|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Filozofia Czy istnieją pytania filozoficzne? [2] Autor tekstu: Bohdan Chwedeńczuk
Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie pewne pytania (zob. wyżej, egzemplarze, a zarazem typy takich
pytań). Kto wie, czy nie najbardziej rasowe z nich brzmi „Co to wszystko
znaczy?", jak pomysłowo zatytułował pewien filozof swoje „bardzo krótkie
wprowadzenie do filozofii". Filozofia to zbiór reakcji na
takie pytania. (Słynny
bon mot Whiteheada trafia w sedno,
jeśli założyć, że Platon postawił wszystkie pytania filozoficzne.)
Zwracam uwagę na słowo „dziś", wskaźnik czasu w moim twierdzeniu.
Twierdzenie to jest więc spełnione, gdy w pewnym dziś (rozumianym rzecz jasna
jako przedział, w topornym przybliżeniu, od początku ubiegłego stulecia
do teraz) zasób pytań filozoficznych ma
skład wskazany w TU. Uwzględnijmy
jeszcze, że pytanie, zachowując kształt,
zmienia znaczenie, zmienia
składnię szeroką, czyli położenie, by
tak rzec, w macierzystej sieci zdań, zmienia
sytuację metodologiczną, zależnie od
zasobu środków „czyhających" na jego rozstrzygnięcie. Innymi słowy, pytania
filozoficzne nie występują w izolacji, lecz w kontekście filozofii, a filozofia w kontekście reszty kultury, choć filozofie wyrodniejącezwykłe chować się za parkanem osobnego werbalizmu.
Uwzględniwszy powyższe (relatywizację do czasu, czyli do stanu kultury,
oraz zmienność pytań), mówię, co następuje. Jesteście w błędzie, jeśli używacie
nazwy „filozofia" w intencji reistycznej,
więc w oczekiwaniu, że kryje się za nią
rzecz złożona, a swoista, zmienna w czasie, lecz zachowująca tożsamość,
zróżnicowana w każdej teraźniejszości, lecz
scalona w tym zróżnicowaniu -
FILOZOFIA. Jesteście w błędzie, jeśli sądzicie — nie bez racji, skądinąd - że
jednolitość i spoistość tej rzeczy, niczym symfonii o skłóconych tempach i nastrojach, nadaje pewien zasób zadań. Takich zadań, że nikt inny wobec nich nie
staje i nikt inny nie może im sprostać.
Argument ze stanu kultury.
Istnieje coś takiego, jak stan kultury w danej chwili. Biorę jej
część nastawioną na wiedzę i nazywam ją
kulturą poznawczą. Składa się na nią kultura
pojęć oraz kultura
narzędzi badawczych. Kultura pojęć wyznacza kryteria oraz zwyczaje
regulujące zrozumiałość nośników wiedzy, czyli granice obiecującego poznawczo
dyskursu, a kultura narzędzi wyznacza zasobnik z narzędziami do potwierdzania i odrzucania zdań, czyli warunki rozstrzygalności, a więc granice wydajnego
poznawczo dyskursu. [Dygresja.
Nie utożsamiam, jak widać, sensowności z rozstrzygalnością, toteż Gödel mi nie
straszny.]
Otóż filozofia jest poniżej
progu wymagań nakładanych przez dzisiejszą kulturę poznawczą. Zaczynam tę
wojowniczą diagnozę od odczucia. Mnie w każdym razie od dawna nie opuszcza odczucie niższości poznawczej filozofii
względem nauki, lecz nie tylko -
precz z postrachem scjentyzmu! — bo też względem zdrowego rozsądku, myśli
technicznej, literatury pięknej (nie bez kozery pewien filozof uznaje Lema i Miłosza za najwybitniejszych współczesnych filozofów polskich).
Źródła zaś niższości poznawczej filozofii upatruję w stanie jej
parku problemowego, czyli
uruchamiającego myśl filozoficzną zespołu pytań. Widzę w nim trzy główne
podzespoły. Pytania, po pierwsze, w zastanej postaci naukowe, moralne, religijne, teologiczne itd., a tylko w wyniku
zaszłości historycznych występujące pod dachem filozofii (intruzem w filozofii
są szczątki logiki czy raczej szczątki filozofii w logice, przykładów dostarcza też tak zwana metodologia nauk, koktajl
empirycznego naukoznawstwa, logiki, psychologii, socjologii i historii nauki
oraz spekulacji o naturze nauki, snutych na ogół przez dyletantów).
Wyprowadzenie tych pytań z filozofii to czysty zysk poznawczy.
Pytania,
po drugie, przekształcalne w niefilozoficzne. Uczył nas Kazimierz Ajdukiewicz, występując z metodą parafraz,
jak przekształcać mamy, a ujęcie „problematu transcendentalnego idealizmu w sformułowaniu semantycznym" nie straciło na aktualności, jako próbka i zarazem
wzór, mimo upływu lat siedemdziesięciu z górą. Sparafrazowanie przeklętych
problematów filozofii ma dwie zalety: przekształca nibypytania, mętne pytania,
pytania-o-nic-w-szczególności w pytania operacyjne, a tym samym przyporządkowuje
je narzędziom badawczym czy decyzyjnym, rokującym rozstrzygnięcia.
Pozostają,
po trzecie, pytania niesione przez
różne tradycje, a podtrzymywane przez intelektualne i pozaintelektualne interesy
ludzi i instytucji. Stronnictwo to korzysta koniec końców z trzech argumentów na
rzecz nieusuwalnej filozofii pierwszej — z argumentu o
nieredukowalności, z argumentu o
szczególnych stanach rzeczy oraz z argumentu o uprzywilejowanym dostępie
do nich, danym filozofowi.
Z oświadczeniem, że pytanie
filozoficzne jest niesprowadzalne do niefilozoficznego, nie wiadomo co robić,
dopóki nie wiadomo, czy rozmówca
operuje pojęciem sprowadzalności. Jeśli nim rozporządza, jesteśmy w domu, możemy
ustalić treść i wartość tego pojęcia, a ustaliwszy
wynegocjować kwestię, czy pytanie
filozoficzne (na przykład pytanie Wittgensteina z
Kartek &357: "Czy systemy te [scil.
systemy kolorów, liczb] tkwią w naszej
naturze, czy też w naturze rzeczy?")
jest sprowadzalne do jakiegoś niefilozoficznego. Mówię zaś o wynegocjowaniu, bo
przy uzgodnionym pojęciu redukcji wyrok, czy coś podlega jej na rzecz czegoś
wskazanego, zależy nie tylko od logiki, lecz też od naszego poczucia
satysfakcji, tego zaś nie sposób podporządkować algorytmowi.
Mam wreszcie przed sobą
człowieka zasadniczego. Ten odrzuca a
limine odejmowanie czegokolwiek od
filozofii, bo filozofia — powie — od Anaksymandra do dzisiejszego piewcy światów
możliwych, dotyczy szczególnych stanów rzeczy, a filozof, choć korzysta z narzędzi pozostałych śmiertelników, ma do owych stanów rzeczy uprzywilejowany
dostęp, przez intuicję, analizę pojęciową, ogląd, transcendentalną dedukcję,
Wesenschau, racjonalną rekonstrukcję i co tam jeszcze. Filozofia docieka ostatecznej natury rzeczy, fundamentalnego
tworzywa rzeczywistości, zasadniczej struktury świata, podstaw wiedzy lub
niewiedzy, istoty dobra, prawdy i piękna, a przynajmniej „dociekając sensu
istnienia, usiłuje . . . dać pewną wartościującą wizję świata, człowieka czy
historii" (Marian Przełęcki w Poza
granicami nauki, s. 51).
Rzecznikowi tych idei mam do
przeciwstawienia dwa przekonania, jedno upodobanie i jedno oczekiwanie.
Przekonany jestem mianowicie, a w przekonaniu tym umacnia mnie między innymi
chroniczna niewydajność owych dociekań, że korelatami metafizycznego,
epistemologicznego, aksjologicznego nazewnictwa, owego
nazewnictwa celów filozoficznego
dociekania nie są stany rzeczy, lecz fantomy, bo nazwy tego katalogu to skróty
symbolizujące różne zbitki pojęciowe albo metafory. Szczęśliwy, kto potrafi brać
dosłownie i serio takie owoce filozofii, jak zdarzenia Whiteheada, fakty atomowe
Wittgensteina czy indywidua Strawsona, o monadach Leibniza i Witkacego nie
wspominając. Monady Leibniza były zresztą poniżej poziomu fizyki czasów
Leibniza, poniżej poziomu matematyki samego Leibniza. Riposta, której tu
oczekuję, że moja opinia to nieporozumienie, bo metafizyka czy ontologia
występuje w zupełnie innym porządku, wydaje mi się chybiona. Hierarchia
porządków to wykręt, a ontologia bynajmniej nie mówi do nas
de profundis. Przeciwnie.
W uprzywilejowany dostęp
natomiast nie wierzę — owe intuicje,
oglądy i inne narzędzia głębokiego wtajemniczenia to dostępne wszystkim środki
heurystyczne, w najlepszym razie przychylne wynalazczości myślowej, a bywa, że
nieprzychylne, bo niosące zamęt pojęciowy i iluzoryczne gwarancje pewności,
zamiast rzetelnych uzasadnień.
Co się zaś tyczy filozofii
jako dostarczycielki sensu istnienia, moje upodobania idą tropem owego
dictum Rudolfa Carnapa, że metafizycy
to [bodaj, nie mam pod ręką źródła] muzycy bez stosownego talentu. Kiedy więc
przychodzi mi ochota na sens życia, sięgnę do Tołstoja, Dostojewskiego czy
Iwaszkiewicza, lecz nie do Kanta, Heideggera czy Levinasa.
Pozostaje oczekiwanie co do
losów filozofii pierwszej. Ta już dziś jest na peryferiach kultury, indukcja
pozwala więc oczekiwać dalszego postępowania w tym kierunku, proces
marginalizacji bowiem, jak inne przyrodnicze procesy degradacji, nosi znamię
nieodwracalności. Proces ten toczy się jednak za zasłoną. Składa się na nią
aktywność kształcących filozofów ośrodków akademickich, rozmnożonych do
inflacyjnych rozmiarów, bujne życie konferencyjne, ogromna produkcja wydawnicza
oraz próby rewitalizacji z użyciem całego spektrum zapożyczonych środków, od
rachunku predykatów i logik modalnych po figury prozy pseudopoetyckiej. Sprzyja
tej iluzorycznej żywotności niesiony przez tradycję nimb wzniosłości i głębi,
osnuwający filozofię, bo przyciąga ku niej młodzież, a oddziałuje też na decyzje
ciał rządzących groszem publicznym.
Zasłona, o której wyżej, może
przesłaniać ów proces, lecz nie może go powstrzymać. Nie może zmniejszyć
rosnącej odległości między awangardą współczesnej kultury poznawczej a celami,
środkami i narzędziami filozofii. Nic dziwnego, że kraina nosząca dziś miano
filozofii to głównie kraina cytatu. Zapadłaby cisza, gdyby jej mieszkańcy dali
posłuch wezwaniu „Wyjdźmy z muzeum, przemówmy własnym głosem!"
Nie wieszczę tutaj wymierania
filozofii pierwszej, lecz je opisuję. Nie potrafię bowiem wziąć skansenu za
kwitnący gaj Akademosa.
Szkic wypowiedzi przygotowany na spotkanie organizowane
przez Koło Filozofii Analitycznej „Czy istnieją problemy filozoficzne?", z udziałem dr hab. Bohdana Chwedeńczuka oraz prof. dr hab. Jana Woleńskiego, które
odbyło się 1 czerwca 2010 r. w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego.
1 2
« Filozofia (Publikacja: 08-06-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7339 |
|