|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Państwo wyznaniowe
Niepełny spór o krzyż Autor tekstu: Bartosz Ślosarski
Sprawa krzyża rozwiązana! — wieściły nagłówki prasowe, telewizyjne oraz
internetowe przed paroma dniami. Okazuje się, że zgoda nie tylko buduje, ale też i przebudowuje. W tym przypadku przestrzeń przed pałacem prezydenckim. Wielu
publicystów i ludzi zaangażowanych w debatę publiczną przyklasnęło nowemu
prezydentowi, że potrafił tak kompromisowo i równocześnie z klasą zażegnać
konflikt, nie gorsząc zarazem żadnego z telewidzów i słuchaczy przy
odbiornikach, czyli członków naszej narodowo-katolickiej społeczności. Parafrazując klasyka prezydenta-elekta, zapewne mały szampan już się polał, a poleje się jeszcze większy, kiedy harcerze przeniosą krzyż spod siedziby
prezydenckiej do kościoła świętej Anny. Oczywiście w cały ten proces transportu
została zaprzęgnięta ceremonia w postaci mszy za ojczyznę i pielgrzymka na Jasną
Górę. Dopiero w pierwszych dniach sierpnia będziemy mogli zapomnieć o harcerskim
krzyżu i o tym zamieszaniu sezonu ogórkowego. Dyskurs tego sporu jest ciekawy, a przy tym symptomatyczny dla całej polskiej debaty publicznej, która oscyluje
wokół tematów polityki, społeczeństwa i religii.
Należy odsunąć na bok opis kwestii krzyżowej dokonany przez radykalną
prawicę, bowiem nie prowadzą go przeciwnicy ze zwolennikami Kościoła
katolickiego. Strony w tym konflikcie to raczej dwie wizje instytucji
kościelnej, dwie wizje ingerencji w życie społeczne i zawłaszczanie debaty
publicznej. Jedni chcą otwarcie państwa wyznaniowego, teokratycznego, na czele
którego stać będą parytetowo Kaczyński z Rydzykiem. Drudzy zaś sądzą, że
hierarchia kościelna powinna zostawić w spokoju polityków, a wychowywać Polaków
na dobrych ludzi i prawdziwych katolików. Dlatego ci drudzy w dużej ceremonii
ten krzyż odstawią gdzieś na bok, ci pierwsi, by go najchętniej obnosili do
upadłego po całym kraju.
Jednakże obie grupy są za podtrzymaniem istnienia niezgodnej z konstytucją
komisji majątkowej, która bez żadnej dyskusji i możliwości późniejszych
apelacji, potrafi przekazać bodajże jednej z największych instytucji
międzynarodowych posiadłości ziemskie (często gęsto należące do nich ostatni raz
przed dwustoma latami). Obie grupy są za konkordatem i obecnością krzyża w parlamencie, a także w innych instytucjach państwowych. Obie grupy są za
„kompromisem" między duchowieństwem, a milionowym ruchem społecznym na rzecz
liberalnego prawa aborcyjnego. Obie grupy są za religią w szkołach, obie grupy
są za… I tak można wymieniać bez końca, bez liku tych podobieństw między dwoma
środowiskami prawicowymi.
Najbardziej przykre w tym wszystkim jest to, że te partie i różnice między
nimi byłyby śmieszne, jeśli nie atmosfera w jakiej one ze swoimi poglądami się
znalazły. Polska debata publiczna skręciła na prawo, głównie przez indoktrynację
ideologiczną księży, przez co wyautowane zostały z mainstreamu głosy jawnie
ateistyczne, zaś pozostawiono różne rodzaje przywiązania do katolicyzmu i większe bądź mniejsze wizje sprzężenia tego wyznania z narodowym jestestwem.
Stąd dziś Platforma Obywatelska, która jeszcze niedawno została w „Niezbędniku
ateisty" (wywiadach Piotra Szumlewicza) określona przez nieodżałowanego
Krzysztofa Teodora Toeplitza, jako Kościół łagiewnicki (ekipa PO udała się na
rekolekcje do Łagiewnik przed okresem rządzenia), dziś staje się partią
antykościelną wręcz, ponieważ delikatnie sprzeciwiła się hierarchom.
Proponuję politykom, publicystom i każdemu, kto znalazł się w tym sporze
między dwoma wizjami — użyję ponownie określenia z klasyka, tym razem Boya -
okupacji kościelnej, pewną konstrukcję myślową. Niech ten polityk, publicysta
bądź uczestnik postawi się na miejscu osoby nie posiadającej własnego wyznania,
nie postrzegającej swego życia z punktu widzenia religii. Krótko mówiąc, niech
ten polityk, publicysta bądź uczestnik postawi się na miejscu ateisty, muszącego
patrzeć na hucpę pod pałacem prezydenckim. Jeśli już to zrobi, to niech odpowie
sobie na pytanie — jak mają się czuć polscy bezwyznaniowcy, którzy przez cały
lipiec obserwowali, że ich posłowie obchodzą się z symbolem jednej z religii,
jak z jajkiem wolnego chowu? Czują się zażenowani zarówno sporem, jak i czołobitnym sposobem rozwiązania tejże kwestii. W demokracjach zachodnich byłby
to problem paru godzin, a nie parunastu dni.
Jednak nie ma co liczyć, że ktokolwiek z polityków zwróci uwagę na ponad
dwumilionowe grono ateistów. O ile w Polsce mieliśmy coming out homoseksualny
Jacka Poniedziałka i Tomasza Raczka, to brak nam coming outu ateistycznego.
Jeśli już występuje, to raczej jest związany z samoponiżeniem („nie dana mi jest
łaska wiary"), a nie z chęcią przebudowy dyskursu tak, by znalazło się w nim
miejsce dla osób żyjących bez Boga. Prawdopodobnie jest to wina opresyjnej roli
Kościoła, o którym prof. Maria Szyszkowska mówi, że zastąpił naczelne miejsce
decyzyjne po PZPR. Jest to także wina samych ateistów, bo ci dali odebrać sobie
głos w Polsce, a następnie pozwolili, żeby zapomniano o ich istnieniu. Pozwolili
na swoją przezroczystość.
Na szczęście trend stopniowego zanikania zaczyna się odwracać. Najpierw
powstało Stowarzyszenie Racjonalistów Polskich, którego działania zyskały
rozgłos w mediach (ateistyczne ceremonie, w tym śluby), a ostatnio dołączyła do
tego odczarowywania wspomniana już przeze mnie bestsellerowa książka Piotra
Szumlewicza — „Niezbędnik ateisty". Jest to
pierwsza taka książka, która oddaje głos całemu spektrum obywateli i swoich
krytycznych poglądów na istnienie Boga, a szczególnie na jego ziemskich
wysłanników. Od uczestniczki „Tańca z Gwiazdami" poprzez Zygmunta Baumana aż do
decydenta nomenklatury PRL — Jerzego Urbana. Zestaw wywiadów redaktora „Bez
Dogmatu" pozwala czytelnikowi na myślenie w innych kategoriach od prezentowanego
nam przez zdominowaną religijnie polską narrację. Zrywa przed nami zasłonę ułudy w postaci dobrotliwego, metafizycznego Boga, za którą kryje się inna forma
władzy i dominacji niedemokratycznych, wąskich grup. W końcu pokazuje
nieracjonalność samej istoty religii, której myślenie przekłada się na myślenie
społeczeństwa nadwiślańskiego.
Lektura „Niezbędnika ateisty" daje nam mniej więcej odpowiedź na pytanie, jak
powinno wyglądać krytyczne zdanie do debaty o ostatnich wydarzeniach, w tym
wojnie o krzyż. Publiczny ateista znalazłby powiązanie między nieracjonalnym
podejściem do świata hegemonów życia publicznego, czyli księży, a transcendentnym dyskursem, który przejawia się w takich chociażby kosmicznych i niesamowitych konsekwencjach, jak między atakami politycznymi PO na prezydenta i jego tragiczną śmiercią. Byłby to równocześnie głos sprzeciwu wobec
okrzyżowywaniu miejsc publicznych, a nie tylko siedziby pierwszego obywatela.
Byłby to głos normalizacji.
Tego zdania nie ma. Przeciętny Polak nie jest w stanie go usłyszeć. Nie
pierwszy raz myślenie nieracjonalne prowadzi nas na manowce. A właściwie powinno
się rzec — w objęcia duchowieństwa.
« Państwo wyznaniowe (Publikacja: 26-07-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5113 |
|