Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.489.290 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 705 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Cierpienie nie uszlachetnia
 Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.

Ścieżka [3]
Autor tekstu:

— Podziwiam głębię Twojej analizy psychologicznej hrabiego, mój drogi Watsonie. Wyraziłeś werbalnie to, co mi tylko mgliście i bezsłownie majaczyło w warstwie pojęć. Tak, hrabia był niewątpliwie pewien naszej porażki. Nie wprawiało go to jednak w pełne zadufania samozadowolenie, wręcz przeciwnie, w pewien rodzaj trudnego do zdefiniowania smutku. Niekoniecznie musiał jednak myśleć, iż nie zdołamy rozwiązać zagadki. Wystarczy, jeżeli uznał, iż nie będziemy mogli poinformować o tym rozwiązaniu świata, wynieść tajemnicy na światło dzienne. Sądzę, iż ten właśnie rodzaj pobłażliwości pomieszanej z melancholią krył się za zachowaniem hrabiego. Notabene, wyznaczył on nam spotkanie w ruinach za tym laskiem. Nastawał na wybór tego miejsca, twierdząc, iż tylko tam będzie w stanie naświetlić nam istotne okoliczności towarzyszące zniknięciu profesora Moore’a. Jeżeli odrzucimy, nieprawdopodobną zresztą hipotezę, iż był to po prostu kaprys hrabiego, to czy fakt ten nie wydaje Ci się zastanawiający?

— Chyba zaczynam dostrzegać, do czego zmierzasz Holmsie! Czy sugerujesz, że w ruinach zamku za tym zagajnikiem hrabia zastawił na nas pułapkę? Że nigdy już nie opuścimy jego posiadłości? To się wydaje nieprawdopodobne! Przecież sporo ludzi wie o naszej tu bytności i nasze zniknięcie zaraz postawiłoby hrabiego w roli głównego podejrzanego!

— Zaczynam nabierać coraz większej pewności, mój drogi Watsonie, że nie chodzi tu o ruiny, że pułapkę stanowi sam lasek, w którym się znajdujemy. Co zaś do naszego zniknięcia, to nie widzę powodu, dla którego hrabia miałby się go bardziej obawiać, niż zniknięcia profesora Moore’a.

— Ależ Holmsie! Czy naprawdę przypuszczasz, że za którymś z tych drzew kryje się banda płatnych zbirów nasadzonych na nas przez hrabiego? Nie mogę w to uwierzyć! Zresztą sam powiedziałeś, iż pospolita, prymitywna zbrodnia zupełnie do niego nie pasuje … .

— I w dalszym ciągu obstaję przy swojej opinii, Watsonie. Obawiam się, że nie do końca dobrze mnie zrozumiałeś. To zresztą głównie moja wina, ponieważ zgodziłem sie na użyty przez Ciebie termin „pułapka", który zupełnie tu nie pasuje. Trudno mi jednakże w tej chwili znaleźć jakieś lepsze słowo. Nie, nie oczekuję bandy zbirów. Zaczynam podejrzewać coś znacznie bardziej wyrafinowanego. Obawiam się, mój drogi Watsonie, że zarówno my, jak i profesor Moore, bardzo nie doceniliśmy hrabiego de Fineaux. Jeżeli moje przypuszczenia potwierdzą się, mamy do czynienia z najbardziej szatańską, a zarazem wytworną i pełną intelektualnej elegancji zbrodnią (używam tego słowa, choć się od niego zdystansowałem, z braku lepszego), jaka kiedykolwiek istniała. Z występkiem nie podlegającym żadnym paragrafom kodeksu karnego, lecz skierowanym przeciwko prawom przyrody, czy wręcz metafizyki. Nie sądzę zresztą, aby hrabiemu przyświecały jakieś demoniczne intencje. Reprezentowany przezeń typ geniuszu nie ogląda się po prostu na nic poza prawdą, która stanowi dla niego cel jedyny. Wszystkie towarzyszące poszukiwaniu prawdy akcydentalne okoliczności, w tym względy etyczne, znajdują się poza kręgiem jego zainteresowań. Wydaje się więc, że zarówno zniknięcie profesora Moore’a, jak i nasza obecna sytuacja wcale nie stanowi celu zamierzonego przez hrabiego, lecz jedynie uboczny skutek jego działań skierowanych zupełnie gdzie indziej.

— Zupełnie nic nie rozumiem z tego, o czym mówisz, Holmsie. Co ma jakakolwiek metafizyka wspólnego z faktem naszej obecności tutaj ?!

— Powoli, mój drogi Watsonie, powoli. Sam raczyłeś zauważyć, iż krążymy po zagajniku, który z zewnątrz wyglądał na bardzo mały, niewyobrażalnie długo, już parę godzin, jak sądzę. Ponieważ poruszamy się z szybkością około półtorej mili na godzinę, powinniśmy dotychczas przejść, dokonując ostrożnego oszacowania, ponad trzy mile. Czy możesz mi wytłumaczyć, jak to jest możliwe w lasku o rozmiarach sto na sto jardów, skoro ścieżka, którą idziemy, nie przecina się ani nie łączy z innymi ścieżkami?

— Istotnie, Holmsie, jest to punkt, do którego doszliśmy jakiś czas temu w naszej rozmowie. Sam nie wiem, co o tym myśleć — wszystko to wygląda ogromnie dziwnie, niesamowicie wręcz. Być może bardzo pomyliliśmy się, na skutek jakiegoś zjawiska optycznego, w ocenie rozmiarów zagajnika, patrząc na niego z zewnątrz … . A może pamięć nas po prostu zawodzi?

— Sam w to nie wierzysz, Watsonie. Ciągle próbujesz szukania wyjaśnień nie burzących Twojego obrazu świata, ale takich wyjaśnień nie ma.

— No więc co tu się w takim razie tak naprawdę dzieje?!

— Jak już się zapewne domyśliłeś, mam na ten temat pewną hipotezę, która w międzyczasie, podczas naszej wspólnej wędrówki, wykrystalizowała w moim umyśle. Zanim Ci ją jednak przedstawię, pozwól, że przypomnę, jaki był właściwie powód wizyty profesora Moore’a u hrabiego. Jak wiesz, mój drogi Watsonie, takie idealne obiekty matematyczne, jak linia prosta, trójkąt, liczba czy zakrzywiona przestrzeń nie istnieją w rzeczywistym, otaczającym nas świecie. Twory realne mogą być jedynie ich niedoskonałymi aproksymacjami. Zasadniczo rzecz biorąc, obiekty matematyczne można uznać za wynik wyłowienia pewnych wspólnych cech łączących przedmioty w świecie rzeczywistym, przy jednoczesnym abstrahowaniu od własności akcydentalnych tych przedmiotów. Liczba „dwa" to wspólna cecha dwóch jabłek i dwóch kamieni, przy czym pary te w niczym innym nie są do siebie podobne, natomiast pojęcie linii prostej (o zerowej grubości) może być wyabstrahowane z takich przedmiotów materialnych, jak kij lub naciągnięta linka (posiadających skończoną grubość). Większość matematyków wierzy, iż obiekty matematyczne nie są li tylko wytworem ludzkiego umysłu poznającego otaczający go świat materialny, ale że istnieją one zupełnie niezależnie, „realnie" w świecie bytów idealnych, platońskich idei. Świat taki, jako nieprzywiedlny do świata rzeczywistego, bytuje w sposób całkowicie autonomiczny w odniesieniu do tego ostatniego, poza przestrzenią i czasem.

Otóż jakieś cztery miesiące temu, na zebraniu Królewskiego Towarzystwa Matematycznego w Londynie, hrabia de Fineaux doniósł, że udało mu się znaleźć połączenie, dokonać przebicia pomiędzy naszym światem rzeczywistym, materialnym a światem platońskim idealnych bytów matematycznych. Że teraz pomiędzy owymi światami istnieje rodzaj przepukliny, przez którą obiekty z jednego świata mogą przenikać do drugiego. Hrabia twierdził także, iż utrzymywanie stałego kontaktu ze światem bytów idealnych umożliwiło mu wejrzenie w istotę prawdy absolutnej, której jednak w żaden sposób nie da się wyrazić słowami w języku. Właściwie wszyscy obecni potraktowali rewelacje hrabiego de Fineaux, który nie jest przecież nawet profesjonalnym uczonym i uchodził zawsze w najlepszym przypadku za rodzaj nieszkodliwego dziwaka, za oczywistą bzdurę. Profesor Moore nie ograniczył się jednak, tak jak reszta zebranych, do pobłażliwego milczenia — w swoim zacietrzewieniu naukowca — empirysty, który nawet w matematyce widział jedynie poskładane w rozmaite kombinacje kawałki rzeczywistego świata, a takie pojęcia matematyczne jak nieskończoność czy bezwymiarowy punkt uważał za nie posiadające żadnego niesprzecznego sensu twory ludzkiego umysłu, uznał za stosowne zdemaskować hrabiego (chociaż dla wszystkich było to oczywiste) jako niedowarzonego szarlatana, którego obecność nie licuje z powagą szacownego zgromadzenia. Hrabia de Fineaux, nie zrażony tymi, jakkolwiek w sposób dżentelmeński wyrażonymi inwektywami, zachował zimny spokój. Najwidoczniej oczekiwał takiej właśnie reakcji zebranych. Zapytał profesora z lekkim odcieniem dystyngowanej ironii, czy jego znany wszystkim empiryzm rzeczywiście jest tak mało wart, że polega jedynie na racjonalnym odrzucaniu wszystkiego, co nie przystaje do utartych schematów myślowych egzystujących w jego głowie, bez żadnej próby weryfikacji. Zaproponował następnie wizytę w swojej posiadłości w celu naocznego sprawdzenia przytoczonych chwilę wcześniej twierdzeń o istnieniu owej „przepukliny". Dotknięty do żywego profesor, jako dżentelmen i człowiek honoru podjął wyzwanie, chociaż ani na jotę nie był skłonny brać słów hrabiego na poważnie. Wkrótce udał się do Francji, do posiadłości hrabiego. Od tej pory słuch o profesorze zaginął. Indagowany przez policję hrabia twierdził konsekwentnie, iż po wizycie w pałacu profesor Moore dobrowolnie oddalił się z jego rezydencji, wybierając kierunek i drogę, która mu odpowiadała. Nikt nie był w stanie podważyć prawdziwości słów hrabiego. W tej sytuacji jeden z przyjaciół profesora zwrócił się o pomoc do mnie.

Na tym jednak nie koniec tej dziwnej historii. Jakieś dwa tygodnie temu rozmawiałem z emerytowanym profesorem Lacroix. W chwili obecnej ma on prawie osiemdziesiąt lat. Swego czasu współpracował z hrabią de Fineaux, co do którego zdolności intelektualnych — nie wahał się użyć określenia „geniuszu" — wyrażał najwyższy podziw. Odpowiadał jednak wymijająco na pytania o przebieg współpracy i powody jej porzucenia, dwadzieścia lat temu. Temat ten wydawał się napawać go, co odebrałem jako bardzo znamienne, swego rodzaju nieokreślonym lękiem. Raz tylko opuścił ten krąg milczenia, aby wyrazić swoją opinię, jak doszło do zniknięcia Moore’a. Otóż profesor Lacroix utrzymywał, że zniknięcie profesora Moore’a to swego rodzaju zemsta hrabiego za niedowierzanie profesora i jego kpiny skierowane publicznie pod swoim adresem. Hrabia w ten sposób przekonał swego adwersarza, że jednocześnie wprowadził go do świata platońskich idei, do którego znalazł przejście, a skąd już nie ma powrotu. Tym samym dowiódł swoich racji posługując się ulubioną bronią profesora — empirią. Tyle profesor Lacroix. Wtedy jego rewelacje złożyłem oczywiście na karb demencji starczej. Teraz zaczynam dostrzegać, jak bardzo mogłem się pomylić.

— Ależ Holmsie, nie wierzę własnym uszom! Czy ty rzeczywiście wziąłeś za dobrą monetę wszystkie te bzdury? Przecież świat realny i świat idealny nie mają ze sobą nic wspólnego, są jak całkowicie niekontaktowalne monady. W żaden sposób nie da się zatem ich połączyć, a już na pewno nie jest tego w stanie dokonać człowiek!

— Zapominasz, iż hrabia de Fineaux to nie zwykły sobie człowiek, ale zapewne jeden z największych geniuszów w dziejach ludzkości. Z pewnością nie dokonał on przebicia do świata platońskich idei przypadkiem, na przykład kopiąc dziurę w ziemi — stanowi to raczej owoc wieloletnich badań i przemyśleń. Obawiam się, mój drogi Watsonie, że o prawdziwości mojej hipotezy świadczy najdobitniej nasza obecna sytuacja. Może być tylko jedno wytłumaczenie: ścieżka, którą podążamy, po prostu w ogóle nie istnieje.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Tajna narada Ewangelistów
Na ugorze czasu


« Powiastki fantastyczno-teolog.   (Publikacja: 28-04-2008 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Bernard Korzeniewski
Biolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 41  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Istota życia i (samo)świadomości – rysy wspólne
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5851 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365