|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Psycholog neguje psychoterapię [2] Autor tekstu: Jarosław Klebaniuk
Jedna z najbardziej popularnych obecnie terapii — NLP jest, jak wykazuje
Witkowski, kompletnie pozbawiona naukowych podstaw. Analiza artykułów,
zawierających wyniki badań nad jej podstawowymi założeniami, doprowadziła go do
konkluzji, że hipoteza o dominujących systemach reprezentacji nie znajduje
potwierdzenia w danych empirycznych. Sama liczba artykułów w renomowanych
czasopismach (z bazy EBSCO) jest niewielka i osiągnęła szczyt w latach 80. Moda
na NLP wiąże się z obietnicami błyskawicznych i łatwych zmian, jakie czynią
adepci tej metody. Sekciarski charakter, rozbudowana sieć instytucji i szkoleń,
duża liczba popularnych książek, a także przeniknięcie do programów wyższych
uczelni — to wszystko zapewnia dużą siłę oddziaływania tej formy szarlatanerii.
Jest ona zresztą w rozdziale III — obok zakazanej w Niemczech metody ustawień
rodzinnych Berta Hellingera i kinezjologii edukacyjnej — podawana jako przykład
pseudonauki aktualnie absorbującej cześć praktyków psychologii, także tych
związanych ze środowiskiem akademickim.
Ostatni rozdział, zatytułowany „Poza wszelką kontrolą — psychobiznes", po
krótkim wprowadzeniu, dotyczącym imitowania nauki przez pseudonaukę oraz
rozpowszechnieniu różnego rodzaju oszukańczych pseudoterapii w Polsce,
poświęcony jest prowokacji, którą w 2007 roku przeprowadził Witkowski,
kontynuując tradycję w psychologii zapoczątkowywane przez Davida Rosenhana (w
1972 roku wykazał zawodność diagnostyki w amerykańskich szpitalach
psychiatrycznych), a w naukach ścisłych sztandarowo reprezentowane przez fizyka
Alana Sokala (w 1996 roku skompromitował jedno z czasopism naukowych,
zamieszczając tam pseudonaukowy postmodernistyczny bełkot). Psycholog pod
zmyślonym nazwiskiem Renaty Aulagnier, rzekomej „psychoterapeutki
specjalizującej się w zastosowaniu neuronauki w terapii", przesłał do redakcji
miesięcznika „Charaktery" (nakład ponad 50 tysięcy egzemplarzy) czterostronicowy
artykuł opisujący koncepcję „rezonansu morficznego", dającą możliwości masowego
oddziaływania psychoterapeutycznego na odległość. Redakcja nie tylko
zainteresowała się tą kompletnie bzdurną koncepcją, ale też odesłała do
przeredagowania trzykrotnie dłuższy tekst, wzbogacony o plagiat publikacji Anny
Opali (nie zgodziła się przy tym, żeby uczynić ją współautorką czy choćby
zacytować). Tekst po zmianach redakcyjnych ukazał się na łamach czasopisma, a jego kontynuacja, również wyssana z palca, została przyjęta do druku. Gdy
Witkowski ujawnił prowokację, reakcja „Charakterów" nie zgodziła się ani na
sprostowanie błędnych informacji, ani na zamieszczenie listu wyjaśniającego
motywy autora. Zamiast tego starała się wyciszyć sprawę, przypisując
Witkowskiemu nieczyste intencje i potępiając prowokację. Sprawa odbiła się
jednak szerokim echem w środowisku naukowym. Artykuł „Modne bzdury wciąż modne"
ukazał się w kwartalniku „Nauka", na stronach internetowych autora prowokacji i pisma, które było jej przedmiotem, zabrały głos w dyskusji setki osób, a sam
sprawca zamieszania został zaproszony jako gość przez kilka gremiów naukowych, w tym jako prelegent przez przewodniczącego ówczesnego Komitetu Nauk
Psychologicznych PAN na jego posiedzenie, co jest wyjątkowym wyróżnieniem
(zebrania odbywają się raz lub dwa razy w roku). Zarówno reakcje czytelników
„Charakterów", jak i naukowców zajmujących się psychologią, były bardzo
zróżnicowane. Te ostatnie Witkowski uporządkował w książce jako następujące
strategie „czystych uczonych": przemilczenia, pomniejszania, reorientacji (oceny
samej prowokacji, a nie zagadnienia, którego dotyczyła), eksploatacyjną
(wykorzystanie do walki z niekorzystnymi zjawiskami), biernej aprobaty (poparcia
dla prowokacji, niewiary w skuteczność walki z pseudonauką) oraz
intelektualizacji (debaty o granicach między nauką i pseudonauką, wielości
odmian psychologii i tym podobnych). Skomentował je też z wyraźną dezaprobatą
dla sceptycyzmu, bierności i przyzwolenia dla pseudonauki, które jego zdaniem
cechują większość naukowców uprawiających psychologię.
Książka napisana została wartkim, wciągającym językiem, z publicystyczną swadą,
ale jednocześnie z zachowaniem naukowej precyzji (370 przypisów dolnych, 20
stron bibliografii). Chwilami czyta się ją jak sensacyjny reportaż. Witkowski
potrafi być bardzo sugestywny w prezentowaniu swoich tez, a zaangażowanie, z jakim pisze nie pozostawia wątpliwości, że czystość nauki, sprzeciwianie się
szarlatanerii i nieuczciwości leżą mu na sercu. Jednak obraz nauki, zwłaszcza
psychologii naukowej, który wyłania się z jego dzieła wydaje się bardzo
jednostronny. Cel książki, jakim jest demaskacja pseudonauki i pseudoterapii,
sprawił, że zbrakło pozytywnych przykładów tego, jak należy postępować.
Wzmiankom o skutecznych formach terapii poświęconych jest zaledwie parę
akapitów, a jedyni naukowcy, pełniący pozytywną rolę w tekście to ci, którzy
zdemaskowali nieuczciwych kolegów po fachu lub wykazali nieskuteczność terapii.
Bardzo to pesymistyczne, a w ogólnym wydźwięku krzywdzące dla psychologii jako
nauki i jej adeptów. Czytelnik, zwłaszcza ten spoza środowiska (a cytowanie
niektórych oczywistych nawet dla studentów psychologii faktów każe przypuszczać,
że książka kierowana jest do laików) może odnieść wrażenie, że psychologia jest
nauką niewartą zaufania, a uprawiający ją ludzie to w znacznej części
manipulatorzy, oszuści i dewianci. Bliższe informacje o wskazanych przez autora
pożytecznych, niosących pomoc formach terapii (behawioralna, poznawcza,
poznawczo-behawioralna) trochę by to skrzywione zobrazowanie rozjaśniły.
Tymczasem można odnieść wrażenie, że sensacyjne, mocno wartościujące informacje,
budujące emocjonalny (mimo całej jej racjonalności!) wydźwięk książki nieco
nadwyrężyły jej obiektywizm. Rozumiem, że cel książki był demaskatorski, nie
apologetyczny, ale zostałby lepiej osiągnięty przy większym miarkowaniu środków.
Uderzającą, budzącą sprzeciw psychologa obeznanego z różnymi rodzajami koncepcji
jest poczyniona za (często cytowanym) Jeffreyem Massonem, autorem książki Przeciw terapii, sugestia całkowitej rezygnacji z psychoterapii. Kiepska
jakość oddziaływań terapeutycznych i niskie kompetencje czy morale sporej części
terapeutów to moim zdaniem wciąż za mało, by całkowicie skreślać tę część
psychologii stosowanej. Na tej zasadzie należałoby postulować likwidację
demokracji przedstawicielskiej, bo wielu polityków uprawia prywatę, podlega
korupcji i nie ma kompetencji do rządzenia, a ideologie którymi się ewentualnie
kierują są kompletnie irracjonalne. Monarcha o złotym sercu rozwiązałby wszelkie
problemy. Własność prywatna, źródło niesprawiedliwości, wyzysku i cierpienia
zgodnie z tą logiką powinna zostać zniesiona. Spółdzielnie okazałyby się zapewne
dobrą alternatywą. Producenci żywności zostaliby zlikwidowani z powodu
szkodliwych substancji, choćby konserwantów, które zawiera jedzenie. Powrót do
gospodarki naturalnej niechybnie wyszedłby nam na zdrowie. O papierosach,
alkoholu i broni nawet nie wspominam. (Zresztą trudno byłoby je czymś zastąpić.)
Wszystko szkodzi lub może szkodzić. Wszystko należałoby zlikwidować. Na świecie
zostaliby wyłącznie „mili przyjaciele".
Z drugiej strony w „Dodatku" znajdujemy (słuszne!) sprzeciw Witkowskiego i innych naukowców wobec traktowania przez Ministerstwo Pracy i Polityki
Społecznej astrologów, wróżbitów, homeopatów, bioterapeutów i radiestetów na
równi z psychologami. To są szkodliwe (bo oszukańcze), ale w gruncie rzeczy
słabe środowiska „zawodowe". Łatwo w nie uderzyć. Jednak nie znalazłem w książce
radykalnego racjonalisty choćby słowa o księżach i egzorcystach. Wydaje się, że
byłoby uczciwie odnieść się także do pracowników potężnej organizacyjnie,
ekonomicznie i propagandowo instytucji, która przecież w największym stopniu
przyczynia się do popularyzacji pseudonauki. Na wielu państwowych uczelniach
funkcjonują wydziały teologii, a religia nauczana jest w szkołach. Czyżby to nie
budziło żadnych obiekcji Witkowskiego? Tymczasem po likwidacji psychoterapeutów,
astrologów i wróżek, społeczna przestrzeń dla księży i egzorcystów znacznie się
poszerzy. Nie będą mieli żadnej konkurencji.
W jednym z nielicznych fragmentów proponujących pozytywne rozwiązanie autor
chwali koncepcję twardości Suzanne C. Kobasy, wyrażając żal, że jest w Polsce
mało popularna. Analiza jej składowych, tak jak je przedstawiono w podrozdziale
„Co w zamian?" pozwala jednak odnieść wrażenie, że jest to koncepcja wtórna
wobec kilku innych: kontroli działania Juliusa Kuhla, lokalizacji kontroli
Juliana Rottera, oraz którejś z koncepcji temperamentu wyjaśniających
zapotrzebowanie na stymulację, choćby regulacyjnej teorii temperamentu Jana
Strelaua czy trójczynnikowego modelu Hansa Eysencka. Te koncepcje zdają się
odnosić — za pomocą innej aparatury pojęciowej — do zaangażowania w aktywność,
poczucia kontroli i otwartości na wyzwania, postulowanych przez Kobasę. Wartość
koncepcji twardości jako oryginalnej propozycji wydaje się więc dyskusyjna.
Zakazana psychologia jest starannie przygotowana pod względem redakcyjnym.
Jednak pisarski ferwor sprawił, że autor nie uniknął drobnych błędów. Oto one. Cytowalność nie jest, jak sugeruje, „innym (...) wskaźnikiem" niż „średnia liczba
cytowań jednej pracy" (s. 101). Wśród schorzeń wymienionych na stronie 200.
powinien znaleźć się raczej zespół Tourette’a (nie — Teurette’a, jak jest
tekście). Szanse, że pacjent będzie molestowany seksualnie, jeśli uwzględnić
dane ze stron 217-218, nie wynoszą 1 : 10. Cytowane wartości procentowe dotyczą
bowiem jakichkolwiek (choćby pojedynczych) przypadków zaangażowania terapeuty w zachowania erotyczne wobec pacjentów, a nie angażowanie się w nie w każdym
przypadku. Oczywiście zjawisko jest tak czy inaczej niedopuszczalne i oburzające, ale logikę liczb należy zachować, by nie popaść w przesadny
alarmizm. Liczba, choć bardziej niewinnie, urosła także na stronie 325.: „my" to
pierwsza, a nie druga osoba liczby mnogiej. Nazwanie prowokacji oszustwem uznał
autor za „nie tylko nieuczciwe, ale nawet niegrzeczne" (koniec pierwszego
akapitu, s. 304), co trochę mnie zaskoczyło, gdyż cała książka wskazywałaby
raczej, że wyżej ceni uczciwość niż grzeczność. Świadczy o tym choćby dosyć
surowy odpór, jaki dał na stronie 354. niektórym dyskutantom z numeru 4/2008
„Psychologii Społecznej". Zasugerował tam między innymi, że Wiesław Łukaszewski
„wkłada wysiłek w pokazanie, że wykazywanie braku podstaw naukowych takich
praktyk, jak wieszanie dzieci za nogi dla przysporzenia im inteligencji jest
nielogiczne i intelektualnie bezwartościowe". Jakoś trudno mi uwierzyć w zasadność (i kurtuazyjność) tezy, że jeden z najwybitniejszych polskich
psychologów pozostałby uparcie obojętny w obliczu dziecka (terapeutycznie)
wiszącego głową w dół.
1 2 3 Dalej..
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 07-04-2010 )
Jarosław KlebaniukDoktor psychologii; adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego; autor ponad pięćdziesięciu artykułów naukowych z zakresu psychologii społecznej; redaktor pięciu książek, w tym „Fenomen nierówności społecznych” i „Oblicza nierówności społecznych”; w latach 2007 – 2010 członek Komitetu Psychologii PAN; pisuje także prozę; publikował m. in. w „Akcencie”, „Bez Dogmatu”, „Kresach” i „Lampie”. Liczba tekstów na portalu: 14 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Jak Niemcy Polakom Żydów... | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7243 |
|