|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Bodies - bądź świadom swojego ciała [2] Autor tekstu: Elżbieta Binswanger-Stefańska
"Święta Teresa w Lisieux jest przedmiotem kultu, ludzie modlą się do niej, to nie jest show", mówi ks. prof. Morciniec. Kto choć raz był w takim miejscu kultu, ten wie, że dopiero to jest show i biznes na wielką skalę. Handel dewocjonaliami i wiara w cuda niewidy. I czyż nie jest to uprzedmiotowieniem ciała zmarłej osoby? Przedmiot kultu to przecież przedmiot! A że wystawa plastynatów jest sensacją? No, jest! Jasne, że jest! W pozytywnym tego słowa znaczeniu! Tak jak sensacją było odkrycie Pompejów (współcześnie muzeum ze zmumifikowanymi w wulkanicznym popiele ciałami ludzi i zwierząt), czy jeszcze bodaj większą dokopanie się do minojskiej Thery na wyspie Santorini (tam szczątków było mało, co znaczyło, że ludzie zdążyli uciec zanim wybuch wulkanu urwał pół wyspy).
Takich sensacji można by wyliczać a wyliczać. Jedną z największych było niewątpliwie odkrycie grobu Tutenchamona. Mumia Tutenchamona, triumf mistrzów balsamowania za boga Anubisa, jest dziś jednym z największych triumfów archeologii. A zarazem współczesnej technologii pozwalającej na pokazanie szczątków faraona całemu światu. Mumia umieszczona w hermetycznie zamkniętym sarkofagu przykrytym płytą ze szkła akrylowego widoczna jest dla zwiedzających bez narażenia na zepsucie.
Muzea świata pełne są takich eksponatów od krakowskiego Muzeum Archeologicznego począwszy, po Luwr, Luksor czy wiele, wiele innych. Krypty sanktuariów pełne są szczątków ludzkich dostępnych dla zwiedzającym od krakowskiego klasztoru reformatów po słynne rzymskie Ossario dei Cappuccini wyłożone ludzkimi czaszkami w zdobne wzory.
Światowe Muzea Człowieka, Medycyny, Natury… pełne są ludzkich preparatów. Zainteresowani, a ja do takich się zaliczam, zwiedzają takie miejsca, oglądają takie eksponaty, czytają o nich. Gdy w Bazylei w 1999 roku przez trzy i pół miesiąca gościła wystawa "Koerperwelten", zwiedziło ją ponad 600 tysięcy Szwajcarów, Niemców i Francuzów. I przynajmniej jedna Polka, ja. Była to ciesząca się największą frekwencją wystawa w Szwajcarii w ogóle.
Jesteśmy pełni podziwu dla umiejętności starożytnych Egipcjan, pochylamy się nad mumiami ich faraonów i dostojników i zachwycamy się jak doskonale się zachowały, a nie chcemy docenić doskonałości ukazania budowy ciała człowieka dzięki technologii plastynacji? W całych dziejach ludzkości nie było takiego sposobu. Pływające w formalinie preparaty to nic wobec precyzji i piękna, tak, piękna, jakie wydobywa ta technologia.
Tak dla mnie jak i, jak sądzę, dla większości zwiedzających, jest to możliwość refleksji nad złożonością naszych organizmów, nad ich niezawodnością ale też kruchością, nad ich uniwersalnością, ale i indywidualnością — każdy z nas zbudowany jest tak samo, ale nie identycznie — wreszcie nad istotą istnienia. A także nad ofiarnością tych, którzy oddali nauce swoje ciała. Świadczą o tym liczne wpisy. Być może niejedno zwiedzające z rodzicami wystawę dziecko podejmie decyzję o zostaniu lekarzem.
Równocześnie tym bardziej jesteśmy w stanie docenić pracę, wiedzę lekarzy. Oni nie tylko znają każdy nasz nerw, każdą żyłkę, każdą kosteczkę, oni wiedzą jak i co w żywym organizmie połączyć, przeciąć, zoperować, żeby choremu pacjentowi pomóc a nie zaszkodzić.
Tysięcy lat trzeba było, żeby od sztuki balsamowania dojść do sztuki plastynacji. Żeby od sztuki leczenia magią dojść do osiągnięć współczesnej medycyny. Tymczasem niektórzy podchodzą do zagadnienia z histerią godną średniowiecznych mnichów, przestrzegają przed piekłem, grożą potępieniem.
Dwa lata temu, gdy wystawa "Bodies" zawitała w Pradze, ksiądz Tomas Halik, prażanin, nie posiadał się z oburzenia: "Tak chyba wygląda piekło — totalna depersonalizacja, 'od-osobowienie' człowieka", pisał w artykule zatytułowanym "Ciała i hieny". To — według niego — "lunaparki chorobliwego ekshibicjonizmu i wszechogarniającej prymitywnej rozrywki..., ten rodzaj nekrofilskiego ekshibicjonizmu zasłużył na to, by znaleźć się w podręcznikach psychiatrii jako odrębna jednostka diagnostyczna", grzmiał. I przestrzegał, jak to w przyszłości "powoli i niepostrzeżenie będziemy się upodabniać do rzeczy, do wymienialnych eksponatów, towarów, próbek bez wartości…" (skrót tekstu ukazał się w GW, 28.2-1.3.2009).
Hola, hola, ksiądz chyba zapomniał, jak wyglądała przeszłość, kiedy to życie człowieka naprawdę niewiele było warte, a do nieustannego "dance macabre" ochoczo przygrywali wyznawcy rozciągniętego na krzyżu trupa. Zapewne nie pamięta też o tym, że przez wieki poznawanie anatomii człowieka było czymś tak dalece zakazanym, że ciekawi tej jakże istotnej dziedziny życia w ukryciu robili sekcje zwłok, że zakradali się nocą do kostnic, żeby poznawać i ratować życie (obok lekarzy budową ciała interesowali się artyści, Leonardo da Vinci, Tycjan, Michelangelo, Rafael, Rembrandt...). Ksiądz po prostu idzie do lekarza, gdy coś mu dolega i oczekuje, że lekarz wie co i jak i nie odstawi fuszerki.
Technologia plastynacji pozwala na konserwację i pokazanie wszystkich części ciała, opisy pozwalają zrozumieć jak działają poszczególne mięśnie, organy, nerwy, kości. Im większa znajomość własnego ciała tym większy szacunek do życia. I tym mniejsza zgoda na to, że człowiek jest "marnością nad marnościami", jak nam przez wieki wmawiano.
Uderzam w klawisze klawiatury i myślę, ile nauki trzeba było między możliwością zatrzymania czasu w ciele Tutenchamona a pokazaniem wnętrza ciała "Chińskiego Myśliciela" z wystawy "Bodies".
Oto jak wykonywano balsamowanie zwłok: specjalnymi narzędziami przez nos wysysano mózg. Do wyczyszczonej olejkami czaszki wlewano płynną żywicę lub bitumin (czarny lepki naturalny asfalt), które po oziębieniu tężały. Z brzucha usuwano wszystkie narządy. Trzewia czyszczono i wkładano do specjalnych urn — kanop, zawsze czterech, na wątrobę, płuca, jelita i żołądek. Bywało, że amputowano genitalia.
Gałki oczne usuwano, a oczodoły zalewano żywicą i wkładano szklane kuleczki z rysunkami tęczówek. Opróżniony korpus przemywano winem palmowym, następnie olejkiem cedrowym i na okres 70 dni zwłoki impregnowano roztworem sody, substancją wysuszającą.
Następnie wypełniano jamę brzuszną papirusami-pakułami i nasączano wonnościami, pachnącymi żywicami, mirrą, cynamonem, bazylią, gałką muszkatołową, goździkami. Po czym brzuch zaszywano.
Kiedy konserwowanie ciała dobiegło końca owijano je cienkimi pasemkami płótna nieraz kilkusetmetrowej długości, z wyjątkiem dłoni i stóp, na zwojach wypisywano magiczne formuły i zaklęcia...
"Główna maestria zabiegu polegała na zachowaniu rysów twarzy, musieli więc istnieć wyborni specjaliści, całe rzesze artystów w zawodzie zajmujących się przygotowywaniem kolejnych etapów preparowania zwłok… Niektórzy z nich z konieczności musieli być biegłymi anatomami" (Jan Niżnikiewicz, "Tajemnice dawnej medycyny, magii i erotyki").
Do naszych czasów dotrwały kompletnie sczerniałe resztki ciał. Wzbudzają nasz słuszny podziw dla starożytnej wiedzy. Kilka tysięcy lat później umiemy zakonserwować tkanki tak, że wyglądają jak żywe, a właściwie to nawet lepiej i jeżeli nie ulegną zniszczeniu mechanicznemu, mogą trwać i trwać...
Przeciwnicy stosowania tej metody uważają, że nieetycznym jest takie obchodzenie się z ciałami zmarłych i pokazywanie ich na wystawach. Powinny zgnić w ziemi. Lub być poddane kremacji (Kościół po dwóch tysiącach lat dopuszcza możliwość kremacji zwłok). Inny wariant to wyrzucenie w przeznaczonych do tego miejscach na żer ptakom. Ewentualnie wrzucenie do wody, jeśli śmierć nastąpiła na morzu, tam już ryby i inne morskie stwory zajmą się nimi...
Metoda plastynacji polega na wymienieniu wody w tkankach na aceton a następnie usunięcie acetonu w komorze próżniowej i zaimpregnowanie tkanek gumą silikonową, która zostaje poddana procesowi utwardzania. Tym sposobem otrzymujemy preparaty elastyczne. Jeśli zaś zaimpregnujemy tkanki żywicą epoksydową, to otrzymujemy preparaty twarde i przeźroczyste. Mogą też być zabarwione. A jest to dopiero faza wstępna.
Teraz, żeby odkryć i zademonstrować odpowiednie partie ciała, trzeba zegarmistrzowskiej precyzji i ogromnej wiedzy z anatomii. Oraz cierpliwości, pamięci, wyobraźni i umiejętności manualnych. Do 1500 godzin może trwać "rzeźbienie" takiego jednego eksponatu. Dlatego jest to połączenie wiedzy ze sztuką. Podziwiani przez nas uczniowie boga Anubisa umarliby ze zdziwienia.
Przerywam stukanie w klawiaturę i w katalogu z wystawy czytam, że posiadam coś, co nazywa się tunelem nadgarstka i że jest to "miejsce powstawania schorzenia znanego jako zespół cieśni tunelu nadgarstka, częstej dolegliwości osób pracujących przy komputerze. Zespół ten, który cechuje zdrętwienie i ból kciuka i środkowych palców, występuje, kiedy zmienione zapalnie ścięgna uciskają na nerw pośrodkowy w miejscu, w którym przechodzi on z tunelu nadgarstka do nadgarstka".
Nie wywołujmy zatem wilka z lasu, koniec pisania, trzeba dać odsapnąć tunelowi nadgarstka a przy okazji szarym komórkom. Niech teraz mój zespół chemików ucieszy się rozpracowywaniem filetu z łososia w sosie śmietankowo-koperkowym popitym przyjemnie chłodnym Chablis z nutką dębu i wyraźnymi akcentami kwiatowymi...
1 2
« Kultura (Publikacja: 05-04-2009 )
Elżbieta Binswanger-Stefańska Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie. Liczba tekstów na portalu: 56 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 5 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Odyseja nadziei i smutku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6459 |
|