|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Ateizm i Ateologia
Ateistyczny optymizm Leibniza [2] Autor tekstu: Lucjan Ferus
No i jak wam się podoba – przedstawiona tu tak otwarcie – zasada religijnego rozumowania? „Jakiekolwiek byłoby rozwiązanie tej kwestii nie może ono w żadnej mierze zaprzeczać wszechmocy i nieskończonej dobroci Boga”. Urocze, prawda? Szczególnie jeśli sobie przypomnimy co wg Autora eseju ma oznaczać określenie „Teodycea”: „Odtąd ta nazwa zaczęła być używana na określenie racjonalnej wiedzy o istnieniu Boga i jego naturze”. No, jeśli tak ma wyglądać religijny „racjonalizm”, to nic dziwnego, iż logika w nim stosowana jest mu podobna. Ale to tylko taka mała dygresja, zobaczmy jak sobie z tym dylematem poradził św. Augustyn pisząc swoją chrześcijańską teodyceę. Autor eseju tak o tym pisze:
„Wszystko co istnieje jest tworem Boga, ale zło nie może być tworem Boga; zatem: zło nie istnieje. Nie może istnieć zło jako byt, czyli zło w sensie metafizycznym; jako takie jest ono tylko brakiem dobra /.../ rozumienie zła jako braku dobra, zwane często prywatywną teorią zła /.../ brak bytowy lub naruszenie harmonii i ładu”.
Jakie to wszystko proste (dla wierzących): zło nie istnieje, bo nieładnie by świadczyło o Bogu, a to co może nam się wydawać złem – to tylko brak dobra po prostu! Wyobrażacie sobie jak to „logiczne tłumaczenie” mogłoby podnieść na duchu naszych wielkich zbrodniarzy wojennych?; obozy koncentracyjne, kaźnie, torturowanie więźniów, krematoria, łagry, bestialskie zachowania oprawców, miliony ofiar – toż to nie jest żadne zło! To tylko brak dobra tam występował i nic poza tym! Torquemada, Hitler, Stalin, Mussolini, Pinochet i inni im podobni – czy oni czynili zło? Ależ skądże! Brakowało dobra w ich działaniu i tyle. Ale żeby zaraz zło?! Przecież zło nie istnieje! I po co księża, biskupi i sam papież straszą nas Szatanem, skoro wiadomo, że „nie może istnieć zło jako byt, czyli zło w sensie metafizycznym”. Ergo: Szatan jako byt, zło wcielone, oszczerca, kłamca i przeciwnik Boga nigdy nie istniał i proszę nie straszyć nim więcej dzieci ani dorosłych.
Chociaż z drugiej strony, nie wiem czy dla Żydów podczas Holokaustu (lub dla jakichkolwiek innych prześladowanych ludzi), byłoby jakimś pocieszeniem, że to co ich spotkało nie było wynikiem zła objawiającego się w bestialskich czynach ich prześladowców i oprawców, lecz wynikiem braku dobra u tychże osobników ludzkich? W dalszej części eseju jego Autor tłumaczy naturę zła moralnego, czyli grzechu:
„Wszelako i tutaj odpowiedź jest rezultatem ścisłego rozumowania; stworzona przez Boga przyroda jest dobra, a więc nie ona jest źródłem grzechu; zatem: grzech może być jedynie rezultatem działalności człowieka. Grzech z samej swej natury jest złem dobrowolnym, to bowiem co czynimy z konieczności, nie jest grzechem; zatem: przyczyną grzechu jest wolna wola człowieka. Bóg chciał, by człowiek służył mu z własnej woli, nie zaś z konieczności i dlatego obdarzył go wolną wolą”.
Tu także znalazło by się parę określeń wartych dokładniejszego przeanalizowania, lecz na razie chcę zwrócić waszą uwagę na to znamienne zdanie: „Stworzona przez Boga przyroda jest dobra”… hmm… czy rzeczywiście? Każdy kto oglądał dobrze zrobione (np.przez BBC) filmy przyrodnicze, pokazujące dziką, rządzącą się własnymi prawami przyrodę, zauroczony będzie zapewne jej bezsprzecznym pięknem, ale też przerażony jej okrucieństwem, bezwzględnością i brakiem litości dla słabszego.
Pamiętam taki znamienny fragment, kiedy antylopy masowo przeprawiają się przez rwącą rzekę, tratując się wzajemnie w szaleńczym pędzie, byle tylko znaleźć się na jej drugim brzegu, a krokodyle czekające na tę okazję od dłuższego czasu, zaczynają krwawe polowanie, wciągając pod wodę swoje ofiary. I oto jedna z nich jakimś cudem wyrywa się z potężnych krokodylich szczęk i z ogromnym trudem zaczyna wspinać się po stromym, błotnistym zboczu rzeki, wlokąc za sobą zwoje jelit, wydobywające się z rozprutego brzucha. I kiedy już wydawało się, że jest bezpieczna (?!), skacze na nią czyhająca tam lwica, zagryzając ją bez zbytnich ceregieli! Nie polecałbym małym dzieciom tego widoku przed snem.
A jeśli już mowa o lwach; kiedy samiec zdobywa samicę, która ma małe lwiątka – bynajmniej ich nie adoptuje wspaniałomyślnie, lecz bez skrupułów zagryza je wszystkie, nie zważając na matczyne uczucia partnerki.
Widzieliście może film pokazujący jak sprytnie i z odrażającą bezwzględnością, radzi sobie pisklę kukułki, wyrzucając z gniazda jaja swoich przybranych rodziców? A potem padających z wycieńczenia by ją wykarmić? Lub starsze już pisklę bodajże orła bielika zadziobujące na śmierć swego słabszego braciszka i to w obecności obojętnie się temu przyglądającej matki? Nie wiadomo co w tym przypadku robi większe wrażenie; czy to Kainowe zachowanie tego ledwo opierzonego malca, czy ten całkowity brak reakcji i stoicki spokój jego rodzica. Albo matka małych łabędziątek (czy może innych wodnych ptaków, dokładnie już nie pamiętam) zadziobująca bez krzty litości jedno ze swoich bezbronnych dzieci i to na oczach pozostałych malców. Widać jak z każdym uderzeniem jej dzioba, główka małego ptaszka opada do wody, aż do momentu kiedy już tam nieruchomo pozostaje. Lub inny przykład: gnieżdżące się na nadbrzeżnych skałach stado głuptaków bodajże i wysiadujących swoje potomstwo, a w pobliżu kręcące się lisy, czekające tylko okazji, by porwać pisklę nieuważnemu rodzicowi i pożreć je żywcem na jego oczach. Często zdarza się, że ofiara zostaje rozszarpana na strzępy przez dwóch zaciekle o nią walczących osobników. Albo takie orki ścigające przez wiele dni samicę walenia z jej małym, próbujące oddzielić go od matki i zatopić, przygniatając swymi masywnymi ciałami. A kiedy w końcu im się to udaje i wycieńczona do ostatnich granic wielodniowym polowaniem matka nie ma już siły by obronić swego malca, pożerają one tylko jego maleńki fragment – szczękę, a cała reszta ofiary opada na dno oceanu, stając się pokarmem dla żyjących w głębinach stworzeń.
Takich i im podobnych przykładów okrucieństwa natury, można by przedstawić setki i to z dziedziny życia każdego chyba gatunku zwierząt i roślin (choć w przypadku tych ostatnich uważa się, że one nie czują a więc nie cierpią). Może więc teraz coś z innej skali wielkości; ze świata owadów. Wiecie zapewne jak sobie radzi pewien gatunek osy z zapewnieniem pożywienia dla swego wykluwającego się potomstwa? Otóż poluje ona na polnego konika, wstrzykuje mu precyzyjnie w rdzeń kręgowy swój jad i sparaliżowanego – ale żywego – zaciąga do gniazda gdzie złożone jest jajo, aby po wykluciu się potomka, mógł on pożreć żywcem przygotowane mu przez zapobiegliwą matkę stworzenie, potraktowane jako ciągle świeże pożywienie. W podobny sposób pająki traktują swoje ofiary. Albo modliszka pożerająca samca podczas kopulacji, który nawet po odgryzieniu mu głowy nie przerywa tej ostatniej w jego życiu czynności (ale chyba już bez odczuwania przyjemności?).
Lub taki przykład: potomstwo ochotki rozwija się w ciele matki. Aby móc rosnąć pożera ją od wewnątrz, wypełniając w końcu całe jej ciało. W kilka dni później młode wyłaniają się na świat, pozostawiając chitynową pokrywę jako jedyną pozostałość swego rodzica. A w ciągu następnych dwóch dni ich własne, rozwijające się wewnątrz nich dzieci, zaczynają je – dosłownie – zjadać. Albo to: niektóre partenogenetyczne samiczki chrząszcza micromalthus debilis rodzą pojedynczego męskiego potomka. Larwa ta przyczepia się do naskórka matki na jakieś 4-5 dni, a potem wsadza głowę w jej otwór genitalny i pożera ją od wewnątrz. Potraficie to sobie wyobrazić ?
Jak już pisałem, takich przykładów „dobroci” naszej przyrody można by przytaczać bez końca nieomal. Ciekawie ten problem przedstawił znany i ceniony pisarz SF John Wyndham: „Natura jest odrażająca w swym okrucieństwie i bezwzględności, dlatego konieczne było wynalezienie cywilizacji. Mówimy, że dzikie zwierzęta są okrutne, ale najokrutniejsze z nich wydaje się być wcieleniem łagodności, gdy uświadomimy sobie, jak zbrodniczych cech potrzeba, aby przeżyć w morzu. A jeśli chodzi o owady, to ich życie jest skomplikowanym i fantastycznym horrorem /../ Znam tę starą opowieść, że jakoby Matka Natura wie najlepiej … pomysł taki mógł się nasunąć tylko w bezpiecznym, sytym społeczeństwie, które dawno zapomniało, co to znaczy walczyć o życie. Natura wcale nie jest matką, ma skrwawione kły i pazury i nikt nie jest bliskie jej sercu”.
Aż chciało by się spytać w tym miejscu: jak to możliwe (albo co było przyczyną), iż trafniejsze wnioski dotyczące naszej przyrody wyciągnął z jej obserwacji pisarz SF, a nie chrześcijański filozof? Osobiście uważam, że określenie „dobra” charakteryzujące naszą przyrodę jest nieadekwatne i mylące, gdyż w języku ludzkim ma ono określony sens – i chociaż jest wieloznaczne – to jednak dalece odbiegający od praw, którymi ona się rządzi. Sugerowałbym więc tu następujące uzupełnienie (i consensus zarazem): stworzona przez Boga przyroda jest dobra… w 50 %, tzn. dobra dla polującego ale nie dla upolowanego, dobra dla pożerającego ale nie dla pożeranej ofiary, dobra dla zadającego ból ale nie dla cierpiącego, dobra dla silniejszego ale nie dla słabszego. Jednym zdaniem: dobra dla silniejszego, bardziej bezwzględnego i bardziej podstępnego napastnika niż dla jego słabszej, wolniejszej i nie potrafiącej się obronić ofiary. Dobra dla wygrywającego lecz nie dla przegrywającego tę bezlitosną walkę o przetrwanie. Tylko co to ma wspólnego z nieskończoną dobrocią Boga? Ale to tylko taka mała dygresja, nie odbiegajmy od tematu.
W dalszej części eseju jego Autor przeprowadza jeszcze jedno logiczne rozumowanie, z którego także ma wynikać niezbicie, że ten świat jest najlepszym z możliwych jakie Bóg mógł stworzyć. Następnie jest bardzo ciekawy fragment, który polecam wszystkim obrońcom wolnej woli człowieczej, tak wspaniałomyślnie danej nam przez Stwórcę:
„Każdy człowiek posiada wolną wolę, czyli z natury jest zdolny dokonywać wyboru. Jednak do pełnej i prawdziwej wolności potrzeba, by człowiek miał skłonność do wybierania dobra a unikania zła, ta zaś nie jest naturalną właściwością człowieka, lecz zależy od łaski bożej /.../ skoro dobro pochodzi od Boga, a zło od człowieka, więc człowiek może być dobrym nie z siebie, lecz tylko z łaski Boga. Ale Bóg nie udziela łaski za zasługi człowieka – to, co dane za zasługę, nie jest przecież łaską. A zatem, bez łaski człowiek nie może być dobrym, a na łaskę w żaden sposób zasłużyć nie może”.
1 2 3 4 Dalej..
« Ateizm i Ateologia (Publikacja: 08-08-2008 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6001 |
|