Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.013.458 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
John Diamond - Cudowne mikstury. Podręcznik sceptyka
Agnieszka Zakrzewicz - Papież i kobieta

Złota myśl Racjonalisty:
"Czas robi swoje. A ty człowieku?"
 Nauka » Nauka i religia

Owce Labana a teoria inteligentnego projektu [1]
Autor tekstu:

"Jak koń przez biesa wiedziony przy pysku
w powypalanym wciąż krąży pastwisku,
A obok leży bujna, tłusta łąka".
„Faust" Goethe

Przeczytałem ostatnio bardzo interesującą książkę pt. Nauka a kreacjonizm (plus długi podtytuł), zredagowaną przez Johna Brockmana. Wstyd przyznać, ale dopiero dzięki tej publikacji dowiedziałem się jaki błąd popełniłem, tytułując swój tekst z 2004 r. „List otwarty do kreacjonistów". Nie mogłem pojąć stawianych mi wtedy zarzutów, przez niektórych co bardziej dociekliwych czytelników, iż wbrew tytułowi nie odnoszę się w nim do kreacjonizmu. Nie przyszło mi wtedy do głowy, że z kreacjonistami należy rozmawiać o biologicznym, a nie religijnym aspekcie dzieła bożego. Wyobrażałem sobie — zgodnie z definicją słownikową — że kreacjoniści to inaczej ujmując osobnicy wierzący w Boga jako Kreatora (Stwórcę) naszego świata i nas samych; czyli po prostu ludzie religijnie wierzący. To do nich kierowałem swój tekst. Otóż nic bardziej błędnego!

Teraz po lekturze tej pouczającej książki wiem, że kreacjoniści - obecnie nazywający się (przynajmniej w Ameryce) zwolennikami teorii inteligentnego projektu albo teoretykami inteligentnego projektu — to szczególna odmiana ludzi wierzących; przekonanie, iż swój światopogląd opierają na prawdach religijnych, najwyraźniej im nie wystarcza i nie satysfakcjonuje. A ponieważ są to na ogół ludzie wykształceni (nierzadko z tytułami naukowymi), chcieliby oni, aby to nauka swym autorytetem potwierdziła prawdziwość ich religijnych poglądów.

Czasy kiedy to nauka musiała służyć teologii — jak np. specjalnie do tego celu powołana scholastyka - dość dawno już minęły. Więc podjęli oni zmagania (cały czas mówimy o Ameryce), aby tak zmienić definicję nauki, by objęła również zjawiska nadnaturalne (nadprzyrodzone). Mogli by wtedy podnieść do rangi teorii naukowych religijne „prawdy", dla których jedynym dotąd uzasadnieniem jest wiara w autorytet Biblii jako Słowa Bożego. Kreacjoniści podjęli więc próbę zalegalizowania przez sąd okręgowy teorii inteligentnego projektu jako teorii naukowej. Po trwającym sześć tygodni procesie definitywnie tę sprawę przegrali, bo (jak było do przewidzenia) biegli eksperci udowodnili, że ID (skrót od angielskiej nazwy) nie może być w żadnym wypadku uważana za weryfikowalną teorię naukową (obszerne uzasadnienie tego werdyktu winno być mocno pouczające dla wszystkich kreacjonistów, nie tylko amerykańskich). A co za tym idzie nie może być nauczana w szkołach jako teoria alternatywna dla teorii ewolucji. Bo o to (między innymi) do sądu występowali.

Co jeszcze charakteryzuje amerykańskich kreacjonistów (bo o nich głównie jest ta książka) i co odróżnia ich od zwykłych ludzi religijnie wierzących? Mianowicie to, że choć swe przekonania opierają na Biblii uznawanej za Słowo Boże (nb. nie wszyscy się do tego otwarcie przyznają; niektórzy wolą nie precyzować, w jakiego Boga wierzą), to dowodów na potwierdzenie istnienia inteligentnego stwórcy (projektanta), szukają poza nią; badając szczegółowo budowę tworów przyrody w nadziei, iż znajdą tam ślady bożego zamysłu (czyli owego inteligentnego projektu) i działania.

I znajdują, a jakże! Jednak każdego, kto przeczytał tę książkę, musi zdziwić i zastanowić bardzo mizerna ilość owych dowodów (czy też argumentów), mających jakoby świadczyć na korzyść usilnie forsowanej przez nich teorii. Są w niej opisane trzy „dowody", które funkcjonują jako tzw. „nieredukowalne złożoności": wić bakteryjna, kaskada krzepnięcia krwi i system immunologiczny (do niedawna było jeszcze oko). Ot, co zostało z tysięcy biologicznych „dowodów" przedstawianych na poparcie inteligentnego Stwórcy. Ależ się zmieniło ostatnimi czasy w tym „dowodzeniu"! Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno produkowano je niemal taśmowo i od ręki. I tak:

"… Badacz przyrody i uczony Athanasius Kircher (zm. 1680 r.) - jezuita — mógł wyliczyć nie mniej niż 6561 dowodów na istnienie Boga. A jakże zwielokrotniła się teologia później! Nie było takiej dziedziny przyrody, która by nie dostarczyła własnej, odrębnej teologii: istniała astrateologia, litoteologia, petinoteologia, teologia insektów. Nawet poszczególne gatunki zwierząt miały swoje teologie.

Kiedy w 1748 r pojawiły się niezliczone gromady szarańczy, rzucił się na nie jeszcze w tym samym roku pastor primarius z Diepholz, Rathlef i sfabrykował własną akredoteologię (tzn. teologię szarańczy), gdzie między innymi dowodami „wielkiego rozumu Boga" występuje i ten: „Głowę przysposobił im Bóg w ten sposób, że jest podłużna, z gębą u dołu, aby przy jedzeniu nie pochylały się głęboko, ale mogły brać pokarm wygodnie i szybko".

Nie było takiego zjawiska w przyrodzie, którego by teologia nie adoptowała i któremu by z wdzięczności na pamiątkę nie użyczyła swego świętego imienia. J.A. Fabricius napisał hydro- i piroteologię, superintendent z Pfedelbach „Duchową wykładnię śniegu", inni pisali „O grzmocie, o deszczu jako świadectwach istnienia Boga" /.../

Nie było też takiego narządu w ciele ludzkim, który by nie musiał służyć teologii za narzędzie do mordowania ateizmu. Nie z idei doskonałości, nie z pojęcia boskości, ale z oczu, z uszu, z serca, z mózgu, z języka, z rąk, z nóg, z kręgosłupa, z żołądka, z narządów płciowych czerpano teraz argumenty za istnieniem Boga /.../ każde głębsze wejrzenie w przyrodę — jak np. zdaniem Hipokratesa: „Przyroda bez namysłu znajduje właściwe sposoby działania" — uważano za herezję, za pogaństwo, za ateizm" (L. Feuerbach Wybór pism).

No proszę! I oto z tego przebogatego materiału „dowodowego" (a podobnych argumentów funkcjonowało wtedy mnóstwo) została zaledwie jakaś nędzna — nie obrażając tych małych stworzonek — wić bakteryjna. I to tylko dlatego, że uparci kreacjoniści nie chcą uznać wysuniętej przez biologów koncepcji egzaptacji. W przeciwnym razie i ten „dowód" trafiłby już do lamusa. No, cóż … można by właściwie tylko współczuć dzisiejszym kreacjonistom,… o pardon: teoretykom inteligentnego projektu (rzeczywiście brzmi to bardziej naukowo), że w porównaniu do swych równie uczonych poprzedników, mają tak bardzo zawężone (nieomal do zera) pole manewru. Ale czyż w dużym stopniu nie są oni sami sobie winni, iż chcąc za wszelką cenę nadać swej wierze religijnej pozory naukowej wiedzy, wkroczyli na terytorium i w kompetencje nauki?

Przecież różni mądrzy ludzie dawno już doszli do wniosku, że nauka i religia to dwa „nie zachodzące na siebie magisteria". Sama religia zresztą w orzeczeniu Soboru Watykańskiego II przyznaje, że: „… istnieje dwojaki, różny porządek poznania; mianowicie wiary i rozumu". Wyraźnie powiedziane, prawda?: dwojaki, różny porządek poznania. Tak jak tylko może być różne dochodzenie do prawdy przez wiarę i przez wiedzę (nawet sam Darwin przekonał się, że łączenie tych dwóch różnych porządków poznania nie prowadzi do niczego dobrego. Na szczęście dla świata nauki nie poszedł drogą jaką obrał — wpierw naukowiec, potem kreacjonista — Kurt Wise).

Wniosek z powyższego nasuwa się oczywisty: zamiast jałowego poszukiwania w tworach przyrody tzw. „nieredukowalnych złożoności"  lub "celowego ułożenia części", mających jakoby świadczyć o boskim stwórcy (projektancie) tego świata — może byłoby lepiej dla kreacjonistów (czy jak ich tam zwał po nowemu) zająć się własnym podwórkiem i zgodnie z wypracowanymi założeniami dostarczyć im tych naukowych świadectw, wspierających wiarę religijną. Ich cel jest przecież jasny: 

"Teoria projektu obiecuje ukrócić duszącą dominację światopoglądu materialistycznego i zastąpić go nauką zgodną z chrześcijańskimi i teistycznymi przekonaniami /.../ pragniemy w ten sposób zachęcić i dostarczyć osobom religijnym nowych świadectw naukowych, które wspierają wiarę (Dokument Klina)"  

Czyli — jak ja to rozumiem — prawdy religijne podbudować naukową argumentacją, a nie jak dotąd; zaprzeczać naukowym faktom i próbować je tłumaczyć religijnymi przyczynami. Pozwólcie, że spytam: kogo z wierzących obchodzi jakaś „nieredukowalna złożoność" w postaci wici bakteryjnej czy stawu łokciowego nakrapianej żaby łasicowej? Albo odkrycie „celowego ułożenia części" w jakimś organie zwierzęcym lub roślinnym? Kiedy jednak osobnicy chwilowo zachwiani w swej wierze, otrzymają naukową podbudowę jakiegoś opisanego w Biblii nieprawdopodobnego (a zatem niewiarygodnego) wydarzenia, ich wiara umocni się niepomiernie, a o to przecież wam chodzi, nieprawdaż? Tym bardziej, że „… podczas gdy religia może istnieć bez kreacjonizmu, to kreacjonizm bez religii — nie", jak zapewne słusznie stwierdził genetyk Jerry Coyne z Chicago.

Tylko proszę i przestrzegam; nie stosujcie broń Boże takiej „naukowej podbudowy" religijnych prawd zawartych w Biblii, na jaką zdarza się często natrafić w apologetycznych paranaukowych publikacjach. Chodzi mi o pewien znany jej fragment:

„Gdy w czasie ucieczki przed Izraelem byli na zboczu pod Bet-Choron, Pan zrzucał na nich z nieba ogromne kamienie aż do Azeki, tak, że wyginęli. I więcej ich zmarło wskutek kamieni gradowych, niż ich zginęło od miecza Izraelitów /.../ I zatrzymało się słońce i stanął księżyc, aż pomścił się lud nad wrogami swymi /.../ "zatrzymało się słońce na środku nieba i prawie cały dzień nie spieszyło do zachodu" (Ks. Joz. 10,10-14).

Jeśli ktoś w swej ignorancji pomyślał, iż jest to opis ewidentnego cudu spowodowanego przez samego Boga — jest w błędzie! Otóż mam przed sobą niedużą książeczkę Nauka przeciwna Biblii? Wilhelma Gottwalda, a w niej — między innymi — takie wyjaśnienie tego astronomicznego fenomenu: "Znany uczony dr Welikowski tłumaczy to wydarzenie kometą, która przebiegała w pobliży ziemi w czasach Mojżesza i powtórnie w czasach Jozuego. Z tego powodu doszło do katastrofy kosmicznej. Kometa ta spowodowała opóźnienie biegu słońca o niemal 24 godz. Na ziemię spadły wtedy ogromne ilości meteorytów".

No, proszę! Musiała mieć niesamowitą masę ta kometa, że udało jej się powstrzymać w swym biegu gwiazdę o średnicy ok. 1,4 mln km, oddziałując na nią z odległości orbity ziemskiej, czyli ok. 150 mln km. Prawdziwy cud, że słońce dało potem radę „zebrać się w sobie" i ruszyć w dalszą drogę po swej dotychczasowej (?!) orbicie. Lecz to tylko taka luźna dygresja, bo to jeszcze nie koniec dowodów i świadectw.

„Dalsze potwierdzenie naukowe dał astronom brytyjski, sir Edwin Ball, który w oparciu o dokładne wyliczenia orbity słońca stwierdził, że czasowi słonecznemu brak 24 godz. /.../ Meksykańskie tzw. "Roczniki z Cuauhtitlan" donoszą nam z drugiej półkuli, że zaobserwowano tam niekończącą się długi czas noc. Ponieważ Meksyk leży na drugiej półkuli, jest rzeczą zupełnie prawidłową, że tam została przedłużona noc /.../ z całego świata pochodzą przekazy mówiące bądź o dłuższej nocy, bądź o dłuższym dniu i informacje o nieobecności słońca i księżyca np. z Chin, Peru i Polinezji".


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Pan Bóg cię zaszczepi
Dar świadomości

 Zobacz komentarze (43)..   


« Nauka i religia   (Publikacja: 04-03-2008 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5770 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365