|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
XX wiek według Łysiaka [2] Autor tekstu: Waldemar Marciniak
Wspomina się o prześladowaniach Kościoła ze względów ideologicznych, które rzeczywiście
miały miejsce w XX wieku, tylko czy Kościół także nie prześladował (od
schyłku antyku począwszy) wszystkich, którzy mieli odmienne zdanie? Gdzie tu
jego wyższość moralna. Tak wiem, wychodzi moje totalne zakłamanie. Z jednym
stwierdzeniem wszak można się zgodzić. Łysiak pisze: „Sowietyzm zwalczał
katolicyzm jako konkurenta, pragnąc być 'religią' monopolistyczną" (s.
212). Rzeczywiście, oba te systemy były konkurentami w otumanianiu ludzkich
umysłów, stąd ich wzajemna nienawiść (por. Chrześcijaństwo a komunizm). Wymienione
zostają Hiszpania i Meksyk jako kraje, w których zwalczano Kościół, nie
wspomina się natomiast zupełnie, że kler katolicki był na tych obszarach od
wieków kojarzony z terrorem i wyzyskiem, co uruchomiło antyklerykalną reakcję.
Oczywiście nie ma też nic o umizgach Kościoła do Hitlera, o popieraniu przez
niego dyktatur w Chorwacji, Hiszpanii, Słowacji, Portugalii, Ameryce Łacińskiej.
Coś bardzo selektywna (relatywizm?) ta panorama XX wieku. Łysiak widzi tylko
antykatolicką ofensywę lewactwa. Kościół nie może podlegać krytyce, sam
zaś może krytykować i pouczać do woli. Tak wygląda wolność w oczach
konserwatywno-katolickich publicystów. Także w kraju
tak sklerykalizowanym jak współczesna Polska Kościół jest podobno ofiarą
antykatolickiej ofensywy lewactwa. Próby przeciwstawienia się coraz to nowym
roszczeniom hierarchów i ingerowaniu przez nich w sprawy państwa to przejaw
wojny antyreligijnej. Lewacy „szermują przy tym bez skrupułów" tak
strasznymi epitetami jak: „klerykalizm", „fundamentalizm religijny" czy
„czarna władza" (s. 213). W porównaniu z epitetami jakimi Łysiak szermuje
nieustannie wobec swych oponentów są to wyrażenia prawie pieszczotliwe. Ale
na szczęście udało się Kościołowi odzyskać „dobra materialne" -
konstatuje Łysiak z ulgą (s. 213). To najważniejsze. „Dezawuowanie
katolicyzmu" było w XX stuleciu „wyraźnie zsynchronizowane" z niszczeniem kultury (s. 147). Chrześcijaństwo przedstawiane jest jako główny
obrońca tradycji kulturowej. Nie wypada przypominać, że ten obrońca sam
swego czasu przyczynił się znacząco do zniszczenia wspaniałej, ale
ideologicznie błędnej (bo pogańskiej) kultury antycznej, pogrążając Europę
na długie wieki w ciemnościach (por. Niszczenie starożytnej
kultury). Rewolucja kulturalna jaka miała miejsce w Chinach w latach 60. XX wieku
posiada więc swoje odpowiedniki w przeszłości. Religia nie ma monopolu na
tworzenie czy obronę kultury. Ateista równie dobrze jak katolik może nie
przepadać za współczesną sztuką awangardową, wcale znowu nie tak powszechną. Wpływowość
„lewackiej kontrkultury" i „libertyńskiej kultury masowej" tłumaczy Łysiak
olbrzymimi funduszami, jakimi zasilają je
„różowi sponsorzy" (s. 148). Warto jednak przypomnieć, że największe
imperium tabloidalne (prasa i telewizja) stworzył wcale nie lewak, ale
neokonserwatysta Rupert Murdoch. Ogłupiający charakter masowej rozrywki to
bardziej efekt uboczny pogoni koncernów medialnych za zyskiem za wszelką cenę,
niż skutek lewackich knowań. Mimo wszystko,
rozdziały dotyczące kultury można uznać za najbardziej udane w całej książce.
Podobnie jak omówienie mitologii epickich XX wieku oraz ich bohaterów (herosów)
takich jak Marks, Lenin, Freud, J.F. Kennedy (świat) czy Piłsudski, Wałęsa,
Jan Paweł II (Polska). Interesujące jest przedstawienie czterech polskich eposów
ubiegłego stulecia: eposu Legionów, Armii Krajowej, Armii Ludowej i Solidarności
oraz tego, jak tworzono wokół nich „czarną legendę". Kłamstwom XX
wieku w Polsce poświęcona jest druga część książki. I tutaj lejtmotywem
rozważań jest demaskowanie lewactwa i jego złowrogiej działalności.
Lewactwa zarówno tego z czasów komunizmu, jak i rozpanoszonego po 1989 r.
Bezpardonowo atakuje Łysiak intelektualistów, którzy w jakimkolwiek stopniu
wspierali PRL. Z satysfakcją cytuje ich wypowiedzi przychylne wobec realnego
socjalizmu i jego budowniczych. Stwierdza kategorycznie, że przejście
„lewackich intelektualistów" do opozycji było jedynie posunięciem
koniunkturalnym, ucieczką z tonącego komunistycznego okrętu,
„dezercją z czerwonego chóru" (s. 200). Jest to spojrzenie
ahistoryczne, bo kto mógł przypuszczać w latach 60. czy 70., że komunizm
chyli się ku upadkowi, skoro jeszcze w drugiej połowie lat 80. żaden z poważnych
analityków nie przewidywał rychłego kresu sowieckiego imperium. A tym
bardziej kresu pokojowego. Nie
pozostawiona zostaje sucha nitka na Polsce pookrągłostołowej. Czerwono-różowe
hieny, które ją opanowały doprowadziły do rozgrabienia majątku narodowego,
pauperyzacji większości społeczeństwa, demoralizacji i wzrostu przestępczości.
Elitom III Rzeczpospolitej można rzeczywiście wiele zarzucić, tyle że
alternatywa jaką przedstawiły środowiska ideowo pokrewne Łysiakowi w ramach
projektu IV RP okazała się lekarstwem gorszym od choroby, bijąc postkomunistów w manipulacji i zawłaszczaniu państwa na głowę. (Wątek demaskatorski wobec
III RP zyskał rozwinięcie w kolejnych książkach Łysiaka: „Rzeczpospolita
kłamców. Salon" z 2004 r. i „Alfabet szulerów. Salon 2" z 2006 r.,
tworząc wraz z omawianym tytułem swoistą trylogię). Część
trzecia „Stulecia kłamców" to w zasadzie odrębne opracowanie dotyczące
konfliktu kosowskiego. Łysiak przedstawia go z perspektywy strony uznawanej
zazwyczaj za agresora, czyli Serbów. Przytacza sporo faktów, które z trudem
przebijały się do opinii publicznej karmionej przez mass media zwykle bardzo
jednostronnym obrazem tego sporu. Sam jednak popada w drugą skrajność,
idealizując bez umiaru stronę serbską. Na kilkudziesięciu stronach nie ma
wzmianki o tym, że Serbowie w latach 90. wywołali też kilka innych wojen na
Bałkanach. Postawiona zostaje za to śmiała hipoteza, że dezintegracja Jugosławii
to przejaw przemyślanej polityki niemieckiej, mającej docelowo doprowadzić
do… kolejnego rozbioru Polski (poprzez rozbicie regionalne Europy, a później
przyłączenie polskich Ziem Odzyskanych do niemieckiej macierzy). Nie brzmi to
zbyt poważnie. Łysiak
demaskuje XX wiek z gracją zrzędliwej staruszki, której nic się nie podoba:
ani militaryzm (kłamstwo wojny), ani pacyfizm (kłamstwo pacyfizmu); ani
kapitalizm (kłamstwo ekonomii), ani komunizm (kłamstwo komunizmu); ani
demokracja (kłamstwo demokracji), ani dyktatura; ani imperializm, ani
dekolonizacja (kłamstwo dekolonizacji). Czytając książkę można odnieść
wrażenie, że wszystko, co wydarzyło się od XVIII stulecia to kłamstwa i zbrodnie. Nic pozytywnego. Pozostaje chyba tylko wrócić do średniowiecza,
tych wspaniałych czasów powszechnego szczęścia, dobrobytu i pokoju. No i oczywiście pod opiekuńcze skrzydła Kościoła katolickiego. Widać, że
pisarz bardzo tę instytucję poważa. Jego bystry zmysł demaskatorski jakoś tępieje w stosunku do mającego niejedno kłamstwo i zbrodnię na sumieniu Kościoła.
(Co prawda w powieściach Łysiaka można by doszukać się elementów
antyklerykalnych i antyreligijnych. Nie wiadomo jednak, na ile kwestie
wypowiadane przez ich bohaterów odzwierciedlają poglądy autora. Takich wątpliwości
nie ma w przypadku publicystyki. A może zaszła ewolucja poglądów pisarza?). Nie jedyny to
przejaw braku konsekwencji autora. W jednym miejscu książki gromi protestujących
przeciwko NATO lewaków „zmatolonych" przez radzieckie służby wywiadowcze i komunistyczną propagandę, w innym sam ostro piętnuje Pakt Północnoatlantycki
za interwencję w Kosowie. Co wolno Łysiakowi, to nie tobie lewaku. Raz dostaje
się demokracji za to, że nie umie się obronić przed zbójami takimi jak
Hitler (Łysiak wymienia również Stalina i Mussoliniego, choć żaden z nich
nie sięgnął po władzę w sposób demokratyczny, ale nie ma co się czepiać
szczegółów), raz za to, że stosuje ostracyzm wobec ekstremistów w rodzaju Jörga
Haidera. Religijność, integryzm, tradycjonalizm są dobre w jedynie słusznej
rzymskokatolickiej wersji, ale już nie w wydaniu muzułmanów. Książka Łysiaka
to pozycja wielce rozczarowująca, momentami żenująca. Zastosowanie formuły:
wszyscy wokół kłamią, tylko ja mówię prawdę, to dość tani chwyt
erystyczny, trafia on jednak w Polsce na podatny grunt. Wygłaszane
autorytatywnym tonem twierdzenia są najczęściej tylko interpretacją zdarzeń z punktu widzenia określonej ideologii, a nie prawdami objawionymi. Wielu
zachwyconych czytelników „Stulecia kłamców" dziękuje Łysiakowi za to,
że otworzył im oczy na rzeczywistość. Jeżeli ta książka otwiera oczy na
cokolwiek, to chyba jedynie na stan polskiej myśli konserwatywnej.
1 2
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 02-03-2008 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5762 |
|