|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Ekonomia, gospodarka, biznes
Podatkowe igrzyska, czyli o idiotyzmie koncepcji podatku liniowego Autor tekstu: Adam Mill
Idea podatku liniowego staje się coraz bardziej popularna.
Podczas ostatnich wyborów parlamentarnych partia aspirująca do statusu partii
rządzącej uczyniła z wprowadzenia tego podatku główny punkt swojego
programu wyborczego. Co więcej, można mieć wątpliwości czy nie był to
przypadkiem jedyny punkt tego programu. Tymczasem obecna partia rządząca swoje zwycięstwo
zawdzięcza w dużej mierze straszeniu wyborców wizją tego podatku. O byłym
premierze socjaldemokratycznego rządu, głoszącym konieczność wprowadzenia
podatku liniowego lepiej nie wspominać. Po prostu pewne rzeczy wydarzyć się
mogą tylko w Polsce. Sytuacja taka nie miałaby miejsca, gdyby wprowadzanie poszczególnych
podatków uzależniano od efektywności jaką osiągają przy realizowaniu
stawianych im celów. Podstawowym celem istnienia podatków jest dostarczanie
dochodów państwu. Wydaje się to oczywiste, jednak słuchając wielu polityków
można nabrać co do tego wątpliwości. Podatkiem efektywnym — w osiąganiu
tego celu — byłby podatek zapewniający państwu dochody, przy jednoczesnym,
jak najmniejszym ograniczaniu konsumpcji obywateli.
W celu zbadania tej efektywności
podatki można podzielić na bezpośrednio i pośrednio obciążające konsumpcję.
Choć brzmi to paradoksalnie — albowiem podatków nie nazywa się zgodnie z teorią ekonomii, a według sposobu ich pobierania — do pierwszego rodzaju
zaliczają się tzw. podatki pośrednie, głównie podatek VAT. Podatki pośrednie,
mimo że wpłacane do urzędu skarbowego przez sprzedającego, w rzeczywistości
płacone są przez kupującego w momencie kupna, czyli obciążają konsumpcję
bezpośrednio, w momencie jej dokonywania.
Do podatków drugiego rodzaju — pośrednio obciążających konsumpcję -
zaliczają się podatki dochodowe, w tym podatek dochodowy od osób fizycznych.
Podatek dochodowy obciąża zarówno część dochodu przeznaczaną na konsumpcję,
jak i na oszczędności. Zmniejszając wielkość oszczędności zmniejsza
jednocześnie wielkość kapitału, a zatem zwiększa jego cenę. To może wpłynąć
na konsumentów w dwojaki sposób: obniży ich płace lub zwiększy cenę
kupowanych produktów z powodu wzrostu kosztów, w tym przypadku wzrostu kosztu
kapitału. W Polsce ta sytuacja wygląda nieco inaczej, gdyż kapitał w większości
pochodzi z zagranicy. I w związku z tym podatki dochodowe nie wpływają na cenę
kapitału, co najwyżej, na zmniejszenie w nim udziału krajowych oszczędności.
Jednakże im bardziej dany kraj jest uzależniony od przypływu kapitału z zagranicy tym większe jest ryzyko inwestowania w nim. Wzrost ryzyka również
wpływa na wzrost ceny kapitału, za co w cenie produktów płacą konsumenci.
Jakkolwiek na to spojrzeć, ostatecznie podatki zawsze obciążają konsumentów.
Mogłoby się wydawać, że nie ma żadnej różnicy za pomocą jakich
podatków państwo uzyskuje swoje dochody. A jednak podatki dochodowe z powodu
swojej „okrężnej drogi" do kieszeni konsumenta zmieniają cenę kapitału
(czy też ryzyko jego użycia, jak w przypadku Polski, co skutkuje tym samym).
Zmieniając cenę kapitału, zmieniają relację pomiędzy nią a ceną płacy
roboczej. Powodują zmianę alokacji zasobów. Produkcja nie odbywa się już w możliwie najbardziej efektywny sposób, tylko w sposób dostosowany do zwiększonej
ceny kapitału. Ludzie pracując tyle samo, produkują mniej, gdyż ich praca
nie jest już tak efektywna. Podatki pośrednie obciążając jedynie konsumpcję
nie mają tej wady. Patrząc tylko z perspektywy efektywności w uzyskiwaniu
dochodów dla państwa, podatki dochodowe nie mają racji bytu. Powinny zostać
zastąpione przez podatki pośrednie.
I tu pojawia się kolejny cel stawiany przed podatkami: redystrybucja
dochodu. Podatki dochodowe nie mogą zostać zastąpione przez podatki pośrednie,
gdyż rzekomo umożliwiają redystrybucję dochodu pomiędzy obywatelami, czego
nie można dokonać za pomocą podatków pośrednich. Powszechne jest
przekonanie, że państwo wprowadzając progresywne stawki podatkowe zapewnia
sprawiedliwszy podział dochodów w społeczeństwie. To stanowisko jest błędne,
gdyż nie bierze pod uwagę swobody ustalania cen, a co za tym idzie,
przerzucania kosztów podatków na kupujących naszą pracę. Prześledźmy to
na prostym przykładzie. Osoba ponadprzeciętnie majętna zostaje obciążona wyższą
od ogółu społeczeństwa stawką podatku dochodowego. Płaci
nieproporcjonalnie wyższy podatek niż biedniejsi współobywatele. Co
powstrzyma tę osobę od skorzystania ze swobody ustalania cen i zażądania wyższej
płacy, czyli ceny za swoją pracę? Jeśli konkuruje ona na rynku pracy z ludźmi z niższej stawki podatkowej nie będzie mogła tego uczynić. Jej konkurenci
nie będą żądali podwyżek, tym samym kto da jej podwyżkę, jeśli można
zatrudnić kogoś, kto będzie wykonywał tę samą pracę za tę samą płacę?
Jednak takie sytuacje są raczej wyjątkiem niż regułą. Osoby należące do
tej samej grupy zawodowej osiągają przeważnie zbliżone dochody. Jeśli taka
osoba zostaje obciążona wyższą stawką podatkową, to większość jej
konkurentów również. Dzięki temu może ona zrekompensować sobie wyższy
podatek poprzez wyższe dochody. Przerzuci ten podatek na mniej opodatkowanych
współobywateli. Redystrybucja dochodów byłaby możliwa gdyby wprowadzono
kontrolę cen (przy dodatkowym założeniu, że obywatele państwa nie mają
prawa posiadać paszportów, a granice są pilnie strzeżone) i w ten sposób
uniemożliwiono by przerzucanie podatków na kupujących naszą pracę. Dopóki
istnieje swoboda ustalania cen, redystrybucja za pomocą progresywnego systemu
podatkowego jest mrzonką.
Dlaczego więc w ogóle istnieje progresywny podatek dochodowy? Wyższe
stawki podatkowe są czymś namacalnym. Każdy wyborca może mieć w ten sposób
przekonanie, że bogaci będą płacili
więcej. To, że lepiej zarabiający wyższe podatki zrekompensują sobie
poprzez wymuszenie wyższych dochodów trudniej dostrzec. Wyższe stawki
podatkowe nie mają żadnego realnego ekonomicznego znaczenia, są jednak
wyrazem ideologii: „bogaci powinni się podzielić". W opozycji do tej
ideologii powstała idea podatku liniowego. Wyrasta ona ze sprzeciwu wobec
karania bogatych przez progresywny podatek dochodowy (co, jak starałem się
wykazać, jest założeniem błędnym). Liniowy podatek dochodowy ma być dużo
bardziej efektywny i rozwiązywać wiele problemów. Pomysł ten nie bierze pod
uwagę tego, że jeżeli podatek dochodowy przestanie utwierdzać wyborców w przekonaniu, że „bogaci się podzielą" to straci rację bytu. Chyba, że
stanie się wyrazicielem ideologii „bogacenie się nie jest złe". W taki
oto sposób politycy znaleźli pole bitwy do walki pomiędzy ideologią „bogaci powinni się podzielić", a ideologią „bogacenie się nie jest złe", zapewniając wyborcom podatkowe
igrzyska.
Nie chcę niedoceniać potrzeby ideologicznej identyfikacji wyborcy ze
swoją partią. Jedynie poddaję pod rozwagę, czy jest konieczne, aby
mieszać w to system podatkowy. Uważam, że istnieją dużo tańsze sposoby
demonstracji ideologii partii politycznych. System podatkowy powinien zostać
uwolniony od tego obowiązku. Wtedy podatki dochodowe mogłyby, w zgodzie z wiedzą ekonomiczną, zostać zastąpione przez podatki pośrednie. Nie rozwiązałoby
to żadnego palącego problemu społecznego, nie zwiększyłoby to znacząco
produkcji, jedynie zapewniłoby dochody państwa zabierając możliwie najmniej
konsumentom. Być może politycy pozbawieni możliwości prezentowania wyborcom
takich igrzysk, przedstawiliby w czasie następnych wyborów propozycje rozwiązujące
ważniejsze problemy.
« Ekonomia, gospodarka, biznes (Publikacja: 27-04-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5358 |
|