Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.445.008 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Sursum corda, ale nie wyżej mózgu."
 Społeczeństwo » Socjologia

W poszukiwaniu idealnego kandydata [1]
Autor tekstu:

"Praktyczne znaczenie zmian społecznych pochodzi z możliwości zmieniania myśli"
John Cage

Wydaje się, że już dawno minęły czasy, gdy od kandydata na prezydenta oczekiwano wyłącznie reprezentacji swojego narodu i obrony partykularnych interesów pod hasłem polskiej racji stanu. Prześmiewczy charakter „udawanego" patriotyzmu ukazał Marek Koterski w filmie „Dzień świra" w scenie debaty polityków w parlamencie:
"- Nasza jest Polska tylko? Tylko my — Polacy! Jest tylko jedna racja! I ja! My ją mamy!
— Jedna jest racja, lecz ona jest przy nas!
— Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!"

Polscy politycy znaleźli sobie doskonałą metodę sprawowania władzy: nie jest nią społeczna odpowiedzialność za sprawowanie władzy, ale udowadnianie swojej racji, jakby ta stała ponad dobrem Polski. Choć ze sceny filmowej śmiejemy się do łez, trudno nie dostrzec jej autentyczności w rzeczywistości kreowanej przez polityków i niestety przestaje być zabawnie. Lech Kaczyński korzystał z tej retoryki to odmawiając podpisania traktatu w Lizbonie, to korzystając z prawa veta w kwestiach, które dotyczyły nie tyle obrony ważnych interesów Polski, co raczej kreowania pozytywnego wizerunku partii opozycyjnej.

Zbliżają się wybory prezydenckie, a wraz z nimi być może i nowe czasy, o ile Polacy odważą się otworzyć na myślenie w kategoriach pozapartyjnych, a sympatie dla którejkolwiek z partii ustąpią miejsca innym wartościom. Nasze wymagania wobec przyszłego prezydenta są chyba większe niż uśmiech skrojony na miarę (jak u Tuska) czy partyjne zaangażowanie (jak u Kaczyńskiego). I nie oznacza to bynajmniej, że trzecią ewentualnością musi być Szmajdziński.

Nowa wartość prezydenta

Nowy rok to dobry czas do rozważań nad alternatywną kandydaturą, co czyni m.in. Janina Paradowska na łamach „Polityki". Zabrakło mi w artykule nieco political fiction [ 1 ], tj. sugestii, jaki kandydat byłby w stanie uzyskać poparcie niezdecydowanych. Jest to o tyle istotne, że osób, które nie mają na kogo głosować jest większość i zyskanie tych wyborców oznaczałoby wygraną.

Przede wszystkim warto zacząć od tego, czym różni ubieganie się o prezydenturę od ubiegania się o pracę w prestiżowej firmie. My Polacy daliśmy sobie wmówić, że z racji formy, jaką stanowią wybory, od przyszłego prezydenta oczekuje się tylko... wygranej! Jeśli kandydat przedstawia swoje racje w sposób zgodny z naszym tokiem rozumowania to uznajemy to za wystarczający argument, by na niego głosować. Zastanawiałam się nad poszerzeniem wachlarza oczekiwań na kwalifikacje i doświadczenie, które odpowiadają za jakość sprawowanej prezydentury. Rozumiem, że wiele osób bierze to pod uwagę przy wyborach, ale nadal dostrzec można brak świadomości społecznej, która pozwalałaby zrozumieć Polakom szerszy kontekst wyborów. W końcu my nie tylko wybieramy, ale akt wyboru powoduje wieloletnie konsekwencje dla losów Polski i jej wizerunku na arenie międzynarodowej. Chyba nikt nie wyobraża sobie, żeby prezesem Microsoftu został Andrzej Lepper? Prezesa dużej, rozwijającej się firmy wybiera zarząd, który wie, co się w firmie dzieje, zna jej specyfikę i rozumie perspektywy rozwoju. Kto, jak nie Polacy, powinien decydować o losach naszej firmy — Polski i dlaczego niby mamy to robić na podstawie tego, kogo lubimy, a kogo nie? Dlaczego za kryterium nie przyjąć kwalifikacji kandydata? Warto chociaż wziąć ten punkt widzenia pod uwagę. Idealizm przekuty na konkretny czyn społeczny może przecież stać się lepszą perspektywą niż pójście na wybory od niechcenia i postawienie krzyżyka — symbolu raczej męczeństwa (bo nie ma kogo wybrać, więc wybieramy mniejsze zło), niż odwagi (wybrania kandydata, który spełnia nasze oczekiwania).

Na czym stoimy

Za pewnych kandydatów obecnie uważa się Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Tusk na wiosnę ma ogłosić swoje oficjalne stanowisko, a jego dotychczasowe niezdecydowanie można tłumaczyć dwojako. Z jednej strony może chodzić o wysunięcie innej kandydatury z szeregów PO (np. Bronisława Komorowskiego), a z drugiej strony możliwe jest, że Tusk sam chce startować, ale z racji zajmowania stanowiska premiera woli decyzję o starcie odwlec, by nie robić zamieszania w partii. Platforma ma do stracenia sporo, bo w zasadzie nie widać nikogo, kto mógłby Tuska w PO zastąpić, a wpływanie na partię z prezydenckiego fotela przypominałoby politykę prowadzoną dotychczas przez Kaczyńskich, czego jak się wydaje Tusk chce uniknąć.

Jeśli chodzi o ocenę szans Lecha Kaczyńskiego to wydaje się, że jedynie twardy elektorat jest w stanie zapewnić mu reelekcję. Myślę, że częste wizyty w Radiu Maryja i liczne wiece na Podkarpaciu i Podlasiu, gdzie PiS ma najwięcej zwolenników są jedyną drogą do wygranej dla obecnego prezydenta. Chyba nie ma sensu, by Kaczyński uprawiał nowoczesny marketing, by odświeżano jego wizerunek czy szukano nowych recept na kampanię. Trzymanie się polityki strachu, epatowanie stanem zagrożenia to dziś jedyna możliwa strategia na wygraną dla PiS. Niedługo się przekonamy jak będzie wyglądała kampania, ale ze strony PiS nie liczę na subtelność i białe rękawiczki, a raczej na przekaz z użyciem słów kluczowych: strach, śmierć, zniszczenie, itp. To wszystko pod płaszczykiem polski solidarnej, uczciwej, opartej na wartościach rodzinnych, czyli dokładnie to samo, co było źródłem haseł jego kampanii z2005 r. [ 2 ]

Trzeci kandydat

Ostatnio swojego kandydata ujawnił SLD. O ile założenia marketingowe wydają się być słuszne (o tym za chwilę), o tyle zwycięstwo jest prawie niemożliwe. Do wyścigów wystawia się konie pełnej krwi angielskiej, araby lub quartrer horsy, a kandydat, za którym nie stoi silna drużyna (jak w przypadku PO i Tuska) sam musi posiadać charyzmę i osobowość, która pozwala mu zjednywać sobie ludzi lub pozostając w metaforze wyścigów konnych: musi mieć atletyczne umięśnienie jak quarter horse, gorącą krew jak arab lub lekkość i szybkość jak anglik. Jerzy Szmajdziński osobowością mógłby chyba tylko konkurować z Lechem Kaczyńskim, a jak już wyżej wspominałam — o sukcesie tego drugiego bynajmniej nie decyduje charyzmatyczny charakter.

Szmajdziński przedstawiający siebie jako człowieka sportu na pewno doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale widocznie uznał, że na grze w ciągłe powtarzanie o napiętych relacjach między premierem, a prezydentem można wygrać prezydenturę. Kandydatura Szmajdzińskiego ma być „złotym środkiem" pomiędzy PiS a Platformą. Odwoływanie się do konfliktu między dwoma największymi ugrupowaniami będzie głównym celem kampanii kandydata SLD, a sam siebie będzie przedstawiał jako człowieka dialogu. Założeniem partii było wybranie człowieka spokojnego, zrównoważonego, choć moim zdaniem wybrano typ usypiacza. W każdym razie jego występ w programie Tomasza Lisa nie rozpalił mojej ciekawości. Spece od marketingu podpowiedzieli Szmajdzińskiemu kilka skutecznych „skeczy" na wygraną. Jeden z nich pochodzi od obecnego prezydenta Stalowej Woli — Andrzeja Szlęzaka, który rządzi powołując się na racjonalizm, a wybory wygrał hasłem: „Jestem gruby, jestem łysy, ale mam pomysły" [ 3 ]. Jakie było moje zdziwienie, gdy w programie Lisa z ust Szmajdzińskiego popłynęły słowa: „(...) ja muszę robić jedno: mieć sztab, mieć kalendarz działań, iść do ludzi, żeby się przekonali, że nie jestem mały i gruby, tylko wyglądam inaczej, że mam poglądy, że mam stanowisko w wielu sprawach" [ 4 ]. Widocznie dla tego kandydata posiadanie własnego zdania oznacza bycie czyjąś kalką, co przyglądając się obliczom polskiej polityki wcale nie wydaje się dziwne.

Racjonalizm jest potrzebny

Czerpanie wzorców od prezydenta Szlęzaka wydaje mi się do pewnego momentu słuszne. W Polsce potrzeba racjonalizmu, potrzeba mądrych i przemyślanych działań. Dobrze by jednak było, gdyby racjonalizm nie był tylko hasłem kluczem, na który próbuje się nabić w butelkę niezdecydowanych wyborców. Warto, by stał za tym kandydat, który nie tylko mówi o racjonalizmie w działaniu, ale też swoim życiorysem i osiągnięciami pokazuje, że jest zwolennikiem wiedzy i rozumu, a nie emocji i pieniactwa. Odwoływanie się do atmosfery konfliktu i kreowanie swojej osoby jako ostoi spokoju i rozumnych decyzji to nawet w teorii gier politycznych prymitywne zagranie, które łatwo można rozszyfrować. Wydaje się, że w polskiej polityce gra toczy się tylko o trofeum.

Przykład idzie z góry

Choć kampanie amerykańskie są odległe od tego, jak kreuje się politykę w Polsce, warto przyjrzeć się im bliżej, bo być może to właśnie ze Stanów płynie sygnał jak należy wygrywać i jakimi metodami, oraz co w moich rozważaniach wydaje się szczególnie ważne: kto ma szansę w przyszłych wyborach w Polsce?

Sytuacja Ameryki sprzed wyborów i Polski obecnie wydaje się do pewnego stopnia podobna:
— niepopularny prezydent, bazujący na atmosferze strachu i walki;
— kryzys gospodarczy, prowadzący do wzrostu napięć społecznych i chęci dokonania społecznej zmiany.

Wiem, że porównanie Busha do Kaczyńskiego jest sporym nadużyciem, a realia Ameryki i Polski do siebie nie przystają, warto jednak zauważyć te dwie tendencje, które wydają się być słuszne w prognozowaniu przyszłości, a które w Ameryce przyniosły rozwiązanie w postaci wyboru na prezydenta USA Baracka Obamy. Jeśli bowiem mamy do czynienia z obecnym prezydentem, który odwołuje się, podobnie jak Bush, do atmosfery spisków i bazuje na strachu, jeśli mamy podobne jak Ameryka statystyki wyrażające z jednej strony niechęć do obecnego prezydenta, a z drugiej strony brak zdecydowania, to możemy mówić, że nasze oczekiwania społeczne są podobne do oczekiwań Amerykanów sprzed wyborów. Chcemy czegoś innego, chcemy czegoś nowego, wyrażamy chęć do zmiany.

Pamiętajmy też o pokojowej nagrodzie Nobla dla Obamy, bo choć wiele osób nie rozumie tego wyróżnienia, to warto wziąć pod uwagę fakt, że „pokojowe noble" to nie jest strzelanie bez namierzonego celu, ale częściej prognozowanie na przyszłość. Obama jest symbolem zmian, podejmowania odważnych, choć niepopularnych decyzji, a przyznanie mu nagrody odbieram jako sygnał dla innych państw, że pora odwrócić się od czystej demagogii w stronę racjonalizmu [ 5 ]. Dziś Obama nie jest już tak popularny jak w momencie wyborów, ale jest to cena płynięcia pod prąd — podejmowania niepopularnych, ale przemyślanych decyzji. Myślę, że rządy Obamy zmieniają charakter władzy z próbującej utrzymać wskaźniki popularności za wszelką w cenę, w kierunku racjonalnych decyzji, które przyniosą pozytywny skutek w przyszłości. Jak pokazały rządy Busha - społeczeństwo nie pali się do zwalczania terroryzmu za pomocą populizmu, a ja ośmielę się stwierdzić, że stan walki w ogóle zagraża stabilności każdego kraju. Obama nie zrezygnował z prowadzonych działań militarnych, ale robi to w sposób zdecydowanie bardziej zrównoważony.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Casey Luskin znowu się ośmiesza
Recenzja książki Vittorio Messori

 Zobacz komentarze (26)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Nie jest to zarzut, bo rozumiem ideę dziennikarstwa nie opartego na spekulacjach, ale z drugiej strony polska rzeczywistość jest dość przytłaczająca i czasami brakuje w niej wyrażenia pozytywnej opinii z prognozą na przyszłość.
[ 2 ] Hasła kampanii Lecha Kaczyńskiego z 2005r. to: „Silny Prezydent Uczciwa Polska", „Prezydent IV Rzeczypospolitej — Lech Kaczyński".
[ 3 ] Artykuł Mariusza Agnosiewicza o Szlęzaku można przeczytać na „Racjonaliście".
[ 4 ] Całość rozmowy z Jerzym Szmajdzińskim jest dostępna w internecie.
[ 5 ] Nie da się ukryć, że akurat ten nobel ma charakter „polityczny", co daje pole do spekulacji na temat sensowności samych nagród. Jeśli jednak przyjrzymy się zmianom, jakie zaszły w polityce w ostatniej dekadzie to mamy szersze spectrum oceny wydarzeń i Nobel dla Obamy znajduje swoje uzasadnienie. Zachęcam przy okazji do przeczytania artykułu o Obamie w „Polityce" (Tomasz Zalewski, Odwrócony, "Polityka", 2009, nr 51/52, s.120-123).

« Socjologia   (Publikacja: 10-01-2010 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Iwona Przybyła
Politolog. Zainteresowania: filozofia, literatura, kino, buddyzm Największe inspiracje: Tarkowsky, Lynch, Dawkins, Cage, Carl Michael Eide, Scott Walker.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 7071 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365