Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.684 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Mój ateizm budzi się z letargu wówczas, gdy prywatna wiara staję się sprawą publiczną; kiedy ktoś próbuje zorganizować życie innym na podstawie własnych psychopatologii.
 Społeczeństwo » Młodzież, szkoła, studia

A za karę będziecie się uczyć etyki...
Autor tekstu:

Etyka. Przedmiot- widmo w większości polskich szkół. Stosując znane porównanie można wręcz uznać, że etyka jest jak yeti- wszyscy o niej słyszeli, ale mało kto ją widział, a jeszcze mniej osób miało z nią jakikolwiek bliższy kontakt (tak samo jak z nauczycielem tego przedmiotu, o ile nie jest nim ksiądz lub katecheta, co jest, niestety, częstym zjawiskiem). Jeżeli już ktoś łaskawie uzna brak etyki w szkole za problem, wtedy pojawia się szereg rządowych czy ministerialnych projektów, projektów projektów, etc., które zazwyczaj też są jak yeti. Resort edukacji nie może uporać się ze zdecydowaniem odnośnie  kształtu i formy egzaminu maturalnego, więc niech naród nie wymaga, żeby zajął się tak „błahym i marginalnym" problemem, jakim jest brak etyki w szkole.

Ostatni (wg moich źródeł) głos w tej sprawie ze strony państwa zabrała obecna minister edukacji narodowej Katarzyna Hall, która nawiasem mówiąc jest matematykiem, więc teoretycznie powinna być obdarzona racjonalnym podejściem do spraw, którymi się zajmuje. Według jej obietnic etyka miała być wprowadzona jako przedmiot obowiązkowy dla uczniów, którzy nie uczęszczają na religię. I tutaj pojawia się kilka „ale": jak liczna musi być grupa, aby zorganizować takie zajęcia (przez media nazywane nieraz „zastępczymi", mimo tego nie uważam, aby w świeckiej szkole etyka miałaby być dla mnie jedynie wypełnieniem luki po jedynej słusznej religii). Czy etyka będzie musiała być realizowana w tym samym czasie, co religia? Wreszcie- czy na pewno jej nauczanie będzie obowiązkowe i jednolite?

Na te pytania nie mam jasnych odpowiedzi, a to dlatego, że nie udzieliła ich wyraźnie Pani Minister. Może się jednak zdarzyć tak, iż odpowiedzi są, tylko ze strachu przed hierarchią kościelną są zwyczajnie wyciszane i kamuflowane. Ja ich znaleźć nie mogłem. I nie może ich znaleźć zapewne także dyrekcja wielu szkół. Za to MEN serwuje mi kolejną dawkę zwątpienia w świeckie państwo- oto po otwarciu strony tegoż ministerstwa, pierwszym co rzuca się w oczy jest zdjęcie piuskowanej głowy na uroczystości, w której wzięli udział przedstawiciele MENu oraz sam marszałek Sejmu. I jak tu wprowadzać etykę? Jako przykład chciałbym tutaj podać moją szkołę średnią, do której mam przyjemność uczęszczać.

Za początek nagłego zainteresowania problemem nauczania religii można uznać przybycie do naszej szkoły nowego księdza. Cały ubiegły rok upłynął kilku dziesiątkom licealistów pod znakiem wysłuchiwania na „lekcjach" wielce odkrywczych tez księdza, jakoby „Polską rządzili dziennikarze "Gazety Wyborczej", tudzież „Polska to państwo totalitarne". Słowo „lekcje" jest zapisane tak jak jest z prostego powodu: wina nie leżała tylko po stronie nauczyciela, to jasne, że lekcje te były wzajemnym podsycaniem nienawiści. Nigdy jednak nie czułem potrzeby, aby na siłę się umartwiać i uczestniczyć w tych lekcjach, mimo zaproszenia przez księdza ateistów do udziału w charakterze gości. Jednak wypowiedzi księdza były szeroko komentowane w całej szkole. Po stwierdzeniu, że ludzie, którzy pracują w niedziele, to „biali murzyni" coś pękło. Doszło do wielu skarg uczniów i ich rodziców. Ksiądz ten nie uczy już w naszej szkole.

Nowy rok szkolny, nowe deklaracje w sprawie uczestnictwa w lekcjach jedynej słusznej wiary. Nastąpiło to, co było do przewidzenia- kilkadziesiąt osób, które zrezygnowały ze względu na osobę księdza, wróciło posłusznie na zajęcia. Przeważają ludzie, którzy „chodzą, bo inaczej nie można", ludzie, którzy ostatnią styczność z Kościołem mieli przy okazji bierzmowania (jak w ogóle można nie mieć tego sakramentu?!). O ile troska o opinię „środowiska" w ostateczności może być okazywana w przypadku wsi i małych miasteczek, o tyle nie rozumiem jej w przypadku dwumilionowego miasta stołecznego, gdzie praktycznie każdy jest anonimowy! Uczniowie i ich rodzice sami sobie szkodzą, zmuszając się do „chodzenia na religię". Osobiście nie odczułem żadnej, ale to absolutnie ŻADNEJ dyskryminacji, ze względu na moją absencję na tychże lekcjach. Niektórzy przesadzają, to trzeba powiedzieć głośno i wyraźnie. Tutaj, w Warszawie nie zaobserwowałem „zaszczutych ateistów", społecznego ostracyzmu i innych czynności, niemiłych niewierzącym. Jeżeli ktoś chce, to religii nie musi się uczyć. Ale co z tą etyką, która miała być, nomen omen, błogosławieństwem dla tych, którzy już zdecydowali i religii się nie uczą?

Etyka w mojej szkole ma być dostępna. Jest więcej niż ośmiu uczniów, którzy nie chodzą na zajęcia z zasad wiary katolickiej, możliwe jest zatrudnienie nauczyciela etyki. Planowane jest stworzenie grupy, która będzie się składała z uczniów z wszystkich klas licealnych. Ktoś by powiedział, że lepsza etyka taka, niż żadna. Jednak przygotowania do jej wprowadzenia są zdecydowanie zbyt mocno akcentowane. Zamiast suchego stwierdzenia, że po prostu będzie nowy przedmiot, robiony jest z tego wielki, niedorzeczny kłopot. Oto uczniowie są zachęcani, aby jeszcze raz przemyśleli to, czy nie chcą chodzić na religię, żeby podjęli „DOBRĄ decyzję" (!), ze wskazaniem oczywiście, jaka miałaby być ta decyzja. Przedstawiciele zarządu szkoły wyrażają się w sposób, który może być odebrany (i jest tak odbierany) jako pretensje do uczniów, że nie zamierzają pełnić roli owieczek pańskich. Etyka, rzecz jasna, nie odbywałaby się równolegle z religią, ale w takim czasie, że lekcje kończyłyby się późnym popołudniem. Prawo Dyrekcji- ustalać dowolnie godziny lekcyjne. Ale czy nie jest to bodźcem do tego, aby jednak na siłę pozostać przy religii? Być może komuś w parafii nie zgadza się liczba duszyczek w księgach i stąd to nagłe tworzenie problemu, który w rzeczywistości dotyczy czegoś innego.

Na uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego otrzymaliśmy wszyscy błogosławieństwo proboszcza. Najwyraźniej nie wszystkich ono oświeciło. Mieliśmy iść drogą, którą sobie sami obierzemy. Idziemy więc. A Was, drodzy uczniowie, proszę- przemyślcie „co z tą religią?".


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Polscy apostaci w Watykanie
Akceptacja życia wbrew temu, że jest ono porażką

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (19)..   


« Młodzież, szkoła, studia   (Publikacja: 27-09-2009 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Oskar Wiśniewski
Doktorant Zakładu Immunologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Miłośnik i hodowca zwierząt egzotycznych, etnozoologii oraz filozofii,

 Liczba tekstów na portalu: 18  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Przez jelita do serca – bakterie i miłość
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6821 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365