|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Młodzież, szkoła, studia
Błogosławieni cisi i ci, co pyszczą w porę Autor tekstu: Oskar Wiśniewski
Polska szkoła realizuje dwa
główne zadania, do których została powołana: wychowuje i uczy. Ale nauczanie
może być skuteczne jedynie w sprzyjających ku temu warunkach. Nie zawsze takie warunki
polska szkoła jest w stanie zapewnić. Trzeba starać się coś zmienić. I mieć do tego odwagę. W tym miejscu chciałbym
przedstawić kilka swoich refleksji na temat dwóch ważnych kwestii, dotyczących
polskiej szkoły: wolności słowa i wolności sumienia oraz światopoglądu. Oba
tematy są drażliwe. Niedawno były minister edukacji, Pan Ryszard Legutko,
stwierdził, iż to, że młodzież zajmuje się sprawami, które „nie powinny" jej
dotyczyć oznacza to, że z pewnością szykują się do jakiejś, jak to ujął,
zadymy. I to, niestety, jest punkt widzenia niektórych pedagogów. Osób, które
były kształcone tak, aby mogły pracować właśnie z młodzieżą. Osób,
które powinny dokładnie znać mechanizm psychiki ucznia.
Osobiście spotkałem się
ze stwierdzeniem, które mniej więcej można streścić tak: „Za naukę byście się
wzięli". Owszem, prawda. Ale do nauki też trzeba mieć warunki. Z pewnością nie
jest to sytuacja, w której uczniowie dowiadują się, że z racji wieku nie mają
prawa do dyskusji o niektórych sprawach. Argumentacja zawsze wygląda
podobnie: dorośniecie, zmienicie zdanie. Nasza odpowiedź to: nie wiadomo. Tak, w wielu przypadkach zapewne zmienimy. Zmiana nie jest niczym złym. Na chwilę
obecną sądzimy więc tak, a nie inaczej. I jeżeli potrafimy nasze zdanie
podeprzeć racjonalnymi argumentami, to czemu nie mielibyśmy go prezentować?
Prezentować w szerszym gronie, a nie tylko we własnym towarzystwie. Może
otwarta dyskusja, debata, przekonałaby nas do rewizji naszych tez? Przecież ideą
państwa prawa, jakim jest Polska, jest wolność głoszenia poglądów (oczywiście w granicach prawa).
Tutaj pojawia się kolejny problem: niektórzy nauczyciele
zarzucają uczniom, że powinni zacząć zmieniać się od siebie. Że wolność słowa,
wolnością słowa, ale to jest szkoła. Znane mi są przypadki zarzucania nam,
uczniom, że utożsamiamy wolność słowa z obrażaniem wszystkich dookoła, z brakiem
szacunku wobec starszych, czy bardziej doświadczonych. Na lekcjach uczą nas
przecież, że jesteśmy przyszłością narodu. Jak ja, racjonalista, mam rozumieć
późniejsze postępowanie nauczycieli? Czemu tak często jestem świadkiem
unifikacji wszystkich motywów postępowania? Czy naprawdę to, że głośno opowiadam
sie za prawem do swobody głoszenia poglądów w szkole oznacza, iż muszę mieć trudną
sytuację w tejże placówce?
Każdy
wie, że najgorzej jest wtedy, gdy w szkole się nic nie dzieje. Co zrobić, aby
„rozruszać" całe szkolne środowisko? Najlepiej głosić poglądy sprzeczne z tzw.
większością. Przyznaję i w pełni potwierdzam: część takich zachowań jest
uprawianych wyłącznie pod publiczkę, bez żadnych poważniejszych przesłanek.
Dokonajmy jednak przesiewu wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób nie wpisują
się w obraz porządnego, może trochę płochliwego, ucznia-katolika. Znajdziemy
tu wiele osób, które chcą głosić w szkole własne zdanie i konfrontować to z innymi
punktami widzenia. Do tej kategorii należą ludzie, którzy nie zgadzają się na naruszanie neutralności
przestrzeni szkolnej, poprzez umieszczanie tam różnorakich symboli religijnych.
Jest wielu uczniów, którzy po prostu chcą coś zdziałać, ponosząc wszystkie tego
konsekwencje. Wbrew pozorom działając w niewielkich grupach jest się w stanie
osiągnąć zamierzony cel. Trzeba tylko mieć pewność, że to, co chce się osiągnąć
ma mocne fundamenty, że przyczyni się do naruszenia innych fundamentów -
skostniałego systemu wychowania.
Wiele
jest w szkole przedmiotów, które przygotowują do bycia „dobrym obywatelem",
patriotą. Jest historia, wiedza o społeczeństwie, są godziny wychowawcze. Mówi
się o tym także na podstawach przedsiębiorczości, etyce, czasem na lekcjach
języka polskiego.
Coraz bardziej martwię się o to, jaki ma być wzorzec tego
„dobrego obywatela". Należy jasno stwierdzić: są szkoły, w których po prostu
„nie wypada" nie być katolikiem. I w takich szkołach zawsze ten dobry obywatel
będzie utożsamiany z Polakiem-katolikiem. Z Polakiem, dla którego nie jest ważne
dziedzictwo kulturowe kraju, życie ludzi, ważny jest heroizm i ewentualnie
spektakularna śmierć. Często wyróżnia się właśnie takie dyskusyjne zasługi,
pomijając równocześnie wybitne postaci, które przyczyniły się do rozwoju Polski na innych
polach, niż militarne. Miałem okazję słyszeć, że tylko dzięki wierze w Boga
Polacy wygrali wojnę. (Tutaj dwie nieścisłości. Pierwsza: czy rzeczywiście
wygrali? Druga: na historii uczono mnie, że dzięki pomocy wojsk kilku innych
państw...) Wspomniałem jeszcze o patriotyzmie. Pytam: jaki to patriotyzm, który
zakłada, że nie będziemy zabierać głosu w kontrowersyjnych sprawach? Czy nauką
patriotyzmu jest dążenie do tego, żeby młodzi ludzie ślepo wierzyli w jedynie
słuszne prawdy?
Niektórzy pedagodzy mają spore trudności ze zrozumieniem tego, że krzyż może
komuś przeszkadzać. Przecież wisi już tak długo, nikt nie protestował. Tak, ale w końcu ktoś zaczął! Ktoś był na tyle, nie bójmy się tego słowa, odważny, że
powiedział: mnie się to nie podoba. Jego prośba nie musi być spełniona. Powinna
się jednak odbyć otwarta dyskusja, wymiana poglądów, myśli. Wspólnie
wypracowalibyśmy jakieś rozwiązanie Tymczasem bardzo często tego rodzaju sprawy
są zamiatane pod dywan. Jest przecież tyle ważniejszych rzeczy do zrobienia w szkole! Zgoda, ale czemu nie można zacząć od najprostszych, wręcz elementarnych?
Nie każdy, kto składa wniosek o zdjęcie krzyży, musi być wojującym satanistą,
wrogiem księdza, czy osobą z problemami psychicznymi.
Kto
jednak zaprotestuje przeciwko wszechobecnej bogoojczyźnianej atmosferze? W ogóle kto zaprotestuje? Istnieje niezrozumiała dla mnie tendencja do pewnego
schematu myślenia władz szkolnych. Opiera się ona na tym, że często złożenie
wniosku na piśmie odbierane jest jako atak personalny na kogoś lub zemsta. Nadal
nie przyjmuje się do wiadomości, że każdy uczeń ma prawo pisemnie wyrazić to, że
coś mu się w jego szkole nie podoba.
Przygotowują nas do dorosłości. Czy
pierwszym przejawem wkraczania w dorosłość nie jest to, że staramy się sami
załatwiać nasze sprawy? Postępujemy tak, jak widzimy, że postępują dorośli-
wszystko chcemy osiągnąć w kulturalny i ustalony sposób. Jaki jest wtedy cel
tłumienia krytyki, chociażby takiej, która pojawiła się w szkolnej gazecie?
Takie tłumienie ma, wbrew pozorom, swoje podstawy. Nauczyciele, dyrektorzy, nie
są pewni tego, że coś trzeba zmienić. Boją się reakcji kuratora, innych nauczycieli,
rodziców, niektórych grup uczniów. Przywykli do sennej atmosfery szkoły, kurczowo
się jej trzymają. Nie dopuszczają do siebie myśli, że można mieć inne
poglądy i być… normalnym. Rozwiązania nie znajdzie się w robieniu uczniom
nieprzyjemności, z powodu podjętych przez nich działań. Jeżeli ktoś mocno wierzy w to, co
robi, to nie zrazi się. Przeciwnie, próba zamknięcia ust zmobilizuje do nowych
akcji.
Tytuł tego tekstu nawiązuje do jednego z utworów Jacka Kaczmarskiego, barda czasów
„Solidarności". Tworzył on w czasach,
które nie były czasami najłatwiejszymi. Czy udawało mu się przekazać to, co
chciał? Udawało się. Teraz żyjemy w wolnej Polsce, w państwie prawa. Wystarczy
więc tylko chęć do działania, pewność, że to co robimy, jest słuszne (ale nie
jedynie i bezwzględnie!) oraz odwaga. To wszystko.
« Młodzież, szkoła, studia (Publikacja: 15-12-2009 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7018 |
|