|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Surowość myśli czyli dynamika kontra stagnacja [1] Autor tekstu: Wieslaw Faliszewski
Niedawno przydarzyła mi się szansa na to, by okazać się bardzo
uprzejmym. Gdy po godzinie monotonnej jazdy wśród podchicagowskich pól
kukurydzy zjechałem na przydrożną stację, zostałem zaczepiony przez średniego
wieku panią o raczej dobrych manierach. Nie była ona w stanie poradzić sobie z zatankowaniem samochodu, mimo iż stacja ta nie różniła się niczym wyjątkowym
od innych, a poszczególne kroki procesu wypisane widniały na pompie.
To niewinne zdarzenie wywołało u mnie całkiem mieszane emocje i spostrzeżenia. Może nie jest ze mną jeszcze tak źle, skoro czasami ci, którzy
od początku mówią po tutejszemu, miewają trudności w rozszyfrowywaniu
codziennych czynności. Czy zdarzyło się tej pani kiedykolwiek argumentować,
że imigranci to gamonie i lepiej byłoby gdyby wrócili do domu. Skąd bierze
się różnica w tym, iż niektórzy potrafią być autorami pożytecznych tworów
sprawnego intelektu, podczas gdy inni mają wręcz trudności by z nich
korzystać. I tak dalej w podobnym tonie.
Podobnie mieszanych emocji i spostrzeżeń doświadczyłem, kiedy to w poszukiwaniu wyważonych i trzeźwych opinii o współczesnym świecie, znalazłem
portal racjonalista.pl. Najpierw ogarnęło mnie coś na kształt nieokiełznanej
ekstazy. O Stanach Zjednoczonych można powiedzieć wszystko, oprócz tego, iż
jest to kraj filozofów. Zwolna więc zaczynałem się głowić, czy moja skłonność
do umysłowych spekulacji jest symptomem głębiej ukrytej choroby, czy też
zwykłego niedoboru witamin. A tu proszę, istnieją tacy, którzy myślą i wcale się tego nie wstydzą. W miarę czytania jednak, moja euforia stopniowo słabła.
Zacząłem odnosić wrażenie, że wiele przeczytanych spostrzeżeń -
jakkolwiek byłyby one trafne — jest w zasadzie potocznym reakcjonizmem na dziejące
się wokół zjawiska. Zamiast jednak uciekać od czegoś, co postrzegłem za
wyjątkowo ważne i pożyteczne, postanowiłem wrzucić swoje trzy centy. Oto
one.
Wielu pobłogosławionych ciężarem sprawnie funkcjonującego umysłu,
jest w stanie dostrzec irracjonalność walczących o dominację Kościołów.
Krążą w Internecie megabajty opisów tego, w jaki sposób
zinstytucjonalizowane religie, działając zgodnie lub wbrew własnym
ideologiom, zagrażają zdrowemu rozwojowi społeczeństw. Cuda podobnego sortu
mają miejsce nie tylko w krajach rozwijających się. Od czasu gdy
konserwatywna partia objęła władzę w Waszyngtonie, fundamentalizm religijny
stał się jawną częścią życia politycznego i społecznego także i w USA.
Arogancja szczególnie widoczna jest w obecnej polityce zagranicznej, ustalonej
przez neokonserwatystów z centrów ideologicznych, zwanych tu popularnie
„think tanks". Czy więc mówimy o obowiązkowej religii dla trzylatków,
czy o lekceważeniu międzynarodowych umów, w podtekście odnosimy się do
jednego i tego samego problemu. Pikantnymi szczegółami można by sypać z rękawa, a leksykon wpływowych szarlatanów byłby tłustym woluminem. Innymi słowy nie
jest dobrze, gdyż idee Oświecenia nawet w świecie
zachodnim często pozostają chwytliwymi frazesami, a nie rzeczywistością
społeczną. Prawie pewien jestem, iż niejeden wnikliwy obserwator w tym właśnie
momencie zagotowuje się wewnątrz siebie, zasiadłszy nad gazetą lub przed
telewizorem. I trudno w takim kontekście piętnować go za to, że emocjom
pozwoli on czasami zaganiać rozum do kąta.
Jeśli jednak taki stan rzeczy przeciąga się i intelekt bezpiecznie
czuje się już tylko w kącie, wtedy myśliciel powinien zbadać swoją wewnętrzną
kondycję.
Zdarza się na przykład, że krytyk literacki, analizując z perspektywy
czasu całokształt twórczości pisarza, odwołuje się do pojęcia surowości
myśli, i z jego pomocą bada wewnętrzny rozwój i dojrzałość artysty.
Surowość myśli nie jest złożonym zjawiskiem. Pewna doza wnikliwości
wystarczy, by spenetrować to misterium, którego jaskrawym symptomem jest jednostronność.
Oczywiście, tak jak surowość myśli różni się od wtórnego analfabetyzmu,
tak samo jednostronność różni się od zacietrzewienia. Będąc więc
subtelniejszą w formie, może ona przydarzyć się nawet temu, kto aspiruje do
wolnomyślicielstwa. Jej atrakcyjność leży w przeświadczeniu, że
zdecydowane hołdowanie przyjętym aksjomatom, jest gwarantem zdrowej i spójnej,
czyli zintegrowanej osobowości.
Czy istnieje więc szansa na to, by szanujący się filozoficzny analityk
na chłodno rozpatrzył różne aspekty społecznej sytuacji i nadal pozostał
sobą? Innymi słowy, czy jest możliwe, by widząc ułomności oskarżonego,
nie schylać się do jego poziomu i nie używać jego oręża, które często
jest niczym innym jak tylko impulsywną reakcją na realną lub wydumaną
opozycję? Lub jeszcze inaczej, czy istnieje szansa na to, by pokrzepić swoje
serce, jak i ujść za roztropnego, bez żerowania na ewidentnych błędach
adwersarza. Moim skromnym zdaniem taka możliwość istnieje. Wraz z jej
zaakceptowaniem kończy się jednostronność, a z nią surowość myśli.
Nietrudno będzie komukolwiek zakwestionować wartość mojego skromnego
zdania w tej materii. Muszę więc dodać sobie animuszu, a przede wszystkim w miarę autorytatywnego poparcia. Odwołam się do Hegla i dialektyki,
mając nadzieję, że niczego nie spartaczę przeintelektualizowanymi teoriami
tudzież ich amatorską interpretacją.
Jednoczesne postrzeganie dwóch odmiennych aspektów danego zjawiska, może
wydać się paradoksem. Szczególnie wtedy, gdy aspekty te są sobie przeciwne.
Jak jest to możliwe, na przykład, że ta sama działalność jest dobra i zła
jednocześnie. Surowość myśli wręcz nieświadomie wyklucza taką ewentualność,
zanim da jej szansę na zaistnienie w strumieniu świadomości. To dlatego, umysł w którego nawyku jest operowanie przyjętymi dogmatami (religijnymi,
politycznymi, naukowymi, obiegowymi, etc.) pół żartem, pół serio, dialektyką
nazywał będzie to, co jest dla niego zbyt skomplikowane. Hegel jednak wychodził z założenia, iż metoda dialektyczna jest sposobem na zrozumienie złożonych
realiów. Twierdził on, że istota myśląca posiada pragnienie poznania
kompletnej rzeczywistości, jednakże nie jest ona w stanie uwolnić swoich myśli
od konkretnych jej aspektów. Innymi słowy, próbuje ona poznać całość, ale
nie może powstrzymać się od analizowania szczegółów, dzielenia na
elementy, czy też rozmieniania na drobne, jak kto woli. Jeśli jednak osoba
jest poważna w swoich wysiłkach poznawczych, to szybko dostrzeże, iż każdy
rozważany szczegół, element czy zjawisko, ma przynajmniej dwa aspekty, każdy
argument posiada kontrargument, itd. Tak jak w słynnym zagadnieniu: czy
szklanka jest do połowy pełna, czy jest do połowy pusta? Dopiero rozważenie i uwzględnienie tych przeciwieństw daje szansę na obiektywne poznanie i zrozumienie problemu. W takim procesie rozumowania mamy więc: tezę (argument),
antytezę (kontrargument), oraz syntezę (wypływający wniosek). Użyję
prostego przykładu. Teza: jestem młody; antyteza: jestem stary; synteza musi
więc połączyć te dwie sprzeczności. Dlaczego musi? Dlatego, że zazwyczaj
zdarza się, iż ta sama osoba jest młodzieńcem i jest starcem: oba
stwierdzenia są prawdziwe i oba dotyczą tego samego obiektu, tyle tylko, że w
różnym czasie. Konkluzją będzie więc stwierdzenie, że jestem istotą
przechodzącą pewien biologiczny proces. Dialektyka daje nam szansę na połączenie
dwóch pozornie sprzecznych aspektów danego zjawiska. „Pozornie
sprzecznych" oznaczać tu będzie sprzecznych w kategoriach czy też w obrębie
prostej, formalnej logiki, gdzie "A" jest równe "A" i do widzenia.
Myśliciel uzbrojony w narzędzie jakim jest dialektyka, będzie w stanie
dopuścić ewentualność tego, iż zjawiska społeczne, nawet te powszechnie
oceniane jako szkodliwe mogą mieć pozytywny aspekt. Równie dobrze może on
kwestionować te, które uchodzą za piękne i prawdziwe. W ten sposób — jak
twierdził Erich Fromm — rodzi się charakter zdolny do samodzielnego
pokierowania swoim życiem. Być może za długo grzązłem w lekturach książek
pisanych przez krytyków społecznych, ale osobiście uważam, że w świecie w którym wszystko płynie, tylko ten, kto płynie pod prąd, ma szansę na to, by
nie runąć wraz z wodospadem. Inną alternatywą jest ugrzęźnięcie na
powitalnej stronie portalu odwójki, gdzie można poczytać o „furze Dody",
„stringach Gabrielskiej", „poniżeniu Britney", oraz o wielu innych
wydarzeniach ze świata kultury. Tę ewentualność zostawimy na razie w spokoju.
Jakim więc to cudem metoda dialektyczna może pomóc nam w pokochaniu
nieprzejednanych rycerzy niepokalanej? Do tego zmierzamy, najpierw jednak muszę
przywołać kolejną, bardzo ważną filozoficzną koncepcję. Odwołam się
znowu do Hegla, a nawet i do Marksa. Obaj jegomoście, biegli w arkanach dialektyki, naciskali raczej zdecydowanie na proces zmiany. Ów
proces zmiany podkreślał też w tamtych czasach inny, szacowny myśliciel:
Karol Darwin. Jemu na razie jednak podziękujemy, ponieważ w tym momencie ważniejsza
dla tej dyskusji jest ewolucja tego, co dzieje się w świadomości społecznej, o czym lubił pisać Marks, oraz ewolucja tego, co odbywa się w indywidualnej
świadomości, o czym lubił pisać Hegel. Fenomenologik, na przykład, to według
Hegla człowiek, który kieruje swoją świadomością tak, by wyszła ona z platońskiej jaskini na światło dzienne. Obecnie nazywa się to
samorozwojem.
Innym przykładem na to, że proces zmiany jest ważnym zagadnieniem w poglądach Hegla jest jego dialektyka egzystencji, gdzie tezą jest bycie (byt),
antytezą niebycie (niebyt), a syntezą co? Stawanie się. Gatunki, społeczeństwa
czy indywidualna świadomość — naturalną zasadą jest tu proces ciągłego
rozwoju, podczas gdy stagnacja wydaje się być wybrykiem. Dlaczego zmiana jest
tak istotnym elementem dialektyki? Dlatego, że wbrew założeniom
arystotelesowskiej logiki formalnej, "A" rzadko kiedy — o ile kiedykolwiek -
jest równe "A", a już na pewno nie w świecie, w którym nie da się dwa
razy wejść do tej samej rzeki, ponieważ wszystko płynie. Jeśli ktoś chciałby
zaprezentować mi choćby jedną rzecz, która się nie zmienia, to czekam (ręce
skrzyżowane na piersi i tupiąca stopa).
Oczywiście zwolennicy dogmatów nie lubią ani Marksa, ani Hegla, a może
nawet i Heraklita, o Darwinie nie wspomnę. Szczególnie nie podoba im się sposób
myślenia tych mędrców. A to z tej prostej przyczyny, że dogmaty potrzebują
stałości, w nie mniejszym stopniu niż ryba wody. Nic dziwnego w tym, że i Marks nie cenił drobnomieszczańskiej mentalności, skorelowanej z porównaną
do opium religią. Ta wzajemna animozja jest wszechobecna. Wyraźna jest na łamach
tego portalu. A przede wszystkim widać ją w polityce, gdzie zasadniczy spór,
czyli konflikt lewicy z prawicą, jest niczym innym jak tylko ścieraniem się
progresywnych, postulujących zmiany idei, z konserwatywnymi, czyli tymi, które
opowiadają się za utrzymywaniem istniejącego stanu rzeczy.
1 2 Dalej..
« Felietony i eseje (Publikacja: 15-06-2007 )
Wieslaw Faliszewski Ur. 1971. Mieszka w Rockford w stanie Illinois, gdzie prowadzi małą firmę transportową oraz handluje nieruchomościami. W ramach hobby studiuje na kierunku liberal arts w Excelsior College, Albany, New York. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5422 |
|