|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Ulrike Meinhof i rewolucyjny zwrot [1] Autor tekstu: Marcin Punpur
"Była pierwszą osobą w RFN po tym jak
przybyliśmy z Polski
do Niemiec Zachodnich w 1958 , która spytała o mój pobyt w
Getcie Warszawskim.
Spotkaliśmy się wówczas w kawiarni
Funkeck w Hamburgu.
Na koniec wywiadu, który trwał o wiele
dłużej
niż początkowo zaplanowano, Ulrike Meinhof miała łzy w oczach."
Marcel Reich-Ranicki
"Przy pierwszym spotkaniu z Ulrike Meinhof
powiedziałem: Pani mówi
tak jak bym słyszał mojego nazistowskiego oficera
podczas wojny. Opowiadał
on nam o przyszłości świata i zadaniach Niemiec z tym związanych."
Joachim Fest Historia lewicowego (lewackiego) terroryzmu w wydaniu RAF-u (Rote Armee
Fraktion) była w Polsce mało znana i z rzadka wspominana. Sytuacja zmieniła
się niedawno za sprawą dwóch publikacji: powieści Teresa szwedzkiego
pisarza Steve Sem-Sandberga i książki Bettiny Röhl — córki Ulrike Meinhof-
Zabawa w komunizm. Do tego dochodzi jeszcze głośny film niemieckiego
reżysera Udiego Edela pod tytułem Baader-Meinhof. Każda z tych pozycji
cierpi na pewien deficyt poznawczy, który ujawnia się przy głębszej próbie
zrozumienia fenomenu RAF-u. Teresa to tylko powieść, wprawdzie oparta w dużej
mierze na materiałach historycznych, ale nie całkiem wolna od literackiej fikcji.
Zabawa w komunizm to w zasadzie paszkwil, w którym emocje
demaskatorsko-rewanżystowskie córki mieszają się z wolą odkrycia historycznej
prawdy dziennikarki. Wreszcie film Edela, choć oparty na rzetelnej pracy Stefana
Austa pod tym samym tytułem (niestety nie przetłumaczonej na język polski) to
kino bardziej komercyjne aniżeli historyczne.
Sprawę komplikuje jeszcze bardziej fakt ideologicznego uwikłania tej tematyki.
Dla prawicy RAF to wdzięczny temat ataków i źródło moralnej wyższości, będące
motywem przewodnim pedagogiki negatywnego przykładu. Dla lewicy, która różnie
ocenia działania grupy Baadera, od romantycznych uniesień po potępieńcze ataki,
RAF to raczej niechciane dziecko, które wprawdzie niektórzy są w stanie
zaakceptować, ale tylko pod pewnymi zastrzeżeniami.
Przedmiotem tego eseju nie będzie jednak historia RAF-u, o którym napisano chyba
już wszystko, lecz jego założycielki i głównej ideolożki — Ulrike Meinhof. Jest
rzeczą wielce frapującą obserwować przemianę aktywistki na rzecz pokoju, matki
dwojga dzieci i uznanej w Niemczech dziennikarki oraz intelektualistki w terrorystkę podkładającą bomby i organizującą miejską partyzantkę w kraju, który
dopiero co wyszedł z wojennej traumy.
Dzieci niemieckiej marki
Lata sześćdziesiąte w Niemczech Zachodnich to epoka cudu gospodarczego i dynamicznej modernizacji. Rozwój ekonomiczny był nie tylko środkiem bogacenia
się coraz liczniejszej klasy średniej, ale także narzędziem terapeutycznym
służącym wyparciu nazistowskiej przeszłości. Denazyfikacja miała charakter
prowizoryczny, kończąc się w zasadzie na pokazowych procesach norymberskich.
Starsza generacja milczała o swym narodowosocjalistycznym zaangażowaniu, a ludzie dawnego aparatu władzy przejęli stanowiska w biznesie i polityce.
Najlepszym tego dowodem była nominacja byłego wysoko postawionego nazisty -
Kurta Georga Kiesingera — na kanclerza RFN w 1966 r. Jednocześnie istniał silny
konserwatyzm i autorytaryzm w sferze prywatnej. Należy pamiętać, że były to
czasy sprzed rewolucji seksualnej i feministycznej, która obiegła świat zachodni w słynnym 68 roku. Nowe pokolenie nie znało ani wojny ani totalitarnej choroby, na
którą zapadli ich rodzice. Żyło w czasach gospodarczej koniunktury i politycznej
stabilizacji nieznanej poprzednim generacjom.
Oto jak opisał to pokolenie H. Kruger w 1968 roku:
„Nasze dwudziestolatki są pierwszymi przedstawicielami nowego pokolenia Niemców.
Wyrośli w warunkach stabilizacji gospodarczej i liberalizacji stosunków
rodzinnych. Urodzili się dwadzieścia lat temu, a rok 1948 to rok reformy
walutowej. Są dziećmi niemieckiej marki, stabilnej waluty i dobrze
funkcjonującego kapitalizmu — w Niemczech po raz pierwszy. Nic nie wiedzą o wojnie i faszyzmie — dlatego słowo faszyzm tak łatwo przechodzi im przez usta.
Nie wiedzą, co to jest państwo policyjne — toteż policja jest im partnerem
niezbędnym i poszukiwanym. Kryzys gospodarczy, bezrobocie, głód — znają tylko z książek. [...] Młodzi, silni i w większości zabezpieczeni ekonomicznie — ta
rzeczywiście udana generacja jest upojona i otumaniona swą subiektywną wolnością — a jednocześnie sfrustrowana przez istniejące obiektywnie pozostałości władzy
dyktatorskiej, które charakteryzują naszą politykę i gospodarkę. [...] Właśnie
dlatego że pochodzą ze względnie liberalnych rodzin, są tacy przewrażliwieni na
punkcie wolności i uczuleni na społeczeństwo, w którym bardzo łatwo można
odnaleźć resztki władzy dyktatorskiej".
Niesprawiedliwie byłoby jednak postrzegać nowe pokolenie wyłącznie jako grupę
rozpieszczonych dzieciaków „bawiących się w rewolucję", jak to często
przedstawiają konserwatyści. Tym bardziej w Polsce, gdzie podobną retorykę
stosowały władzę komunistyczne podczas wydarzeń marcowych 68. Z pewnością wśród
ówczesnej młodzieży nie brakowało buntowników bez powodu, ale było też sporo
idealistów i ludzi szczerze oddanych walce o demokratyzację życia publicznego.
Wystarczy wymienić byłego ministra spraw zagranicznych Joschkę Fishera, by pojąć
znaczenie tej grupy. Z czasem bunt się oczywiście zradykalizował. W 1967 r.
podczas protestów studenckich przeciw wizycie szacha w Berlinie został
zamordowany młody student Benno Ohnesorg. Winny postrzelenia okazał się
policjant. Sprawę próbowano później zatuszować, co wywołało sprzeciw i falę
studenckich protestów.
To jednak zamach na Rudiego Dutschke w 1968 r. — najbardziej znanego przywódcę
studenckiego buntu — należy uznać za moment przełomowy dla historii RAF-u. Dutschke został ciężko postrzelony przez Josefa Bachmanna- robotnika z DDR.
Bachmann przyznał się później, że do zamachu zainspirowały go m.in. artykuły
Bilda — brukowca wydawanego przez Axela Springera, który oczerniał Rudiego i agitował
przeciwko studentom, wzywając kilka dni przed zamachem do pojmania ich
„herszta".
Od protestu do oporu
Po zamachu na Dutschke Ulrike Meinhof pisała:
„Protest jest wtedy kiedy mówię, że mi to nie pasuje. Opór jest wtedy, kiedy
sprawiam, że to co mi nie pasuje znika. [...] Teraz kiedy okazało się, że
istnieją inne środki niż demonstracje, Springerowskie przesłuchania, protesty,
które zawiodły, bo nie były w stanie powstrzymać zamachu na Rudiego Dutschke,
teraz kiedy przekroczono granice przyzwoitości, można i trzeba rozprawiać na
nowo o przemocy i kontrprzemocy. [...] Kontrprzemoc niesie w sobie ryzyko
przeobrażenia się w czystą przemoc, gdy brutalność policji określa zasadę
działania, gdy bezradny gniew zastępuje trzeźwą racjonalność, gdy na
paramilitarną akcję policji odpowiada się paramilitarnymi środkami. [...] Zabawa
się skończyła".
Meinhof wiele łączyło ze zbuntowanym pokoleniem. Na początku zaangażowana w ruch
na rzecz pokoju i rozbrojenia atomowego. Z czasem dziennikarka, a potem
redaktorka najpoczytniejszego lewicowego pisma w RFN Konkret, które w połowie lat 60. osiągało nakład ponad 200 tys. egzemplarzy. Gazetę prowadziła
wspólnie ze swoim mężem K.R. Röhlem oraz jak się z czasem okazało przy wsparciu
finansowym wschodnioniemieckich służb. Z małżeństwa narodziły się dwie córki
bliźniaczki Regine i Bettina. Obowiązki matki dzieliła z pracą w redakcji, a także występując publicznie w telewizji jako reprezentant pozaparlamentarnej
lewicy, co uczyniło ją znaną osobistością w kraju i symbolem lewicowego
zaangażowania. Jej teksty były pełne żarliwości i polemicznej werwy. Tematy
wokół których krążyły były typowe dla lewicowego środowiska tamtych lat: krytyka
kapitalizmu, deficytów niemieckiej demokracji, amerykańskiego imperializmu,
społeczeństwa konsumpcyjnego, a także autorytaryzmu itp. Temu ostatniemu
poświęciła nawet film, opisując sytuację młodych dziewczyn w jednym z zakładów
wychowawczych, który miał być paralelą autorytarnych stosunków panujących w ówczesnym niemieckim społeczeństwie.
Mimo szybkiej kariery i sukcesów czuła się ciągle niedowartościowana, ciągle za
mało aktywna i za mało pilna. Kiedy po raz pierwszy spotkała Andresa Baadera i Gudrun Ensslin nic nie wskazywało na to, że to właśnie oni wypełnią ten
niedosyt. Ludzie ustępujący jej zarówno na poziomie intelektualnym jak i moralnym. Ludzie, którzy poza podpaleniem domu towarowego niczego w życiu nie
dokonali. To jednak właśnie oni skłonili Meinhof do wejścia na ścieżkę przemocy.
Źródeł tej przemiany doszukiwano się w wielu miejscach. Pierwsze to psychika
samej Meinhof. Kiedy się ogląda wywiady z nią przed przystąpieniem do bandy ma
się wrażenie obcowania z osobą nieśmiałą, ze wzrokiem skierowanym najczęściej w podłogę, zdystansowaną, która cierpliwie, choć z pewnym niepokojem artykułuje
swe racje. Zdecydowane przeciwieństwo choleryczki Ensllin czy sangwinika
Baadera, jak ich określił Sandberg. Do tego można dodać kompleks
intelektualistki, która „jedynie interpretuje rzeczywistość, zamiast ją
zmieniać".
Niektórzy upatrywali przemiany Meinhof w nieudanej operacji usunięcia guza
mózgu, jaką wcześniej odbyła i która potem stała się przyczyną drażliwej
migreny. Inni z kolei sądzili, że to wina chorego społeczeństwa, które
doprowadziło nowe pokolenie do radykalizmu. Byli też tacy, którzy widzieli
zejście do podziemia jako skutek charyzmy Baadera, któremu można zarzucić wiele,
ale z pewnością nie to, że brakowało mu zdolności przywódczych.
W tym wszystkim należy jednak pamiętać, że Meinhof nie była pierwszą z brzegu
studentką zakochaną w rewolucji, lecz doświadczonym i przenikliwym obserwatorem
życia społecznego. Toteż warto może uwzględnić jeszcze jeden aspekt. Meinhof
fascynowała postać Sophie Scholl — młodej działaczki ruchu oporu, zamordowanej
przez nazistów w 1943 r. Scholl, mimo swego młodego wieku (w chwili egzekucji
miała 22 lata), zapisała się w historii jako postać odważna, niezłomna i o
ponadprzeciętnych standardach moralnych, które w końcu przypłaciła własnym
życiem. Jakkolwiek będziemy oceniać Meinhof trudno jej odmówić silnego, czy jak
pisze Sandberg wręcz „fanatycznego" poczucia sprawiedliwości. Owo poczucie
sprawiedliwości, z czasem oczywiście wypaczone, można wszak uznać za podstawową
siłą napędzającą logikę działania lewicowej terrorystki.
Nie można też wykluczyć możliwości, że jej alians do grupy był przypadkowy. W planie odbicia Baadera, w którym brała udział, nikt nie miał zginąć. A jednak
jeden ze strażników zmarł w wyniku poniesionych ran. Meinhof stała się
automatycznie podejrzana, przekraczając granice prawa i przechodząc do zbrojnego
podziemia. Jej mąż Klaus Röhl stwierdził po zamachu, że mogła być zarówno osobą,
która zaplanowała całą akcją jak i też kimś w rodzaju zakładnika. I wcale nie
musiała być to sprzeczność.
1 2 Dalej..
« Społeczeństwo (Publikacja: 02-11-2009 Ostatnia zmiana: 08-11-2009)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6913 |
|