzyjni — uznanie prawa kobiety do świadomego macierzyństwa, dzieli opinię publiczną,
prowokując czasem bardzo ostrą konfrontację ideologiczną. Zwolennicy tego
prawa kobiet są zwykle liczniejsi na lewicy, przeciwnicy na prawicy. Nie
oznacza to, oczywiście, że lewica pochwala wykonywanie aborcji a prawica je gani. Chodzi o fundamentalne prawo do wolności. Partie polityczne
próbują wyciągnąć z tego maksymalne korzyści.
A. Z. — Według
ONZ każdego roku dokonuje się blisko 45 milionów zabiegów przerywania
ciąży, często w fatalnych
warunkach sanitarnych. Z kolei z doświadczeń
krajów najbardziej rozwiniętych wynika, że nie zakazy i restrykcje prawne
zapobiegają aborcji, lecz właściwa
edukacja seksualna. Jak pani sądzi dlaczego współczesny
Kościół katolicki nie przyjmuje tego do wiadomości, sprzeciwiając się zarówno złu (jakim niewątpliwie jest zabieg przerywania ciąży), jak i skutecznemu lekarstwu na zło, czyli powszechnej
edukacji seksualnej?
E. B. — Każdy wykonuje swój zawód. Ksiądz głosi swoją „prawdę" apelując do sumień, a urzędnik państwowy ma czuwać nad przestrzeganiem prawa. Kościół — myślę — obawia się, że zmiana stanowiska w sprawie aborcji i edukacji seksualnej może podważyć etyczne fundamenty wszystkich wartości,
których broni od wieków. Państwo demokratyczne, które laickie
jest z definicji, nie zajmuje się duszą, lecz ma obowiązek ochrony praw
obywatelskich. Należy domagać się, by szkoły
państwowe prowadziły
aktywną i kompetentną edukację seksualną, nie można zaś żądać, by to
samo działo się w szkołach
prywatnych, które często mają pochodzenie katolickie.
A. Z. — W roku 1975 siedziała
pani w wiezieniu pod zarzutem „współudziału w wielokrotnej
aborcji i zrzeszania się na rzecz działalności
kryminalnej". Jak odbiło
się to na pani dzisiejszych poglądach?
E. B. — Nie mam żadnej nostalgii „etosowca" i żadnych
roszczeń z tego tytułu. My, radykałowie,
jesteśmy przywiązani do zasad prawa. Walczymy o dobre państwo i przeciwstawiamy
się złemu. Kolektywna
decyzja o pogwałceniu
prawa w celu zademonstrowania oburzenia na jego bezzasadność jest momentem
kulminacyjnym każdej batalii, która zazwyczaj jest długa i zacięta. Aresztowania i pobyt w więzieniu wliczamy w ryzyko
każdej kampanii politycznej.
Tylko tyle.
A. Z. — Czy obecnie we Włoszech
możliwa jest zmiana prawa polegająca na wprowadzeniu
zakazu aborcji?
E. B. — To absolutnie wykluczone.
Rozmowa z Franką
Rame, pisarką i aktorką, żoną Dario Fo
A. Z. — Czy aborcja jest problemem
politycznym?
F. R. — Aborcja jest przede wszystkim problemem
społecznym, tak samo poważnym jak bezrobocie. Dlatego politycy wykorzystują
ją w kampaniach wyborczych. Nie można spychać na drugi plan prawa regulującego
dopuszczalność przerywania ciąży. Kobieta jest takim samym
podmiotem społecznym i politycznym jak mężczyzna. Prawa kobiet powinny uwzględniać
podstawowe jej prawo do świadomego macierzyństwa oraz ochrony własnego
zdrowia i życia.
A. Z. — Skąd bierze się zachowawcze stanowiska Kościoła katolickiego w takich sprawach jak antykoncepcja, aborcja, czy edukacja seksualna?
F. R. — O to trzeba było
pytać waszego papieża, który
zawrócił Kościół z drogi reform, czyniąc z niego instytucje średniowieczną. Ja każdego wieczora powtarzam na
scenie, że gdyby istniała
rzetelna informacja seksualna, to aborcji nie byłoby
wcale i przede wszystkim nie byłoby dzieci wyrzucanych do śmietników
przez matki, które nawet nie spostrzegły,
że są w ciąży.
A. Z. — Dlaczego kobiety mają wciąż tak mały wpływ
na sprawy ich dotyczące?
F. R. — Kobiety wciąż nie biorą udziału w życiu politycznym ani czynnie, ani biernie. Nie zajmują
kluczowych stanowisk państwowych, dzięki którym miałyby wpływ
na najważniejsze dla nich sprawy. Ile jest kobiet w parlamencie? Garstka. I przeważnie dają się traktować jak marionetki.
Zawsze mówię, że największym wrogiem kobiety jest kobieta. Jeśli w ogóle
uczestniczą w wyborach, to głosują na mężczyzn, a nie na kobiety.
A. Z. — Dlaczego?
F. R. — Bo do mężczyzn mają tradycyjnie większe zaufanie; bo
nie chce im się zmieniać przyzwyczajeń; bo ksiądz z ambony tak powiedział.… Tymczasem żaden mężczyzna nigdy nie będzie reprezentował interesów kobiet i nie będzie dbał o ich prawa tak dobrze, jak dobrze zadbałyby one same. Kobieta powinna decydować o własnym macierzyństwie.
Ona wie kiedy może zajść w ciążę, gdzie i jak urodzić dziecko oraz jak
je wychować, żeby ukształtować
człowieka zdrowego, normalnego, narodzonego z miłości i w miłości, a nie poczętego przez pijanego mężczyznę, który wrócił w nocy do domu i zwalił
się na kobietę, często używając przy tym przemocy. Nie każdy moment w życiu
jest dobry do tego, by rodzic dzieci, kobiety wiedzą o tym nawet
intuicyjnie.
A. Z. — Co powiedziałaby
pani politykom w Polsce, którzy chcą
aby w konstytucji zapisać ochronę embriona i twierdzą,
że nawet zgwałcona niepełnoletnia dziewczynka
powinna urodzić dziecko, bo życie jest wartością najwyższą?
F. R. — Życzę każdemu z waszych polityków,
którzy mają tak znakomite pomysły żeby
ich własne córki zachodziły w ciąże przed ukończeniem
18 roku życia — wtedy byśmy zobaczyli, jakimi obrońcami embrionów
by się okazali. Mogę się założyć, że natychmiast każdy z tych polityków, którzy wykorzystują dziś aborcję do
manipulowania społeczeństwem, zaprowadziliby własną, nieletnią córkę na skrobankę,
pilnując by nikt się o tym nie dowiedział. Łatwo
jest używać dwóch miar, głosić slogany, gdy problem
nie dotyczy nas bezpośrednio.
A. Z. — Co znaczy skrobanka dla kobiety?
F. R. — Niektórzy mężczyźni mówią, że to tyle, co pójść do fryzjera. To nieprawda!
Decyzja o dokonaniu aborcji jest trudna, podejmowana
zwykle w ogromnym napięciu i z wielkim wysiłkiem.
Decyzja z powodu której bardzo się cierpi. Nie jest też prawdą, że o usunięciu
ciąży kobieta łatwo
zapomina. Dolegliwe konsekwencje psychiczne występują długo po zabiegu, czasem nawet przez całe życie.
« Aborcja, edukacja seksualna (Publikacja: 17-04-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5349 |