|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje …ale NIE MUSISZ WIERZYĆ facetowi przebranemu za księdza [1] Autor tekstu: Sebastian Guzy
Wiara
uwiera bezbożników w taki sam sposób, w jaki brak zrozumienia dla spraw
duchowości nie w smak jest animatorom prawdy objawionej. Toczony z wielkim zapałem,
niestrudzenie żywotny konflikt dotyczący, w opinii każdej ze stron, jedynej
poprawnej interpretacji rzeczywistości, ma miejsce nader często i równie często
rezultaty jego są tak marne, że jakościowo dadzą porównać się jedynie z wyjściową wolą osiągnięcia konsensusu. Bierze się to chyba raczej z potrzeby dominacji, niż z instynktu porozumienia; argumentacja jest zwykle
emocjonalna, ledwo zahaczająca o możliwości percepcyjne obu stron. Szczególnie
dotkliwy dla sprawy jest jednak, ponad wszystko, deficyt zrozumienia dla nie
tyle samych poglądów, ale powodów osobistych, bądź mechanizmów społecznych,
prowadzących do powstania tychże.
Emocjonalne
potrzeby wyznaniowe wierzących biorą się prawdopodobnie z niewyszukanych
oczekiwań względem konstrukcji otaczającego świata, co nie powinno budzić w nikim nadmiernego zdziwienia. Jakościowo ekwiwalentny punkt wyjścia postawy
intelektualnej jest właściwy bez wyjątku szczególnie ludziom młodym, u których
proces refleksji nad życiem nie objął jeszcze paradoksów, stawiających znak
zapytania nad zdogmatyzowanym porządkiem. Młodość owa jest dla niektórych
czytelników atrybutem aktualnym, a dla innych ma wartość jedynie historyczną.
Niemniej jednak znana jest wszystkim z autopsji, stąd zrozumienie dla jej
charakteru jest rzeczą niewymagającą specjalnego wysiłku i, jak się wydaje,
nie powinno rodzić większych wątpliwości. Dyskusje na temat teistycznego
odbierania rzeczywistości ujawniają, co jak sądzę nikogo nie zaskoczy,
fundament i element sprawczy religijnej wiary, mianowicie sens. Punktem wyjścia
zdaje się być przekonanie o stosowalności idei 'sensu' w każdym kontekście. W prostej linii wiąże się to z aksjomatycznym stosunkiem do modelu
przyczynowo-skutkowego, w którym sens staje się niejako naturalnym jego
produktem, a wiara realizuje
przekonanie co do istnienia pierwotnej
przyczyny. Te wartości stanowią kamień węgielny systemów, w których
pojawia się sprawczy bóg, konieczny do powiązania tych dwóch kluczowych
koncepcji. Zanim poddam w wątpliwość ogólną sensowność wszechrzeczy,
chciałbym jednak w pierwszej kolejności pochylić się nad samym zjawiskiem
wiary. Jest to pojęcie na tyle płynne, rzadko przez kogokolwiek we właściwy
sposób rozumiane, a, co ciekawe, często spotykane w przesadnie rozwiniętej
formie. Formie, której pompatyczność motywuje i byłoby błędem nie podjąć
próby życzliwej refleksji nad czynnikami indukującymi wspomnianą aktywność
intelektualną.
Na
gruncie analizy istoty wiary, stosując mimo wszystko daleko posunięte
uproszczenia co do modelu rozumowania, warto rozważyć prawdziwość hipotezy,
jakoby geneza zjawiska miała dwa źródła. Z pierwszego z nich wyrasta wiara wspomagająca
ograniczone możliwości percepcyjne umysłu. Jest to ten rodzaj bodźca, bez którego
człowiek utknąłby w sceptycznym bezruchu, powodowanym niedoborem dostatecznie
silnych podstaw, motywujących do uzasadnionego działania. Ta wiara substytuuje
wątpliwości hipotezami i umożliwia podjęcie jakiejkolwiek czynności. Nie
wyklucza przy tym ewentualnej weryfikacji, bądź też całkowitego odrzucenia
wcześniejszych założeń, jeśli doświadczenie ich nie potwierdzi. Ta wewnętrzna
skłonność 'wierzenia' jest raczej kwestią mechanizmów podświadomości i nie wiąże się z jakąkolwiek próbą świadomego upersonifikowania, jak to
ma miejsce w przypadku rozważanym dalej.
Istnieje
również, jak wspomniano, drugi rodzaj wiary; ta z kolei każe rozpoznawać samą
siebie w randze cnoty, wyjściowe hipotezy krystalizuje do postaci dogmatów, a w stosunku do danych redukujących potrzebę istnienia tejże na rzecz
uzasadnionej niepewności, wykazuje całkowitą ignorancję. Owa skrajna odmiana
zjawiska jest ponurą chorobą umysłu, uśmierca bowiem jego analityczne możliwości,
tak przebudowując hierarchię wartości, by na jej szczycie umieścić samą
siebie. Ten stan rzeczy, alternatywny do wnikliwej refleksji, potrafi uzasadnić
dowolne twierdzenie poprzez odwołanie do wiary w prawdziwość tegoż, a próby
wykazania sprzeczności wywołują różnie formowaną agresję. Odczytywane są
bowiem jako atak na najwyższą z cnót. Dlatego, jeśli założyć upadek
zdolności analitycznych, zupełnie przestaje dziwić trwanie ludzi w błędnych,
lub co najmniej wątpliwych przekonaniach, nawet w obliczu argumentów świadczących
przeciwko tymże.
Nie jest niczym szczególnym stać się podmiotem, daj boże
oby tylko, słownej napaści; napaści inspirowanej podświadomym roszczeniem co
do monopolu na prawdę. Napaści, jak się wydaje, uzasadnianej ciągłością
tradycji, oraz, co niezwykle istotne, potrzebą utrzymania tejże ciągłości.
„Ciągłość za wszelką cenę", jak rzec by można, nie jest jedynie
wynaturzonym pomysłem autora. Współczesne teorie behawiorystyczne identyfikują
ją z głęboko podświadomą dążnością umysłu do zachowania konsekwencji;
to, grająca pierwsze skrzypce na drugim planie jaźni, skłonność ignorowania
informacji godzących w określony, dominujący pogląd; to fałszowanie
wspomnień celem uzasadnienia bieżącej postawy i poglądów; pozbawiony skrupułów
mechanizm budowania pewności siebie, sabotujący wszelki obiektywizm. Oto
tajemnica rozgrzeszenia, która tłumaczy motywację sporów o nieważne jak
wydatnym nasileniu. Przestają dziwić stosowanie przemocy, mniejsza o formę,
oraz wszelkie inne patologie ujmujące się w idei obrony idei. Zagadnienie nie
dotyczy, co wydaje się być szczególnie przykre, jedynie płaszczyzny definiującej
wyznaniowość. Pamięć, wiedza i dokumentacja dziejów pozwalają dostrzec
istnienie swoistej impotencji interpersonalnej również w kontekście środowisk
naukowych, politycznych i, tu należy z pokorą pochylić się nad zaskakującą
marnością człowieczeństwa, w zasadzie wszędzie tam, gdzie ludzkość
zdefiniowała swoją intelektualną aktywność. Czy tak niebywały zasięg
naturalnej, zdawać by się mogło, tendencji, która, gdy się zastanowić,
obejmuje również i Ciebie drogi czytelniku, nie szczędząc nawet autora tej
pracy, łącznie z prezentowanymi tu poglądami… czy taki, wręcz uginający
kolana, wymiar zjawiska nie winien skłaniać nas jednak ku oddaniu, jeśli nie
całej, to przynajmniej części sprawiedliwości związkom wyznaniowym oraz
zrzeszonemu w nich proletariatowi? Niezależnie od tego, co myślą, oraz jak
bardzo pragną byś myślał tak samo, ucisk, jeśli takowego doznałeś, jest
tak samo ludzki i ludzkie ma uzasadnienie, jak miłość czy gest porozumienia,
których ufam, że również doświadczyłeś.
Kluczem
do lepszego 'dzisiaj' jest przybliżenie się do zrozumienia mechanizmów jaźni.
Wiedza ta, ujęta w dziedzictwie i osiągnięciach psychologii, jest w opinii
autora tym, co tworzy zdrowy dystans dzielący od kompromitującego radykalizmu.
Być może, w imię czego warto nakadzić każdemu z bogów miłą mu wonią,
dnia pewnego stanie się ona kamieniem węgielnym zrozumienia i, co chyba
bezsprzecznie najcenniejsze, porozumienia. Znany psycholog Richard Bandler zwrócił
uwagę, że aparat percepcji, pomijając już jak w szczegółach zdefiniowany
jest jego model, nie służy niczemu innemu poza dostarczaniem subiektywnego
zestawu wrażeń. ...i niezależnie od tego, jak bardzo staramy się być
obiektywni, jak wiele wysiłku i dobrej woli wkłada się w sposób postrzegania
rzeczywistości, efekt tego trudu jest osobisty, przez co subiektywny.
Niejednokrotnie, pomijając kontekst, mowa jest o „prawdzie", której
charakter uważany jest za ostateczny i absolutny na tyle, że warto dla niej
szargać godność drugiego człowieka, bądź też indukuje ona po prostu
negatywny stosunek do kogoś. Ktokolwiek połknie haczyk i zasymiluje ten
wzorzec postrzegania, samodzielnie zredukuje swoje szanse na przeprowadzenie
analitycznej próby uwiarygodnienia hipotezy, wedle której nie ma czegoś
takiego jak prawda absolutna. To, co ludzie rozumieją jako taką, to jedynie
superpozycja subiektywnych doznań partycypujących w tworzeniu idei; marna średnia,
nie ważne jak liczona, pozytywnych halucynacji, lęków oraz oczekiwań. Kiedy w neurolingwistycznym bełkocie
propagandy umysł traci umiejętność postrzegania spraw z perspektywy trzeciej
osoby, wystarczy rozglądnąć się, bo być może gdzieś wściekły tłum
zbiera już drewno na stosy, gilotyny błyszczą w słońcu, a przy zerowym
przyroście naturalnym, wzrost gęstości zaludnienia za Uralem skłania do pogłębionej
refleksji.
To, co jest piękne w naukach ścisłych , to fakt wyeliminowania, bądź
też uświadomienia sobie, że nie jest właściwym mówienie o jakimkolwiek
fizycznym modelu w kategoriach prawdziwości. Odkąd jest on produktem
subiektywnej percepcji badaczy, nie jest on ani prawdziwy, ani nieprawdziwy -
jest użyteczny. Użyteczny albo stosowalny w takim zakresie, w jakim definiuje
go świadomość i oczekiwania twórców. Kiedy wiedza środowiska naukowego w toku postępu zwiększa się, zmienia się również model, przedefiniowuje się
zakres stosowalności, i wciąż pozostaje on użyteczny. Mechanika Newtona była
najprawdziwsza i ostateczna, aż do czasów Einsteina. Model Bohra był swego
czasu najlepszym przybliżeniem rzeczywistości, aż świadomość środowiska
pozwoliła go przedefiniować. Zmiany zachodzą, bo zmienia się sposób
patrzenia i zamykanie się w ostateczności jakiś twierdzeń nie jest szczególnie
rozsądne. Ludzkie systemy wartości to również bardzo złożone modele, potężne
bazy danych zawierające niewyobrażalne ilości wzorów reakcji na złożone
zestawy bodźców, a wszystko to zamknięte w objętości Twojej mózgoczaszki.
Jeśli wykluczasz możliwość przebudowywania wzorców z Twojego aparatu
percepcji, przyjmując jakiś niereformowalny system wartości, naładowany
dogmatami o takim charakterze, że analityczna część Twojej świadomości próbując
je uwiarygodnić wpada w rezonans, upośledzasz się w sposób budzący litość.
Spektrum możliwości związanych z postępem intelektualnym staje się dla
Ciebie nieosiągalne. Dodatkowo wpisujesz się w negatywny charakter społecznego
dowodu słuszności, ograniczając szanse potencjalnie świeżych umysłów na dźwignięcie
krzyża cywilizacji. A jest co dźwigać i wymaga to umysłu panoramicznego.
Świadomość
człowieka pracuje w oparciu o detekcję i rozpoznawanie bodźców, które razem
tworzą zbiór o określonej dynamice. Dzięki temu jesteś w stanie kontynuować
czytanie, ponieważ Twój umysł potrafi oddzielić kontrastowe elementy obrazu;
rozpoznaje litery, słowa, zdania, utrwalone myśli autora, a następnie poddaje
relatywizacji względem Twojego systemu wartości i posiadanych przekonań, dając
Ci subiektywny, emocjonalny produkt końcowy, rozstrzygający o zasadności
prezentowanych tu poglądów. Niestety umiejętność dostrzegania różnic, tak
istotna przy rozpoznawaniu pisma, zdaje się w jakiś sposób ekstrapolować na
interpersonalną płaszczyznę percepcji, dzięki czemu obcy sobie ludzie w pierwszej kolejności dostrzegają to, co ich dzieli i często postrzeganie na
tym się kończy. To pozornie patowa sytuacja, niemniej panaceum na taki stan
rzeczy jest w zasięgu każdego z nas. Wszak jakkolwiek banalnie by to nie
zabrzmiało, wszelkie wartości są relatywne, a jednak część z nich ma
podobną wartość dla ogółu. I właśnie one stanowią jedyne, istotne
uzasadnienie potu spływającego z czoła. Należy zwracać na nie szczególną
uwagę. Wszystkie inne sprawy nie warte są czasu, jaki nam jeszcze pozostał.
1 2 Dalej..
« Felietony i eseje (Publikacja: 03-04-2008 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5818 |
|