Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.285 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Jest prawdą, że kult cierpienia, wyrosły z neoplatońskich korzeni chrześcijaństwa, był przez wieki organem nieskończenie i bezwstydnie przez rządców Kościoła używanym do usprawiedliwiania krzywdy i ucisku, i że służył bez miary układom uprzywilejowanym w ich trosce o utrwalenie swojego przywileju.
 Religie i sekty » Buddyzm

Buddyzm na Zachodzie [1]
Autor tekstu:

"Pamiętajmy, że na świecie jest wiele religii.
Nie można ich wrzucać do jednego worka,
gdyż nie wszystkie zakładają wiarę
w niematerialną i nieśmiertelną duszę.
Niektóre — na przykład buddyzm -
mogą okazać się bliższe koncepcjom
współczesnej nauki..."
Francis H.C. Crick, biochemik, współodkrywca DNA

Wiele osób zastanawia się, co buddyzm ma do zaoferowania człowiekowi Zachodu? I czy w ogóle coś? Są nawet i tacy, którzy obawiają się ekspansji buddyzmu, „bo to nie nasze", „bo to obca kultura". I tu pojawia się zasadnicza kwestia — otóż, buddyzmu nie trzeba praktykować, buddyzm wypada znać. Tak, znać jako przejaw kierunków ludzkiej myśli. Bo obecnie mamy taką oto sytuację — młodzi ludzie kończą szkołę, studia i wychodzą w świat, tacy troszkę „ograniczeni" — bo znający i rozumiejący tylko naszą kulturę, zaznajomieni co najwyżej tylko z europejską myślą filozoficzną i europejską mentalnością, tudzież chrześcijańskim światopoglądem. Mało, że grozi to etnocentryzmem, czy wręcz jakimś fundamentalizmem i fanatyzmem światopoglądowym, ale na dodatek co taka osoba może wiedzieć o świecie w ogóle, nie da się wyrobić pojęcia czym jest świat, czym jest ludzkość, nie znając innych kultur, a w tym tego co najważniejsze — kierunków ludzkiej myśli, sposobów w jakie ludzie opisywali i postrzegali świat, idei jakie wytworzyli. Jeśli chcemy wychowywać ludzi o otwartych umysłach, to wypada kształcić ich całościowo, zaznajamiając też z odmiennością. Znajomość kierunków w jakich ewoluowała ludzka myśl w różnych stronach świata, a nie tylko w swojej własnej kulturze, pozwala wznieść się świadomością znacznie wyżej, uczy tolerancji, której zdaje się że często nam brakuje, a co najważniejsze - powoduje że nie tworzymy bezsensownie lub nie szukamy na nowo czegoś, co już dawno zostało wymyślone czy stworzone w innej kulturze i już ludzkość to zna (to tyczy się zwłaszcza filozofii — gdy ktoś z entuzjazmem tworzy myśl, którą ludzkość tak naprawdę już zna, tylko ta osoba o tym nie wie). Takie podejście umożliwia zaznajomienie z tym, co ludzka myśl już stworzyła, z bogactwem ludzkiej myśli. I o ile w szkole nie ma szans na nauczenie się tego, o tyle na studiach mogą się z tym zaznajomić tylko ci, którzy przypadkiem wybiorą studia oferujące im zapoznanie się z kierunkami myśli, innymi niż te obowiązujące w ich własnej kulturze — powiedzmy religioznawstwo, etnologię czy bardziej specjalistyczne kierunki, badające już jakąś konkretną kulturę, na przykład orientalistyka, arabistyka i inne (celowo pomijam filozofię — bo większość akademickich wykładowców nie traktuje poważnie myśli filozoficznych innych niż te wykształcone na fundamencie hellenistyczno-chrześcijańskiej tradycji). 

Nie mówię, żeby od razu w podstawówce zapoznawać dzieci z szerszym dorobkiem ludzkości niż tylko własna kultura, choć elementy na pewno już mogłyby się pojawić. Nawet gimnazjum to może jeszcze za wcześnie — wiadomo, najpierw powinno się dogłębnie zrozumieć własną kulturę, kulturę w której się funkcjonuje — i temu nie przeczę. Ale już w liceum… No tu naprawdę powinny się pojawić elementy zaznajamiające z szeroko rozumianym dorobkiem światopoglądowym, odmiennych tradycji niż nasza. Bo jak wspomniałem wcześniej, bez tego wielu młodych ludzi wychodzi w świat troszkę „ograniczonych", bo nie rozumiejących innych idei niż ich własne i innych kierunków myśli. Mamy niby w szkole takie przedmioty jak, powiedzmy: historię, religię czy wiedzę o kulturze — które przynajmniej teoretycznie powinny spełniać te kryteria. No ale na wiedzy o kulturze uczymy się przede wszystkim i zazwyczaj wyłącznie w dalszym ciągu o tej naszej hellenistyczno-juedo-chrześcijańskiej kulturze i jej dorobku, pomijając już fakt, że w wielu szkołach „wiedza o kulturze" nie różni się od plastyki — gdzie młodzi ludzie zapoznają się z dziełami sztuki i potem sami tworzą — rysując, malując. To jest dobre, nie przeczę, ale jak widać nie naucza to tego o czym mówię. Podobnie religia — tu uczy się tylko o jednej religii, jak ktoś dowiaduje się na lekcji religii o innych religiach, to tylko negatywów i uprzedzeń. Nauka religii to w ogóle powinna być lekcją zaznajamiająca właśnie z różnymi systemami, kulturami, nurtami myśli ludzkiej w innych religijnych systemach..… Wtedy pewnie nazywałoby się to już nie „religia" a „religie", ale z pewnością z perspektywy poznawczej byłoby lepsze. No i wiadomo, nie uczyłby wtedy tego ksiądz.... No i w końcu nie żartujmy, że na historii, religii czy wiedzy o kulturze nauczyliśmy się czegoś sensownego o innych kulturach i poznaliśmy je [ 1 ]. Bo to zapewne właśnie tam osoby, które słysząc np. o buddyzmie, chcą „bronić swojej kultury przed obcymi" nabawiły się swoich uprzedzeń. I tak naprawdę, to bardzo dobrze, że buddyzm od jakiegoś czasu działa prężnie na zachodzie, bowiem to jest okazja do tego, by nadrobić straty wyrządzone przez system edukacji — i go poznać. Bo po pierwsze jesteśmy ludźmi — i wypada nam znać różne systemy i myśli filozoficzne ludzkości, też te inne od naszej. Dopiero w drugiej kolejności jesteśmy Europejczykami, Hindusami, Afrykanami. W pierwszej kolejności zawsze jesteśmy ludźmi, i powinniśmy znać to, co ludzkie, to co jest wytworem ludzkiej myśli. Jak wspomniałem wcześniej — znać, nie znaczy od razu praktykować, tylko rozumieć. Rozumiem, że „instynkt małpy" nakazuje bronić swojego terenu, w ogóle to „instynkt małpy" jest tym co wywołuje w nas etnocentryzm, co sprawnie w procesie ukulturalnienia zsublimowaliśmy w wartość zwaną „patriotyzmem". Ale tak rozumiany patriotyzm to nie jest dobra rzecz. Na drodze rozwijania się i zwiększania świadomości, uczymy się bowiem kontrolować „małpie instynkty". Rozum nam mówi, że przede wszystkim jesteśmy właśnie ludźmi. A dla osób religijnych jest inna wersja: każda religia zaznacza że ludzkość jest jednością, więc człowiek religijny lub człowiek posługujący się rozumem, nie powinien się ani „etnocentryzować" (że użyje sobie takiego fikuśnego określenia), ani też dawać upustu swym „małpim instynktom", które każą mu silnie dzielić świat w oparciu o binarne opozycje, zwłaszcza tę w stylu: „swój-obcy".

I mogą być spokojni ci, którzy chcieliby „bronić swojej kultury przed tym co nie nasze". Tu nawet w ogóle nie chodzi, by czegoś przed kimś bronić! Bowiem buddyzm wcale się nie chce nikomu narzucać, ba, jest nawet takie ładne określenie: „Nauka Buddy jest jak diament, niezmienny w swej naturze, jednak błyszczący barwami tła, na którym leży." W ten sposób dopasowuje się do danych uwarunkowań kulturowych. Ważne więc powinno być to, co praktycznego buddyzm może mi dać. A może mi to dać, zupełnie bez rezygnacji z mojej strony z własnej kultury, filozofii czy nawet religii. To co buddyzm może mi dać, ma mnie ubogacić, i gdy trzeba, mam dzięki temu odkryć bardziej swoją religię, filozofię, a nawet naukę. Chodzi tu zwyczajnie o znalezienie takich wartości i kierunku ludzkiej myśli, który ludzkość już wykształciła, ale który akurat w mojej kulturze był nieznany, a może ubogacić i rozumienie mojej kultury, i moje życie, poprzez polepszenie poziomu jego jakości. Buddyzm może zainspirować naukowca! Buddyzm może zainspirować ateistę! I co wyda się już naprawdę dziwne — buddyzm może dać możliwość do ubogacenia własnej religii i własnej duchowości. Przykładem może być rosnąca rzesza duchownych chrześcijańskich — księży i zakonników, wykorzystujących metody medytacji buddyzmu do pogłębienia własnej duchowości. Szczególnym zainteresowaniem duchownych cieszy się Vipassana i Zen. Podobnie jest z nauką. Buddyzm osiąga niezwykłą zgodność z najnowszymi kierunkami w ekonomi , niezwykle komponuje się z najnowszymi osiągnięciami fizyki kwantowej, a bogactwo buddyzmu okazuje się niezłym rarytasem dla psychologii czy psychoterapii. Jak to już mówił sam Einstein: „Religia przyszłości będzie religią kosmiczną. Powinna ona przekraczać koncepcję Boga osobowego oraz unikać dogmatów i teologii. Zawierając w sobie zarówno to, co naturalne, jak i to, co duchowe, powinna oprzeć się na poczuciu religijności wyrastającym z doświadczania wszelkich rzeczy naturalnych i duchowych jako pełnej znaczenia jedności. Buddyzm odpowiada takiemu opisowi. (...) Jeżeli istnieje w ogóle religia, która może sprostać wymaganiom współczesnej nauki, to jest nią buddyzm.". Dzieje się to w dwie strony — tzn. nie tylko przedstawiciele innych religii interesują się buddyzmem, i nie tylko naukowcy interesują się buddyzmem — ale też buddyści interesują się koncepcjami innych religii i też buddyści interesują się nauką. Przykładem mogą tu być lamowie buddyjscy, którzy po wygnaniu z Tybetu znaleźli schronienie na Zachodzie w klasztorach chrześcijańskich: u benedyktynów i cystersów [ 2 ], i przez wiele lat poznawali zachodni monastycyzm. Z kolei jest wielu nauczycieli buddyzmu zainteresowanych nauką, i w pewien sposób myśl naukowa także wywarła na nich wpływ. Przykładem może być tu Dalajlama — duchowy przywódca Tybetańczyków i buddystów. Niezwykle ciekawa jest jego najnowsza książka Wszechświat w atomie — w której opisuje on swoje spotkania z najznakomitszymi naukowcami, to jaki te spotkania wywarły wpływ na niego, a także to jak myśl buddyzmu zbliżona jest do myśli naukowej.

Można sobie zadać pytanie jak to się dzieje, że buddyzm jest na tyle atrakcyjny dla „nie-buddystów"? Odpowiedź jest dość ciekawa — ponieważ buddyzmu nie da się zamknąć w jakieś ograniczone ramy, czy pojęcia. Lama Ole [ 3 ] w swojej książce Jakimi rzeczy są wskazuje, że buddyzmu nie da się zamknąć w ramy jakiegokolwiek systemu: czy to filozoficznego, czy to religijnego, czy to psychologicznego, itp. Buddyzm wydaje się religią, ale nie jest religią taką jak inne. Przede wszystkim nie ma w nim ślepej wiary — jest za to praktyczna możliwość doświadczenia tego o czym się mówi. Buddysta powie — nie wiem czy jest Bóg, może jest a może nie, to nie jest najważniejsze, ale za to jestem ja i mój umysł, który mogę badać i zgłębiać, dążąc tym samym do doskonałości i polepszania jakości swojego życia, zrozumienia natury rzeczywistości. Budda nie każe też wierzyć w żadne dogmaty. Buddyzm bywa nazywany też filozofią. Jednak buddyzm jest czymś więcej niż tylko filozofią, mimo iż podobnie jak filozofia sprawia że rozkwitają wszystkie właściwości umysłu i możliwość logicznego myślenia, to jednak buddyzm jest też przede wszystkim praktyką pozwalającą dokonać trwałych, pozytywnych i głębokich zmian w swoim życiu. W końcu buddyzm można spróbować też nazwać psychologią. Jednak jak przekonuje lama Ole, mimo że i psychologia i buddyzm pracują z ludzkim wnętrzem, to jednak psychologia prowadzi tak naprawdę do punktu w którym buddyzm się rozpoczyna. Z kolei buddyzm z nauką łączy metodologiczna zbieżność, tj. empiryczna metoda bezpośredniej obserwacji lub wyciąganie wniosków na drodze rozumowania. W nauce jest tak samo: wiedza może być dana w sposób zjawiskowy lub można o niej wnioskować. W konsekwencji, to że nie można buddyzmu zamknąć w żadne konkretne ramy, prowadzi do tego, iż buddyzm może mieć swój wkład w każdą z tych dziedzin: filozofie, psychologie, religie czy szeroko rozumianą naukę. A jako kierunek ludzkiej myśli wypracowany w innej kulturze niż nasza, może wnieść świeże spojrzenie na te dziedziny (ale tu uwaga: to działa w dwie strony — te dziedziny wiedzy mogą też wnosić nowe spojrzenie na buddyzm). Jak wiadomo, buddyzm to wiele szkół, kierunków i tradycji, nawet kiedyś sobie żartowałem, że z buddyzmem to podobnie jak z chrześcijaństwem: niby jest chrześcijaństwo a mamy w nim: prawosławie, protestantyzm, katolicyzm, baptyzm, chrześcijaństwo ezoteryczne itd... Całkiem podobnie jest z buddyzmem. Wiele szkół, tak naprawdę w swej istocie oferujących różne poglądy i różne metody. Nic więc dziwnego, że nie wszystkim nauczycielom buddyzmu podoba się np. owo „połowiczne" korzystanie z buddyzmu, tzn. korzystanie z poszczególnych metod lub filozofii bez przejścia całkowicie na buddyzm. Ale nauczyciele szkół rozwijających się na Zachodzie wiedzą, że czego innego oczekuje i potrzebuje człowiek Zachodu — że chodzi przede wszystkim o praktyczność metod, stąd konieczność znalezienia takich form przekazu, które będą odpowiednie dla niezależnych i dobrze wykształconych ludzi Zachodu — a jednocześnie zdają sobie sprawę, że w ten sposób tak naprawdę buddyzm i tak nie traci nic ze swojej głębi i esencji, bo to jest dokładnie jak z tym wspomnianym wcześniej diamentem - niezmiennym w swej naturze, jednak błyszczącym barwami tła na którym leży.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kłopoty z Buddyzmem
Pranie mózgu po tybetańsku

 Zobacz komentarze (13)..   


 Przypisy:
[ 1 ] To powinno działać jednak w obie strony, tzn. szkoły wyznaniowe, których powstaje lub planuje się coraz więcej — i są to różne inicjatywy, od szkół buddyjskich, po szkoły hinduistyczne (ostatnie wiadomości pochodzą np. na temat stworzenia szkoły państwowej dla społeczności hinduistycznej w Anglii, funkcję doradczą powierzono ISKCONowi, a rząd przeznacza na projekt 10 mln funtów; więcej info tutaj) — a więc skoro powinno działać to w dwie strony, to ważne jest zapewnienie tego, by w szkołach wyznaniowych także nie zamykać się totalnie na swoją kulturę, ale zapewnić edukację na przyzwoitym poziomie o innych kulturach, religiach i tradycjach.
[ 2 ] Przykładem może być m.in. Jego Świątobliwość Lungtok Tenpei Njima Rinpocze, przywódca duchowy wyznawców bon na całym świecie, w którego biografii odnotowujemy fakt, że po wygnaniu z Tybetu, zetknął się z monastycyzmem zachodnim, żyjąc i studiując wspólnie z chrześcijańskimi zakonnikami.
[ 3 ] Lama Ole Nydahl — nauczyciel buddyzmu Diamentowej Drogi, wraz ze swoją żoną byli pierwszymi zachodnimi uczniami XVI Karmapy. Założył blisko 400 ośrodków Karma Kagyu na Zachodzie. Regularnie odwiedza też Polskę. Autor wielu publikacji o buddyzmie. Wspomniana książka Jakimi rzeczy są - tłumaczenie Wojciech Tracewski, Wydawnictwo 108, Gdańsk 1995. Strona Lamy Ole

« Buddyzm   (Publikacja: 10-06-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Dawid Hybsz
Student antropologii kultury i etnografii na Uniwersytecie Wrocławskim na Wydziale Nauk Historycznych i Pedagogicznych
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5411 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365