|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia kultury
Liryka sentymentalna polskiego oświecenia [1] Autor tekstu: Daniel Krzewiński
Motywy, które w twórczości poetów stołecznych okazyjnie tylko dochodziły do głosu, owe
wdzięczne, lekkie, rokokowe sielanki, rozwijają się w Polsce stanisławowskiej i rozkwitają poza Warszawą, na gruncie prowincjonalnym, słabiej związanym z życiem
politycznym, z jego namiętnościami, plotkami i innymi ujemnymi stronami.
Przede wszystkim więc w Puławach kwitnie sielankowa liryka
rokokowa, hodowana na wysoce kulturalnym dworze Czartoryskich, któremu ton
nadaje nie tyle książę generał ziem podolskich, ile uczona i pobożna księżna
Izabela, otoczona dziećmi, z których dwoje, Adam Jerzy i Maria, późniejsza
księżna Wirtemberska, z biegiem lat również nie pozostaną obojętnymi na sprawy
literackie. Księżna Izabela Czartoryska (1746-1835), miłośniczka historii i założycielka pierwszego w Polsce muzeum, sławnej ,,świątyni Sybilli", późniejsza
autorka książek dla ludu, takich jak popularna czytanka historyczna ,,Pielgrzym w Dobromilu", wnosi do kultury polskiej nowe tony, dla których na kawalerskim
dworze królewskim nie było ucha, a które rozbrzmiewały w ówczesnej Anglii,
Francji czy Niemczech. Panią z Puław cechuję więc upodobanie w sztucznej
sielankowości, to samo, które Marii Antoninie kazało pod Paryżem tworzyć parki
zapełnione ,,kabankami" dokładne imitującymi biedne chałupy wiejskie i otaczać
się ,,berżerkami" lub urządzać maskarady dworskie w przebraniach chłopskich.
Taka swoista ludowość epoki rokoka łączy się doskonale z upodobaniem w konceptach mitologicznych; chłopi i pasterze, oglądani z okien pałacowych czy na
fetach w parku, nic lepszego nie mają do roboty jak śpiewanie wyuczonych
piosenek o przygodach miłosnych, o ranach zadawanych złocistymi strzałami
amorka.
Prześliczna linia i barwność widowiska, bogactwo i różnorodność grup
festynowych, melodyjność śpiewanych przez nie anakreontyków stanowią zasadnicze
cechy tego kierunku, jego zaś intensywność potęgują czynniki literackie; płyną
one z głośnych powieści o nieszczęściach miłosnych, o biednych, uwiedzionych i porzuconych dziewicach, które zawód miłosny okupują śmiercią, powieści
przepełnionych płomiennymi uczuciami papierowych bohaterów i wilgotnych od łez
cnotliwych w nieszczęściu bohaterek. Z perspektywy dwu wieków dostrzega się
łatwo śmieszne strony nurtu sentymentalnego, perspektywa ta jednak pozwala
dostrzec, iż nurt ten, antagonistycznie wobec klasycyzmu nastawiony, krył w sobie zalążki spraw, które w przyszłości miały rozwinąć się bogato i zwycięsko.
Jego przedstawiciele zwracali bowiem uwagę na zjawiska przez poprzedników
nie dostrzegane, zdobywali dla tych zjawisk prawo do miejsca w literaturze. Robili to jednak
tak nieporadnie, iż wywierało to wrażenie sztucznej maskarady. I nic
dziwnego, że cały ten nurt rychło wydrwił Krasicki ukazując modną
sekutnicę, która z zachwytem rozprawia o modnym Parku i modnej w nim lekturze
romansów Francuza Rousseau (Nowej Heloizy) i Anglika Richardsona (Pameli).
...Niech będą z cyprysów gaiki,
Mruczące po
kamyczkach gdzieniegdzie strumyki,
Tu kiosk, a tu
meczecik, holenderskie wanny,
Tu domek
pustelnika, tam kościół Dyjanny,
Wszystko jak
od niechcenia, jakby do igraszki,
Belwederek
maleńki, klateczki na ptaszki, A tu słowik
miłośnie szczebiocze do ucha,
Synogarlica
jęczy, a gołąbek grucha, A ja sobie
rozmyślam pomiędzy cyprysy,
Nad
nieszczęściem Pameli albo Heloisy...
To co dla biskupa
warmińskiego było przedmiotem satyry, w Puławach stało się ideałem, księżna
Izabela bowiem, przy wszystkich swoich zaletach, przy niewątpliwym rozsądku i poczuciu obowiązku, była typową ,,żoną modną", w najlepszym zresztą tego wyrazu
znaczeniu.
Kaprysy jej weszły do poezji dzięki temu, że znała wymarzonego wręcz
kandydata na poetę nadwornego, dostawcę wierszyków na uroczystości imieninowe i weselne, nawet na wydarzenia takie jak zgon ,,suczynki Lubci", oraz twórcę
dramatów na scenkę miejscową, w osobie niedoszłego jezuity, a potem urzędnika
bibliotecznego Franciszka Dionizego Kniaźnina (1750-1807).
Przenosząc się do
Puław, miał on sporą tekę utworów polskich i łacińskich, dowód nie byle jakiej
sprawności poetyckiej i mistrzowskiego opanowania tajników rymu i rytmu. Dalsza
kariera dworska miała być tylko kontynuacją drogi, na którą wstąpił już dawniej, a na którą wprowadziła go zarówno rutyna jezuicka, jak własne zdolności i upodobania. Teka ta obejmowała przede wszystkim cykl wierszy łacińskich, rodzaj
zajmującego albumu literackiego, były one bowiem skierowane do większości żywych i zmarłych pisarzy epoki, do Konarskiego, Rzewuskiego, Załuskiego, Bohomolca,
Naruszewicza, Zabłockiego i in., jeden z nich poświęcony był drukarni Gröla,
inny pamięci Kochanowskiego, którego Treny w dziwnie zapóźnionym przekładzie na
łacinę również do owych ,,Carmina" (1781) weszły.
Ciekawsza i w Puławach
przydatniejsza była teki Kniaźnina połowa polska, obejmująca trzy księgi
,,Erotyków, czyli Pieśni w rodzaju anakreontycznym (1779)", filigranowych cacek
osnutych na ogranych i zużytych tematach, a jednak żywych, barwnych i kto wie,
czy nie najlepszych ze wszystkiego, co Kniaźnin napisał. Autor ich z daleko
większą niż Naruszewicz słusznością mógłby był o sobie powiedzieć: ,,od muz
poleskich wychowane chłopię", umiał bowiem z modnym anakreontykiem rokokowym
związać w organiczną całość motywy stare, tradycyjne, spopularyzowane przez
barokową sielankę i pieść miłosną. Dokonał tego przekształcając pomysły epickiej
sielanki Szymonowica w melodyjne pieśni, najładniejsze, jak powszechnie znane
Krosienka lub Neera, obie w ,,rodzaju pasterskim", dźwięczą zupełnie wyraźnie
pogłosami Kołaczy i Zalotników. Na gruncie puławskim autor zbiorek swój
przetrzebił dodając do partii pozostawionej, a obejmującej również głośną Odę do
wąsów, mnóstwo pieśni nowych, różnego pochodzenia, naśladowanych z Horacego, z Psałterza, z modnych poetów obcych, a wreszcie całą serię wierszy
okolicznościowych, by stworzyć w ten sposób okazały zbiór ,,Poezyj"(1787-1789).
Cechą ich najbardziej znamienną — cichy, spokojny, wytworny sentyment, brak
jaskrawej zmysłowości, wprowadzenie zaś raczej tonów religijnych i patriotycznych. Swawola rokokowa łagodnieje tu, figlarny bowiem amorek
przechadza się nieraz po ,,łące wdzięków" w zupełnej zgodzie z aniołem stróżem,
co zrozumiałe, gdy się zważy, że w modnym parku stała nie tylko świątynia
Sybilli, ale i posąg Madonny.
Łagodne, pastelowe
odcienie wyraźne w pięknych nieraz pejzażach, są czymś całkiem nowym,
Kniaźninowskim, nie spotykanym w poezji jego czasów, choć poeta nie szuka dla
nich niezwykłych form i poprzestaje na tradycyjnych postaciach wiersza. Mniej za
to wyraziste są jego wiersze patriotyczne. Jedynie tam, gdzie akordom
patriotycznym wtórują religijne, gdzie do głosu dochodzi korna i ufna wiara w Opatrzność, w opiekę boską nad ginącym krajem, sielankowy poeta zdobywa się na
akcenty silne, rzadko w jego czasach spotykane, a wyprzedzające tok wydarzeń
dziejowych o lat kilkanaście, a nawet więcej. Przybywając do Puław miał
Kniaźnin nadto gotowy zbiór ,,Bajek" (1776), przeważnie przerabianych z Lafontaine’a i temu prototypowi u nas może najbliższych, pisanych językiem
codziennym, nie przejaskrawionym, ale dosadnym i zamaszystym.
Prawa są nasze
jako pajęczyna
Bąk się
przebije, a na muchę wina.
Same zaś Puławy,
poza gładkimi przekładami liryki Horacego i Anakreonta, wzbogaciły dorobek
literacki Kniaźnina mnóstwem rzeczy okolicznościowych, utworów dłuższych,
pisywanych w miarę potrzeby, błahostek zawsze poprawnych, ale pustych, obrazków
mitologiczno-alegorycznych, ,,oper" heroiczno-patriotycznych, wzorowanych na
dziełach popularnego dramaturga włoskiego Metastazja (Matka Spartanka,
Temistokles, Hektor), najciekawszych wreszcie sielanek dramatycznych, takich jak
Marynki, Zosiny, Trzy gody i Cyganie. Obrazki te są z tego względu niezwykle
interesujące, że rokokowa ludowość zbliża się w nich do rzeczywistości, nabiera
zabarwienia realistycznego. Wątek w nich bywa konwencjonalny, jego jednak ujęcie
wnosi sporo elementów nowych, nieraz autentycznych, takich jak z lekka
sparafrazowane pieśni ludowe, jak scenki obyczajowe, jak wreszcie gwara użyta
jako środek ekspresji literackiej.
Względy na wartości
artystyczne liryki Kniaźnina, spotęgowane przez czynniki pozaliterackie,
wynosząc liryka puławskiego nad innych sprawiły, że jego sława zaćmiła Józefa
Szymanowskiego (1748-1801), pisarza mniej płodnego, a przez współczesnych
stawianego wyżej od autora Cyganów. Reputacja jego u współczesnych opierała się
zresztą na bardzo kruchej podstawie: pokolenie mianowicie, które nie znało
jeszcze Sofijówki, rozczytywało się z zachwytem w ,,Świątyni Wenery w Knidos", z prozy Montesquieu zgrabnie wierszem przez Szymanowskiego przełożonej. Z chwilą
gdy zachwyt dla pomysłów klasycystycznych, dla chłodnego mitologizowania i mdłych opisów przeminął, zapomniano nie tylko o Świątyni, ale również o innych,
mniej ambitnych, choć daleko żywszych i ładniejszych utworach drobniejszych
Szymanowskiego. Jego sielanki, szablonowe skargi pasterzy w jedwabiach są
produktem pospolitej maniery rokokowej i operują motywami nadużywanymi przez
innych. Inaczej ma się sprawa z kilkunastoma piosenkami cenionymi bardzo przez
Kniaźnina, który wplatał je chętnie do swych sielanek dramatycznych. Melodyjność
piosenek Szymanowskiego, wtajemniczających nas w repertuar fraucymerów
magnackich, skąd przejdą one do dworów i dworków szlacheckich, potęguje
umiejętne posługiwanie się refrenem, który łagodzi niezupełnie czasem gładką
składnię:
W tobie się
jednej świat dla mnie zamyka,
Bez ciebie z całym wdziękiem w oczach znika,
Przecież nie
wierzysz, żeś jest kochana.
Szymanowskiemu
wtórował sławiony przez legendę romantyczną Jakub Jasiński (1762-1794), dzielny
uczestnik powstania kościuszkowskiego i bohaterski obrońca Pragi, poległy na
straconej placówce. ,,Młodzian piękny i posępny", jak ukaże go legenda, w twórczości literackiej uprawiał rzeczy i niepiękne i dalekie od posępności,
pisywał więc mało budujące piosenki (Chciało się Zosi jagódek), z upodobaniem
tworzył swawolne poematy heroikomiczne i nie stronił od pornografii.
Jak w twórczości
Kniaźnina i Szymanowskiego odżywały tradycje barokowej liryki świeckiej, tak w tomiku stolnikowej inflanckiej Konstancji Benisławskiej (1747-1806) nietrudno
dosłuchać się barokowej liryki religijnej. Już sam pomysł zbioru, noszącego
długi tytuł ,,Pieśni sobie śpiewane… za naleganiem przyjaciół z cienia
wiejskiego na jaśnią wydane", dowodzi związku z dawną tradycją, autorka bowiem w dwu pierwszych księgach daje rymowane warianty Ojcze nasz i Zdrowaś, każdemu
wyrażeniu obydwu modlitw poświęcając długie i bardzo skomplikowane rozważania.
Przypominają one metodę średniowiecznego komentowania słów Chrystusa na krzyżu, z których każde stawało się punktem wyjścia dla medytacji i roztrząsań,
dyktowanych niekiedy przez erudycję teologiczną, kiedy indziej znowuż przez
swobodne skojarzenia pojęciowe. Roztrząsania Benisławskiej, mają nieraz
charakter spekulacyj, operujących tak ulubionymi barokowi kontrastami. Niekiedy
obrazowość poetki i wyrażony przez nią typ odczuwania religijnego wiąże się
zupełnie wyraźnie z tradycjami barokowej kolędy, łącząc prostackie pomysły z wyszukanymi konceptami, jak w rozważaniu zwrotu ,,Pan z Tobą", prowadzącym do
szopki betlejemskiej, gdzie Matka Boska spowija ,,najsłodsze Dzicię", a poetka
prosi: ,,obym się mogła stać ja pieluchami", potem sianem, ,,wszak człek wszelki
siano".
1 2 Dalej..
« Historia kultury (Publikacja: 28-06-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7371 |
|