|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Prawo » Prawo karne i nauki penalne
Społeczne niebezpieczeństwo czynu jako problem kodyfikacyjny [1] Autor tekstu: Tomasz Kaczmarek
Wyróżniony zaproszeniem wpisu do Księgi Pamiątkowej [ 35 ] chciałbym
usprawiedliwić od razu sam wybór tematu. Materialna treść przestępstwa jest mi
prawie tak samo bliska , jak osoba czcigodnego Jubilata. Pojęciu
społecznego niebezpieczeństwa czynu
zawdzięczam bowiem swój doktorat. Profesorowi Ratajczakowi zaś wcześniejsze nad
nim dyskusje. Pozwoliły mi one zapewne w rozprawie uniknąć wielu błędów. Ale co ważniejsze dały mi również
wczesną sposobność doświadczyć, poprzez kontakt z Profesorem, że spory naukowe
niekoniecznie muszą prowadzić do konfliktu. Przeciwnie, że stanowiąc całkiem
naturalną wymianę poglądów, pozwalają niekiedy odkryć przyjaźń. A więc także i takie doświadczenie, które przetrwało między nami dwie zupełnie odmienne, pod
względem ustrojowym, epoki, a o czym godzi się wspomnieć,
podejmując, w warunkach recydywy — problematykę, o tak przecież wyraźnych uwikłaniach, również
politycznej natury.
I
1. Mam świadomość , że w polskim prawie karnym czasu zmian systemowych,
dla niektórych moich komiltonów już sama nazwa "społeczne
niebezpieczeństwo czynu" ma wyjątkowo podejrzane, jeśli nie obrzydliwe
konotacje. Wedle przekonania J. Kochanowskiego z roku 1990 — pojęcie to
stanowiąc „nie tylko rodzaj znaku firmowego marksistowskiego, klasowego, czy
też szerzej — konfliktowego sposobu rozumienia prawa karnego (...) należy do
"najbardziej szkodliwych w dotychczasowym prawie karnym — instytucji, która
spowodowała najwięcej szkód w praktyce sądowej, służąc jako wytrych pozwalający
sądowi załatwić, zamknąć , czy też uniknąć istotnej analizy poprzez puste
stwierdzenie, że coś jest lub nie jest społecznie niebezpieczne." [ 1 ]
W felietonach i pismach M. Filara,
"społeczne niebezpieczeństwo czynu"
jawi się z kolei „jako
bolszewicki w swej istocie pomysł"
[ 2 ], który pozwalał na karanie czynów, bez
wyraźnego ich opisania w ustawie, gdyż „o tym co było, a co nie było
przestępstwem, decydował nie tylko ustawodawca oraz norma części szczególnej, lecz Pan Zenek w Prokuraturze w Ustrzykach i Pani Zosia w Sądzie Rejonowym w Radziejowie." [ 3 ]
Skoro więc „pojęcie społecznego niebezpieczeństwa czynu pojawiło się w polskim
prawie karnym materialnym na fali jego "usocjalistyczniania"
to, jak konkluduje Autor,
(którego nota bene smacznych esejów o problemach pornografii od lat jestem wiernym czytelnikiem), powinno ono także
odejść w ślad za formacją, która je wypromowała. Pojęcie społecznego
niebezpieczeństwa nigdy bowiem
niczemu dobremu nie służyło, będąc w istocie
tylko instrumentem politycznej manipulacji." [ 4 ]
Pominę już w tym miejscu wypowiedzi A. Strzembosza w tej materii, [ 5 ] a którego zdaje się razić już nawet sam przymiotnik
"społeczny", tak jakby w prawie
karnym „niebezpieczeństwo" czy „szkodliwość" miały się odnosić nie do człowieka i jego społecznego otoczenia, lecz
do fauny albo flory.
2. Czytam o tym wszystkim ze zdumieniem. Także dlatego, że wcześniejsza
twórczość tych autorów, w niczym nie zapowiadała tak surowej krytyki
materialnego ujęcia przestępstwa. Myślę zaś, że krytyka ta miałaby zupełnie inny
wymiar, także moralny, gdyby została podjęta
nieco wcześniej. To jest w latach, gdy pisanie o sprawach niemiłych dla
władzy i wbrew ideologii
socjalistycznego prawa wymagało nie tyle emocji i zwyczajnego zacietrzewienia,
co bardziej odwagi i charakteru. I dlatego być może warto
przypomnieć, że w okresie, jak dziś zwykło się mówić, komunistycznego
zniewolenia umysłów, nie brakowało przecież w Polsce autorów, którzy już wtedy niekoniecznie opisywali sens
społecznego niebezpieczeństwa czynu z pozycji klęczącej. Mam tu na myśli przede
wszystkim studium Marka Olszewskiego, którego wynik chłodnego a nieuprzedzonego
wglądu w istotę materialnej treści przestępstwa już w roku 1958
usposobił do sformułowania postulatu nie wprowadzania pojęcia społecznego
niebezpieczeństwa czynu do polskiego kodeksu karnego. [ 6 ]
Nie zapominam o pracach z przełomu lat 60 i 70 — tych, które biorąc za podstawę
socjologiczną obserwację praktyki sędziowskiej zwracały uwagę, że pojęcie to
stanowiło najczęściej zbitkę słów, lakonicznie powoływaną na stereotypowe
uzasadnienie wyroków, które budziły podejrzenie, że sędzia zapychał luki
rozumowania, lub nawet w ogóle zastępował rozumowanie powoływaniem się na
społeczne niebezpieczeństwo czynu. Wykazywano na wiele sposobów, że sędzia
powołując się na tę właściwość, zasłaniał się jednocześnie argumentem o tak
dużej wymowie politycznej, że mógł on czuć się zwolniony od głębszej
refleksji nad motywami racjonalnego wymiaru kary. [ 7 ] Z tych m. in. powodów, niektórzy z cytowanych tu autorów, nie kwestionując
znaczenia materialnej treści bezprawia dla opracowania teoretycznych podstaw
nauki o przestępstwie, jednocześnie wypowiadali się
przeciwko ujmowaniu społecznego niebezpieczeństwa w charakterze
ustawowej dyrektywy sądowego wymiaru kary. [ 8 ]
W odpowiedniej jeszcze porze roku, chociaż niekonieczne we właściwym miejscu, do grona krytyków dołączył
Wł. Mącior. Autor ten w roku 1989 na łamach zachodnioniemieckiego
czasopisma z charakterystyczną dlań determinacją obnażał „smutne następstwa dla
praktyki sądowej, jakie wyniknęły z wprowadzenia do polskiego ustawodawstwa
dyrektywy społecznego niebezpieczeństwa czynu". [ 9 ]
Zapomniał on wszakże, iż na użytek
polskiego czytelnika równie ekspresyjnie co konsekwentnie w tym samym
czasie dowodził, że ta właśnie dyrektywa nie tylko że powinna być zaznaczona w ustawie, ale mieć dla wymiaru kary znaczenie główne,
priorytetowe. [ 10 ]
Fakt ten nasuwać może smutną refleksję, że niekiedy i w nauce prawa
karnego mamy do czynienia z lekkimi obyczajami, chociaż być może żenująca
łatwość, z jaką niektórzy prawnicy zmieniają deklaracje co do żywionych
preferencji ma swoje bardziej złożone przyczyny, przy których, jak pisał. Z.
Ziembiński, „trwający przez całe pokolenia trening ideologiczny może powodować
przerzucanie się od skrajności do skrajności". [ 11 ]
II
1. Krytyka materialnej treści przestępstwa, gdy jest podejmowana głównie
jako sposób na odreagowanie dawniejszych związków z tzw. socjalistycznym prawem karnym, zwykle prowadzi do nieporozumień,
bądź do stwierdzeń jawnie błędnych, czy uproszczonych.
Jakkolwiek kwestia rodowodu społecznego niebezpieczeństwa czynu ma dla
mnie samego znaczenie zupełnie drugorzędne, to oczywiście nie prawdziwe jest
twierdzenie A. Zolla, że "ustawowe (podkr. moje TK) określenie elementu
materialnego wprowadzone zostało najpierw do ustawodawstwa
radzieckiego (...) i stąd usprawiedliwione jest
podejrzenie, że jest ono
(...) charakterystyczne dla systemów totalitarnych". [ 12 ] Od razu należy sobie powiedzieć, że
akurat takie podejrzenie jest zupełnie nieuprawnione. Przykładowo bowiem
materialne określenie przestępstwa znajdujemy już w rozdziale 1
§
2 Tereziany z 1768 r., czy w art.1 ustawy rosyjskiej z 1847 roku .
2. Jako nieporozumienie odczytuję supozycję, że wprowadzenie do ustawy
społecznego niebezpieczeństwa czynu osłabia funkcje gwarancyjne prawa karnego.
Zasada nullum crimen sine periculo
sociali została przecież w art. 1
k.k. z 1969 roku pomieszczona
nie zamiast,
lecz obok
zasady
nullum crimen sine lege anteriori.
To zaś oznacza między innymi tyle,
że ujęcie społecznego niebezpieczeństwa czynu w charakterze ustawowej cechy
przestępstwa nie uchyla zasady
„legalizmu" wyrażonej w art. 1 tego kodeksu, ani jej nie zastępuje, lecz
jest tylko wymogiem dodatkowym odpowiedzialności karnej. [ 13 ]
Co więcej, ustawodawca z 1969 roku uwzględniając także wynikające z zasady
nie
ma przestępstwa bez ustawy, powszechnie uznawane postulaty,nie zaniedbał w części szczególnej kodeksu z użyciem ustawowych znamion
bliżej określić i opisać
jakie czyny
społecznie niebezpieczne uznaje on za
przestępstwa. Z tego powodu nie mogło być tak, że
filarowy
pan Zenek z Prokuratury w Ustrzykach wespół z panią Zosią z Sądu Rejonowego w Radziejowie dowolnie, czy (używając
frywolnego języka Felietonisty) „po prostu jak im czapka stała",
decydowali o tym, co było, a co nie było przestępstwem." [ 14 ]
Oczywiście bohaterowie M. Filara, podobnie jak sędziowie na całym świecie w postępowaniu karnym nie są bynajmniej, jak sądzono drzewiej tylko
"ustami ustawy, które wygłaszają
brzmienie praw". Przeciwnie, przyjmują oni, (z rozmaitych zresztą powodów, a o czym w gronie wykształconych prawników na ogół już wiadomo), także własne
postawy oceniające. W obrębie już konkretnych przypadków i zdarzeń
oceniają oni nie tylko społecznie ujemną treść czynu zabronionego,
ale także i m.in. to, czy
sprawca urzeczywistnił wszystkie jego znamiona w znaczeniu jakie wynika, czy
może wynikać z intencji ustawodawcy. Oceniają, nie wymieniając już dalej, także
winę sprawcy i jej stopień. Dzieje się to zaś dlatego, że sądowe stosowanie
prawa jest procesem, w którym zawsze występują elementy wartościowania, i że nie
da się ono sprowadzić do ustalenia prostej, poniekąd mechanicznej
subsumcji stanu faktycznego do treści normy prawnej, która miałaby
służyć odkryciu czegoś, co mogłoby istnieć niezależnie od ocen i wartościowania
sędziego. W zależności od wyniku przyjętych ocen, w ostatecznym rachunku to oni
decydują, czy w danym konkretnym przypadku podejrzanemu można, czy nie można
przypisać takie czy inne przestępstwo. To zaś, że w swych ocenach, dotyczących
przy tym bardzo różnych elementów, (a nie tylko społecznego niebezpieczeństwa
czynu), sądy niekiedy mogą się
mylić, ("wieszając ślusarza, chociaż
kowal zawinił"), to już oczywiście zupełnie inna sprawa. Nie rozwijając jej,
powiem tylko, że przy całej sympatii dla oczekiwań M. Filara, aby prawo karne
pozwalało na rachunek pojęciami, niemal
tak pewny, jak arytmetyka, cały kłopot leży w tym, że nie da się nijak
zrekonstruować ani na podstawie żadnego zbioru przepisów prawa, ani na podstawie
żadnej doktryny takiego modelu ściśle „mechanicznego", czy logicznego stosowania
prawa, który byłby wolny od jakiegokolwiek wartościowania. [ 15 ]
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 35 ] Artykuł ten opublikowany w Księdze pamiątkowej z okazji 70-lecia urodzin Profesora Aleksandra Ratajczaka
„Rozważania o prawie karnym" pod red. A.J. Szwarca. Wydawnictwo Poznańskie,
Poznań 1999 s. 171- 187, pomieszczony także w zbiorze: T.Kaczmarek:
Rozważania o przestępstwie karze. Wydawnictwo Kodeks, Warszawa 2006 s. 179 -195. [ 1 ] J. Kochanowski:
Przeciwko
pospiesznej kodyfikacji karnej. Palestra 6-9/90 s. 15-16. Przy
sposobności — osobliwa wydać się może przygana autora dla tezy o
„konfliktowym pojmowaniu prawa karnego", jeśli miałaby wyrażać jego
przekonanie, że prawo karne funkcjonuje w strefie zachowań wolnych od konfliktów i jest
adresowane do osób zazwyczaj nie rozstających się z gałązką oliwną, i z
tego powodu całkowicie wyzbytych skłonności do manifestowania zachowań
konfliktowych. [ 2 ] M. Filar: Co piszczy w prawie. „Półprzestępstwa",
Palestra 9-10 /95 s . 53 [ 3 ] M. Filar: Co piszczy w prawie,
Palestra 5-6/95, s. 64. [ 4 ] także M. Filar:
O niektórych ogólnych zasadach odpowiedzialności karnej w
projekcie kodeksu karnego
z sierpnia 1990 roku -
polemicznie, PiP 4/91, s.
84. [ 5 ] A. Strzembosz:
Klauzule
generalne w projekcie kodeksu karnego (redakcja z grudnia 1991) /w/ Problemy Kodyfikacji
Prawa Karnego,
Księga ku czci Profesora Mariana Cieślaka, Kraków 1993, s. 95-96. [ 6 ] M. Olszewski: Czy utrzymać
pojęcie społecznego niebezpieczeństwa czynu w prawie karnym? PiP 3/58,
s. 425 i n. [ 7 ] Patrz: T. Kaczmarek: Sędziowski
wymiar kary w PRL świetle badań ankietowych, Ossolineum 1972 , s. 164
-177, tegoż: Ogólne dyrektywy wymiaru kary w teorii i praktyce sądowej,
Wrocław 1980, s.19-40, 157-166. Jeszcze wcześniej o uproszczeniach i
deformacjach praktyki wymiaru kary, kształtowanej wg wymagań jej
współmierności do stopnia społecznego niebezpieczeństwa czynu m.in. I. Andrejew:
Ustawowe znamiona przestępstwa, W-wa 1959, s. 205 i n., M. Szerer: Karanie a humanizm, W-wa 1964,
s. 62-63, K. Buchała: Dyrektywy sądowego wymiaru kary, W-wa 1964, s. 121 i n. [ 8 ] Tak: T. Kaczmarek:
Przeciw
dyrektywie współmierności kary do stopnia społecznego niebezpieczeństwa
czynu, Gazeta Prawnicza nr 10/81, tegoż: W sprawie nadmiernej
represyjności polityki karnej,
NP 5/81, s. 100-110. [ 9 ] Wł. Mącior: Der Begriff und die
Bedeutung der gesellschaftlichen Gefährlichkeit
der Tat im polnischen
Strafgesetzbuch von 1969, "Recht in Ost und West, Heft 1/89. [ 10 ] Tak: Wł. Mącior: Stopień
społecznego niebezpieczeństwa czynu jako priorytetowa dyrektywa sądowego
wymiaru kary, PiP 12/73, s. 100 i n. [ 11 ] Z. Ziembiński: "Lex" a „ius" w
okresie przemian, PiP 6/91, s. 13. [ 12 ] A. Zoll: Materialne określenie
przestępstwa, Prokuratura i Prawo 2/97, s. 8. Pogląd, że posługiwanie się w ustawie
materialnymi definicjami przestępstwa
zostało zapoczątkowane w ustawodawstwie radzieckim uporczywie
upowszechnia także M. Filar: jw. Pogląd taki znajdujemy nawet u L. Gardockiego we wszystkich
trzech wydaniach jego prawa karnego (s. 55, wyd. III),
chociaż akurat jego rozważania
o „ materialnych"
podstawach kryminalizacji wzbudzają od dawna mój ogólny
respekt. Patrz: L. Gardocki: Zagadnienia teorii kryminalizacji, W-wa 1990. [ 13 ] Przypomina i zwraca na to uwagę B.Kunicka-Michalska:
Projekt kodeksu karnego w świetle art. 7
Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw i Podstawowych Wolności
Człowieka, (w) Problemy
Reformy Prawa Karnego, Lublin 1993, s. 85-86. [ 14 ] M. Filar: jak w przypisie 3. [ 15 ] Patrz szerzej o tym: J.
Wróblewski: Wartość a decyzja sądowa, W-wa 1973,
s. 19 i n. « Prawo karne i nauki penalne (Publikacja: 03-12-2009 )
Tomasz KaczmarekCzołowy polski specjalista od prawa karnego, profesor zwyczajny Uniwersytetu Wrocławskiego, wieloletni kierownik Katedry Prawa Karnego Materialnego, członek Komisji Kodyfikacyjnej odpowiedzialnej za nowy Kodeks Karny (1997). W 2006 r., w 40-lecie pracy naukowej, wydano monumentalne "Rozważania o przestępstwie i karze" (ss.838) - antologię rozpraw naukowych T. Kaczmarka, jako jedyny tego rodzaju projekt w powojennym prawie polskim. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 10 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Stan polskiej dogmatyki prawa karnego w okresie zmian ustrojowych | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6985 |
|