|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Buddyzm
Buddyzm na Zachodzie [1] Autor tekstu: Dawid Hybsz
"Pamiętajmy, że
na świecie jest wiele religii.
Nie można ich wrzucać do jednego worka,
gdyż
nie wszystkie zakładają wiarę w niematerialną i nieśmiertelną duszę.
Niektóre — na przykład buddyzm -
mogą okazać się bliższe koncepcjom
współczesnej
nauki..."
Francis H.C. Crick,
biochemik, współodkrywca DNA Wiele osób zastanawia się, co buddyzm ma do zaoferowania
człowiekowi Zachodu? I czy w ogóle coś? Są nawet i tacy, którzy obawiają się ekspansji buddyzmu,
„bo to nie nasze", „bo to obca kultura". I tu pojawia się zasadnicza
kwestia — otóż, buddyzmu nie trzeba praktykować, buddyzm wypada znać. Tak,
znać jako przejaw kierunków ludzkiej myśli. Bo obecnie mamy taką oto sytuację — młodzi ludzie kończą szkołę, studia i wychodzą w świat, tacy troszkę
„ograniczeni" — bo znający i rozumiejący tylko naszą kulturę,
zaznajomieni co najwyżej tylko z europejską myślą filozoficzną i europejską
mentalnością, tudzież chrześcijańskim światopoglądem. Mało,
że grozi to etnocentryzmem, czy wręcz jakimś fundamentalizmem i fanatyzmem światopoglądowym,
ale na dodatek co taka osoba może wiedzieć o świecie w ogóle, nie da się
wyrobić pojęcia czym jest świat, czym jest ludzkość, nie znając innych
kultur, a w tym tego co najważniejsze — kierunków ludzkiej myśli, sposobów w jakie ludzie opisywali i postrzegali świat, idei jakie wytworzyli. Jeśli
chcemy wychowywać ludzi o otwartych umysłach, to wypada kształcić ich całościowo,
zaznajamiając też z odmiennością. Znajomość kierunków w jakich ewoluowała
ludzka myśl w różnych stronach świata, a nie tylko w swojej własnej
kulturze, pozwala wznieść się świadomością znacznie wyżej, uczy
tolerancji, której zdaje się że często nam brakuje, a co najważniejsze -
powoduje że nie tworzymy bezsensownie lub nie szukamy na nowo czegoś, co już
dawno zostało wymyślone czy stworzone w innej kulturze i już ludzkość to
zna (to tyczy się zwłaszcza filozofii — gdy ktoś z entuzjazmem tworzy myśl,
którą ludzkość tak naprawdę już zna, tylko ta osoba o tym nie wie). Takie
podejście umożliwia zaznajomienie z tym, co ludzka myśl już stworzyła, z bogactwem ludzkiej myśli. I o ile w szkole nie ma szans na nauczenie się tego, o tyle na studiach mogą się z tym zaznajomić tylko ci, którzy przypadkiem
wybiorą studia oferujące im zapoznanie się z kierunkami myśli, innymi niż
te obowiązujące w ich własnej kulturze — powiedzmy religioznawstwo,
etnologię czy bardziej
specjalistyczne kierunki, badające już jakąś konkretną kulturę, na przykład
orientalistyka, arabistyka i inne (celowo pomijam filozofię — bo większość
akademickich wykładowców nie traktuje poważnie myśli filozoficznych innych
niż te wykształcone na fundamencie hellenistyczno-chrześcijańskiej
tradycji). Nie mówię, żeby od razu w podstawówce zapoznawać dzieci z szerszym dorobkiem ludzkości niż tylko własna kultura, choć elementy na
pewno już mogłyby się pojawić. Nawet gimnazjum to może jeszcze za wcześnie — wiadomo, najpierw powinno się dogłębnie zrozumieć własną kulturę,
kulturę w której się funkcjonuje — i temu nie przeczę. Ale już w liceum… No tu naprawdę powinny się pojawić elementy zaznajamiające z szeroko rozumianym dorobkiem światopoglądowym, odmiennych tradycji niż nasza.
Bo jak wspomniałem wcześniej, bez tego wielu młodych ludzi wychodzi w świat
troszkę „ograniczonych", bo nie rozumiejących innych idei niż ich własne i innych kierunków myśli. Mamy niby w szkole takie przedmioty jak, powiedzmy:
historię, religię czy wiedzę o kulturze — które przynajmniej teoretycznie
powinny spełniać te kryteria. No ale na wiedzy o kulturze uczymy się przede
wszystkim i zazwyczaj wyłącznie w dalszym ciągu o tej naszej
hellenistyczno-juedo-chrześcijańskiej kulturze i jej dorobku, pomijając już
fakt, że w wielu szkołach „wiedza o kulturze" nie różni się od plastyki — gdzie młodzi ludzie zapoznają się z dziełami sztuki i potem sami tworzą — rysując, malując. To jest dobre, nie przeczę, ale jak widać nie naucza to
tego o czym mówię. Podobnie religia — tu uczy się tylko o jednej religii,
jak ktoś dowiaduje się na lekcji religii o innych religiach, to tylko negatywów i uprzedzeń. Nauka religii to w ogóle powinna być lekcją zaznajamiająca właśnie z różnymi systemami, kulturami, nurtami myśli ludzkiej w innych religijnych
systemach..… Wtedy pewnie nazywałoby się to już nie „religia" a „religie", ale z pewnością z perspektywy poznawczej byłoby lepsze. No i wiadomo, nie uczyłby wtedy tego ksiądz....
No i w końcu nie żartujmy, że na historii, religii czy wiedzy o kulturze nauczyliśmy się czegoś sensownego o innych kulturach i poznaliśmy
je [ 1 ]. Bo to zapewne właśnie tam osoby, które słysząc np. o buddyzmie, chcą
„bronić swojej kultury przed obcymi" nabawiły się swoich uprzedzeń. I tak naprawdę, to bardzo dobrze, że buddyzm od jakiegoś czasu działa prężnie
na zachodzie, bowiem to jest okazja do tego, by nadrobić straty wyrządzone
przez system edukacji — i go poznać. Bo po pierwsze jesteśmy ludźmi — i wypada nam znać różne systemy i myśli filozoficzne ludzkości, też te inne
od naszej. Dopiero w drugiej kolejności jesteśmy Europejczykami, Hindusami,
Afrykanami. W pierwszej kolejności zawsze jesteśmy ludźmi, i powinniśmy znać
to, co ludzkie, to co jest wytworem ludzkiej myśli. Jak wspomniałem wcześniej — znać, nie znaczy od razu praktykować, tylko rozumieć. Rozumiem, że
„instynkt małpy" nakazuje bronić swojego terenu, w ogóle to „instynkt
małpy" jest tym co wywołuje w nas etnocentryzm, co sprawnie w procesie
ukulturalnienia zsublimowaliśmy w wartość zwaną „patriotyzmem". Ale tak rozumiany patriotyzm to nie jest
dobra rzecz. Na drodze rozwijania się i zwiększania świadomości, uczymy się
bowiem kontrolować „małpie instynkty". Rozum nam mówi, że przede
wszystkim jesteśmy właśnie ludźmi. A dla osób religijnych jest inna wersja:
każda religia zaznacza że ludzkość jest jednością, więc człowiek
religijny lub człowiek posługujący się rozumem, nie powinien się ani „etnocentryzować"
(że użyje sobie takiego fikuśnego określenia), ani też dawać upustu swym
„małpim instynktom", które każą mu silnie dzielić świat w oparciu o binarne opozycje, zwłaszcza tę w stylu: „swój-obcy". I mogą być spokojni ci, którzy chcieliby „bronić
swojej kultury przed tym co nie nasze". Tu nawet w ogóle nie chodzi, by czegoś
przed kimś bronić! Bowiem buddyzm wcale się nie chce nikomu narzucać, ba,
jest nawet takie ładne określenie: „Nauka Buddy jest jak diament, niezmienny w swej naturze, jednak błyszczący barwami tła, na którym leży." W ten sposób dopasowuje się do danych uwarunkowań kulturowych. Ważne
więc powinno być to, co praktycznego buddyzm może mi dać. A może mi to dać,
zupełnie bez rezygnacji z mojej strony z własnej kultury, filozofii czy nawet
religii. To co buddyzm może mi dać, ma mnie ubogacić, i gdy trzeba, mam dzięki
temu odkryć bardziej swoją religię, filozofię, a nawet naukę. Chodzi tu
zwyczajnie o znalezienie takich wartości i kierunku ludzkiej myśli, który
ludzkość już wykształciła, ale który akurat w mojej kulturze był
nieznany, a może ubogacić i rozumienie mojej kultury, i moje życie, poprzez
polepszenie poziomu jego jakości. Buddyzm może zainspirować naukowca! Buddyzm
może zainspirować ateistę! I co wyda się już naprawdę dziwne — buddyzm może
dać możliwość do ubogacenia własnej religii i własnej duchowości. Przykładem
może być rosnąca rzesza duchownych chrześcijańskich — księży i zakonników,
wykorzystujących metody medytacji buddyzmu do pogłębienia własnej duchowości.
Szczególnym zainteresowaniem duchownych cieszy się Vipassana i Zen. Podobnie
jest z nauką. Buddyzm osiąga niezwykłą zgodność z najnowszymi
kierunkami w ekonomi , niezwykle komponuje się z najnowszymi osiągnięciami
fizyki kwantowej, a bogactwo buddyzmu okazuje się niezłym rarytasem dla
psychologii czy psychoterapii. Jak to już mówił sam Einstein:
„Religia przyszłości będzie religią kosmiczną. Powinna ona
przekraczać koncepcję Boga osobowego oraz unikać dogmatów i teologii.
Zawierając w sobie zarówno to, co naturalne, jak i to, co duchowe, powinna
oprzeć się na poczuciu religijności wyrastającym z doświadczania wszelkich
rzeczy naturalnych i duchowych jako pełnej znaczenia jedności. Buddyzm
odpowiada takiemu opisowi. (...) Jeżeli istnieje w ogóle religia, która może
sprostać wymaganiom współczesnej nauki, to jest nią buddyzm.". Dzieje się
to w dwie strony — tzn. nie tylko przedstawiciele innych religii interesują
się buddyzmem, i nie tylko naukowcy interesują się buddyzmem — ale też
buddyści interesują się koncepcjami innych religii i też buddyści interesują
się nauką. Przykładem mogą tu być lamowie buddyjscy, którzy po wygnaniu z Tybetu znaleźli schronienie na Zachodzie w klasztorach chrześcijańskich: u benedyktynów i cystersów [ 2 ], i przez wiele lat poznawali zachodni monastycyzm. Z kolei jest wielu nauczycieli buddyzmu zainteresowanych nauką, i w pewien sposób
myśl naukowa także wywarła na nich wpływ. Przykładem może być tu
Dalajlama — duchowy przywódca Tybetańczyków i buddystów. Niezwykle ciekawa
jest jego najnowsza książka Wszechświat w atomie — w której opisuje
on swoje spotkania z najznakomitszymi naukowcami, to jaki te spotkania wywarły
wpływ na niego, a także to jak myśl buddyzmu zbliżona jest do myśli
naukowej. Można sobie zadać pytanie jak to się dzieje, że buddyzm
jest na tyle atrakcyjny dla „nie-buddystów"?
Odpowiedź jest dość ciekawa — ponieważ buddyzmu nie da się zamknąć w jakieś ograniczone ramy, czy pojęcia. Lama Ole [ 3 ] w swojej książce Jakimi rzeczy są wskazuje,
że buddyzmu nie da się zamknąć w ramy jakiegokolwiek systemu: czy to
filozoficznego, czy to religijnego, czy to psychologicznego, itp. Buddyzm wydaje się
religią, ale nie jest religią taką jak inne. Przede wszystkim nie ma w nim ślepej
wiary — jest za to praktyczna możliwość doświadczenia tego o czym się mówi.
Buddysta powie — nie wiem czy jest Bóg, może jest a może nie, to nie jest
najważniejsze, ale za to jestem ja i mój umysł, który mogę badać i zgłębiać,
dążąc tym samym do doskonałości i polepszania jakości swojego życia,
zrozumienia natury rzeczywistości. Budda nie każe też wierzyć w żadne
dogmaty. Buddyzm bywa nazywany też filozofią. Jednak buddyzm jest czymś więcej
niż tylko filozofią, mimo iż podobnie jak filozofia sprawia że rozkwitają
wszystkie właściwości umysłu i możliwość logicznego myślenia, to jednak
buddyzm jest też przede wszystkim praktyką pozwalającą dokonać trwałych,
pozytywnych i głębokich zmian w swoim życiu. W końcu buddyzm można spróbować
też nazwać psychologią. Jednak jak przekonuje lama Ole, mimo że i psychologia i buddyzm pracują z ludzkim wnętrzem, to jednak psychologia
prowadzi tak naprawdę do punktu w którym buddyzm się rozpoczyna. Z kolei
buddyzm z nauką łączy metodologiczna zbieżność, tj. empiryczna metoda
bezpośredniej obserwacji lub wyciąganie wniosków na drodze rozumowania. W nauce jest tak samo: wiedza może być dana w sposób zjawiskowy lub można o niej wnioskować. W konsekwencji, to że nie można buddyzmu zamknąć w żadne
konkretne ramy, prowadzi do tego, iż buddyzm może mieć swój wkład w każdą z tych dziedzin: filozofie, psychologie, religie czy szeroko rozumianą naukę. A jako kierunek ludzkiej myśli wypracowany w innej kulturze niż nasza, może
wnieść świeże spojrzenie na te dziedziny (ale tu uwaga: to działa w dwie
strony — te dziedziny wiedzy mogą też wnosić nowe spojrzenie na buddyzm).
Jak wiadomo, buddyzm to wiele szkół, kierunków i tradycji, nawet kiedyś
sobie żartowałem, że z buddyzmem to podobnie jak z chrześcijaństwem: niby
jest chrześcijaństwo a mamy w nim: prawosławie, protestantyzm, katolicyzm,
baptyzm, chrześcijaństwo ezoteryczne itd...
Całkiem podobnie jest z buddyzmem. Wiele szkół, tak naprawdę w swej
istocie oferujących różne poglądy i różne metody. Nic więc dziwnego, że
nie wszystkim nauczycielom buddyzmu podoba się np. owo „połowiczne"
korzystanie z buddyzmu, tzn. korzystanie z poszczególnych metod lub filozofii
bez przejścia całkowicie na buddyzm. Ale nauczyciele szkół rozwijających się
na Zachodzie wiedzą, że czego innego oczekuje i potrzebuje człowiek Zachodu — że chodzi przede wszystkim o praktyczność metod, stąd konieczność
znalezienia takich form przekazu, które będą odpowiednie dla niezależnych i dobrze wykształconych ludzi Zachodu — a jednocześnie zdają sobie sprawę,
że w ten sposób tak naprawdę buddyzm i tak nie traci nic ze swojej głębi i esencji, bo to jest dokładnie jak z tym wspomnianym wcześniej diamentem -
niezmiennym w swej naturze, jednak błyszczącym barwami tła na którym leży.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] To
powinno działać jednak w obie strony, tzn. szkoły wyznaniowe, których
powstaje lub planuje się coraz więcej — i są to różne inicjatywy, od szkół
buddyjskich, po szkoły hinduistyczne (ostatnie wiadomości pochodzą np. na
temat stworzenia szkoły państwowej dla społeczności hinduistycznej w Anglii,
funkcję doradczą powierzono ISKCONowi, a rząd przeznacza na projekt 10 mln
funtów; więcej info tutaj) — a więc skoro powinno działać to w dwie strony, to ważne jest
zapewnienie tego, by w szkołach wyznaniowych także nie zamykać się totalnie
na swoją kulturę, ale zapewnić edukację na przyzwoitym poziomie o innych kulturach, religiach i tradycjach. [ 2 ] Przykładem może być m.in. Jego Świątobliwość
Lungtok Tenpei Njima Rinpocze, przywódca duchowy wyznawców
bon na całym świecie, w którego biografii odnotowujemy fakt, że po wygnaniu z Tybetu, zetknął się z monastycyzmem zachodnim, żyjąc i studiując wspólnie z chrześcijańskimi zakonnikami. [ 3 ] Lama Ole Nydahl — nauczyciel buddyzmu
Diamentowej Drogi, wraz ze swoją żoną byli pierwszymi zachodnimi uczniami XVI
Karmapy. Założył blisko 400 ośrodków Karma Kagyu na Zachodzie. Regularnie
odwiedza też Polskę. Autor wielu publikacji o buddyzmie. Wspomniana książka Jakimi rzeczy są -
tłumaczenie Wojciech Tracewski, Wydawnictwo
108, Gdańsk 1995. Strona Lamy
Ole « Buddyzm (Publikacja: 10-06-2007 )
Dawid Hybsz Student antropologii kultury i etnografii na Uniwersytecie Wrocławskim na Wydziale Nauk Historycznych i Pedagogicznych | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5411 |
|