|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Filozofia Czy istnieją pytania filozoficzne? [1] Autor tekstu: Bohdan Chwedeńczuk
Dwa motta.
„Drwić sobie z filozofii znaczy naprawdę filozofować"
Pascal, Myśli, fragment 24.
"Gdy tylko połączą się ludzie z silnym
wspólnym systemem wierzeń,
najczęściej na światło dzienne wydobywa się
najgorsze"
Jaron Lanier (amerykański kompozytor, matematyk, informatyk), tygodnik „Forum"
Impulsy wywołujące te
rozważania. (a)
Osobisty — od lat sprawia mi kłopot odpowiedź na pytanie, czego właściwie
dowiedziałem się od filozofii.
(b) Kłopot ten jest kłopotem społecznym — inni też go mają. Są tego liczne świadectwa, włącznie z głosami o końcu
filozofii. (c) Niepokoi obserwacja, że nauczanie filozofii i piśmiennictwo
filozoficzne mają charakter przemożnie
antykwaryczny — uprawia się głównie opisywanie i komentowanie wytworzonych
już tekstów filozoficznych. (d) Zastanawia uwiąd wielkich szkół filozofii
ubiegłego stulecia, a zalew nieobyczajnego gadulstwa pod szyldem filozofii.
Sprzyja owemu zamieraniu zwyczaj wylewania dziecka z kąpielą: odrzucając
antagonistycznie całą szkołę (np. pozytywizm logiczny czy fenomenologię),
odrzuca się bez dania racji lub ignoruje jej wyniki (np. empirystyczne kryteria
sensowności czy fenomenologiczne analizy spostrzeżenia). A mimo to (e) ludzie — dojrzali, nie tylko młodzież w hormonalnej burzy okresu dojrzewania — zwracają się ku filozofii, bo
potrzebują metafizyki i przyciąga ich dialektyka.
Pomysł. Nasunął mi się w tej
sytuacji pomysł, by po wyjaśnienie poznawczego ubóstwa filozofii sięgnąć dalej,
niż się zazwyczaj sięga. Wskazuje się zazwyczaj na
role filozofii oraz na jej
środki. Swoistość jednych i drugich
ma nie tylko wyjaśniać poznawcze ubóstwo filozofii, lecz i czynić zeń cnotę.
Postępowanie to jest niezadowalające. Choćby nie wiem jakie role przypisywać
filozofii, ma ona o czymś powiadamiać —
również tego ludzie od niej oczekują. Odsyłanie zaś do środków, jako źródła
poznawczej anemii filozofii, nie rozwiązuje sprawy, lecz tylko zmienia jej
położenie. Kto zlecił niewydajne środki? Dlaczego wysiłki rewolucjonizujące i reformujące środki filozofii spełzły na niczym — republika wspólnych idei
filozoficznych nie powstała?
Trzeba więc sięgnąć do pytań filozoficznych. Filozofowie zaczynają
przecież od pytań. Oklepane powiedzenie o zdziwieniu jako matce filozofii było
odkrywcze, zanim pokolenia belfrów ogołociły je z treści.
Uwagi pojęciowe. Z pytaniami
jesteśmy oswojeni. Która godzina? Czy pada deszcz? Dlaczego mi to zrobiłeś?
Gorzej z logiką pytań. Tę znają nieliczni, a nikt w zupełności.
Podobnie z pytaniami
filozoficznymi. Adept filozofii łatwo je wskaże:
Platońskie „Co to właściwie trzeba tak nazywać <<coś, czego nie ma>>?";
Augustynowe „Czymże jest więc czas?"; Leibnizjańskie „Dlaczego raczej istnieje
coś niż nic?"; Hume’owskie „Co uprawnia nas do tego, by w kwestiach
rzeczywistego istnienia i faktów żywić pewność wykraczającą poza bieżące
świadectwo zmysłów i zapis pamięci?"; Petera Singera
„Dlaczego powinienem postępować
moralnie?"; i tak dalej, i dalej.
Zdefiniować jednak pytania
filozoficznego nie sposób, nie istnieje procedura pozwalająca utworzyć adekwatną
definicję. Indukcyjnie tego nie zrobisz, ostensywnie tym bardziej, itd. Każda
procedura i tym samym każdy jej produkt natrafi na kogoś zdrowego na umyśle, kto
je oprotestuje. Co jest pytaniem filozoficznym dla Heideggera, nie jest dla
Carnapa, co dla Austina, to nie dla Russella. Wydaje się więc, że nie ma pytań
filozoficznych tout court, a są tylko
regionalne czy familijne. Co więcej, istnieją różne odpowiedzi na pytanie, co
jest filozoficznym pytaniem naczelnym czy podstawowym. Sceptyckie, czy możliwa
jest wiedza — mówią jedni; inni, że Leibnizjańskie o racje istnienia czegoś, dla
innych znów jest nim kwestia stosunku myśli do świata, a ktoś jeszcze inny mówi,
że „jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo".
Choćby więc zapanowała jednomyślność co do tego,
jakie pytania są filozoficzne, nie ma
zgody, które są filozoficzne, skoro
różne pytania naczelne wyznaczają różne pozostałe, niechby rozumiane tak samo co
do gramatyki.
Nie ma jednak co wydziwiać,
można się tu bowiem zachować po moore’owsku. George Moore mianowicie zwykł
radzić sobie z taką trudnością apelując prostodusznie do audytorium w przybliżeniu tymi słowy: „My wszyscy tutaj jakoś wiemy, co to jest . . ." (np.
zieleń).
A zatem, my wszyscy tutaj
jakoś wiemy, co to jest pytanie filozoficzne. Daję wam oto dwa pytania: (1) „Czy
kangur jest ssakiem endemicznym Australii?", (2) „Czy kangur to rodzaj
naturalny, czy taksonomiczny?", i trzecie: (3) „Które z tamtych dwóch jest
pytaniem filozoficznym?" Drugie tylko — powiecie, przypuszczam, wszyscy.
Wykonajmy jeszcze śmiały krok i uwierzmy — wbrew wcześniejszej
uwadze o niezgodzie co do pytań filozoficznych — że istnieje pasmo pytań
biegnących w poprzek możliwych filozofii, pytań wspólnych. Uwierzmy, że w pewnej
mierze wszyscy pytają o to samo.
Wierzenie to ma pewien powód i pewien cel. Wyzwala je przeczucie, niejednemu
bliskie, że istnieje język idealny, niczym wymarzona przez Leibniza
characteristica universalis, na który w granicy mają przekład wszystkie ważne
pytania filozoficzne. W tej krainie pojednania spotykają się ramię w ramię
Heidegger z Carnapem, a Sein und Zeit
przechodzi w Der logische Aufbau der Welt,i na odwrót. Dopuściwszy tę wspólnotę pytań filozoficznych, osiągamy ważny
cel — to, co tu powiem przeciw
pytaniom filozoficznym, będzie ogólne. A choćby nie było wspólnego zasobu pytań,
dosięgnę w każdym razie do pytań tego
rodzaju, jak przynajmniej niektóre przytoczone wyżej wraz z imionami ich
autorów.
Uwaga o samozwrotności.
Czy pytanie, czy istnieją pytania
filozoficzne, jest filozoficzne? — oto jest pytanie.
Jeśli jest filozoficzne, mamy co najmniej jedno pytanie filozoficzne, a wraz z nim twierdzącą odpowiedź na pytanie o istnienie takich pytań. Jeśli
natomiast jest niefilozoficzne, mamy kolejne pytanie — a jakie ono jest?
Załóżmy, że mamy tu, w tej sali, inkluzywistów i ekskluzywistów. Pierwsi
włączą nasze pytanie do filozofii, drudzy wyłączą je z filozofii. Stanowiska te
są głęboko zobowiązujące i bardzo różne. Każde wymaga ekspertyzy semantycznej i metodologicznej: że owo pytanie pada w stosownym języku (w języku filozofii
bądź niefilozofii), a odpowiedź na nie wymaga stosownego
uzasadnienia (filozoficznego bądź
niefilozoficznego). A są skrajnie różne te stanowiska, bo stojąc na
którymkolwiek, jestem zobowiązany do odrzucenia pozostałego.
Przypuszczam, że są tu inkluzywiści w materii tego pytania, a o sobie
wiem, że jestem ekskluzywistą. Przypuszczam zatem, że główne stanowiska w tej
materii są tu obsadzone. [Pedantyczna dygresja. Jeśli zwróci czyjąś
uwagę, że mówię o jednej postawie zdaniowej (pod operatorem „przypuszczam"), gdy
przed chwilą mówiłem o dwóch („przypuszczam", „wiem"), niech uspokoi go
oświadczenie, że owo „wiem" to skrót od „przypuszczam, że wiem", skrót w każdym
razie dopóty, dopóki nie przeszedłem testu pozwalającego przeprowadzić ponad
rozsądną wątpliwość to ostatnie w „wiem, że wiem".]
Układanka z samozwrotnością służy zapowiedzi stanowiska, które zajmuję,
zapowiedzi obmyślanej tak, że je sygnalizuje w towarzystwie przychylnej mu
atmosfery. Jestem ekskluzywistą, więc zwolennikiem stanowiska, że
wiele pytań uchodzących za pytania
filozofii da się z niej wyłączyć. Przychylną zaś temu stanowisku
atmosferę niesie następujące rozumowanie. Skoro dwupiętrowe samozwrotne pytanie
da się relegować z filozofii jako niefilozoficzne (a na przykład socjologiczne),
co dopiero, gdy przychodzą jednopiętrowe przedmiotowe pytania uchodzące za
filozoficzne, jak te wskazane wyżej.
Minął czas preliminariów. Do rzeczy!
Teza. Mam dwa warianty mojej
tezy. Wymienię je w dwóch porządkach — w czasowym porządku koncypowania oraz w rzeczowym, obowiązywania. Najpierw nasunęło mi się
twierdzenie radykalne, więc
efektowne, niczym świst samurajskiego miecza.
TR
Nie istnieją pytania filozoficzne. Cokolwiek
pretenduje dziś do tego tytułu, albo
jest pytaniem niefilozoficznym, albo jest niepytaniem.
[Dygresja o oponencie wraz z repliką. Występujesz z oklepanym produktem pozytywizmu — mogę usłyszeć. Nie
byłoby tego twierdzenia, gdyby nie restrykcje nakładane przez neopozytywistów na
sensowność wyrażeń, a tymczasem oni sami odstąpili od swoich kryteriów
sensowności.
Nie korzystam z neopozytywistycznych kryteriów sensowności — odpowiem. Nie muszę, lecz i nie
mogę, skoro pytanie o istnienie pytań filozoficznych uznałem za niefilozoficzne,
jak przystało na ekskluzywistę. Pogrzeb neopozytywistycznych kryteriów
sensowności uznaję skądinąd za przedwczesny. Pozytywistyczna zaś inspiracja
mojej tezy nie hańbi. Przeciwnie, nobilituje.]
Odstąpiłem następnie od tezy radykalnej, na rzecz umiarkowanej.
TU Zbiór pytań filozoficznych składa się
dziś z pytań na modłę TR
oraz z pozostałych, przeważnie
wymierających.
Łatwo widać, że spuściłem z tonu na dwa sposoby. Filozoficznymi
pseudopytaniami są teraz niektóre -
nie zaś wszystkie, jak poprzednio -
pytania filozofii, a na wymarcie skazuję niektóre z pozostałych, nie wszystkie.
Odstąpiłem od radykalizmu w imię racjonalności. Zreflektowałem się
mianowicie, że ekskluzywiście — przypomnę, uznającemu pytanie o istnienie pytań
filozoficznych za niefilozoficzne — nie uchodzi w imię spójności wygłaszać
zdania ściśle ogólnego. Odciął się od filozofii, nie wygłasza więc prawdy
pojęciowej ani na inny sposób apriorycznej. Pozostaje mu doświadczenie, a tu
lepiej się samoograniczyć, choćby powiodło się od razu trafić w dziesiątkę.
Muszę się też liczyć, że jutro obrodzi pytaniami, których nikt nie śmie uznać za
niefilozoficzne.
Wyłożenie tezy. Oto, co
głoszę. Moi współcześni, wierni bogatej tradycji, opatrują pewien obszar pracy
umysłowej i jej wytworów mianem filozofii — mają filozofów, książki
filozoficzne, instytuty filozofii, doktryny i teorie, szkoły i orientacje,
periodyki, sympozja i konferencje filozoficzne itd. Kryją się pod tą nazwą o pradawnym rodowodzie rzeczy i działania różnorodne. Ludzie to wiedzą, ale mało
kto opiera się pokusie, by upatrywać jedność w tej różnorodności (wśród
nielicznych jest Willard V. Quine; zob.
List do Roberta Ostermanna w jego zbiorze
Granice wiedzy i inne eseje filozoficzne).
Trudno się dziwić, jesteśmy bowiem pod
presją języka, a w nim mechanizmu unum
nomen, unum nominatum, a i sama owa różnorodność może sprawiać wrażenie
osadzonej na wspólnym rdzeniu, a najmarniej — przenikniętej siecią podobieństw
rodzinnych. Quine i Derrida w jednym zdają się stać domu, choćby z trudem
przychodziło to przyznać, jak piszącemu te słowa.
1 2 Dalej..
« Filozofia (Publikacja: 08-06-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7339 |
|