|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Humanizm
Liberalna cywilizacja racjonalistyczna i jej wrogowie Autor tekstu: Piotr Napierała
Racjonalista
powinien być świadomy niebezpieczeństw grożących
wolnej myśli i umieć je rozpoznawać, przy czym nie chodzi tu o zagrożenia
oczywiste jak islam, czy ataki katolików na teatry podczas „bluźnierczych"
(swoją droga, skoro ich bóg jest wszechmocny, to mogliby zostawić „karę"
jemu) przedstawień, ale także te podskórne.
Do takich podskórnych zagrożeń
zaliczyłbym konserwatywne biadolenie na upadek obyczajów, szerzącą się
przestępczość/amoralność, rozpad więzi rodzinnych itd. Są to wszytko
zawoalowane ataki na indywidualizm, racjonalizm, liberalizm i nowoczesne społeczeństwo,
ale mają większą szanse sukcesu właśnie dlatego, że nie są atakami
frontalnymi i odnoszą się niby do czegoś innego. Przykładem takiego ataku może
być artykuł
Czesława Walesy w piśmie naukowym: „Horyzonty psychologii"
(2011 tom I nr 1). Walesa jawi mi się jako człowiek, który jest
bardziej anty-naukowcem niż naukowcem i jest to typowy
konserwatywny maruda, który nie akceptuje żadnych zmian w sposobie życia,
chociaż pracuje — o ironio — dla Wyższej Szkoły Ekonomii i INNOWACJI w Lublinie, ale na przedstawione przez siebie „problemy" współczesnego
świata nie ma żadnego lekarstwa poza przemycaną miedzy linijkami religią.
Tekst jest obraźliwy wobec racjonalistów, a zwłaszcza ateistów, których
oskarża o największe nieszczęścia naszych czasów, z obwinianiem o wzrost przestępczości
włącznie,
znów nie zauważając fanatyzmu religijnego w USA czy w krajach islamskich. Nie zauważa, że poprawność polityczna chroni
religię przed jakimikolwiek dowcipami, nie mówiąc już o ostrzejszej krytyce,
bo zawsze znajdzie się ktoś, kto poczuje się śmiertelnie obrażony. Autor
nie wie lub udaje że nie wie, że przed przybyciem muzułmanów w ateistycznej
Szwecji (80% ateistów ) przestępczości prawie nie było, ani tego, że najczęściej w USA rozwodzą się wierzący Żydzi (22% małżeństw), a ateiści najrzadziej (18%),
prawdopodobnie dlatego, że nie mają oporu przed próbnym dopasowaniem
seksualnym. Walesa zapomina, że najwięcej kradzieży i więźniów jest w bogobojnych USA.
Nie widzi też, że w USA jedynie jeden promil więźniów to ateiści, zaś wśród
amerykańskich noblistów jest ich co najmniej 65%. Nietrafiony jest argument,
że w jego wyobrażeniu ateista nie ceni życia, właśnie ceni je, bo wie, że jest tylko
jedno. W tekście znajdują się
bezsensowne twierdzenia, że na dzisiejszym Zachodzie seks wiąże się ze śmiercią,
lub jest jej „ideologicznie przedstawiony" choć nie wyjaśnia o co mu właściwie
chodzi. Prawdopodobnie chodzi tu, o stare bajania, że służyć on winien
jedynie prokreacji. Dalej Walesa pisze, że nowoczesne techniki są przejmowane
przez wojsko i służą do zabijania, zatem mamy zrezygnować z techniki? Pisze,
że przeludnienie jest fałszywym problemem prasowym, tymczasem na świecie 1 mld
ludzi nie ma dziś wystarczającej ilości wody i jedzenia, choć Zachodu to
akurat nie
dotyczy.
Dalej nasz maruda pisze, że szerzy się obecnie narkomania i przestępczość, ale
nie wspomina czy XIX
-wieczne opium w Chinach, powszechne pijaństwo w Europie, ulice dickensowskiego Londynu, były
lepsze. Pisze, że w pracy króluje niepotrzebny stres, ale wydaje się być całkowicie nieświadomy,
że tak niedawno szkoły i fabryki przypominały koszary; z wojskowym, a często
więziennym drylem… Pisze o pogardzie wobec „ludzi nieużytecznych". Ja widzę wszędzie
podjazdy dla inwalidów, olimpiady dla niepełnosprawnych, zapomogi i nowe
przepisy wskazujące na radykalną zmianę myślenia. Pisze nasz Czesław Walesa o konfliktach religijno-etnicznych, że to etnos, a nie religia
powodują spory, choć Koran pisze explicite o zabijaniu niewiernych i dominacji
nad światem, a i w Biblii są podobne kwiatki, zaś duchowni wszystkich religii
nieustanie podżegają do nienawiści. Nie dostrzega oczywiście tego o czym pisał Christopher Hitchens,
że dziś prasa i rządy wyciszają aspekt religijny sporów, przedstawiając je
raczej jako spory czysto etniczne. Walesa straszy ateizmem i komunizmem, zapominając, że ateizm sowiecki nie był racjonalistyczny, lecz
quasi-religijny — dogmatyczny, a dogmatyzm przeczy dyskusji i racjonalizmowi.
Nie było natomiast społeczeństwa w historii, które cierpiało na „nadmiar
racjonalizmu" jak to kiedyś wyraził Sam Harris. Autor pisze o „łatwiźnie
życiowej" racjonalistycznego zachodu — no tak, człowiek powinien się
przecież umartwiać itd.:)
Religię uważa ten autor za czynnik dowartościowujący
człowieka, ja widzę ją jako sposób na niemyślenie, unikanie logiki i rezygnację z głębokiego przeżywania rzeczywistości. Autor przestrzega przed
zabobonami, i New Age'm, ale w okrytych patyną tradycji bredniach nie
dostrzega żadnych zabobonów. Jak to konserwa, podkreśla też szkodliwość
Internetu, oczywiście net może być szkodliwy, ale chyba jednak jego zalety
przeważają.
Walesa rzecz jasna pisze również o zanikaniu sfery sacrum, tak jakby tylko Jahwe mógł
być obiektem tej sfery, nie np. sztuka, nauka i świecka kultura. Religia nie
jest już dziś potrzebna, swoją rolę odegrała i wyczerpała swój ładunek
innowacyjności i ulepszania świata. Religia wprowadza niepotrzebne podziały
społeczne, dzieląc ludzi na wiernych i heretycko-ateistyczne quasi-bydło. Autor krytykuje
sieczkę w TV, na co ja odpowiem, że dawniej sieczka płynęła tylko z ambon, a dziś widz może zmienić kanał.
Jedyne w czym się zgadzam z Walesą , to, że wychowanie jest ważne i pomaga
dzieciakom odnaleźć się w dzisiejszym świecie; jednak na tak wysokim
poziomie ogólności ta zgoda może być myląca. W sumie tekst Walesy to strachy na lachy, stek przekłamań i półprawd służących
propagowaniu ideologii konserwatyzmu i interesów Kościoła. Jego publikacja w naukowym czasopiśmie wydaje się nieporozumieniem.
Podobne
podkopy pod liberalne współczesne społeczeństwo czyni Ryszard Legutko,
znów profesor-katolik, który udaje naukowca. Wiedzy odmówić mu nie można, ale
jej prezentacja jest nieodmiennie skażona wyznaniową stronniczością.
Podczas pisania mojego doktoratu, pt: „Kraj wolności i kraj
niewoli — brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku", cytowałem kilka razy Ryszarda Legutkę. Już wtedy
jego przemyślenia na temat wolności i tolerancji w społeczeństwie wydały mi
się mocno podejrzane. Legutko nawiązuje do mojego guru Isaiaha Berlina, twórcy
koncepcji dwóch wolności; pozytywnej (wpływanie na rządy) i negatywnej
(wolności od nadmiernej ingerencji rządu w życie codzienne
obywatela/poddanego). Legutko atakuje wolność negatywną (dla
Berlina i dla mojej skromnej osoby ta własnej jest wartościowsza), uznając ją
za „dążenie
do samotności" [ 1 ], większość swego dyskursu o wolności negatywnej oplata wokół idei
Hobbesa, Locke’a i Rousseau, mimo iż można by bez trudu znaleźć o wiele
bardziej „typowych" obrońców wolności negatywnej, takich jak choćby
wymieniani przez Berlina Jefferson i Burke. Rousseau u Berlina jest prekursorem
przede wszystkim idei wolności pozytywnej. U Ryszarda Legutki spotykamy zarzut wobec oparcia idei
wolności negatywnej na postulacie zachowania ludzkiej godności, ponieważ owo
poczucie godności nakazywałoby, jego zdaniem, raczej nie tolerować niż
tolerować pewnego typu zachowań [ 2 ]. W kwestii wolności ekonomicznej, Legutko uznaje, że rządzi się ona
innymi prawami niż np. wolność nauki czy sztuki, ponieważ rozwój nauki czy
sztuki nie musi być bardziej spektakularny w warunkach wolności niż w warunkach kontroli [ 3 ].
Większość kłopotów społecznych dzisiejszych demokracji krakowski filozof
uważa za efekt „zbytnio rozpędzonego mechanizmu wolności" i walki z dawno
już upadłą tyranią [ 4 ].
Ryszard Legutko interesuje się także problemem tolerancji, polemizując z pochodzącym od Locke’a przekonaniem, że dla sprawy wolności i tolerancji
jest lepiej jeśli państwo zajmuje się jedynie „tym co polityczne" resztę
zostawiając indywidualnym gustom jednostki, Legutko zaś uważa, że wystarczy
jeśli państwo nie narzuca swojego monopolu ideologicznego jednostce, a wtedy
może spokojnie wchodzić nawet na teren życia czysto społecznego, moralnego
czy kulturalnego nie tłamsząc tolerancji. {P:5R. Legutko, Tolerancja. Rzecz o surowym
państwie, prawie natury, miłości i sumieniu, Kraków 1997, s. 48-49 i 194-195.}
Widać wyraźną tendencję do utożsamiania myśli liberalnej przez Legutkę z filozofią stanu natury, mimo iż wigowski i liberalny punkt widzenia na państwo i społeczeństwo podzielali także i myśliciele nie wierzący w mit stanu
natury jak Hume czy Constant, więc próby zaatakowania liberalizmu z tej strony
są nieco nieprzekonujące. Podobnie nieprzekonujące i wątpliwe są
zapewnienia Legutki o braku zagrożeń dla tolerancji ze strony szkicowanego przezeń państwa
moralnie zaangażowanego opartego na doktrynie chrześcijańskiej. Legutko nie ma więc poważnych argumentów, ale
za to jest
szanowany i ceniony, więc jego katolicki atak na podstawy liberalnego społeczeństwa,
jedynego (prócz monarchii oświeconej), które chroni wolną myśl, nie powinien
pozostawać bez odpowiedzi. Racjonaliści powinni zachowywać pewną intelektualną
czujność wobec konserwatywnej pseudonauki.
Zagrożeniem dla racjonalizmu i wolnomyślicielstwa jest
także brak sprzeciwu wobec kulturowego barbarzyństwa. Mówił o tym Sam Harris, który
wspominał na wykładzie na macierzystej uczelni Richarda Dawkinsa, (który był
gospodarzem dyskusji), o swej rozmowie z doradcą prezydenta Obamy ds.
religijnych, która uważała, że jeśli jakaś społeczność okalecza swych
członków z pobudek religijnych, to należy to uszanować. Podobnie jak Harris
uważam, że istnieje pewien uniwersalny kod moralny bazujący na unikaniu
krzywdzenia, w tym okaleczeń i zadawania bólu. Postmodernistyczny relatywizm
kulturowy wydaje mi się być rażąco sprzeczny z humanizmem. Postmodernistów znakomicie przejrzeli
Alan
Sokal i Jean Bricmont, w swej książce: Modne bzdury. O nadużyciach nauki popełnianych przez
postmodernistycznych intelektualistów (Impostures intellectuelles
/ Fashionable Nonsense).
Uniwersalizmu wartości nadrzędnej jaką jest wolność
broni też, o czym z przyjemnością przekonałem się, czytając artykuły
na naszym portalu, Dirk Verhofstadt. Belgijski liberał występuje przeciw
postmodernistom postrzegającym liberalizm i wolność jako wytwór kultury
Zachodu, nie adaptowalny dla innych kultur.
Polemiści Verhofstadta i Harrisa uważają po prostu, że należy uznać
barbarzyństwo islamu i innych religii za równie prawe i prawomocne jak
zachodni liberalizm, a nawet bardziej, ponieważ na Zachodzie dominuje dziś
pogląd, że multikulturalizm oznacza zamknięcie członków poszczególnych
kultur w ich własnym getcie (zgodnie z wolą ich duchowych przywódców). Pisała o tym Melanie Philips w Londonistanie, pokazując jak doprowadza to obecnie do rozpadu społeczeństwa brytyjskiego, gettyzacji mniejszości i braku utożsamiania się młodych Sikhów czy Arabów z jakimikolwiek
brytyjskimi wartościami, tym bardziej, że elity brytyjskie nie przypominają o zasługach brytyjskiej kultury, lecz jedynie przepraszają za kolonializm. (Pamiętam
jak Korwin-Mikke skomentował przeprosiny Gerharda Schrödera za kolonializm w Kamerunie, słowami: „powinien jeszcze przeprosić za zbudowanie tam kolei" — komentarz może mocno przekoloryzowany, ale mimo wszystko wart uwagi.)
Postmodernizm nie jest
jednolitym nurtem filozoficznym, a właściwie to nawet nie jest nurtem
filozoficznym, lecz zlepkiem rozmaitych idei i opinii krytycznych wobec świata
wierzącego w linearny postęp i uniwersalne wartości. Dla mnie osobiście
postmodernizm to jedynie chwilowa zadyszka pędzącego modernizmu. Postmodernizm
faktycznie zrobił nieco dobrego — zaatakował rasizm i mizoginizm (tylko
zachodni), a także
nadmierne ambicje religii, i dlatego często liberałowie bezmyślnie przyjmują
go z dobrodziejstwem inwentarza, tymczasem
relatywizm postmodernistyczny najsilniej godzi w ideały oświeceniowe; postęp,
wolność, indywidualizm, tak więc, kiedy mówi się o postmodernizmie, warto
pamiętać, że występują przeciw niemu nie tylko konserwatyści, ale i liberałowie
jak Jan Baszkiewicz czy Neil Postman, uważający dzieło oświecenia za niezakończone,
jak i o przestrogach Miltona Friedmanna i Hitchensa o oddalaniu się świata od wolności.
Poprawność
polityczna nie ma wiele wspólnego z tolerancją. Voltaire w swoim Traktacie o tolerancji, pisał, że tolerancja, to „stworzenie pozorów wybaczenia sobie
nawzajem" — tolerancja to zgoda na to, że
ktoś inny ma prawo żyć i myśleć inaczej. Ale to wcale nie oznacza, że nie
wolno nam go krytykować, oczywiście kulturalnie i bez sadystycznej powtarzalności.
Obecnie poprawność polityczna chroni zabobony, nie chroni natomiast racjonalistów i liberałów. Wprawdzie jej główne ostrze wymierzone jest przeciw nacjonalistom i rasistom, co wynika głównie ze strachu przed powtórzeniem się wojny światowej i holocaustu, ale generalnie każdy wartościujący sąd podpada pod paragraf.
Tymczasem człowiek nie jest w stanie myśleć bez wartościowania.
By wspomóc pierwiastek racjonalny w społeczeństwie trzeba zapobiegać
bałaganowi pojęciowemu w sprawach istotnych. Podkreślam tu, że chodzi o sprawy istotne z polityczno-społecznego punktu widzenia. System edukacyjny dziś
wygląda tak, że za błędne rozróżnienie między np. storge, eros, filia i agape dostaniemy w liceum jedynkę, a nikt nie powie nam na czym polega różnica
między tolerancją a poprawnością polityczną, czy między despocją (król
Bogiem, a jego słowo prawem) a monarchią absolutną (król ma monopol na
sprawowanie władzy wykonawczej, musi jednak respektować prawa królestwa). To jak Grecy dzielili rodzaje miłości nie ma dla nas żadnego
znaczenia, tak samo jak nie ma dla nie-fachowca różnicy między deratyzacją i dezynsekcją, właściwie słowo „deszkodnikacja" czy „wybicie szkodników"
mogło by zastąpić oba. Tymczasem każdy po studiach humanistycznych powinien
pojmować różnicę między tolerancją, a poprawnością polityczną i despocją a monarchią absolutną.
Przypisy: [ 1 ] R. Legutko, Traktat o wolności, Gdańsk
2007,s. 22 [ 2 ] R. Legutko, Traktat o wolności, s.
48-49. [ 3 ] R. Legutko, Traktat o wolności, s.
56. [ 4 ] R. Legutko, Traktat o wolności, s.
66. « Humanizm (Publikacja: 23-11-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7558 |
|