|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Astronomia
Martin Gaskell nie został wyrzucony Autor tekstu: PZ Myers
Tłumaczenie: Krzysztof Achniger
Gaskell jest astronomem, który złożył podanie o pracę na
Uniwersytecie Kentucky i jej nie dostał. To nic nowego. Większość ludzi, którzy
starają się o pracę w nauce, nie dostają jej nawet, jeżeli są dobrze
wykwalifikowani — odrzuceni kandydaci podnoszą się i rutynowo szukają pracy
gdzie indziej. Nie Martin Gaskell. Gaskell pozwał uniwersytet za to,
że go nie zatrudnił, co jest czymś niespotykanym: kiedy byłem na rynku pracy,
wysłałem przynajmniej sto podań i ostatecznie zatrudniono mnie w jednym miejscu,
więc oznacza to, że ominęło mnie 99 potencjalnie lukratywnych okazji. O do
licha.
Czy istnieją jakieś regulacje dotyczące przedawnienia przy pozwach cywilnych?
Oczywiście, Gaskell posiada
szczególne predyspozycje: jest oddanym
chrześcijaninem, a jego kompleks bycia prześladowanym jest dość głęboki.
Twierdzi, że odmówiono mu przyjęcia do pracy, bo jest członkiem Kościoła
ewangelickiego. Ja twierdzę, że on po prostu wymyśla sobie tę argumentację… coś, w czym jego religia uczyniła go dość biegłym. A gazety mu w tym pomagają.
Nikt nie zaprzecza, że
astronom Martin Gaskell był przodującym kandydatem do objęcia stanowiska
dyrektora w tworzonym obserwatorium Uniwersytetu Kentucky w 2007 — aż do czasu
gdy jego publikacje dotyczące ewolucji wyszły na jaw.
Błąd. Ja zaprzeczam. Przodujący kandydat, to taki, któremu
składa się ofertę, a nie odwrotnie — tożsamość przodującego kandydata zmienia się w ciągu
procesu kwalifikacyjnego. Można mówić o „wiodącym kandydacie", gdy popatrzy się
na listy motywacyjne i CV; będziesz miał prawdopodobnie różnych „wiodących
kandydatów", gdybyś miał szansę przeczytać wszystkie listy rekomendacyjne;
zmieni się on, gdy odbędziesz rozmowę kwalifikacyjną przez telefon; zmieni się
ponownie, gdy przeprowadzisz taką rozmowę na kampusie; i zmieni się po raz
kolejny, gdy komitet będzie rozstrzygał w dyskusji przed podjęciem
ostatecznej decyzji. To się zawsze zdarza. Narzekanie, że podczas procesu
zbierania faktów, jakieś fakty rzeczywiście się pojawiają jest po prostu
śmieszne.
Jestem w trakcie (pewnie bliżej końca) poszukiwania członka
wydziału tutaj na UMM, więc wiem, o czym mówię. Nie ma znaczenia fakt, że
Gaskell był odpowiednio wykwalifikowany do zajęcia wspomnianego stanowiska, gdyż
większość kandydatów była prawdopodobnie równie dobra; czynienie zobowiązań
dotyczących zatrudnienia jest poważną sprawą, która wymaga rozważenia wielu
czynników, również tych subiektywnych, dotyczących danej osoby, zatem nie można
zwyczajnie narzekać że ktoś został odrzucony. Słuszne jest sprawdzanie, czy nie
ma systematycznej stronniczości, ale Gaskell nie może się na to powołać.
Twierdzi, że nie został zatrudniony ponieważ jest chrześcijaninem.
Nie wierzę w to. Nie ma
przykładów dyskryminowania dominującej w tym kraju religii i Gaskell o tym wie. Jeżeli przeczytacie jeden z dokumentów
dotyczących jego wierzeń, przejdźcie do samego końca, gdzie znajdziecie długą
listę organizacji religijnych Gaskella takich, jak ASA, Affiliation of Christian
Biologists, Christian Engineering Society itd. itp. Wygląda na to, że bycie
chrześcijaninem nie jest uważane za atak przeciwko możliwości bycia naukowcem
lub inżynierem.
To, że niektórzy chrześcijanie zajmują się nauką, nie ma
nic wspólnego z tym, że są w mniejszości i że muszą się mierzyć z nierównym
traktowaniem, gdy starają się o pracę. Niemniej jednak bycie chrześcijaninem, to
nie tak, jak bycie kobietą: to nie jest coś oczywistego, co nie ma żadnego
wpływu na kwalifikacje. Nie pytamy kandydatów, do którego kościoła chodzą, a jeżeli o tym wiemy, to i tak nas to nie obchodzi (nawet ja, arcy-ateista, nie będę
zaskoczony, jeżeli wymknie ci przyznanie, że chodzisz do kościoła). Gaskell będzie musiał
wykazać, że komitet badawczy był choćby w najmniejszym sensie przeciwny
zatrudnianiu chrześcijanina i nie uda mu się tego dokonać. Dlaczego? Ponieważ z jego CV wyłania się oczywisty Problem, problem pisany przez duże P i wszystkie
wątpliwości związane z jego zatrudnieniem dotyczyły właśnie tego problemu, a nie
tego, że chodzi do kościoła.
Gaskell zaprzecza ewolucji. Należy do wyznawców
kreacjonizmu starej ziemi; jest teistycznym ewolucjonistą, który patrzy
przychylnym okiem na Inteligentny Projekt.
Wynika to ewidentnie z jego publicznej obrony Księgi
Rodzaju, w której rozwodzi się nad nieprawdopodobnymi racjonalizacjami
metaforycznych interpretacji. To jest facet, który mówi: „Jest prawdą, że
istnieją poważne naukowe problemy w teorii ewolucji (dobrze, bo wtedy wielu
biologów i geologów zostałoby bez pracy) i że te problemy są większe niż
zazwyczaj się je opisuje we wstępach do kursów geologii czy biologii", a następnie udziela poparcia Joshowi McDowell, Phillopowi Johnsonowi, Harunowi
Yahyi, Hugh Rossowi i interpretacji dnia jako epoki w Księdze Rodzaju, tak jakby
ich w jakiś sposób nie dotykały te „problemy".
Istnieje różnica między akceptowaniem teorii, która nie
jest kompletna, jak ewolucji, a zbiorem stukniętych pomysłów, które są sprzeczne z dostępnymi dowodami, tak jak rozmaite oblicza kreacjonizmu, które promuje
Gaskell. To podważa jego zdolność naukowego myślenia i to jest uzasadniony
powód, aby go nie zatrudniać.
Zapisy pokazują, że to, o czym ludzie dyskutowali, nie
dotyczyło wyłącznie jego religii, ale sposobu, w jaki religia wpływała na jego
pracę jako naukowca i efektu zatrudnienia kogoś z tak
dwuznacznymi poglądami w stanie, który już próbuje przezwyciężyć wstyd związany
goszczeniem Muzeum Kreacjonizmu. Są to ważne wątpliwości. Jest również faktem,
że gdy zatrudniamy kogoś, chcemy mieć człowieka, którego umiejętności możemy
respektować jako koledzy, a Gaskell nie był tutaj w najlepszej pozycji. Jeden z członków wydziału, który przeglądał sprawę określił to bardzo dobrze:
Inna profesor geologii,
Shelly Steiner, napisała, że UK [Uniwersytet Kentucky] tak samo nie powinien
zatrudniać astronoma sceptycznego wobec ewolucji, jak „biologa
wierzącego, że słońce kręci się wokół Ziemi".
I to jest kwestią zasadniczą. Wcale nie byłbym zaskoczony,
gdyby Gaskell był wyjątkowo kompetentny w bardzo wąskiej dziedzinie swojej
astronomicznej pracy, ale wydział nie zatrudnia ludzi do wykonywania tylko jednej
rzeczy, a sam Gaskell wyraźnie twierdzi, że nie zamknie się tylko w swojej
dziedzinie… i niestety jest równie jasne, że jest zagubionym ignorantem, jeżeli
chodzi o wszystkie inne przedmioty, o których ochoczo pouczał.
« Astronomia (Publikacja: 20-12-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 765 |
|