Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.362 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Nierozsądny byłby zamiar odebrania ludowi jego szaleństwa! Można jednak wyleczyć z szaleństw tych, co rządzą ludem; nie pozwolą na to przynajmniej, by szaleństwa ludu stały się niebezpieczne. Zabobon wówczas tylko jest groźny, gdy ma za sobą monarchów i żołnierzy, wtedy bowiem staje się okrutny i krwiożerczy."
 Światopogląd » Tanatozofia

Śmierć, czyli nic [2]
Autor tekstu:

Na uwalnianie się od traumy ostatecznego odejścia dobry wpływ mają także wypowiedzi osób cieszących się renomą ludzi myślących, które zdawały się potwierdzać fakt całkowitej akceptacji własnej śmierci. Otóż, na jednej z okrągłych rocznic (bodajże osiemdziesiątej) swoich urodzin prof. Władysław Tatarkiewicz oznajmił, że życie pożegna bez żalu. Przy okazji przyrównując je do sztuki teatralnej stwierdził: bo ile razy można oglądać to samo przedstawienie.

Również daje do myślenia passus u Henryka Elzenberga mówiący o tym, że śmierci najbardziej boją się ludzie prowadzący życie ubogie i wegetatywne, zaś u tych, którzy rozwijają w sobie stronę duchową, wzbogacają swoje istnienie kulturą i wiedzą – u tych lęk przed śmiercią jest mniejszy: To, co się w nas boi śmierci, to organizm, roślina, w chwilach zaś, gdy życie jest cenniejsze, myśli się o śmierci z taką pogodą, że niemal jak o koronie życia. (cytuję za Moje ucho a księżyc , Stanisława Cichowicza).

W czasie obchodów dziewięćdziesiątej rocznicy swoich urodzin Andrzej Nowicki, znany filozof-ateista zapytany o jego zdanie na temat śmierci odpowiedział: Jakiś czas temu spędziłem ponad sto godzin w klasztorze czytając po grecku pisma Lukiana z Samosat. Na ścianach tego wiekowego budynku była umieszczona sentencja: memento mori – tu pan profesor na chwilę zamyślił się i dodał. – Moim zdaniem to głupie powiedzenie. Jest wiele ciekawszych rzeczy, o których warto rozmyślać [ 5 ] (Spotkanie w warszawskiej siedzibie PSR, maj 2009).

To wszystko może być zachętą, by traktować owe przykłady jako pewien wzór godny naśladowania. Wydaje się jednak, że zawsze pozostaje w człowieku ten moment niepewności, czy potrafi osiągnąć taki poziom.

Zwróćmy teraz uwagę na parę banalnych oczywistości. Śmierć nie jest czymś, to tylko ja w wyniku pewnego procesu fizycznego stanę się niczym. Co za tym idzie, nie można rozważać doznań, jakie ona wywołuje oraz tego, co będzie dalej z naszą świadomością przy pomocy słów, które – jak już wspomniałem – jeżeli mają zawierać w sobie jakąś treść, to muszą odnosić się do czegoś istniejącego. Dlatego, żeby nie poszybować na skrzydłach pobożnych życzeń na manowce, o wiele rozsądniej jest prowadzić rozważania o śmierci z punktu widzenia biologii, która przyjmuje, że jest ona rozpadem (dzisiaj mówi się: dezorganizacją) materii żyjącej. Szczególnie, że – w związku z coraz większym marginalizowaniem dualistycznego podejścia do problemu ciała i duszy, w czym decydującą rolę wydają się odgrywać współczesne badania nad działaniem umysłu – nic nie wskazuje na to, by dusza miała jakąkolwiek zdolność trwania poza ludzkim organizmem, a osiągnięcia nauki stale zawężają pole możliwości takich pomysłów, co stawia pod znakiem zapytania propozycje zawarte w religiach monoteistycznych. [ 6 ]

W takim podejściu, bazując na faktach, o wiele trudniej jest pobłądzić. Nie chcę tutaj powtarzać twierdzeń zawartych w pracach naukowych. Uważny czytelnik znajdzie sporo fachowych artykułów na ten temat, między innymi na stronach Racjonalisty.

Widzimy więc, że o śmierci o wiele więcej mówi nam nie świadomość, ale procesy zachodzące w ciele. Poza tym sama biologia – wyjąwszy sytuacje losowe – ułatwia nam spotkanie z ostatnią chwilą naszego życia. W miarę upływu lat ubywa nam bowiem sił, organizm w naturalny sposób starzeje się i wreszcie życie w nas gaśnie. Ten rodzaj umierania wydaje się być idealnym wyjściem. Tym bardziej, że w miarę słabnięcia ciała, nasza świadomość również zaczyna docierać do granic swoich możliwości. Oczywiście wybitne jednostki zdają się temu przeczyć, jednak moim zdaniem są to tylko chlubne wyjątki od reguły.

Wiemy przecież, że śmierć prócz tego, iż jest rozpadem organizmu, jest również zanikiem jaźni. Z tej prostej przyczyny nie może więc być opisana przez świadomość, bo ona jej nie doświadcza. Nasza świadomość doświadcza tylko umierania innych, a więc śmierć nie jest nigdy przedmiotem osobistego doświadczenia. To skutecznie odgradza nas od przemyśleń popartych refleksją opartą na bezpośrednich odczuciach. Z tego wynika, że śmierć można opisać tylko z zewnątrz i opis ten dotyczy zawsze innej osoby oraz wrażeń, które owo przykre zdarzenie w nas wywołuje. Podkreślmy, parafrazując Epikura: póki nie wydamy z siebie ostatniego tchnienia – śmierci nie ma. Cóż więc nasza, często przerażona świadomość może począć z tym faktem?

Przede wszystkim warto sobie uzmysłowić, że w samej śmierci nie ma nic złego, ani dobrego. Jest ona poza zasięgiem tych określeń. Całe zło wywodzi się z naszego rozbuchanego „ja”, mającego pretensje do świata o wiele spraw, w tym i oto, że musi umrzeć. Owe pretensje zamiast wygasać wraz ze zmniejszającą się w miarę upływu lat sprawnością fizyczną i umysłową, w zdecydowanej większości z nas rosną.

Jako odtrutkę na chandrę wywołaną świadomością nieuchronnego końca proponuję badanie szlaków, które przeszła ludzkość od czasu powstania pierwszych kultur po dzień dzisiejszy z punktu widzenia jej prób radzenia sobie ze śmiercią. Strach przed własnym umieraniem czerpie bowiem swoją moc z niewiedzy, jest panicznym zaklinaniem życia, udawaniem, że to nigdy nam się nie przydarzy.

Kiedy spojrzymy na człowieka, jak na jedno z wielu istnień, wtedy jawi nam się on jako element przyrody pozbawiony przesadnej wartości, którą sobie sam nadał. Te same pierwiastki chemiczne tworzą wiele różnorakich bytów, w tym i człowieka. Czy nam się to podoba czy nie, jest on ogniwem natury i nic nie wskazuje, by miał być lepszy niż pozostałe organizmy. Procesy biochemiczne jak i psychiczne zachodzące w organizmie ludzkim wskazują na ścisłą przynależność człowieka do świata zwierząt. Różnica może być co najwyżej ilościowa, a nie jakościowa. Nie ma tu skoku do czegoś, co by z owej ilości nie wynikało. I chociaż osiągnięcia człowieka wydają się wspaniałe (co też jest kwestią do dyskusji) to kończy on jak każde inne stworzenie. Na tej płaszczyźnie nie jest on żadną „koroną wszelkiego stworzenia” lecz jednym z wielu bytów. Koroną, to człowiek-uzurpator ustanawia siebie sam dając tym pożywkę własnej próżności.

Co do żalu, jaki rodzi fakt nieuchronnego końca, to zazwyczaj odczuwamy go rozmyślając nad nim w chwilach naszej pełnej sprawności umysłowej i fizycznej czasami podkopanej jakimś trudnym przeżyciem, z którego wyszliśmy obronną ręką. I to z owej, automatycznie przyjętej perspektywy, uświadamiając sobie własny kres odczuwamy dyskomfort. Zazwyczaj jest to chwila, kiedy upływ sił nie jest na tyle dokuczliwy byśmy ciągle jeszcze nie mogli w miarę dobrze funkcjonować. Kiedy zaś odczuwamy wyraźny upływ sił to wspomnienie naszej pełnej sprawności, jak i świadomość, że owa sprawność fizyczna maleje bezpowrotnie, napawa nas smutkiem. W każdym z tych przypadków nie jest to jednak smutek człowieka „nad grobem”, ale wymyślony żal kogoś ciągle jeszcze cieszącego się życiem. Wszelako, kiedy starość powoli, ale konsekwentnie dzień po dniu, zacznie odbierać nam możliwości znośnego egzystowania i w końcu (jeżeli wcześniej nie umrzemy) życie stanie się dla nas torturą, wtedy na myśl o zbliżającym się końcu doznamy czegoś w rodzaju ulgi. Tak to już jest, kiedy organy, które pozwalają nam korzystać z dóbr tego świata ulegają zużyciu to i owe dobra stają się coraz bardziej nieosiągalne. W ten sposób sama przyroda pomaga nam uporać się z owym momentem dotarcia do nicości.

W takiej sytuacji odejście z tego świata do nikąd nie jawi się już tragedią, ale zabiegiem uwalniającym i prawdziwie zbawczym. W sytuacjach ekstremalnych, kiedy nasze odejście związane jest z niewyobrażalnym cierpieniem, wszystkie próby osób trzecich mające na celu utrzymanie nas przy życiu za wszelką cenę – wbrew naszej woli – są zabiegami barbarzyńskimi ludzi butnych, często zaślepionych swoja wiarą, nie mających żadnej zdolności do empatii, którzy nie są w stanie zrozumieć, że niewybaczalnie ingerują w decyzje bezpośrednio zainteresowanej osoby przedłużając jej agonię.

Bądźmy jednak dobrej myśli i załóżmy, że na naszej drodze nie będzie nam dane spotkanie z takimi osobami-automatami. Jak wtedy jeszcze moglibyśmy sobie pomóc w przygotowaniach na nadejście ostatniej chwili? Nade wszystko należałoby wyciszyć naszą nieprzyzwoitą skłonność przesuwania granicy nadawania ważności własnemu, fizycznemu istnieniu poza biologicznie wyznaczony mu czas. Aby uporać się z tym szkodliwym uczuciem lepiej i zdrowiej jest spuścić z tonu, przynajmniej przy tej ostatecznej, zawsze – z punktu widzenia zarozumiałego „ego” – przegranej sprawie. Taka zmiana nastawienia powoduje uświadomienie sobie właściwego miejsca pośród istot żywych, skoro bowiem, prócz zmian związanych z ciałem, nic o śmierci nie możemy wiedzieć, to czy nie powinno to świadczyć i o tym, że tak samo ową śmierć powinniśmy potraktować?


1 2 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kiedy człowiek miał okazję popełnić grzech pierworodny?
Społeczności żydowskie w Ameryce Południowej

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (13)..   


 Przypisy:
[ 5 ] Warto też zajrzeć do kilku przemyśleń Stanisława Lema na temat śmierci, a także do ostatniego wywiadu Zbigniewa Religii .
[ 6 ] W tym kontekście tzw. problem psychofizyczny zdaje się tracić na ostrości. Niestety, rozważania na temat relacji między mózgiem i umysłem wychodzą poza ramy niniejszego artykułu.

« Tanatozofia   (Publikacja: 05-07-2009 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jacek Kozik
Ur. 1955. Ukończył studia na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Na łamach prasy zadebiutował blokiem wierszy w 1982, w „Przeglądzie Tygodniowym”. Swoje wiersze drukował także w „Tygodniku Kulturalnym”, „Miesięczniku Literackim”, „Literaturze” i „Poezji”. Jednocześnie jego poezje pojawiły się w drugim obiegu, w warszawskim „Wyzwaniu” i wrocławskiej „Obecności”. Zbiory wierszy: „Tego nie kupisz” (1986), „Matka noc” (1990), „Ślad po marzeniu” (1995). Jego słuchowiska i wiersze były emitowane także na antenie Polskiego Radia. Uczył w szkołach podstawowych i gimnazjum, dla którego ułożył program „Korzenie kultury europejskiej”. Uczył także w liceum etyki i filozofii. Jego artykuły ukazywały się w specjalistycznych periodykach „Edukacji Filozoficznej”, „Filozofii i Sztuce” oraz w „Filozofii w Szkole”. Mieszka w Nowym Jorku   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 15  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Duszne niedouczenie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6654 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365