|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Historia powszechna » Kościół i faszyzm
Milczenie po milczeniu. Dwie książki 'z tajnych archiwów Watykanu' [2] Autor tekstu: Julian Bartosz
Oba
te oświadczenia otworzyły drogę do zawarcia w dniu 20 lipca 1933 konkordatu
między Rzeszą i Stolicą Apostolską. Dokument podpisał wicekanclerz von
Papen i kardynał Sekretarz Stanu Eugeniusz Pacelli. Obrona tego aktu prawnego
stanie się odtąd główną osnową polityki Watykanu wobec III Rzeszy. Wiele
ze spraw, w których i dotąd nie było zgody między obu stronami, pozostało
otwartych. Toteż od początku rozgorzał spór o interpretację, głównie
zapisu art. 31. Dotyczył on organizacji katolickich. Podzielono je, wykonując
postanowienia konkordatu, na dwie kategorii. Do pierwszej (A) zaliczono te, którą
mogą nadal prowadzić działalność i cieszyć się będą opieką państwa.
Druga (B) obejmowała te, które winny wejść do „Dachorganisationen" na
szczeblu gleichszaltowanego państwa. Pierwsza obejmowała prawie 60 związków
religijnych i kościelnych, 25 kulturalnych i 134 charytatywnych, druga dotyczyła
22 organizacji młodzieżowych, 30 stowarzyszeń zawodowych i wiele innych.
[ 8 ] O ich zachowanie rozgorzał zasadniczy spór. Nie chodziło w nim tylko o formalne istnienie tych organizacji ale o tak zarówno dla Kościoła, jak i państwa
nazistowskiego ważne sprawy, jak wpływ na wychowanie młodzieży i kształtowanie
światopoglądu. (Zwróćmy jednakże przy tym uwagę na następującą
okoliczność. Na około 50 mln Niemców (44,2 mln czyli 89% brało udział w wyborach z 5 marca 1933) przyjmowano statystycznie 30% jako katolików, co
czyni około 15 mln. Przyjmując, że w wyborach marcowych 1933 roku na
katolickich kandydatów Zentrum i Bawarskiej Partii Ludowej oddano łącznie
niecałe 14 % spośród katolickiego elektoratu otrzymamy, że zaangażowanych
politycznie (wybory) w katolickie ugrupowania były niecałe 2 miliony, z których
po zniesieniu zakazu episkopatu należenia do NSDAP i przy jednoczesnym rozwiązaniu — pod naciskiem Rzymu — obu katolickich partii odeszło około 70 % do tzw.
silniejszych batalionów. [ 9 ]
Fakt ten należy moim zdaniem mieć na uwadze przy dalszym śledzeniu za
politycznymi argumentami Watykanu, zwłaszcza w czasie wojny)
Rozwijająca
się niekorzystnie dla katolicyzmu w Niemczech sytuacja w rzeczy samej bardzo
niepokoiła Piusa XI i to nie tylko w sensie organizacyjnego stanu posiadania.
To, co Hitler i jego paladyni określali jako „pozytywne chrześcijaństwo"
albo „nasze prawdziwe chrześcijaństwo" okazywało się już przy pobieżnej
ocenie jawną herezją. Achilles Ratti musiał
na to zareagować. Podlegającej bezpośrednio jemu Congregatio Sancti Officii
polecił za pośrednictwem generała Towarzystwa Jezusowego Włodzimierza Ledóchowskiego
przeprowadzenie procesu dla zbadania zgodności „ideologii" nazizmu z zasadami wiary katolickiej. Wyznaczeni do tego zadania jezuici, wyżej
wymienieni, dość szybko wywiązali się z zadania. Przywołując istotne dla
nich elementy nauczania Kościoła — Rerum Novarum Leona XIII z 1891 roku oraz
słowa Piusa XI z konsystorza w 1926 roku — stwierdzili, że zawarte w nazizmie „ubóstwienie opartego na zasadzie 'czystości krwi' państwa",
któremu jednostka we wszystkim musi być bezwzględnie podporządkowana, jest
herezją, sprzeczną z biblijna zasadą o jedności rodzaju ludzkiego. Wśród
wyodrębnionych przez nich tez było twierdzenie Hitlera, że „najniższe rasy
są od najwyższych dalej niż człowiek od najwyższego gatunku zwierząt".
Wskazywali, że hołdowanie takim poglądom niesie straszliwe niebezpieczeństwo,
albowiem w nazizmie zawarta była zapowiedź zniszczenia niższych ras. W kolejnym memorandum, ujętym w postaci 47 tez, jezuici analizowali ekstremalny
nacjonalizm nazizmu. Przydając totalitarnemu państwu atrybut boskości -
wywodzili jezuici — nazizm cofa ludzkość do pogaństwa. Państwo, jak
wyczytali w piśmiennictwie hitlerowskim — wywodzi z siebie samego absolutne,
niczym nieograniczone prawo. Naród tego państwa także nie musi się liczyć z prawem międzynarodowym. Może on prowokować konflikty zbrojne celem
poszerzenia swego „Lebensraum". Godman w tym miejscu zauważa, że cztery
lata przed wybuchem wojny światowej jezuici właśnie to przewidywali. Obowiązujący i ze wszystkich sił popierany kult rasy, noszący znamiona neopogańskiej
religii, w której wychowywana jest młodzież, wieści unicestwienie ludzi.
Jezuici do herezji zaliczali także pogląd, że w dążeniu do swego celu naziści,
wymagając od wszystkich bezwzględnego posłuszeństwa mogą stosować wszelkie
środki, łącznie z zabijaniem jednostek i wielu ludzi i to również przy
niewinności ofiar lub wtedy, gdy wina nie odpowiada ostrości kary. Mówiąc dzisiejszym językiem
jezuici
wypowiadali się w sprawie praw człowieka.
Święte
Officium przyjęło tezy do wiadomości. Pius XI — jakbyśmy dziś powiedzieli — poddał ich weryfikacji przez dominikanów. W ich odczytaniu i interpretacji
praca jezuitów uległa redukcji do „błędów modernizmu". Do tego wspólnego
worka włożono prócz nazizmu i faszyzmu komunizm i totalitaryzm. Sprawa została
nadto oddana do oceny jeszcze różnym ekspertom. Jeden z nich, mianowany w 1936
roku w miejsce Ottavianiego, autora krytycznej książki o nazizmie, sostituto w Sekretariacie Stanu Tardini uważał, że tezy jezuitów mogą stanowić wewnętrzny
dokument Świętego Officium, papież zaś powinien z niego wyciągnąć
pozytywne wnioski. Jeszcze jedna komisja pracująca od kwietnia 1936 roku kwestię
rasizmu uszczegółowiła: „Różnice między rasami nie powinny być określane
tak przesadnie, że zostanie przekreślona jedność rodzaju ludzkiego. Nie
wolno zapominać, że prawo miłości i sprawiedliwości odnosi się do
wszystkich ras, przy czym rasa semicka w żadnym wypadku nie może zostać z tego wyłączona".
Rozeznanie
herezji nazizmu było rozległe i dokładne. W ogóle Stolica Piotrowa wiedziała o wszystkim co się w Niemczech działo, wiedział przede wszystkim Eugeniusz
Pacelli: w Sekretariacie Stanu zbiegały się przecież wszelkie informacje
(m.in. o łamaniu ustaleń konkordatu), i od nuncjusza w Berlinie, Orsenigo, i z
innych źródeł.
W
listopadzie 1936 roku Ratti zapowiedział kurialnym kardynałom, że coś z tym
zrobi. W styczniu 1937 roku podczas audiencji udzielonej trzem kardynałom
niemieckim (Bertram, Faulhaber, Schulte) nie ujawnił nawet zarysu planowanej
enuncjacji. Obecny na tej audiencji Sekretarz Stany Pacelli w swym sprawozdaniu,
jak pisze Godman, zaznaczył, że jej treść i ton została już postanowiona — przez niego. W marcu ogłoszono encyklikę „Mit brennender Sorge", którą
o. Blet nazywa „dokumentem walki z nazizmem". Wedle
Godmana nie zasługiwała ona na taką ocenę: „Przeszło dwa lata
przed początkiem II wojny światowej głowa Kościoła katolickiego mogła
punkt po punkcie potępić herezje narodowego socjalizmu i związane z nim "błędy
epoki". Jednak Achille Ratti milczał" [ 10 ]. Encyklika zdaniem
watykanisty była czymś innym niż pełnym odrzuceniem nazizmu. Czymś „pośrednim
między troskami niemieckiego episkopatu i obawami Rzymu". Obie strony przepełnione
były troską co do komunizmu, żadna nie chciała zerwania stosunków z nazistami. Słowo „herezja" nie padło. Potępienia nie było. Broniono
konkordatu słowami używanymi przez Sekretariat Stanu w notach protestacyjnych
do Berlina. Owszem, „błędy" (Irrtuemer) zaznaczono, ale nazywano je łagodnie
jako „oddalone od wiary w Boga" lub „niezbyt zgodne z odpowiednim do wiary
życiem". Choć nie były kierowane wprost do nazistów, adres w domyśle był
wyraźny. Rasy nie wolno wywodzić z objawienia Boga — taka myśl, owszem, była.
Jednakże, jak zauważył to już w 1961 katolicki publicysta E. W. Boeckenfoerde
encyklika stanowiła przejaw walki o zawarte w konkordacie bona particularia
katolicyzmu. [ 11 ] Jak przed laty zauważył
niemiecki watykanista Hans Jakob Stehle formułowana przez Sekretarza Stanu „racja Kościoła,
podobnie jak racja stanu, była bardziej podporządkowana instynktowi
samozachowawczemu aniżeli sumieniu i pozwalała temu duchownemu-dyplomacie
realizować cel, którego nigdy nie tracił z oczu: zachowanie bezstronności".
[ 12 ]
Tę zaś broni o. Blet. Pisze, że neutralność „mogłaby być rozumiana jako
pasywna obojętność", tymczasem — cytuje on Piusa XII — „bezstronność
oznacza dla nas sądzenie według prawdy i sprawiedliwości. Co się tyczy
publicznych deklaracji z naszej strony, to mieliśmy zawsze wzgląd na sytuację
Kościoła w różnych krajach, aby oszczędzić tamtejszym katolikom kłopotów,
których można było uniknąć" [ 13 ].
W
tym miejscu można by rozpocząć za o. Bletem szczegółowe przedstawienie jego
argumentów na rzecz bezstronności Piusa XII w kilku rozdziałach jego książki,
mianowicie rozdziału I (Dyplomacja watykańska przeciwko wojnie) i rozdziału
IV (Kościół w okupowanej Polsce). Mówiąc ogólnie, bezstronność w rozdziale I. sprowadzała się do tego, aby ustąpić Hitlerowi (bo „wszystko
jest stracone przez wojnę, nic nie jest stracone przez pokój") zaś w rozdziale IV o bezstronności, jak chce francuski jezuita, w żadnym wypadku nie
może być mowy, natomiast o łamaniu konkordatu z Polską należałoby
powiedzieć wiele. Zwłaszcza, gdy przywołamy często także przez o. Bleta
cytowane zdanie, że Pius XII nie mógł inaczej postąpić z uwagi na to, że
ostre wystąpienie przeciw zbrodniom III
Rzeszy „mogłoby zaszkodzić 40 (!) milionom katolików niemieckich".
Na
książkę o. Bleta trafiłem poprzez jej reklamę na internetowej stronie
Katolickiej Agencji Informacyjnej. Sprowadziwszy książkę przeczytałem
zdanie, że „nie ma żadnego śladu świadczącego o rzekomym sprzyjaniu Papieża
Niemcom". To spłycanie sprawy. Nie chodzi w ocenie polityki kandydata na ołtarza o to, czy i komu sprzyjał czy nie
sprzyjał i dlaczego. Mieliśmy w tej polityce do czynienia z konkretnymi faktami lub z ich brakiem i to, moim
zdaniem, czeka wciąż na uczciwe potraktowanie przez polskich katolickich
intelektualistów. Po to główną uwagę w tym tekście zwróciłem — w ślad
za jezuitami przywołanymi w pracy Godmana — na treści doktrynalne, na nie
potępione herezje nazizmu, co, jak się okazało, nikomu w polityce specjalnie
nie wadziło. I nadal nie przeszkadza. Jest milczenie po milczeniu.
PS.
Wielki i straszliwy obszar zagłady Żydów a także motywacje antykomunistyczne w polityce Watykanu pod rządami Sekretariatu Stanu i następnie Pontifexa musiały
zostać z tego tekstu wyłączone. To tematy na oddzielne większe rozprawy.
1 2
Przypisy: [ 9 ] Wyliczenia autora na podstawie danych zwartych w aktach bertramowskich. [ 10 ] Godman, op. cit. s. 207. [ 11 ] E. W, Boeckenfoerde, Der deutsche Ktholizismus im Jahre
1933. „Hochland"
t. 53, 1961. [ 12 ] Hans Jakob Stehle, Die Ostpolitik des Vatikans, Muenchen, 1975, s 236. « Kościół i faszyzm (Publikacja: 09-06-2008 )
Julian Bartosz Ur. 1933. Dziennikarz (absolwent Wydziału Dziennikarstwa UW 1955) na emeryturze, publikował regularnie w "Dziś", od 1993 polski korespondent "Neues Deutschland". Dr nauk historycznych UWr 1963 - dysertacja o katolicyzmie politycznym w Niemczech (Rola Niemieckiej Partii Centrowej 1930-1933) - publikowana w KiW w 1969. Autor około 20 książek na temat stosunków polsko-niemieckich i historii Niemiec. Ostatnia książka: "Fanatycy. Werwolf i podziemie zbrojne na Dolnym Śląsku 1945-1948" (2012). W latach 1982-1988 docent w Instytucie Nauk Politycznych UWr. Dawniej laureat wielu nagród SDP, m.in. im. Juliana Bruna, Bolesława Prusa oraz Polskiego Klubu Publicystów Międzynarodowych. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 14 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: „Nie chce mi się wierzyć…” | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5926 |
|