Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.448.231 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Ileż próżności trzeba ukrywać (..) usiłując stwarzać pozory, że jest się zamierzonym elementem boskiego planu? Ileż szacunku wobec siebie należy poświęcić po to tylko, by nieustannie tarzać się w świadomości własnych grzechów?
 Kultura » Historia

Powielacze na szmuglerskim szlaku. Fragmenty wspomnień emigracyjnych [4]
Autor tekstu:

Ważną sprawą było zachowanie dyskrecji. Muszę przyznać, że, niezależnie od tego, co dziś mówią różni ludzie, SB nigdy nie wpadło na ślad naszych poczynań. Wydaje mi się, że do dnia dzisiejszego zdania na temat, jak należało dotrzymywać tajemnicy w tamtych czasach, są podzielone. Najczęściej mówią o tym ludzie, którzy w życiu nie przesłali ani jednej maszyny, ba, twierdzą oni z uporem, że oczywiście wszystko odbywało się pod cichą kontrolą SB.

Na wiosnę miały miejsce jeszcze dwa wydarzenia. Pierwsze to wizyta S. Reszki, z którym ustaliliśmy „rozkład jazdy" na lato 1980 roku, jak również wszystkie praktyczne szczegóły przewozu sprzętu oraz dostarczenia go do adresata. W tym czasie Stanisław nawiązał dyskretne kontakty z Bogdanem Borusewiczem, które bardzo przydadzą się w przyszłości. Zorganizowane zostały magazyny, ludzie dysponujący odpowiednimi samochodami transportowymi itp. Drugim ważnym wydarzeniem było nawiązanie stałej współpracy z paroma ludźmi z załogi promu „Pomerania". Oznaczało to możliwość przesyłania poczty do kraju w pewny i szybki sposób. To też nie kto inny, niż Stanisław zorganizował skrzynki do odbioru i dystrybucji poczty. Maszyneria zaczynała się rozrastać, co oznaczało w praktyce coraz więcej pracy każdego dnia. Nie wolno zapomnieć, że każdy z nas miał normalną pracę w pełnym wymiarze godzin.

Najważniejsze było jednak co innego. W ciągu krótkiego czasu udało się zorganizować potrzebny aparat, aby móc działać efektywnie i sprawnie. Pierwszy rejs jachtem zaplanowany był na czerwiec 1980 roku, co oznaczało konieczność ukończenia przygotowań do końca maja. Wszystko przebiegało zgodnie z planem i nikt nie przeczuwał wydarzeń, jakie miały nastąpić w okresie lata na Wybrzeżu. Oznaki niezadowolenia narastały wprawdzie w społeczeństwie i nie były czymś nowym, ale że to jest ten właściwy moment, nikt nie przewidział. Znamiennym faktem było, że zarówno opozycja jak i władza zaspały. Do redakcji „Robotnika" docierały sygnały, ale nic poza tym. Zresztą trzeba pamiętać o bardzo ograniczonych możliwościach, jakimi dysponowała opozycja. Natomiast władza jak zwykle zlekceważyła sprawę. To, że partia obudziła się z ręką w nocniku, nikogo nie powinno dziwić. Faktem jednak było, że służby specjalne miały dość jasny obraz sytuacji polskiej gospodarki. Było to więc typowe oczekiwanie na cud, który nie nastąpił. Wręcz przeciwnie, to co miało się już niedługo wydarzyć, to był cud, nie to zaś, czego oczekiwano.

Pierwsza wiadomość, jaką dostałem to informacja, że nastąpi opóźnienie i jacht przypłynie dopiero pod koniec lipca. Było to jakby normalne, ale szlag mnie trafił, burzyło to plan przesyłek na całe lato. Niestety nie miałem na to wpływu i nie pozostało mi nic innego, jak czekać. W kraju zaczynały się pierwsze strajki, a mnie ogarnął blady strach czy np. rejsy jachtów nie zostaną wstrzymane. Wysyłałem ponaglające listy, ale otrzymywałem ciągle tę samą odpowiedź, żebym był spokojny, bo wszystko będzie dobrze. Miałem przygotowane sześć powielaczy i masę innych rzeczy, ale przede wszystkim świadomość jak bardzo w okresie strajków jest potrzebny sprzęt poligraficzny.

W pierwszych dniach sierpnia zjawili się długo oczekiwani goście. Jacht przypłynął do małego portu jachtowego Loma, bardzo blisko Malmo. Oczywiście powitaniom nie było końca. Załoga składała się z młodych ludzi, członków Ruchu Młodej Polski, na ówczesne czasy radykalnej części opozycji. Przegadaliśmy całą noc, a ja znowu na kolanach powędrowałem do pracy następnego dnia. Rozładunek jachtu odbył się szybko (tym razem nie było tego wiele), a załadunek jeszcze szybciej. Wszystkim się bardzo spieszyło do powrotu. Ładunek był potężny. Za jednym razem zabrano wszystko co było przeznaczone na cały sezon: sześć powielaczy — w tym jeden bębnowy Roneo Vickers („NOWa" straci ten powielacz wiosną 1981 roku, SB zabierze go już na zawsze przy kolejnej wpadce). Dlaczego o tym piszę? ten typ powielacza był najbardziej poszukiwany w kraju i miało to swoje uzasadnienie. Cała tajemnica polegała na konstrukcji powielacza, a mianowicie matryca białkowa leżała na bębnie, który się obracał. Przez to matryca nie pękała tak szybko jak np. w Gestetnerze, gdzie wisiała na siatce. Taki typ maszyny był, jak wspomniałem, bardzo poszukiwany, ale niemal niedostępny na rynku polskim. Ładunek zawierał także całą masę innych potrzebnych rzeczy. Dzisiaj już nie jestem w stanie ich wymienić; niestety nikt wtedy nie prowadził zapisów. Myślę, że gdzieś w Londynie jest dokumentacja z tego okresu. W każdym bądź razie mieliśmy nietęgie miny, kiedy po załadowaniu naszego statku poziom linii wodnej jachtu znacznie się obniżył. Drugim faktem, który mógł niepokoić, to ilość książek, jaka została zabrana z mojej biblioteki, a w szczególności wydawnictw „Kultury". Obiecano mi refundację, ale nigdy się tego już nie doczekałem. Pożegnanie było minorowe. Wszyscy czuli, że coś się święci, ale nikt nie potrafił sprecyzować co. Ustaliliśmy, że należy zrobić rejs niezależnie od tego, że może nie być sprzętu. Jacht odpłynął na parę dni przed początkiem strajku w stoczni. Gdzieś po tygodniu, zgodnie z moimi wyliczeniami, oczekiwałem potwierdzenia, którego jak zwykle nie było. Nie wiem, czy na moje szczęście czy nieszczęście wybuchł strajk w Stoczni Gdańskiej. Po paru dniach Wybrzeże zostało odcięte od połączeń telefonicznych i moje problemy się skończyły.

Na tym zakończył się jakby pierwszy etap, mojej i innych wspaniałych ludzi, działalności na rzecz opozycji przedsierpniowej w kraju. Myślę, że jak na skromne możliwości zrobiliśmy dużo, a co najważniejsze zbudowaliśmy podstawy na przyszłość, absolutnie nie zdając sobie sprawy z tego faktu. Był to okres, kiedy chęć pomocy była rzeczą jak najbardziej naturalną, a w wielu wypadkach niemal sprawą honoru. Oczywiście mam tu na myśli tych ludzi, którzy uważali, że trzeba coś robić. Nie przesadzę na pewno, jeśli napiszę, że „knucie" — jak to napisał później Maciek Poleski [ 2 ] — było potrzebne do życia, wciągało jak narkotyk. Był to pewnego typu hazard, który dawał cholerną satysfakcję. Wystarczyło spojrzeć na półkę z wydawnictwami niezależnymi, aby zrozumieć wymiar sukcesu, który się współtworzyło. Oczywiście nie należy tu wpadać w zachwyt nad samym sobą, ale pozostaje faktem, że również my tutaj na emigracji mieliśmy w nim swój udział. [...]

Tekst opublikowany w piśmie SOWINIEC. Materiały historyczne, nr 27, Grudzień 2005. Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, ss. 169-180.


1 2 3 4 

 Podobna tematyka na: Zapluty karzeł emigracji
 Zobacz także te strony:
 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Nawojki z klasą, czyli o gimnazjum w Dobrzyniu
Zapiski londyńskie 1988/1989 cz. 1

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (13)..   


 Przypisy:
[ 2 ] Maciej Poleski, pseud. Czesława Bieleckiego, szefa podziemnego Wydawnictwa CDN, współautora poradnika Mały konspirator (wyd. CDN, Warszawa 1982).

« Historia   (Publikacja: 29-09-2008 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Marian Kaleta
Wyjechał z Polski nielegalnie w 1969 roku. Od 1971 mieszka w Szwecji. Przed powstaniem "Solidarności" nawiązał kontakty z paryską "Kulturą" i Polskim Rządem na Uchodźstwie. Po powstaniu NSZZ "Solidarność" współtworzył "Polenkomitten". Współtwórca Conference of "Solidarity" Support Organizations w Południowej Szwecji. Po ogłoszeniu stanu wojennego zorganizował głodówkę protestacyjną w Katedrze w Lundzie. Od 1982 rozpoczął ścisłą współpracę z Biurem Brukselskim dzięki czemu przeszmuglowano do Polski kilkaset maszyn poligraficznych dla podziemnych wydawnictw. Związany z Grupą Oporu "Solidarni". W 2007 r. odznaczony przez prezydenta Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Bohater filmu dokumentalnego TVP Polonia z cyklu "Dziękujemy za solidarność" (lipiec 2008)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6111 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365