Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.834 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Anatol France - Kościół a Rzeczpospolita
Artur Patek, Jan Rydel, Janusz J. Węc (red.) - Najnowsza Historia Świata tom 4 1995-2007
Julio VALDEÓN BARUQUE, Manuel TUŃÓN DE LARA, Antonio DOMINGUEZ ORTIZ - Historia Hiszpanii

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
[K]ażdy, kto robi coś rozsądnego - ponosi odpowiedzialność. Większość ludzi usiłuje w ogóle nic nie robić...
 Społeczeństwo » Narkotyki

Kerouac, Frisco i LSD [1]
Autor tekstu:

O roli podróży w tworzeniu „nowego lepszego świata" na przykładzie amerykańskiej kontrkultury lat 1960-tych

W latach 60. XX wieku w Stanach Zjednoczonych pojawiła się grupa ludzi, która wierzyła, że zmieni zastany świat. Marzyła o tym, aby wyzwolić się z ograniczeń narzucanych przez tradycję konserwatywnej Ameryki. Pragnęła stworzyć „nowy lepszy świat" oparty na wzajemnej miłości, wolności i pokoju. Do tego celu potrzebowała pewnych środków. Jednym z nich była szeroko pojmowana podróż.

To pojęcie można rozumieć na trzy różne sposoby. Po pierwsze podróż jako tzw. „bycie w drodze" czyli „on the road" — wędrówka bez konkretnego celu. Po drugie podróż jako migracja młodych Amerykanów w 1967 roku do jednej z dzielnic San Francisco — Haight-Ashbury („going to San Francisco"). Po trzecie podróż jako „jazda", „odjazd", „bycie na haju", czyli angielskie „trip".

Trzy wyżej wymienione znaczenia tego słowa w kontekście kontrkultury lat 1960-tych stanowią moim zdaniem pewną esencję ruchu hippisowskiego i stały się jednymi z podstawowych środków do tworzenia alternatywnego świata.

"ON THE ROAD" — „Być w drodze"

W 1957 roku na rynku amerykańskim ukazała się książka, która dziesięć lat później stała się biblią pokolenia „dzieci kwiatów". Mowa o powieści „On the Road" („W drodze") Jacka Kerouaca — jednego z twórców ruchu Beat Generation [ 1 ]. Bohaterowie książki to wieczni wędrowcy, pokonujący Amerykę wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu SENSU. Próbują uciec od narzuconego im przez kulturę stylu życia. Chcą być wolni, słuchać bopu, mieć mnóstwo kochanek, tworzyć i podróżować. Z czasem okazuje się, że bycie w drodze staje się dla nich wartością samą w sobie. Sal Paradise i Dean Moriarty nie potrafią żyć w miejscu. Jeżdżą samochodem z Nowego Jorku do San Francisco, w wagonach pociągów towarowych do Nowego Orleanu, autostopem do Denver, wpadają do Meksyku i nigdzie nie pozostają przez dłuższy czas. Imają się dorywczych zajęć. Nie pracują, gdy nie trzeba. Żyją według swoich zasad.

Kerouac stworzył „On the Road" na jednej rolce papieru długości 76,2 metra. Maszynopis był wielkości boiska futbolowego i składał się z jednego akapitu! Autor praktycznie nie stosował marginesów i stawiał znaki przestankowe według swojego własnego uznania. Czytając jego powieść czujemy ciągły ruch, wibracje i życie. Być może jest to powód, dla którego młodzi ludzie w latach 60., przytłoczeni ograniczającą ich tradycją i obyczajami konserwatywnej Ameryki, nie potrafiąc znaleźć nici porozumienia ze swoimi rodzicami, czytali Kerouaca, porzucali swoje domy, ruszali stopem do Frisco lub innych miejsc i wierzyli, że gdzieś tam, może w samej drodze, odnajdą upragnioną wolność. Chcieli być swoistymi „easy riderami". Niektórzy z nich wybierali życie trampów, inni włóczyli się z grupą znajomych pociągami, samochodami lub autostopem. Jeszcze inni kupowali motocykle i ruszali przed siebie, nieważne dokąd, ważne, aby nie stać w miejscu. Ruch w końcu powoduje zmianę. Jeśli duża liczba młodych ludzi znajdowała się w drodze, prędzej czy później musiała się natknąć na siebie. Tym miejscem spotkania dla wielu z nich było magiczne San Francisco.

GOING TO SAN FRANCISCO — „jadąc do San Francisco"

Zapewne każdy z nas kojarzy dźwięki amerykańskiego przeboju Scotta McKenzie'go „San Francisco". Jeśli nie w oryginale, to za sprawą popularnej przeróbki tego utworu przez Global DeeJays:

If you're going to San Francisco
Be sure to wear some flowers in your hair
If you're going to San Francisco
You're gonna meet some gentle people there

For those who come to San Francisco 
Summertime will be a love-in there
In the streets of San Francisco
Gentle people with flowers in their hair

All across the nation, such a strange vibration
People in motion
There's a whole generation, with a new explanation
Jeśli jedziesz do San Francisco
Nie zapomnij wpiąć kwiatów we włosy
Jeśli jedziesz do San Francisco
Spotkasz tam miłych ludzi

Dla tych, którzy przyjeżdżają do Frisco
Letni czas będzie tam pełen miłości
Na ulicach Frisco
Mili ludzie z kwiatami we włosach

Przez cały naród przechodzą dziwne wibracje
Ludzie w ruchu
Jest tam cała generacja z nowym wyjaśnieniem

Utwór McKenzie'go, chociaż w pewnym uproszczeniu, opisuje atmosferę San Francisco w roku 1967. Co takiego stało się, że nagle rozpoczęły się migracje młodych ludzi do tego właśnie miasta?

W latach 60. w Haight-Ashbury — jednej z dzielnic Frisco, którą wcześniej zamieszkiwali beatnicy, zaczęły powstawać pierwsze komuny hippisowskie. „Początkowo była tam jedynie garstka zespołów z San Francisco. Ich trzon stanowiły kapele Big Brother, Grateful Dead, Quicksilver Messenger Service, Jefferson Airplane, Country Joe and the Fish. Już w grudniu 1966 roku nad Zatoką grało około półtora tysiąca grup, a wszystkie przesiąknięte bluesem" (Friedman, s. 91). Dzielnica Haight-Ashbury przeżyła oblężenie nowych mieszkańców w 1967 roku. Myra Friedman, autorka biografii Janis Joplin pt. Żywcem pogrzebana tak opisywała sytuację, która miała miejsce w San Francisco:

„Był to eksperyment, do którego zewsząd ściągali ludzie. Należeli do najbogatszego pokolenia w dziejach Stanów Zjednoczonych, a mimo to nie chcieli uczestniczyć w amerykańskim śnie. (...) Bieda, rasizm, zanieczyszczenie środowiska były wszechobecne. Trudno było patrzeć z optymizmem w przyszłość. Nie umieli powstrzymać straszliwej wojny, w której żaden człowiek honoru nie wziąłby dobrowolnie udziału. (...) Oni pierwsi ściągnęli do komuny na Haight-Ashbury. Przyjechali, bo mieli już dość wszystkiego. Przyjechali, bo nie widzieli innego wyjścia, zresztą nie bardzo umieli wybierać. Przyjechali, żeby się zbuntować. Przyjechali, bo przyjeżdżali inni. Przyjechali, bo byli na miejscu. Stworzyli małą enklawę 'na wzór chrześcijan w Rzymie' i nawet jeśli cały nurt miał charakter żywiołowy, był zarazem bardziej duchowy. W najlepszym okresie dał początek niezwykle ożywczej, energetycznej muzyce popularnej, jaką znał świat. Przyniósł również pewną niewybredność w doborze języka, przy której styl pokolenia beatników można uznać za akademicki, a także rozpowszechnienie wyjątkowo groźnych narkotyków" (Friedman, s. 89-90).

Masowe wędrówki młodych ludzi do Frisco uświadomiły Ameryce, że oto rodzi się potężny ruch społeczny, głoszący hasła wolności, miłości i pokoju. Prasa zaczęła rozpisywać się o tzw. hippisach. Migracje do San Francisco, pierwszy festiwal nowej muzyki w Monterey, debiuty wielu zespołów rockowych stały się nagle przedmiotem zainteresowania dziennikarzy w 1967 roku. Haight zyskało ogromny rozgłos. Media donosiły o dziwnych długowłosych ludziach, grających na gitarach na środku ulicy czy szwendających się z butelkami wypełnionymi alkoholem, a z czasem zamroczonych przez narkotyki. Haight-Ashbury stało się zaczątkiem kontrkultury lat 60.

Wracając do tematu podróży rozumianej jako „going to San Francisco", należy zauważyć, że zbuntowana Ameryka musiała w końcu spotkać się w jednym miejscu, aby zobaczyć jak wielką stanowi siłę. Tym miejscem było magiczne Frisco. Ludzie, którzy przybyli do tego miasta czuli, że stanowią pewną wspólnotę. Jednym z elementów scalających tę grupę był specyficzny stan umysłu — „bycie na haju", który upodobali sobie przedstawiciele kontrkultury. Wierzyli, że za pomocą narkotyków mogą doprowadzić do przemiany ludzkiej świadomości, że dzięki globalnemu „tripowi" (czyli właśnie „byciu na haju") zapanuje powszechna miłość i braterstwo, co doprowadzi do powstania lepszego świata, o którym śpiewał John Lennon w piosence „Imagine".

Tekst Lennona powstał w momencie, kiedy epoka „dzieci kwiatów" chyliła się ku upadkowi. Jednakże legendarny Beatles w „Imagine" ujął ducha tamtych czasów i ideę „nowego lepszego świata", towarzyszącą kontrkulturze przez drugą połowę lat 60. W swoim utworze nie wspominał nic wprost o narkotykach, jednakże sam je zażywał i przyznawał się w wywiadach, że miał ponad tysiąc „odlotów" po LSD.

TRIP — „haj", „być na haju", „odlot", „jazda"

W 1964 roku na rynku brytyjskim pojawił się nowy narkotyk — LSD (acid, kwas), który był reklamowany jako „marihuana super extra". Już trzy lata później, w roku 1967, większość znanych muzyków rockowych przyznawała się do zażywania owego psychodelika, m.in.: John Lennon, Paul McCartney, George Harrison, Jim Morrison, Eric Clapton, Jimi Hendrix, Mick Jagger, Keith Richards, Brian Jones, Pete Townshend, Eric Burdon, Cat Stevens. A wszystko za sprawą jednej osoby, kapłana LSD, proroka nowej religii, mistyka, profesora psychoterapii na Harvardzie, twórcy hasła turn in — tune in — drop out (podłącz się — dostrój — odpadnij) Timothy Leary’ego.

Leary w wieku czterdziestu lat odkrył środki psychodeliczne. Swój pierwszy kontakt z LSD nazwał „najgłębszym doświadczeniem religijnym w życiu". Od tego momentu zaczął na szeroką skalę propagować „kwas" jako magiczny eliksir na bolączki ówczesnego świata. Mówił, że: „LSD pobudza do dramatycznej rewizji naszego sposobu widzenia świata, przekształca funkcje mózgowe, zmienia osobowość, znosi wyobrażenia zdeterminowane przez grupę odniesienia i położenie społeczne (...) LSD powinno stać się (...) środkiem zarówno leczenia chorej świadomości i budowania nowej" (Jawłowska, s. 273).

Zażycie LSD powodowało rozpływanie się indywidualnego ja. Leary uważał, iż gdyby wszyscy ludzie brali „kwas" stanowiliby jeden wspólny organizm, jedność, o której śpiewa John Lennon w „Imagine", zapanowałoby wtedy powszechne braterstwo i miłość. Za sprawą proroka owego narkotyku narodził się w tamtych czasach szalony pomysł, żeby woda w domowych kranach na całym świecie zawierała w sobie domieszkę LSD, przez co wszyscy byliby na globalnym „tripie"! Zaczęły powstawały zespoły, które za pomocą swej muzyki i widowiskowych koncertów chciały wywołać takie doznania, jak po zażyciu „świętego specyfiku", np. Grateful Dead, Jimi Hendrix Experience, Cream.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kicz mieszka w lodówce
Bóg, Imagine

 Zobacz komentarze (2)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Beat Generation — nazwa użyta przez Kerouaca w rozmowie z Johnem Holmesem w roku 1948, a zdefiniowana w 1952 roku w słynnym liście do Allena Ginsberga — krył w sobie zapowiedź rewolucji obyczajowej, która trwała na dobrą sprawę przez całe lata sześćdziesiąte. Ale był to również ruch literacki inspirujący poetów, powieściopisarzy i dziennikarzy, który zaowocował rozluźnieniem ograniczeń w tematyce, języku i stylu. Kerouac, Burroughs, Ginsberg, Lawrence Ferlinghetti, Kenneth Rexroth, Philip Lamantia, Charles Olson, Gregory Corso, Gary Snyder. Na dłuższą natomiast metę owe swobody formalne, wyprowadzenie, jak się wówczas mówiło, SZTUKI NA ULICĘ umożliwiło rozwój takich kierunków jak Nowe Dziennikarstwo czy później postmodernizm (Anna Kołysko, „Posłowie" [w:] „W drodze")

« Narkotyki   (Publikacja: 18-06-2007 Ostatnia zmiana: 04-03-2012)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Katarzyna Gizińska
Studentka socjologii i etnologii w ramach MISH na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Współpracuje z kilkoma portalami muzycznymi (Aleternativepop.pl, Rockmetal.pl, Rock4eveR.pl, MusicMag.pl). Interesuje się szeroko pojętą kulturą: muzyka, film, książki muzyczne, Beat Generation, dark culture, flower power, motocyklizm. Uwielbia jeździć na swoim ukochanym Dzikusie, czyli motocyklu Suzuki Savage i walczy ze stereotypem motocyklistek jako babochłopów. Nick: Jos.
 Numer GG: 5060638

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Dzieci kwiaty Wschodu. Wokół książki Maxa Cegielskiego
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5426 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365