|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Ludzie, cytaty Polacy będą odchodzić od religii Autor tekstu: Bartosz Ślosarski
Rozmowa z Piotrem Szumlewiczem, socjologiem, dziennikarzem TVP, autorem
książki Niezbędnik ateisty
Czy Pana zdaniem jest
szansa na ateistyczny ruch społeczny w Polsce? W swojej książce
Niezbędnik
ateisty sam Pan często pytał o to swoich rozmówców. W Polsce trudno o silny ruch ateistyczny, gdyż
religia nie jest traktowana jako przedmiot sporów ideowych ani politycznych.
Dzieje się tak, ponieważ nie ma u nas dyskusji nad dogmatami religijnymi.
Religię uznaje się za wyraz apolitycznej, głębokiej duchowości, która nie niesie w sobie żadnych kontrowersyjnych treści światopoglądowych. Bardzo znamienna z tej perspektywy jest recenzja mojej książki, która ukazała się w „Polityce". Jej
autor krytykuje Niezbędnik ateisty za
to, że sprowadzam w nim religię do antyklerykalizmu. Sam traktuje religię jako
zjawisko ogólnocywilizacyjne, które ma swoje źródło w ludzkiej naturze. Z tej
perspektywy ateizm może przybrać tylko dwie formy: antyklerykalizmu (zwanego
zazwyczaj prymitywnym), czyli krytyki nadużyć Kościoła, i metafizycznego
wątpienia, które zakłada adekwatność religijnego oglądu świata.
Moje pojmowanie religii sytuuje się poza tymi
dwoma ujęciami. W swojej książce chciałem potraktować religię jako dyskurs
władzy. Religia nie jest neutralna. Kryje się w niej wizja określonej hierarchii
społecznej i dyskryminacja niektórych grup, takich jak kobiety, ateiści czy
osoby homoseksualne. W książce starałem się odsłonić praktyki władzy i wykluczenia powiązane z religijnym obrazem świata. Jej krytyczny odbiór przez
część liberalnych dziennikarzy pokazuje, że wciąż panuje duża niechęć do
poważnej dyskusji o religii jako zjawisku społecznym. Wydawałoby się, że żyjemy w nowoczesnej, w znacznej mierze zsekularyzowanej rzeczywistości, tymczasem cały
czas utrzymuje się silny podział na sacrum i profanum. Jest on szczególnie
widoczny w sytuacjach ekstremalnych. Przykładowo po katastrofie smoleńskiej
Kościół, przy powszechnym przyzwoleniu elit politycznych i medialnych,
zdominował sferę publiczną. Tak jakby nie było świeckich sposobów radzenia sobie z nieszczęściem. Nawet niektórzy lewicowi politycy i dziennikarze godzą się z tym, że w doniosłych kwestiach etycznych zawsze powinien wypowiedzieć się
ksiądz. Moralność stanowi przestrzeń zastrzeżoną dla reprezentantów Kościoła.
Jeszcze trudniej znaleźć znane osoby, które wskazywałyby, że religia to niekiedy
domena władzy i przemocy. Ewentualne nadużycia związane z Kościołem zawsze
przerzuca się na poszczególnych księży. Religia pozostaje czystym jądrem,
którego krytyka jest niedozwolona.
Ateizm zatem w Polsce wciąż uchodzi za dziwactwo, rodzaj duchowego upośledzenia,
ekstrawagancji. Ateistę traktuje się jako człowieka wybrakowanego, ze skazą,
kogoś, kto nie dostąpił łaski wiary. W tym dyskursie ateizmu należy się
wstydzić, traktować go jako przypadłość, której lepiej nie okazywać. Stanowi
pogląd mniejszościowy, jest rodzajem perwersji, dopuszczalnej w przestrzeni
prywatnej, ale w sferze publicznej uznawanej już za nadużycie.
Czy zatem jesteśmy skazani na religię?
Jednym z celów mojej książki było odczarowanie tego dyskryminacyjnego
przekonania i ośmielenie ludzi, aby nie wstydzili się swojego ateizmu. Chciałem
wprowadzić ateizm do debaty publicznej i pokazać, że nie jest to jedynie
prywatny wybór, ale całościowa wizja świata. Nie wierząc w Boga, nie jesteśmy
wybrakowani. Można opierać swoje życie na innych wartościach niż te, które
oferuje religia. Ateizm w tym ujęciu stanowi sprzeciw wobec zawłaszczania
ludzkich uczuć, marzeń, przemyśleń egzystencjalnych przez religię, odrzucenie
przekonania, że z natury jesteśmy istotami religijnymi.
Chociaż obecnie ateizm znajduje się na marginesie życia społecznego, wydaje mi
się, że w najbliższych latach dojdzie do erozji religii w polskim
społeczeństwie. Sądzę, że równolegle będą rozwijać się dwa zjawiska, które
doprowadzą do znacznego osłabienia społecznej roli religii. Z jednej strony,
mimo nieudolnej polityki władz, będzie rósł dobrobyt większości społeczeństwa, a wraz z nim zwiększą się aspiracje życiowe Polaków. Dzięki temu ludzie w większym
stopniu będą koncentrować się na korzystaniu z szeroko rozumianej konsumpcji. W dyskursie religijnym mówi się w tym kontekście o płaskim hedonizmie i cywilizacji śmierci. Tymczasem chodzi tutaj w gruncie rzeczy o procesy
demokratyzacji i wzrostu dobrobytu. Jeżeli ludzie będą bogatsi, zaczną częściej
podróżować po świecie, korzystać z dóbr kultury, wchodzić w interakcje
społeczne. Trudno się w tej sytuacji dziwić, że Kościół zawsze był przeciwny
ideom egalitarnym, gdyż swoją potęgę budował między innymi na zagospodarowywaniu
niezadowolenia biednych i wykluczonych. Wraz ze wzrostem dobrobytu i odkryciem
nowych form doświadczenia ludzie odchodzą od wąskich ram działania wyznaczonych
przez Kościół.
Z drugiej strony w ostatnich miesiącach ujawnia się coraz więcej skandali z udziałem przedstawicieli Kościoła. Potężne afery pedofilskie związane z księżmi i biskupami wybuchły w Niemczech, Belgii czy Irlandii. Coraz głośniej mówi się
też o tych zjawiskach w Polsce. Jeszcze kilka lat temu pedofilia i molestowanie
seksualne przez hierarchów Kościoła były ukrywane i nie pisały o nich nawet
liberalne media. Dzisiaj zaczyna mówić o nich coraz więcej mediów. Zachodnia
opinia publiczna jest zbulwersowana tym, że Watykan odmawia współpracy ze
świeckimi organami ścigania. Niedawne zrównanie przez Watykan święceń kobiet i pedofilii w obrębie Kościoła oburzyło katolików z wielu krajów świata. Tak
skandaliczne deklaracje nie są już tolerowane w krajach demokratycznych. Ten
ruch protestu powoli dociera do Polski. Myślę, że z czasem dotknie on też
nienaruszalną świętość w Polsce, czyli pontyfikat Jana Pawła II. W krajach
zachodnich od lat głośno się mówi o jego współpracy z autorytarnymi reżimami w Ameryce Łacińskiej, niezrozumiałą i straszną w skutkach walką ze środkami
antykoncepcyjnymi czy tolerowaniem przez niego pedofilii w szeregach Kościoła.
Na Zachodzie katolicyzm jest znacznie bardziej refleksyjny i mniej
skoncentrowany na wpływach politycznych niż w Polsce. Dlatego odwrót od Kościoła
zinstytucjonalizowanego był tam stopniowy, a towarzyszył mu rozwój różnych
indywidualnych form wiary. Tymczasem w Polsce kler bardziej zajmuje się
kontrolowaniem ludzkiej seksualności niż zgłębianiem Biblii. Kościoła nie
interesuje refleksja nad prawdami wiary, z czym wiąże się też fakt, że od lat
nie ma w naszym kraju liczących się intelektualistów katolickich. Miłosz
powiedział kiedyś, że
Polska to kraj ludzi niewierzących, ale praktykujących. Miał rację w tym sensie,
że Polaków mało interesuje sama religia — ich wiara często sprowadza się do
uczestnictwa w obrządkach katolickich.
Kiedy więc dojdzie do osłabienia instytucji Kościoła, polskie społeczeństwo może
się zlaicyzować znacznie szybciej niż społeczeństwa zachodnie.
Czy wobec tego dzisiejsza lewica powinna otwarcie
walczyć z religią, aby przyspieszyć proces laicyzacji?
Sprawa jest złożona. Skupianie się na skandalach związanych z przedstawicielami
Kościoła może ukrywać bezradność niektórych sił politycznych wobec ważnych
wyzwań gospodarczych. Nie jest przypadkiem, że po ogłoszeniu przez rząd planu
cięć, podwyżki podatku VAT i zamrożenia wynagrodzeń w sektorze publicznym,
debata polityczna skoncentrowała się głównie wokół krzyża. Niestety dotyczy to
nie tylko kręgów władzy, ale też opozycji, która najwyraźniej nie ma pomysłu na
alternatywny program reform. Pod tym względem dyskusja na temat krzyża służy
ukryciu głębokich podziałów ekonomicznych. Nikt nie mówi o tym, że obrońcy
krzyża to często biedni ludzie, którzy czują się wyrzuceni poza nawias życia
społecznego, a obrona krzyża stanowi dla nich jedyną możliwość bycia widzialnymi w przestrzeni publicznej. Tak jak mówiłem, siła religii słabnie, kiedy
poprawiają się warunki życia, a ludzie zdobywają dostęp do nowych form
doświadczenia. Kościół karmi się frustracjami społecznymi. Ważną rolą lewicy
jest upodmiotowienie i poprawa warunków życia ludzi ubogich. Póki bieda będzie
zjawiskiem masowym, Kościół zachowa swoją istotną pozycję.
Z drugiej jednak strony walka o świeckość państwa nie jest problemem zastępczym,
wypierającym dyskusję na temat sprawiedliwego podziału dochodu narodowego, lecz
starciem się dwóch odrębnych modeli społeczeństwa. W świeckim państwie
instytucje publiczne powinny mieć jednoznacznie laicki charakter. Myślę, że
lewica musi być na tym obszarze konsekwentna.
Jakie wobec tego jest Pana zdanie na temat sporu o krzyż
pod pałacem prezydenckim?
Obecność symboli religijnych w przestrzeni publicznej ujmuję w dwóch wymiarach.
Po pierwsze ateista jest obywatelem, którego państwo powinno traktować w ten sam
sposób jak katolika. Obecność krzyży w Sejmie, w szpitalach czy w urzędach
publicznych sprawia, że ateiści lub przedstawiciele innych wyznań czują się
dyskryminowani. Z tej perspektywy krzyż powinien być natychmiast wyniesiony spod
pałacu prezydenckiego, ponieważ prezydent w tym samym stopniu reprezentuje
katolików, żydów, buddystów czy ateistów. Może też zdumiewać, że na terenie,
który przez służby specjalne jest traktowany jako „strefa 0", grupa młodych
ludzi może umieszczać przyniesiony przez siebie krzyż. Ciekaw jestem, jak
zareagowałaby ochrona pałacu prezydenckiego, gdyby ktoś chciał zamontować przed
nim gwiazdę Dawida.
Druga kwestia wiąże się z pierwszą, ale rzadko się o niej wspomina.
Konserwatywni dziennikarze czy politycy twierdzą, że nikt nie powinien mieć
zastrzeżeń wobec obecności krzyży w przestrzeni publicznej, ponieważ symbolizują
one wartości ogólnoludzkie. Tymczasem dla wielu osób krzyż może być symbolem
dyskryminacji kobiet, homofobii czy autorytaryzmu. Bynajmniej więc nie jednoczy
on społeczeństwa, a buduje podziały i dla wielu osób jest znakiem władzy i dominacji, a nie prawdy i miłości.
Warto też zwrócić uwagę, że sprawa krzyża pod pałacem prezydenckim wywołała
skutek odwrotny od oczekiwanego przez jego obrońców. Mianowicie uruchomiła ona
silny ruch sprzeciwu wobec zawłaszczania przestrzeni publicznej przez Kościół.
Nie przypominam sobie, aby po 1989 roku ktokolwiek otwarcie kontestował obecność
krzyży w przestrzeni publicznej. W ciągu ostatnich kilku tygodni nie tylko
pojawiła się bardzo ostra krytyka, ale wręcz kpina z nadobecności symboli
religijnych w sferze publicznej. Zostało więc przełamane pewne tabu — religia
straciła nimb świętości i stała się obiektem ostrej krytyki. Niezależnie od
poziomu tej krytyki, wydaje mi się, że jest to ważny krok na drodze ku
demokratyzacji przestrzeni publicznej. Religia nie broni się już sama — jej
wyznawcy muszą zacząć przedstawiać argumenty, co jest w niej wartościowego,
dlaczego ma mieć ona uprzywilejowany charakter. Pod tym względem cały spór wokół
krzyża ma pozytywny charakter, gdyż pobudza znaczną część społeczeństwa do
dyskusji nad religią.
A dlaczego Pana zdaniem nawet popkultura nie dotyka
kwestii związanych z religią? Znaczna część społeczeństwa zna programy Kuby
Wojewódzkiego czy Szymona Majewskiego, którzy potrafią być bardzo krytyczni
względem polityków — nawet samego państwa — a sprawa religii i Kościoła dla nich
nie istnieje. Dlaczego?
Wbrew pozorom kultura popularna jest stosunkowo konserwatywna i rzadko wyznacza
nowe trendy. Zazwyczaj odtwarza ona i umacnia status quo, tyle że używa
form, które mogą wydawać się prowokujące. Dlatego Wojewódzki czy Majewski nie
pozwalają sobie na kpiny z Jana Pawła II albo arcybiskupa Stanisława Dziwisza.
Atakują jedynie księdza Rydzyka, do którego niechęć jest rozpowszechniona wśród
większości społeczeństwa. Polska kultura popularna nie narusza świętości ani
narodowych tabu, a wręcz składa im pokłony. Pod tym względem jest ona
autorytarna i konformistyczna. Krytyka Kościoła i innych instytucji stojących na
straży ładu społecznego, nawet jeśli się pojawia, jest bardzo stonowana i nie
stanowi zagrożenia dla istniejącego porządku. Myślę natomiast, że konflikt
dotyczący obecności krzyża przed pałacem prezydenckim może zachęcić niektórych
dziennikarzy lub showmanów do bardziej otwartej krytyki religii i Kościoła.
Pański Niezbędnik Ateisty uderza w
status quo
wokół Kościoła katolickiego i katolicyzmu. Jest to jednak jeden nabój w porównaniu z całą artylerią katolicko-konserwatywną. Czy widzi Pan szanse, aby
hasła ateistyczne weszły do życia publicznego i zaczęły święcić triumfy?
Artyleria katolicko-konserwatywna jest potężna, ale ociężała i coraz częściej
przypomina oddział, który z armat strzela do komarów. Asymetria sił między
Kościołem i jego przeciwnikami jest olbrzymia, a mimo to kler nieustannie
przedstawia się jako dyskryminowany i prześladowany. Jest to wizja tak
nieprawdziwa, że umacnia wizerunek Kościoła jako instytucji nie tylko panującej,
ale też zakłamanej. Paradoksalnie więc potęga Kościoła może doprowadzić do
szybszej laicyzacji społeczeństwa. Myślę, że pogłębiający się kryzys Kościoła
otwiera drogę do rozpowszechnienia się idei i haseł ateistycznych.
« Ludzie, cytaty (Publikacja: 05-09-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 571 |
|