|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Tanatozofia
Ćwiczenia z cierpienia [2] Autor tekstu: Elżbieta Binswanger-Stefańska
Tu religie miały swoje wielkie zasługi i zadania. To teren niemal całkowicie zaanektowany przez bogów i przez ich ziemskich administratorów, kapłanów. Dziś jednak daje się zauważyć wraz ze wzrostem świadomości i odchodzeniem od wiar przyśpieszony proces emancypacji człowieka również i w kwestii śmierci. I z tego powodu jesteśmy, my obecnie żyjący, naprawdę uprzywilejowani. Owszem, raz na zawsze musimy pożegnać się z opowieściami o Łąkach Niebiańskich, Polach Elizejskich, Krainie Wiecznych Łowów, Wędrówkach Dusz, O-Wiele-Ładniejszym-Pokoju, jakby to fajnie nie brzmiało, za to możemy sobie dać prawo do życia i prawo do śmierci. To nie fikcyjni, mityczni, nieistniejący bogowie są ich właścicielami, to my sami. I to jest naprawdę dobra wiadomość, choć wielu sądzi, że niewiara w życie pozagrobowe pozbawia nadziei i sensu życia. Jest jednak wręcz przeciwnie. Niewiara w nieprawdopodobne oddaje naszemu życiu sens i autentyczność. Przestajemy żyć na niby. We mgle mitów i magii. W przededniu Święta Zmarłych jest to bardzo prowokujące stwierdzenie, zdaję sobie z tego sprawę. A jednak zróbmy sobie pewien eksperyment myślowy: Aztekowie, prekolumbijscy Indianie Ameryki Środkowej, składali ofiary z ludzi bogowi Krainy Umarłych, Mictlantecuhtli. Ofiary traktowane były same jak bogowie. Był to rytuał tak krwawy, że, jak podają źródła historyczne, nawet zahartowani w zadawaniu śmierci konkwistadorzy z trudem znosili ten widok. Indianie jednak widzieli w tym sens swojego życia. Przeżytek? Absurd? Nieadekwatny przykład?
Absurd, tak! Przeżytek, nie! Ilu ludzi tylko przez te kilka lat XXI wieku zginęło "dla bogów"! I oczywiście nie mam na myśli tylko terrorystów-samobójców, ale także ich ofiary. Przykład jest jak najbardziej adekwatny, szkoda życia dla absurdalnych wymysłów. Książka Agaty Tuszyńskiej jest piękna i mądra, bo autorka pisząc o ohydzie i bezsensie choroby nie dorabia filozofii do cierpienia, cierpi, bo umiera jej ukochany mężczyzna i jest to powolne i okrutne pożegnanie, choć bywają i w tym okresie powody do radości, śmiechu, żartu… Cierpi ona, bo zostanie sama, i on, bo choroba w końcu go pokona [ 5 ]. Ale nie ma miejsca na okłamywanie się: "Śmierć, czyli nieistnienie, żadnych złudzeń, żadnych pól niebieskich, niebiańskich konwentykli, wschodów i zachodów ciszy, pór zmroku. Nic."
Rzeczywiście, żyjemy w czasach (i miejscu!), gdy śmierć może nie jest tak jawna, jak kiedyś była. Nie ma wojen (tu, gdzie indziej są). Mała jest śmiertelność noworodków, a ludzie starzy umierają w swoich mieszkaniach, domach starców, szpitalach, hospicjach… Wypadki się zdarzają, ale można mieć szczęście i nie widzieć żadnego. Czasami kogoś dopadnie choroba. Ja sama w wieku 53 lat widziałam w swoim życiu trzy, słownie trzy ciała zmarłych, moją ciocię (miała 19 lat, zmarła jak Halina Poświatowska, na dziś zupełnie uleczalną wadę serca, ja miałam wtedy 2 lata i 2 miesiące, to moje pierwsze świadome wspomnienie), pewnego mężczyznę (zmarł prawie 30 lat temu na raka w szpitalu gdy tam przez miesiąc pracowałam przymierzając się do studiów medycznych, z których jednak zrezygnowałam), i moją mamę w dniu jej pogrzebu, 2 lipca tego roku, zmarła na raka, nasz "czas pożegnania" zamknął się w datach 6 listopada 2006 — 25 czerwca 2007 godzina 17.57.
Słyszy się czasami, że w naszych czasach wygnaliśmy śmierć z naszego życia, udajemy, że jej nie ma, że tylko we Wszystkich Świętych i Zaduszki sobie o niej przypominamy, ale nie ma to wiele wspólnego z prawdą. Rzeczywiście, ludzie nie umierają na ulicy, nie ma wielkich epidemii jak dżuma czy cholera, nie kibicujemy walkom gladiatorów, nie ma publicznych egzekucji… ale czy jest czego żałować? Za to, w przeciwieństwie do czasów wcześniejszych, mamy o wiele więcej możliwości obcowania z tymi, którzy umarli: oglądamy "Rzymskie wakacje" w telewizji? Audrey Hepburn (zm. 20.1.1993), Gregory Peck (zm. 12.6.2003) są z nami. Słuchamy piosenek Agnieszki Osieckiej (zm. 7.3.1997)? Pewnie jeszcze długo będzie się je śpiewać. Czesław Niemen (zm. 17.1.2004) śpiewa nam na dzień dobry do ucha? I zawsze będzie śpiewał. Czytamy książki Stanisława Lema (27.3.2006)? I dalej będziemy czytać… Cieszmy się, że żyli i cieszmy się naszym życiem teraz, nie w nieistniejących zaświatach.
To moja mama uczyła mnie tego co jest, w moim odczuciu, przesłaniem książki Agaty Tuszyńskiej: "Żyje się, jakby czas był nieograniczony, jakby nam obiecano wieczność. Nie wolno popełniać tego błędu. Nie wolno odkładać życia na później". I że w każdym życiu jest czas radości i czas smutku, czas śmiechu i czas łez. Autorce "Ćwiczeń z utraty", jak nam wszystkim po stracie bliskich, pozostają w końcu tylko łzy: "Łzy przynoszą ulgę. Łzy dezynfekują duszę. Łaską jest wielka cisza po łzach. Zmęczenie. Nosimy je w sobie. Wodę, krople, łzy. Rozsiane jak deszcz, owocują. Użyźniają nasz los. Płaczą także zwierzęta. Łzy nazywane są mową serca lub duszy (ciągle nie jestem pewna, gdzie jest gniazdo tej drugiej). Owidiusz pisze, że są równie znaczące jak słowa. Wolter nazywa je milczącym językiem smutku. Heine zamyśla się nad poezją, jaką zawierają łzy. Język łez jest uniwersalny, podobnie jak język muzyki."
Pamięć i łzy. Wspomnienia i łzy. Słowa i łzy. Wytchnienie i łzy. Znicze i łzy. Kwiaty i łzy. Groby i łzy. Tak. Musi się przez to przejść, gdy przyjdzie czas. Agata Tuszyńska umiała przekuć swoje cierpienie w książkę, nie znaczy to, że doszukała się w cierpieniu czegoś dobrego, jej konkluzja jest jasna: "Czy cierpienie ma sens? Nie."
1 2
Przypisy: [ 5 ] Cierpienie nie uszlachetnia. Cierpienie wykańcza, postarza, męczy. Słowo "pacjent" pochodzi z łacińskiego "passio", "cierpienie", "męka", stąd też wywodzi się słowo "patientia", "cierpliwość", i jest to jedna z cnót, personifikacja cierpliwości, Patientia, zdobiła rzymskie monety, ale już "pacjent", człowiek chory, to dosłownie znaczy "cierpiętnik", a to słowo ma wydźwięk wyłącznie pejoratywny. « Tanatozofia (Publikacja: 30-10-2007 Ostatnia zmiana: 14-05-2009)
Elżbieta Binswanger-Stefańska Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie. Liczba tekstów na portalu: 56 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 5 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Odyseja nadziei i smutku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5605 |
|